Tylko Cierń zdawała się być niewzruszona; z ponurym wyrazem pyska wpatrywała się w przestrzeń, zapewne pogrążona w głębokiej zadumie; kilka uderzeń serca później rozpromieniła się (na tyle, na ile kotka jak ona jest w stanie) i skierowała swe chłodne oczy ku Czernidłakowi.
— Już wiem. — Wojowniczka wypowiedziała te słowa z taką determinacją, że kocur stracił chęci do jakichkolwiek kłótni z nią. Poruszył tylko uszami, unosząc jedną brew w górę, tym samym dając jej znak do mówienia.
— Wcześniej znaleźliśmy sarnę, potrąconą przez potwora. Była prawie zjedzona; małe zwierzątko nie poradziłoby sobie z tak ogromną zdobyczą. Musi to być duże, padlinożerne zwierzę. Do tego te zniknięcia; nigdy nie było żadnych śladów zapachu. A krew na drzewie? To też nie mógł być przypadek.
— Co masz na myśli? — Zmarszczył nos, przechylając głowę.
— Idę o zakład, że to będzie jakiś ptak. — Cierń poruszyła się, prostując na moment łapy i wysuwając pazury.
Na te słowa Żagnica podniósł się z ziemi i otworzył pysk, z zamiarem powiedzenia czegoś, jednak grzybowy był szybszy:
— W takim razie musimy działać — stwierdził, lustrując wzrokiem pozostałą część patrolu. — Teraz pozostaje nam tylko wymyślić, jak go zwabić.
— Nie znajdziemy go, to oczywiste — prychnął Żagnica, ogonem smagając powietrze. — Myślicie, że dlaczego tak długo się przed nami ukrywał?
— Myśl tak dalej, powodzenia — uciął Czernidłak, odwracając się tyłem do kocura.
— One jedzą dużo mięsa, tak? — Cichy, znajomy głos dotarł do uszu czarno-białego. — Jeśli się nie mylę, to możemy skusić go jakąś padliną. Kto wie, może przyleci? — zasugerował niepewnie Puma, nerwowo poruszając wąsami.
Zwiadowca pokiwał głową w zamyśleniu.
— Tylko musimy się dobrze schować — wtrącił zaniepokojony Topola. — Bo inaczej i nas porwie!
— Skoro już mamy pomysł, to czas go przetestować. Zobaczymy, czy teoria Cierń jest prawdziwa.
— Oczywiście, że jest, tępaku — żachnęła się kocica, z dumą unosząc łeb. — Nie jestem na tyle durna, żeby kłamać!
~~*~~
Zaraz po tym, jak ustalili co zrobić, wspólnie udali się na patrol, aby zdobyć przynętę na ich mięsożernego ptaka. Każdy złapał po jednym większych rozmiarów żyjątku, by mieć pewność, że ich zdobycz nie pozostanie niezauważona i razem udali się w głąb terenów Owocowego Lasu, aby znaleźć odpowiednie miejsce na rozłożenie ofiar.
W pewnej chwili, gdy minęli kolejne pnie drzew, Czernidłak zatrzymał się gwałtownie, odwracając w kierunku reszty patrolu.
— Tu powinno być dobrze — rzucił, wskazując białymi paliczkami na skrawek wyjątkowo soczystej trawy.
Cierń kiwnęła łbem, niechętnie kładąc martwą wiewiórkę we wskazanym przez Czernidłaka miejscu, a w jej ślady ruszyli również Puma, Żagnica oraz Topola; chwilę później przed nimi piętrzyła się już niezła sterta zwierzyny, która na pewno nie mogła umknąć uwadze ich oprawcy.
— To co teraz? — zapytał Topola, rzucając Czernidłakowi krótkie spojrzenie.
Zwiadowca rozejrzał się dokoła, chwilę później zbliżając się do, oddalonego o kilka lisich długości od nich, krzewu.
— Teraz czekamy — odparł, nie patrząc na młodszego. — Schowamy się tutaj.
— Bez sensu — skomentował Żagnica, marszcząc nos.
Grzybowy zignorował jego wypowiedź, kryjąc się wśród gęstych liści; kątem oka dostrzegł, jak reszta patrolu siada przy nim.
— Uważaj! — syknęła Cierń, ze złością patrząc na Pumę. — Siedzisz mi na ogonie, ty wronia strawo!
Stróż zrobił wielkie oczy, odsuwając się nieco od wojowniczki i poruszając nerwowo wąsami.
— Uspokój się — warknął w jej kierunku Czernidłak. — Jeśli coś ci nie pasuje, to w każdej chwili możesz wrócić do obozu; nikt cię tu nie trzyma.
Kocica pokręciła łbem, ze złością mrucząc coś o mysich móżdżkach, jednak nie odezwała się już więcej.
Czekali. I tak właściwie na tym można by było zakończyć opis ich poranka, bo przez kilkadziesiąt wyjątkowo długich uderzeń serca w milczeniu obserwowali stertę padliny. Tak długo, że Czernidłak odnosił wrażenie, jakoby zaraz miały odpaść mu łapy; zdrętwiałe, skulone i obolałe kończyny nie umilały kocurowi czasu oczekiwania.
I w pewnej chwili, gdy słońce było już w połowie swej wędrówki po nieboskłonie, do uszu zwiadowcy dotarł świst przecinanego powietrza, a dziwna, nieznana mu dotąd woń wypełniła jego nozdrza. Grzybowy uniósł łeb do góry, aby jego oczom ukazał się ogromny, brązoworudy ptak. Szyja stworzenia była długa, nieznacznie wygięta; rdzawe pióra zaś poruszały się lekko na wietrze, a ciemne oczy błyszczały złowrogo. Czernidłak poczuł, jak reszta patrolu spina się, również zauważając tajemniczą istotę. Oddech zwiadowcy przyspieszył i kocur poczuł, jak serce bije mu mocniej ze strachu. A więc Cierń się nie myliła.
Ptaszysko obniżyło lot i, trzepocząc skrzydłami, wylądowało tuż obok padliny. Wzrokiem zlustrowało otoczenie, a następnie pochyliło się, zanurzając dziób w jeszcze stosunkowo świeżym mięsie. Wzięło pierwszy kęs, potem drugi, trzeci… Dopiero po dłuższym czasie uniosło szyję znad mięsa i, po krótkim oczyszczeniu piór, rozprostowało skrzydła i w podskokach ruszyło przed siebie. Przebiegło tak kilka metrów, aby po chwili znów wzbić się w powietrze. Kilka uderzeń serca po tym, Czernidłak dał znak reszcie patrolu, aby udali się za nim. Jeśli chcieli odnaleźć siedzibę ptaka, musieli się zdecydowanie pospieszyć. Toteż z wysoko zadartymi głowami ruszyli za stworzeniem, starając się nie zgubić go z oczu. Minęli Rozlewisko, a później skręcili gdzieś w prawo. Zatrzymali się na moment, aby rozejrzeć się i dokładnie w tej samej chwili zza zarośli wychynęła jasna głowa, należąca do, rzecz jasna, Żmii. Czernidłak skrzywił się, robiąc krok w tył.
— Co tu robisz? — syknął.
Kocica przewróciła oczami, ogonem smagając powietrze.
— Myślę, że to dość oczywiste.
Grzybowy uniósł brew, z wyczekiwaniem wpatrując się w wojowniczkę.
— Och, poluję! Poluję, mysi móżdżku! A wy?
— My…
— Właśnie gonimy ogroomnego ptaka! — Topola rozłożył łapy, starając się pokazać niebieskiej wielkość zwierzęcia. — Cierń wymyśliła, że to on jest sprawcą całego zamieszania, więc zostawiliśmy na niego przynętę, aż w końcu przyleciał! A teraz go gonimy, bo zaraz nam ucieknie!
Czarno-biały posłał młodszemu zirytowane spojrzenie, jednak nie zaprzeczył jego słowom. Cierń poruszyła wąsami, odsłaniając zęby.
— Nie wymyśliłam, tylko wiedziałam! — prychnęła.
Żmija przęstąpiła z łapy na łapę.
— Chcę go zobaczyć. Inaczej uznam, że kłamiecie. — Uśmiechnęła się złośliwie.
— Nie…
— Nie mamy czasu — wtrącił niepewnie Puma, odwracając pysk.
Czernidłak westchnął, jednak ruszył na przód. Niebieska kocica podążyła za nim.
Po krótkiej wędrówce drzewa zaczęły ustępować połaciom zielonej trawy, na powrót odsłaniając ptaka.
— Uh… wygląda… wygląda jak sęp — mruknęła Żmija, oszołomiona widokiem stwora.
— Skąd niby wiesz?
— Sęp? Co to takiego? — zapytał Topola, z zaciekawieniem przyglądając się wojowniczce.
— Moja matka interesowała się nie tylko gatunkami węży, ale także drapieżnymi ptakami, więc znam się na rzeczy — odparła kotka, dumnie zadzierając łeb. — A sępy to takie padlinożerne ptaki, w sumie są strasznie głupie.
Nie minęło wiele czasu, a rzekomy sęp ponownie zniknął im z oczu, toteż kotom pozostało tylko brnięcie przed siebie, z nadzieją na odnalezienie siedliska ptaka.
~~*~~
Wreszcie dotarli do miejsca, w którym unosiła się intensywna woń sępa, przedtem pozostawiona przez niego przy przynęcie. Wokół otaczały ich pojedyncze głazy, a teren stawał się coraz to bardziej nierówny, poprzecinany nagłymi wzniesieniami lub wręcz przeciwnie; znikąd nagle pojawiały się szerokie doły, jakby tylko wyczekując, aż jakiś kot zagapi się i połamie sobie kark, wpadając do nich. Mimo, iż dokładnie rozejrzeli się w poszukiwaniu ptaszyska, nigdzie nie było po nim ani śladu, co napawało patrol niepokojem.
— A co, jeśli to on zastawił na nas pułapkę i zaraz nas zaatakuje? — zapytał Topola, rozglądając się na boki ze strachem.
— Nie gadaj głupot — prychnął Żagnica, dumnie wypinając pierś. — Jak dla mnie to może teraz nawet przylecieć; pokonałbym go z zamkniętymi oczami!
— Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę — wtrąciła się Cierń. — Prędzej wpadłbyś do którejś z tych dziur.
Wojownik już otworzył pysk, aby odpowiedzieć kocicy, jednak Czernidłak wstał z ziemi, przerywając ich dyskusji.
— Dalsze poszukiwania nie mają sensu. Lepiej wracajmy do obozu, aby powiadomić o wszystkim Sówkę.
Puma wraz z Topolą przytaknęli głowami na znak aprobaty, jednak reszcie nie spodobał się ten pomysł:
— I tak wszyscy kiedyś umrzecie, więc równie dobrze możecie to zrobić już teraz, pojedynkując się z sępem; ja i Cierń w tym czasie będziemy was motywować i wspierać — parsknęła Żmija, przejeżdżając łapą po ziemi.
Grzybowy przewrócił oczami i, mimo planu wojowniczki, całą szóstką udali się z powrotem do obozu.
~~*~~
Schylił łeb, aby wkroczyć do pogrążonego w mroku legowiska lidera.
— Sówko — zaczął niepewnie, zbliżając się do mchowego posłania, na którym wypoczywała kocica. — Wiemy, kto stoi za tym… wszystkim.
Czekoladowa zmarszczyła brwi, przejeżdżając ogonem po ziemi i podnosząc się do pozycji siedzącej.
— Cierń miała teorię dotyczącą wielkiego ptaka, która okazała się prawdziwa. Żmija mówi, że to sęp.
— Czernidłaku, dokładniej proszę. Nie rozumiem, co masz na myśli.
Zwiadowca wziął głęboki wdech, poruszając uszami.
— No więc… siedzieliśmy w obozie, gdy, jak już mówiłem, Cierń wpadła na pewien pomysł; uznała, że to sęp ukradł ciało Przebiśniega i tak właściwie stoi za wszystkimi złymi wydarzeniami, jakie ostatnio miały miejsce. Chociaż nie byliśmy co do tego przekonani, postanowiliśmy poddać jej teorię próbie… — Przerwał na moment, odwracając wzrok. — Upolowaliśmy dużo różnego rodzaju zwierzyny i zebraliśmy ją na stosie, a potem zaczailiśmy się niedaleko sterty. Po pewnym czasie przyleciał… ruszyliśmy za nim, a na swojej drodze napotkaliśmy Żmiję; wyjaśniła nam, co to za ptak. Ostatecznie dotarliśmy do miejsca, gdzie unosiła się intensywna woń sępa, ale straciliśmy go z oczu; dlatego postanowiliśmy wrócić.
Nastała chwila ciszy. Przywódczyni zdawała się dokładnie rozważać wszystkie słowa dawnego ucznia, w zamyśleniu kołysząc łbem.
— Sęp, tak? Jak wygląda? — odezwała się po chwili, spoglądając na grzybowego.
— Jest olbrzymi. Nigdy nie widziałem większego ptaka…
Sówka skinęła głową, stając na równe łapy.
— Możesz odejść, dziękuję.
Niebieskooki uśmiechnął się słabo, po czym odwrócił się na pięcie i opuścił legowisko lidera; chwilę później dostrzegł, jak przywódczyni również wychodzi, od razu wskakując na mównicę.
— Owocowy Lesie. Po długim czasie poszukiwań i trudów, udało się znaleźć sprawcę, przez którego zaginęło ciało Przebiśniega. Sprawcą okazał się wielki i drapieżny ptak, sęp, który niedaleko zrobił sobie kryjówkę. Został odkryty przez Cierń, która trafnie postawiła, że to wina innego stworzenia. Szczerze dziękuję jej patrolowi za odnalezienie sprawcy, który od tak długiego czasu nękał nas swoją zagadką – zamilkła na chwilę i spojrzała na siedzących nieopodal członków Owocowego Lasu, zamieszanych w odkrycie ptaka. – Potrzebujemy kotów, które byłyby chętne do akcji odzyskania szczątków naszego pobratymca, ale też wypędzenia sępa z naszych terenów. Kotów potrzebujemy sporo, nie wiemy jak silny jest sęp. Udamy się na miejsce za parę wschodów słońca, wcześniej poznamy tereny gdzie przebywa ptak, jednak z ukrycia i bez zbliżania się – zaznaczyła. – Koty chętne do wzięcia udziału poproszę o zgłaszanie się. Potrzebna jest każda para łap i z góry jestem wdzięczna za wasze chęci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz