Leżałam zwinięta w kłębek pod jednym z Czterech Drzew. Tutaj zginął ten głupiec Kamienny Pazur i ta marna królowa z Klanu Nocy. Było ta tak dawno temu, a nadal czuję zapach ich krwi lejącej się po ziemi tuż obok miejsca, w którym odpoczywam. Mogłam mu pomóc i wypełnić moją obietnicę. Może wtedy nie musiałabym tutaj tak samotnie siedzieć i kryć się przed wzrokiem wojowników i ich klanów.
Nagle usłyszałam szelest. Podniosłam się z ziemi i wspięłam na drzewo, aby obserwować intruza z góry. Po chwili na polankę wszedł duży, brązowy kocur. Wyglądał na bardzo starego. Zaczęłam ustawiać się w jak najwygodniejszej pozycji do ataku.
- Co tym osiągniesz? - odezwał się kot. Zachwiałam się. Skąd wiedział, że tu jestem? Zeskoczyłam na ziemię i stanęłam przed starcem.
- Kim jesteś? - spytałam nieufnie. Kot przymrużył oczy.
- Nazywam się Dająca Dusza, choć możesz mnie nazywać też Dającym Życie - przedstawił się kot. - Ty jesteś Pomarańczowa Stopa.
- Skąd znasz moje imię? - syknęłam wysuwając pazury. Kot nawet nie drgnął.
- Klan Gwiazd naznaczył cię jako przeklętą wojowniczkę, dla której nawet Miejsce, Gdzie Brak Gwiazd byłoby zbyt dobrym miejscem.
- A ty jesteś pewnie ich wybrańcem, dla którego przodkowie szykują miejsce lidera Klanu Gwiazd - prychnęłam pogardliwie. Staruszek się zaśmiał.
- Być może - mruknął. - Klan Gwiazd stworzył mnie do wielkich rzeczy. Jak każdego wojownika.
- Czyli idąc twoim rozumowaniem ja też zostałam stworzona do "wielkich rzeczy" - mruknęłam z lekkim zadowoleniem. Ten staruszek był zabawny.
- Zależy jak chcesz to rozumieć - powiedział. - Nie będę ci zabierał wiecej czasu, jeszcze kiedyś przyjdzie nam się spotkać.
Kot odwrócił się i wyszedł. Dziwne, nie miałam najmniejszej ochoty pobiec za nim, zaatakować czy coś... Usiadłam tylko po środku polanki i spojrzałam z niepokojem na swoje przednie łapy. Te pazury zabiły tyle kotów, które śmiały się do mnie zbliżyć... Ale nie jego.
- Zależy jak chcesz to rozumieć - powiedział. - Nie będę ci zabierał wiecej czasu, jeszcze kiedyś przyjdzie nam się spotkać.
Kot odwrócił się i wyszedł. Dziwne, nie miałam najmniejszej ochoty pobiec za nim, zaatakować czy coś... Usiadłam tylko po środku polanki i spojrzałam z niepokojem na swoje przednie łapy. Te pazury zabiły tyle kotów, które śmiały się do mnie zbliżyć... Ale nie jego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz