Przytuliłam się do Onyksowego Łowcy. Poczułam się szczęśliwa, ptaszki trzepotały w mym sercu. Spojrzałam na kociaków i machnęłam wzywająco ogonem, jakbym chciała, żeby do mnie podeszły. Kiedy to zrobiły, przytuliłam je do siebie prawą łapą.
– Dziękuję...– Szepnęłam i liznęłam każdego z nich między uszami. Jednak nagle podniosłam wysoko głowę i spojrzałam w stronę obozu. Czułam się źle.– Idziemy do domu.– Wyskoczyłam z miejsca i pobiegłam tam, jednak się zatrzymałam. W moje nozdrza wpadł cudzy zapach.
Onyksowy Łowca podszedł do mnie.
– Coś się sta...– Nie dokończył zdania, kiedy ja go uciszyłam.
– To Klan Nocy...
– Co?!
Zamknęłam jego pysk łapą. Dziwne, tak jakbym ja dominowałam nad sytuacją. "Czego im potrzeba?" pomyślałam i najciszej jak mogłam podążyłam za zapachem. Są! Dwie grupy kotów, nagle się rozdzielają. Czego oni tu szukają? Spojrzałam na Onyksa pytającym wzrokiem. Wyglądał na zmartwionego.
– Boisz się.– Powiedziałam chłodnie i zabrałam się na drzewo, po czym zaczęłam ich obserwować. Onyksowy wpadł na pomysł, by wziąć kociaki ze sobą do obozu. Czekaj... Co?!
– Onyks!– Ryknęłam cicho i przypadkowo spadłam z drzewa. Na szczęście, byłam nie aż tak wysoko, by sobie złamać żebra. Ale łopatka mnie bolała, to fakt.
Gdy prawie nie czułam bliskiego zapachu, poszłam do obozu. Jeżeli oni mają zamiar tam pójść... Nie, nie! Przecież my niczego nie zrobiliśmy!
Ciężko dysząc, doszłam tam. Czarny kocur chciał zabić mojego syna! Zaryczałam i błysnęłam moimi fioletowymi oczami. Prawie płakałam.
– Ruda Łapo!– Krzyknęłam. Nagle Onyksowy Łowca naskoczył na owego kota. To się okazał Czarna Gwiazda. Poczułam od niego moc Gwiezdnych kotów...
Patrzyłam na scenę, ale potem przypomniałam o kociaku. Podeszłam do niego i przytuliłam do siebie, oczy łzawiły. Auć, łopatka...
– Gdzie jest reszta?!– Zapytałam rudego kociaka.
– Są w żłobku...
Zostawiłam kociaka i pobiegłam tam. Na szczęście, koty Klanu Nocy jeszcze nie zdążyły tu dojść. Westchnęłam i oparłam się o ściankę bokiem. Byłam wykończona i obolała, potrzebowałam pomocy medyka. Gdzie jest Zakrzywione Oko?...
– D-Dlaczego...– Szepnęłam sama do siebie.– M-My... My niczego złego nie zrobiliśmy...
Odwróciłam się z bólem i poszłam do "pola walki" Onyksowego Łowcy i Czarnej Gwiazdy. Zauważyłam szarego kociaka i czarnego kocura, wbijającego w łopatki rudego pazury. Nie, nie pozwolę na to!
Skoczyłam na lidera Klanu Nocy, kiedy nagle upadłam na ziemię, przez ból, przeszywające całe ciało. Jednakże, pociągnęłam do przodu łapy i podrapałam go w łapy. Wstałam i oparłam się na tylnie łapy, tak jakbym była jaguarem, i odepchnęłam lewą łapą Czarnego z Onyksowego. Nagle...
Poczułam, jakby wszystkie rany zniknęły. Nic nie bolało. jedyne, co widziałam, to aksamitną czerwień jako tło. I głos. Głos ukochanego mi kota.
– O... Nyks...– Ciemność.
krótko o Ametystowej w tym opu
Gdy prawie nie czułam bliskiego zapachu, poszłam do obozu. Jeżeli oni mają zamiar tam pójść... Nie, nie! Przecież my niczego nie zrobiliśmy!
***
Ciężko dysząc, doszłam tam. Czarny kocur chciał zabić mojego syna! Zaryczałam i błysnęłam moimi fioletowymi oczami. Prawie płakałam.
– Ruda Łapo!– Krzyknęłam. Nagle Onyksowy Łowca naskoczył na owego kota. To się okazał Czarna Gwiazda. Poczułam od niego moc Gwiezdnych kotów...
Patrzyłam na scenę, ale potem przypomniałam o kociaku. Podeszłam do niego i przytuliłam do siebie, oczy łzawiły. Auć, łopatka...
– Gdzie jest reszta?!– Zapytałam rudego kociaka.
– Są w żłobku...
Zostawiłam kociaka i pobiegłam tam. Na szczęście, koty Klanu Nocy jeszcze nie zdążyły tu dojść. Westchnęłam i oparłam się o ściankę bokiem. Byłam wykończona i obolała, potrzebowałam pomocy medyka. Gdzie jest Zakrzywione Oko?...
– D-Dlaczego...– Szepnęłam sama do siebie.– M-My... My niczego złego nie zrobiliśmy...
Odwróciłam się z bólem i poszłam do "pola walki" Onyksowego Łowcy i Czarnej Gwiazdy. Zauważyłam szarego kociaka i czarnego kocura, wbijającego w łopatki rudego pazury. Nie, nie pozwolę na to!
Skoczyłam na lidera Klanu Nocy, kiedy nagle upadłam na ziemię, przez ból, przeszywające całe ciało. Jednakże, pociągnęłam do przodu łapy i podrapałam go w łapy. Wstałam i oparłam się na tylnie łapy, tak jakbym była jaguarem, i odepchnęłam lewą łapą Czarnego z Onyksowego. Nagle...
Poczułam, jakby wszystkie rany zniknęły. Nic nie bolało. jedyne, co widziałam, to aksamitną czerwień jako tło. I głos. Głos ukochanego mi kota.
– O... Nyks...– Ciemność.
krótko o Ametystowej w tym opu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz