BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Jeszcze podczas szczególnie upalnej Pory Zielonych Liści, na patrol napada para lisów. Podczas zaciekłej walki ginie aż trójka wojowników - Skacząca Cyranka, która przez brak łapy nie była się w stanie samodzielnie się obronić, a także dwoje jej rodziców - Poranny Ferwor i Księżycowy Blask. Sytuacja ta jedynie przyspiesza budowę ziołowego "ogrodu", umiejscowionego na jednej z pobliskich wysp, którego budowę zarządziła sama księżniczka, Różana Woń. Klan Nocy szykuje się powoli do zemsty na krwiożerczych bestiach. Życie jednak nie stoi w miejscu - do klanu dołącza tajemnicza samotniczka, Zroszona Łapa, owiana mgłą niewiadomej, o której informacje są bardzo ograniczone. Niektórym jednak zdaje się być ona dziwnie znajoma, lecz na razie przymykają na to oko. Świat żywych opuszcza emerytka, Pszczela Duma. Miejsce jej jednak nie pozostaje długo puste, gdyż do obozu nocniaków trafiają dwie zguby - Czereśnia oraz Kuna. Obie wprowadzają się do żłobka, gdzie już wkrótce, za sprawą pęczniejącego brzucha księżniczki Mandarynkowe Pióro, może się zrobić bardzo tłoczno...

W Klanie Wilka

Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja eventu Secret Santa! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 15 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

30 kwietnia 2021

Zgromadzenie!

Dnia 30 kwietnia (piątek) o godzinie 18:30 odbędzie się zgromadzenie! Liderów i opiekunów klanów prosimy o uzupełnienie listy.

KLAN BURZY
Piaskowa Gwiazda
Orlikowy Szept
Jeżowa Ścieżka
Sierpówkowa Łapa

Miodowy Obłok
Jałowcowy Świt
Wiewiórczy Pazur
Drżąca Ścieżka
Dziki Gon
Borówkowa Mordka
Burzowa Noc
Słonecznikowa Łodyga
Splątana Łapa
Kamienna Łapa
Koperkowa Łapa
Szczypiorkowa Łapa
Wilcza Łapa


KLAN KLIFU
Lwia Gwiazda
Miętowy Strumień
Firletkowy Płatek
Bursztynowy Pył
Bluszczowa Łapa

Koperkowe Futro
Tańcząca Pieśń
Mysi Krok
Zgubiona Dusza
Koguci Krzyk
Śnieżna Zamieć
Słoneczna Polana
Droździa Łapa
Fałszywa Łapa 
Aroniowa Łapa
Prędka Łapa
Falująca Łapa
Kalinkowa Łapa
Orla Łapa
Rysia Łapa
Srocza Łapa
Górska Łapa


KLAN NOCY
Jesionowa Gwiazda
Zbożowy Kłos
Mglisty Sen
Smutna Cisza
Kacze Pióro

Borsuczy Warkot
Wieczornikowe Wzgórze
Królicze Serce
Zbożowe Pole
Malinowy Pląs
Jabłkowa Bryza
Orzechowy Zmierzch
Kurkowa Pieśń
Niezapominajkowy Sen
Krucze Futro
Bezchmurna Łapa
Żabia Łapa

KLAN WILKA
Wróblowa Gwiazda
Borsuczy Krok
Potrójny Krok
Deszczowa Łapa

Leszczynowa Bryza
Modrzewiowa Kora
Pierzasta Mordka
Słoneczna Myśl
Dymne Niebo
Płonąca Waśń
Jastrzębi Cień
Skalny Szczyt
Cisowa Łapa
Świetlista Łapa
Suśla Łapa
Wiśniowa Łapa


OWOCOWY LAS


CHAT: Na discordzie

Od Bzu

 *przed mianowaniem na ucznia i ogółem wiosną*

Bez leżał do góry brzuchem. Dziś był ciepły dzień. Słońce przyjemnie grzało, rozświetlając wszystko na weselsze barwy. Mama wyprowadziła ich na zewnątrz i zniknęła gdzieś za jednym z krzaków. Zostali pod opieką Fiołek, która podobnie jak Tajfun pojawiła się w kociarni pomimo braku kociąt. Bez zerkał na nią od czasu do czasu podejrzliwie, patrząc czy ta czegoś nie kombinuje. Kotka jednak zdawała się bardziej być zajęta sobą. Myła swoje futro z niezadowoleniem na pysku i od czasu do czasu spoglądała na nich z obrzydzeniem. Bez ignorując jej spojrzenie wstał i leniwie się przeciągnął. Siostry zajęte sobą nie zwracały na niego uwagi. Mógł pójść poszukać Jeżynka czy Poziomki, ale coś ciekawszego stanęło na jego drodze.
Plama wody. Bez dotknął jej niepewnie. Była zimna. I dziwna w dotyku. Różniła się od tej z mchu. Nie zastanawiając się wiele kocurek wskoczył do kałuży. Woda rozpryskała się na cztery strony. Kocurek poczuł lepką substancje pod łapami. Uniósł jedną z nich, by odkryć, że jego łapa z białej stała się brązowa. Więc stąd się brały inne kolory futerek. Wystarczyło znaleźć odpowiednią substancję i proszę miało się śliczny nowy kolor. Bez przewrócił się na grzbiet i zaczął tarzać. Dopiero upewniwszy się, że jest cały brązowy wstał z błota. Spojrzał na swoje dzieło. Był nie do poznania! Mama pewnie będzie go szukała zmartwiona cały wieczór! Rozkokoszony i zadowolony z siebie ruszył w głąb obozu.
Teraz gdy nikt nie miał prawa go poznać mógł zinfiltrować cały obóz i pomóc wrócić Jeżynkowi i Borówkowi do żłobka. Bez otworzył pyszczek. Musiał pierw ich odnaleźć. To nie było takie łatwe jak mu się wydawało. Mnóstwo kocich zapachów unosiło się w powietrzu, a większość z nich znikała przy drzewach. Kociak uniósł łebek do góry, by spojrzeć na korony drzew. Zaskoczony dojrzał tam mnóstwo gniazd. Ale nie ptasich. Zamiast nich siedziały tam koty. Bez momentalnie zgłupiał, nie rozumiejąc co się dzieje. Nawet nie poczuł kiedy jeden z ptasich kotów zeskoczył na dół i stanął za nim. Dopiero, gdy tamten odważył się go dotknąć Bez odwrócił się w jego stronę. Spojrzał na obcego kota. Nie przypominał ptaka. Za to miał strasznie dużo różowych znaczków na futrze. Kociak dotychczas nie wiedział, że koty tak mogą. Kocur i kocurek patrzyli się na siebie jeszcze uderzenie serca. Bez wiedział, że musi coś zrobić, żeby nie zostać zabrany do żłobka. Musiał udawać dorosłego ptasiego kota. Stanął na dwóch łapkach i machając przednimi zaczął ruszać pyskiem. Spojrzał wyzywają na obcego. Nie było szans, żeby ten się zorientował, że coś tu jest nie tak. 

<Krzemień?>

Od Jesionowej Gwiazdy

Dzisiejszy dzień był w miarę spokojny. Nadal jego partnerka boczyła się o rzekomą zdradę. A on przecież jej nie zdradzał! Jak niby miał jej to udowodnić? Skoczyć z drzewa i stracić jedno z żyć? Przecież to absurdalne. Musiał znaleźć sprawcę rozsiewania plotek. Nic więc dziwnego, że kroki swe skierował do Ognistego Języka. Kocur widząc go uśmiechnął się szeroko. 
- Cześć liderze! To co? Dzisiaj będzie moje mianowanie na zastępcę? 
- Nie. Musimy porozmawiać - zaczął. 
- Jasne! Z chęcią pomogę ci przydzielić mentorów - powiedział i udał się za nim na ubocze. - To tak... Dla tego gluta z łatami to bym dał siebie. Wiesz... Jestem w końcu najlepszy! A dla tego skaczącego coś, też siebie! Poradzę sobie ze szkoleniem ich wszystkich! Zobaczysz! Udowodnię ci to! 
Załamał łapy. Przecież nie o tym chciał z nim rozmawiać. Ten jednak się tak nakręcił, że musiał poczekać, aż się zmęczy. Po wymienieniu wszystkich kociaków i przypisaniu ich do siebie, w końcu ucieszył się, gdy ten zmienił temat.
- No! To tyle! Cieszę się, że przyszedłeś z tym do mnie. - Uśmiechnął się zadowolony. - Dobra to ja będę już leciał! - pożegnał się, ale nie zdążył odejść, bo pan lider nadepnął mu na ogon, przytrzymując w miejscu.
- Chodziło mi o plotki. 
- Aaaa! To hm... Słyszałem, że Mglisty Sen ćpa ze Smutną Ciszą. - Jesionowa Gwiazda zatkał mu pysk ogonem, nie dając dokończyć. 
- Nie o to mi chodzi. Chodzi o plotki o mnie i Zbożowym Kłosie. 
- To to prawda? - Zrobił wielkie oczy. 
- Nie! - warknął czując rosnącą irytację. - Właśnie to nie jest prawda. Chcę wiedzieć, kto to wymyślił! ty? 
- Ja? Ja nie! Naprawdę! - zaczął się bronić. 
- A wiesz może kto? - dopytywał czekoladowy.
- Jak zrobisz mnie zastępcą, to z chęcią wezmę na swoje barki to śledztwo! 
Po jego trupie. Wstał i nie zaszczycając spojrzeniem Ognistego Języka, który zaczął za nim wołać, udał się w pobliże żłobka. Przypomniał sobie, że Królicze Serce miał dzieci. Może to był odpowiedni czas, aby odwiedzić maluchy? Wszedł do środka, witając się z karmicielkami. Jego wzrok padł na masę małych kociaków, które bawiły się między sobą. Nagle jeden maluch, przypadkiem potknął się i wpadł mu pod łapy.
- Hej, nic ci nie jest? - zapytał, pomagając mu podnieść się. 

<Muchomorku?>

Od Zimorodkowego Blasku cd Jaśminu

 Spacerował sobie po lesie, dziękując każdemu napotkanemu drzewu za to, że dostał takiego słodkiego syna. Mały Słodki Bąbelek Zimorodek Junior, zwany Orlą Łapą, został uczniem. Ale ten czas pędził! Prawie się poryczał ze wzruszenia. To były cudowne księżyce, gdy mógł poczuć się jak prawdziwy ojciec. Teraz jego latorośl wkraczała w dorosłe życie. Tak jakoś z sentymentu zajrzał do żłobka. To tu Kwaśny Język leżał i karmił ich maleństwo. Jednak jego wzrok szybko wyłapał, że nie był tu sam. Dwie małe istotki siedziały i wlepiały w niego swoje oczka. A gdzie ich mama? Rozejrzał się, jednak maluchy były tu same. No szczyt bezczelności! Zostawiać tak dzieci same sobie! Przecież mogło im się coś stać! Dobrze, że tu przyszedł. 
- Cześć - przywitał się z kociakami. - Jestem wujek Zimorodkowy Blask. Gdzie wasza mama? 
- A co cię to obchodzi, co? - wyrwało się do odpowiedzi kocię o dziwnym futerku. Pierwszy raz takie widział, więc chwilę mu zajęło, aby odpowiedzieć na pytanie małej. 
- No... Nie powinnyście być same.
- A właśnie, że możemy! - Jej siostra odmiauknęła. 
O rany... Co za biedne istoty. Brak im matczynej miłości. Musiał znaleźć Kwaśnego i spróbować przekonać go do adopcji. Skoro matka ich porzuciła, bo na to wskazywały słowa maleństw, to miał obowiązek się nimi zająć. 
- Ciii już spokojnie. Ja was nie zostawię. Zostanę tu tak długo jak chcecie - zaproponował, po czym usiadł obok kotek z uśmiechem. - Opowiedzieć wam bajkę? 
- Nie! Nudy! Chcemy wyjść tam! - Maluch o czekoladowych pręgach wskazał światło dnia. 
O nie. Nie mógł się na to zgodzić. Jeszcze coś ich zje. 
- Myślę, że bajka będzie lepsza na początek. A więc... Dawno temu był sobie... - nie dokończył, bo poczuł ząbki na swojej łapie. Ał! To bolało! 
- Młoda panno, proszę puścić moją łapę - powiedział do kociaka. 
- Nmpf! - To chyba była odmowa. 
Zerknął jeszcze na białą z ubrudzonym od piachu grzbietem, czy też coś kombinuję. Właśnie. Nie znał ich imion! Ciekawe czy jakieś miały. Jak nie... To z chęcią wymyśli im odpowiednie. Tą na łapie nazwie Gryzeldą Kwaśną Junior, bo gryzie. A tą drugą Obłoczkiem Zimorodkiem Junior. Tak się nad tym zaczął zastanawiać, że nie zauważył, że Gryzelda go puściła i zaczęła coś szeptać siostrze na ucho. 

<Jaśmin?>

Od Krzemienia cd Szyszki

 - Masz jakieś pytania, Krzemieniu? - spytała uprzejmie, posyłając mu uśmiech. 
Czy miał pytania? I to sporo. Ich życie różniło się diametralnie od tego jakie znał. Tutaj wszyscy się wspierali. Żyli w wspólnocie, każdy odpowiadał za swoje zadania i tym sposobem tworzyli jedność. Trudno mu było zrozumieć jak to działało. Czemu to robili, zamiast skupić się na sobie? Dawało to lepsze efekty? Na dodatek kociaki nie zaznały nigdy głodu. Są bezpieczne, a obok mają troskliwe matki, które ich pilnują. Musiał przyznać, że poczuł ukłucie zazdrości. Czemu nie mógł wychować się w również takiej społeczności? Czemu trafił na dwójkę psychopatycznych morderców? 
- I to wszystko działa tak od dawna? Nie mieliście jakichś buntów...? - zapytał.
- Oczywiście zdarzają się przypadki, które nie potrafią żyć w takiej społeczności. Mieliśmy... kiedyś taki problem. Lecz na szczęście już nas opuścił. - wyjaśniła. 
Musiał przyznać, że zaciekawił go ten "problem". Ktoś się zbuntował i odszedł? Z tego raju? Tu przecież można było żyć w spokoju, nie martwiąc się o przeżycie. Kto normalny by to zostawił? 
- Rozumiem. Tam gdzie żyłem większe grupy zabijały się nawzajem. Trudno było wykarmić kocięta, więc wiele umierało z głodu. Moja... macocha... Faworyzowała swoje młode, aby było najsilniejsze i przeżyło. Gdyby nie tata... Pewnie również bym umarł - westchnął na wspomnienie tego, jak Czermień rzucał te swoje spojrzenie na Nornice, a ona syczała, lecz dzieliła się z nimi swoim mlekiem. 
- Tutaj mało kto ginie. Mamy wspaniałego medyka, który zaradza chorobą, a dzięki pracy wojowników nie brak nam jedzenia. 
Pokiwał głową. Widział to w końcu na własne oczy. Ten stos zwierzyny. Nadal kiedy przechodził obok niego, nie mógł się napatrzeć. Czasami nawet uważał, że to sen. Dopiero zapach i smak mięsa sprawiał, że wierzył w prawdziwość tej góry. 
- Czyli teraz jako uczeń będę się uczył polować i walczyć? Umiem te dwie rzeczy. Mój tata... - zadrżał na wspomnienie tych ciężkich treningów. - Uczył mnie... tego. - Zmarkotniał. Wspomnienie swojej przeszłości nadal było ciężkie. Pomimo tego, że ojciec umarł, wspominanie go sprawiało, że czuł jego wzrok na karku. Dla pewności się rozejrzał, ale nie zobaczył ani nie usłyszał niczego niepokojącego. Za to dostrzegł wzrok Szyszki, która uważnie mu się przyglądała. 
- Przepraszam... To taki nawyk... Zapominam, że tu jest bezpiecznie. 

<Szyszko?>

Od Jastrzębiego Cienia cd Skalnego Szczytu

- To tak nie działa. Poza tym jestem zaskoczony, że w ogóle dał ci ucznia. Obyś pamiętała o królikach, bo inaczej coś ci szybko ją zagryzie. - Wypomniał jej, na co ta znowu warknęła i uderzyła ogonem o ziemię.
 - Nic jej się nie stanie! Będę wspaniałą mentorką i nauczę ją wszystkiego, czego tylko można! – oświadczyła, prostując się z dumą.
Tak... Już jej wierzył. Cieszył się bardzo z tego, że dostał swojego ucznia. Mógł teraz wyszkolić sobie podwładnego. Gorzej było z tą oto istotą, która była jego siostrą. Pewnie zepsuje to kocię i wpoi jej miłość do Płonącej Waśni. Hmpf. 
- W takim razie życzę powodzenia. Obyś wstała rano, bo wstyd by był, gdyby twoja uczennica musiała cię budzić - rzucił na odchodne. 
- Sam nie wstaniesz leniu jeden! - usłyszał jeszcze jej wrzaski. 
Nie miał teraz czasu na kłótnię. Udał się do Suślej Łapy, który z podekscytowania miauczał coś siostrą. 
- Cześć młody. Jutro zaczynamy trening. Masz jakieś pytania? - Wolał zająć się tą kwestią teraz, niż gdyby dzieciak truł mu tyłek na szkoleniu. Suseł dostrzegając mentora oczywiście wypluł z siebie mnóstwo pytań, niektórych tak głupich, że nie zamierzał na nie odpowiadać. 

***

Trening z wychowankiem był... ciężki. Miał dość. Kocur z rana już podniósł mu ciśnienie. Kiedy udali się do lasu, ten postanowił zrobić mu żart. Zniknął mu z oczu, tak jakby obchodziło go jego dobro i przyczaił. Gdy ten zaczął go szukać, ten jak nigdy nic, rzucił się na niego, udając wielkiego niedźwiedzia. No naprawdę... Godne pożałowania. 
- Nie rozumiem co w tym śmiesznego - zwrócił się do ucznia, który tarzał się ze śmiechu.
- Oj! Nie? Jesteś jakiś smutny. Chciałem ci poprawić humor.
- Raczej przestraszyć. 
- Tak! To też! Postaram się następnym razem bardziej! - zapewnił. 
Ygh... Kroczyli dalej. Oprowadzał go po terenie i żądał, aby ten się minimalnie skupił. Zamiast tego zaczął "próby" pocieszania go. Przecież nie był smutny! Cieszył się z ucznia, tylko jego zachowanie zaczęło go powoli męczyć. 
- Już cicho. - Zatkał mu pysk łapą, ponieważ usłyszał znajomy głos. - Teraz masz szansę się wykazać. - Nachylił się do ucha Suślej Łapy. - Słyszysz? - Ściszył głos, aby nikt ich nie usłyszał. Kocur zaczął nasłuchiwać i pokiwał głową. 
- Ktoś tu jest - zauważył. 
- Tak. Zrobisz im żart. 
Oczy młodzika zabłysnęły z ekscytacji. Szybko wytłumaczył mu swój plan, na co ten kiwnął głową. 
- Gotowy? - zapytał. 
- Tak. Mam czekać na sygnał. 
Jeszcze raz przytaknął, po czym skierował się w stronę głosów. Oczywiście Skalny Szczyt jak zawsze musiała być taka nieuważna. 
- Witaj, siostro. Czemu trenujesz ze swoją uczennicą tutaj? To nie słyszałaś o nowinach? 
Kocica zwróciła na niego spojrzenie. Najwyraźniej nie spodziewała się brata w tym miejscu.
- Śledzisz mnie czy jak? Nie. Nie słyszałam. A jakie to nowiny co? Kolejny królik na naszych terenach? 
- Nie. Gorzej. Dzik. 
- Dzik? Tu nie ma dzików! - miauknęła i w tym momencie pobliskie krzaki zaczęły się trząść, wydając niepokojące chrumkanie. 
Jak zawsze jego wyraz pyska pozostał niewzruszony. Gdyby był tak ekspresyjny jak większość kotów, to jego kolejny plan zostałby z łatwością przejrzany. 

<Skało?>

Od Jesionowej Gwiazdy cd Niezapominajkowej Łapy (Niezapominajkowego Snu)

 — Nie ona jedna... — wyznał, wspominając niechętnie Krucze Futro. — Jak to było z tobą i Brzoskwiniową Bryzą? Wujek mi mówił, że "kto się lubi ten się czubi", ale... nie potrafię sobie wyobrazić, żebyście tak się zachowywali... — spojrzał oczekująco na lidera. 
Och... A więc kolejny młodzik pytał go, jak to z nimi było? Pamiętał, gdy opowiadał to Króliczemu Sercu. Najwyraźniej na starość został drugim Szakłakowym Cieniem, który dawał porady miłosne. 
- Poznałem ją, gdy byłem młodszy od ciebie. Jednak nie czubiliśmy się. Raczej dobrze się dogadywaliśmy. Później zostaliśmy przyjaciółmi, a miłość sama do nas przyszła. Pamiętam, że wtedy zabrałem ją nad rzekę, aby oglądać wschód słońca. No i... też pytałem o rady. Nie znałem się na tym, ale jeden wojownik mi pomógł i nawet zachęcił do zrobienia tego kroku. 
- Naprawdę? 
Pokiwał głową. 
- Nie wyobrażam sobie związku z kimś, polegającym na wzajemnym krzywdzeniu. To musi być strasznie męczące. No chyba, że Krucze Futro cię lubi, ale boi się tego przyznać, bo martwi się, że uznasz ją za słabą. Może... Porozmawiaj z nią o tym? - zaproponował. Dla niego zawsze szczera rozmowa, była kluczem do rozwikłania problemów. 
- Jak to uznam za słabą? - zapytał kocurek.
Nie miał pojęcia jak mu to wytłumaczyć. Nigdy nie miał styczności z czymś takim. Chociaż... Może mógł dać przykład na swojej siostrze? Ona zawsze była twarda i ukazywała, że nie chcę żadnej miłości. A później? Później pękła i wylała swoje smutki mu na bark, by zagrozić, że gdy komuś o tym powie, to po nim.
- Miałem siostrę, która... no... wdała się w moją matkę. Była oschła i dystansowała się od wszystkich. Uznawałem, że nas nie lubi, więc trochę ją zaniedbałem. Lecz po kilku księżycach okazało się, że to była gra. Naprawdę była wrażliwą kotką, która cierpiała. Nie chciała jednak pokazywać tej swojej strony, ponieważ bała się, że uznają ją za słabą. W końcu... wielka Lodowy Szpon płakała? To niemożliwe! Pewnie obawiała się plotek... i różnych innych rzeczy... Może Krucze Futro wyznaję podobne zasady? - Miał nadzieję, że nieco rozświetlił spojrzenie Niezapominajka. Może rzeczywiście kotka chciała go kochać, ale się bała udowodnić to przed sobą i wszystkimi, że ma swoją delikatną stronę?

<Niezapominajkowy Śnie?>

Od Jesionowej Gwiazdy cd Kaczej Łapy (Kaczego Pióra)

 - Ja.... nie pamiętam. - spuścił głowę, spoglądając na własne łapki. - Pamiętam Zgromadzenie, ale mam urwane wspomnienia, co się stało po nim. Ten kaszel.... źle się czułem i znalazłem drogę do domu. Wcześniej chyba nie mogłem jej znaleźć. 
Spojrzał najpierw w oczy ojca, potem na matkę. 
- Dobrze wrócić do domu. 
Zrobiło mu się żal syna. Nie miał pojęcia co się stało, że się zgubił. Tyle razy był na zgromadzeniu, że założył, że zna drogę powrotną. Trzeba było tylko iść po zapachu. No i martwiło go to, że nic nie pamiętał. Będzie musiał powiedzieć o tym Mglistemu Snu. Medyczka powinna zbadać dokładniej karzełka, aby ustalić skąd mógł nabawić się amnezji. 
- Cieszymy się, że żyjesz - Polizał rudzielca po głowie, w końcu wypuszczając cały ten stres i zamartwianie się o jego dobro. 
Brzoskwiniowa Bryza przytuliła do siebie syna, nie chcąc go wypuścić. Wszyscy się o niego martwili. Dobrze, że był bezpieczny i się odnalazł. Jego ukochana została jeszcze z młodym uczniem medyka, gdy on wyszedł, aby zająć się obowiązkami. Jeszcze do niego wpadnie wieczorem i przyniesie pyszną rybę.

***

Nie miał pojęcia co się działo. Plotki dotarły chyba do niego jako ostatnie. Najpierw jego syn Jesiotrowa Łuska zaczął go unikać, a na jego widok krzywić pysk i syczeć coś pod nosem. Nie miał pojęcia dlaczego. Nawet chciał podejść do kocura i zapytać, lecz ten krzyczał, że nie zamierza z nim rozmawiać. Drugą kwestią było to, że Brzoskwiniowa Bryza zaczęła mu się bardziej przyglądać. Jemu i Zbożowemu Kłosowi. Raz udało mu się dostrzec, że gdy spędzał czas z zastępczynią, omawiając różne kwestię w klanie, ta zjeżyła futro, a jej spojrzenie wywierało w nich dziurę. Nic więc dziwnego, że musiał z nią o tym porozmawiać. Akurat miała czas wolny, więc zaprosił ją do swojego legowiska. Kocica mordowała go wzrokiem i nim otworzył pysk, aby spytać co się dzieję, ta od razu wypaliła:
- Nie zamierzam słuchać twych wyjaśnień! Jesteś draniem! To całe liderowanie uderzyło ci do głowy i teraz uważasz, że wolno ci tak ze mnie drwić?! 
Nie miał pojęcia o co chodziło. Siedział tam jak taki idiota z otwartym pyskiem. 
- Nie wiem o co chodzi... 
- Oczywiście! Teraz będziesz kłamać mi w pysk?! Przecież widzę jak na nią zerkasz! 
Musiał chwilę przetrawić zasłyszaną informację. Na kogo zerkał? Czyżby posądzała go o zdradę? To tłumaczyłoby zachowanie Jesiotrowej Łuski... Ale... On nigdy by tego nie zrobił! Kochał Brzoskwiniową Bryzę! Kto rozsiewał takie niedorzeczne plotki?! 
- Nie zdradziłem cię z nikim! Naprawdę! 
- Ach tak? A co robiła sierść twojej zastępczyni u ciebie w legowisku, co? Myślisz, że nie wiem, że z nią sypiasz?! - wydarła się, a do jej oczu napłynęły łzy. 
To zaczęło wymykać się spod kontroli. Przecież nigdy nie spał ze Zbożowym Kłosem! To absurd! Na dodatek wiedział, że jego zastępczyni woli kotki, a nie kocury, więc to było niedorzeczne! 
- Kochanie. Ona ze mną nie spała. Nie kocham jej. To są jakieś plotki! - próbował się tłumaczyć. 
- Żadne kochanie! Kręcisz! Widziałam dowód! 
Zamrugał teraz kompletnie zszokowany. Jaki dowód? Zboże nigdy nawet się do niego nie tuliła! Czym mógł być ten dowód? 
- Proszę cię. Uspokój się. Jak mi nie wierzysz zapytaj Zboż... - nie dokończył, bo kotka wcięła mu się w zdanie.
- A oczywiście, że sobie z nią pomówię! Nauczę tą wywłokę, aby nie kradła cudzych partnerów! - I z tymi słowami wyszła na zewnątrz. 
Nie miał pojęcia co w takiej sytuacji zrobić. Skąd wytrzasnął się pomysł, że zdradza Brzoskwinkę? Nie miał nigdy romantycznej styczności z nikim innym! Ktoś musiał wypuścić tą plotkę, aby ich skłócić. Ale kto? I jaki to był dowód? Wziął głęboki oddech i wyszedł na zewnątrz. Bał się, że Zbożowy Kłos zrobi coś Brzoskwiniowej Bryzie, gdy ta ją zaatakuje. Rozejrzał się za wojowniczką, lecz nigdzie jej nie dostrzegł. Za to ujrzał swojego syna - Kacze Pióro. Ostatnio udał się na spotkanie medyków i został mianowany medykiem. Musiał mu pogratulować. I tak dzisiaj raczej nie przemówi do rozsądku partnerce. 
- Kaczorku! Cześć mały. Gratulację. Zostałeś medykiem. Jak teraz się czujesz? - zapytał, próbując ukryć, że nadal się stresował tą rozmową z jego matką. 

<Kaczorku?>

Od Bluszczyka(Bluszczowej Łapy)

Udało mu się. Doczekał się dnia, w którym w końcu mógł na stałe opuścić żłobek i rozpocząć swoje szkolenie na medyka. Oficjalnie przestał być Bluszczykiem, a został Bluszczową Łapą, przez co jego pewność siebie diametralnie wzrosła. Był wyjątkowo wysoki jak na swój wiek, więc siedzenie w tym samym miejscu co niskie kociaki, zaczynało wyglądać dziwne. Nie dołowało go to, ale z perspektywy innego kota, to wszystko wydawało się dosyć zabawne. Liliowy czasami sam się z tego śmiał, choć jego matce, która dla zasady musiała z nim tam siedzieć, humor nie dopisywał. Dalej bywała smutno, chociaż van każdego wieczoru opowiadał jej jakieś miłe historyjki na poprawę samopoczucia.
Teraz jednak rutyna mu się zmieni. Był w tak dobrym nastroju, że nawet to okropnie gorące słońce, nie było w stanie zawieruszyć choć trochę jego spokojnej duszy. Samo mianowanie przebiegło wyjątkowo płynnie i bez jakichkolwiek przeszkód. Bluszcz rozglądał się za swoim bratem, jednak Sroczek nie pojawił się w zasięgu jego wzroku, a on nawet nie miał teraz czasu, by go szukać i za nim ganiać. Westchnął cicho, po czym otrząsnął się i wszedł do legowiska medyków. Od tej chwili większość życia będzie spędzał właśnie w tym miejscu.
- Dzień dobry. - Uśmiechnął się delikatnie do Firletkowego Płatka, a następnie spojrzał wyczekująco na Bursztynowy Pył. To właśnie kocur został jego mentorem i miał mu przesłać swoją całą wiedzę.
Młody pierwszy raz od dawna poczuł się niecierpliwy. Naprawdę chciał już wiedzieć wszystko, choć etap zdobywania wiedzy będzie zapewne długi, aczkolwiek liliowy nie zaliczy go do żmudnych procesów. Sam wiedział, czego chciał, wiec tego postanowił się trzymać. Pragnął spełnić się w tym, w czym czuł się dobrze. Dla niego pomoc innym to najpiękniejsza rzecz, która istniała na świecie.
- Witaj, Bluszczowa Łapo - odezwała się przyjaźnie kotka. - Jesteś gotowy wejść w świat medyków?
- Tak - odparł spokojnie, choć w głębi czuł wyjątkowo wiele pozytywnych uczuć.
Wpierw na przemian przedstawiali mu podstawowe zasady. Nakreślili mniej więcej ideę spotkań medyków i jego przyszłe obowiązki, dzięki którym rozwinie się w wybranej przez niego profesji. Kocurek słuchał z uwagą, co chwilę przytakując głową i szczerząc się uprzejmie. Uszy przez cały czas nastawiał w ich kierunku, co tylko potwierdzało, iż uważnie słuchał.
- I nie zapomnij o najważniejszym. Medycy nie mogą mieć kociąt! - podkreślił Bursztyn. Liliowy powoli kiwnął głową, analizując kolejną, niezwykle ważną informację. Sam był jeszcze młody, więc nawet nie myślał kiedykolwiek o tym, że w przyszłości miały by mieć swoje małe kopie. To byłoby bardzo dziwne.
- Będę o wszystkim pamiętał - zapewnił go, oddychając z ulgą. Ledwo co tu przybył, a już zaczynał czuć się dobrze. Jakby to miejsce od zawsze go wołało.
- To w takim razie chodź, wyjaśnię ci znaczenie podstawowych ziół - zaproponował starszy.
Van ruszył za kremowym, a kiedy ten zaczął mu pokazywać zasoby, kolejny raz uśmiechnął się. Gdyby tylko udało mu się naprawić relacje ze Sroczkiem, to wszystko w jego życiu było piękne.

29 kwietnia 2021

Od Bzu

 *przed porodem Tajfunu*

Poziomka i jej mama zniknęły ze kociarni. Podobnie jak Błysk i Borówek oraz Jeżynek. Bez tęsknił za przyjacielem. Na dodatek to wszystko było takie nagłe. Pewnego dnia wyszli i już nie wrócili. Czasem przychodzili w odwiedziny, ale to już nie było to samo. Bez smętnie zwiesił łebek.
Czy kiedyś nadejdzie dzień kiedy i on będzie musiał opuścić to miejsce?
Liczył z całego serduszka, że nie. Nie chciał opuszczać miejsca gdzie się wychował. Świat poza żłobkiem był taki obcy i dziwny. Było w nim wiele kotów, które patrzyły się na niego dziwnie. Położył uszy. Nie chciał tego co miało nadejść. Nie wiedział co to, ale widział po mamie, że czekała tylko na ten dzień. Żeby w końcu się od nich uwolnić. Porzucić na wielki świat. Zwiesił łebek. Ziemia zadrżała. Kocurek niechętnie zerknął w stronę wejścia do kociarni. Nieznana mu kotka o dwukolorowych oczach stała w wejściu. Uśmiechnęła się do niego. Niepewnie to odwzajemnił. Kotka była lekko gruba. Jej futro miało śmieszne przejaśnienia, a gdzieniegdzie było białe. Kotka zajęła puste legowisko po mamie Poziomki. Bez przekrzywił łebek. Wszystkie kotki, które tu mieszkały miały kociaki. Jednak Tajfun nie miała. Kociak nie rozumiał tu czegoś. Podbiegł do mamy i wskazał na kotkę, ale zamiast odpowiedzi otrzymał tylko poruszanie pyskiem. Położył uszy zdenerwowany. Będzie musiał poczekać i odkryć sam skąd się biorą kociaki. Miał nadzieję jedynie, że dymna kotka nie będzie próbowała ich ukraść, żeby sama mogła tu leżeć. 

* * *
 *przed mianowaniem Bza na ucznia*

Bez już nigdy więcej nie chciał widzieć tego. Już wolał swoją wizję pojawiania się kociąt na świecie niż to. Potrząsnął energicznie łebkiem, próbując o tym nie myśleć. Ciarki przeszły mu po grzbiecie pomimo że od tego wydarzenia minęło już trochę czasu. Kociak Tajfunu, który zdążył już trochę podrosnąć i zacząć zwiedzać żłobek, choć zwykle leżał koło mamy. Bez obserwował go z daleka. Był inny. Trochę przypominał mu z zachowania Borówka, ale z wyglądu... Bez jeszcze nigdy nie spotkał kota o takim futerku. Maluch nie był podobny ani do mamy, ani do taty. Gdyby nie jego makabryczne wychodzenie z brzucha rodzicielki Bez uznałby, że jest podrzucony. Spojrzał na mamę. Ta znudzona wpatrywała się w ścianę. Kociak uznał, że nie będzie jej przeszkadzał. Chwycił jeden z kamyczków, które Jabłko przyniósł im i podszedł do Tajfunu i jej kociaka. Dymna uśmiechnęła się do niego i zaczęła poruszać pyskiem. Trąciła pyskiem swoje młode, każąc za pewne wstać. Żurawinek podniósł się i spojrzał na przybysza. Bez położył kamyk pod jego łapkami i przysunął do niego. 

<Żurawinek?>

Od Fałszywej Łapy CD Bluszczyka


Spojrzał na kocurka.
-Tak, interesują mnie roślinki. Lwia Gwiazda pozwolił mi zostać uczniem medyka, ale muszę chwilę poczekać, aż zwolni się to miejsce - wyjaśnił. Czuł pewną satysfakcję z powodu podtrzymywanej rozmowy. Przez chwilę przynajmniej nie musiał martwić się o brata. Westchnął i spojrzał spokojnie na towarzysza. - Masz jakieś rodzeństwo? Dogadujecie się? - spytał.
Fałszywy jakby zyskał nowe chęci do rozmowy. Każda wzmianka o jego ukochanym rodzeństwie to dobra wzmianka. Machnął z aprobatą ogonem.
- Mam - odparł. - Brata i siostrę. Są najlepsi na świecie i potrzebują mojej ochrony, a jeśli zobaczę, że w jakiś sposób im zagrażasz, nie omieszkam urwać ci głowy.
Po czym posłał mu łagodny uśmiech, za którym kryła się masa groźniejszych emocji.
Miał nadzieję, iż Bluszczyk je dostrzegł i będzie miał się na baczności. Nie chciał robić mu krzywdy, wydawał się sympatyczny. Nawet jeśli nie znał go zbyt długo. Ale no cóż...jeśli chodzi o któreś z jego rodzeństwa - nie miał oporów. Drozd i Aronia byli dla niego najważniejsi. 
- Rozumiesz, co nie? - Zapytał, chcąc się upewnić. Bowiem niektórzy byli na tyle tępi, by nie łapać jego ostrzeżeń. 
- Rozumiem, ale nie będę dla nikogo zagrożeniem. Wolę pomagać. - Uśmiechnął się lekko. Chyba starał się być wiarygodny, co Fałszywy skwitował cichym prychnięciem. 
- No tak...przyszły medyk - mruknął. Uniósł po chwili brew. - Skąd wiesz, że chcesz leczyć koty?
- Lubię pomagać innym, a polowanie i walka... No cóż, chyba jestem na to za słaby - przyznał szczerze.
Fałszywy zlustrował go wzrokiem. Faktycznie, nie wyglądał mu na kogoś, kto by został silnym wojownikiem. Z kolei posada medyka nie wymagała od niego umiejętności walki.
- Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę. - Pomyślał chwilę. - Jeśli będziesz mieć kiedyś problem z kimś to podejdź do mnie. Pomogę ci.
Chciał wywrzeć na nim dobre wrażenie. Był zapobiegawczy. W końcu jeśli kiedyś popadłby z nim w konflikt, on mógłby mu odmówić leczenia. I co wtedy? Lub na wojnie? Jeśli jedynym medykiem w pobliżu byłby Bluszczyk, a by się nie lubili? Przecież to skazałoby Fałszywego na pewną śmierć. Lepiej więc przybrać przyjazną maskę i zapewnić pewność już na początku znajomości. Poza tym...cóż, point we własnym mniemaniu dobrze grał przyjacielskiego. Może Bluszcz inaczej to odbierał, ale hej! Nie miał powodu, by mu odmawiać, ani by się od niego odwracać.
Bluszczyk powstrzymał się od okazania zdziwienia, chociaż powieka mu lekko drgnęła.
- Okey, będę o tym pamiętał - oświadczył.
- To dobrze. Znasz jakieś zioła? 
- Tylko te podstawowe, o których słyszałem z rozmów Bursztynowej Łapy i Firletkowego Płatka - odparł zgodnie z prawdą. 
Pokiwał głową ze zrozumieniem. No tak, musiał czekać w kolejce na stanowisko ucznia medyka. Ciekawe jak to było? Nie móc uczyć się wymarzonej profesji, ponieważ jakaś ruda dupa zajmuje miejsce. 
Westchnął cicho. Cieszył go fakt, że wojownicy mogli szkolić się w każdej chwili. Fałszywy nie mógłby tak grzecznie czekać jak Bluszczyk. 
- Pewnie nie możesz się doczekać? 
- To prawda, siedzę już dodatkowo ponad dwa księżyce w kociarni, ale wiem, że tak czy siak w końcu dojdzie do mojego mianowania - stwierdził optymistycznie.
- Dużo w tobie entuzjazmu. To dobrze. W końcu będzie jakiś normalny medyk. - Miauknął. - Bo ci teraz... Cóż, jeden jest chyba nadaktywny a drugi ma problem ze sobą.
- Chciałbym bardzo poznać medyków z innych klanów - przyznał. - Podobno niektórzy z nich są... naprawdę interesujący.
- Tak uważasz? Mnie są obojętni, ważne by leczyli dobrze. - Wzruszył ramionami. - Medycy raczej się lubią, prawda? Bo między wojownikami z różnych klanów jest wiele konfliktów.
Widział to po zgromadzeniach. Zresztą, nawet słysząc plotki w klanie. Wiedział, że Klan Klifu nie lubi się z Klanem Nocy, a Klan Wilka z Klanem Burzy. Chciał sam poznać kogoś z burzaków albo wilczaków, żeby przekonać się na własnej skórze. Może nie byli tacy źli? Kto wie? Jeśli będzie miał okazję to ją wykorzysta. Na granicy nie spotkał jeszcze żadnego wilczaka, a szkoda. Mógłby spróbować okręcić go sobie wokół pazura. 
Został wyrwany z własnych myśli przez łagodny, spokojny głos kocurka obok niego. 
- Chyba tak, w końcu medycy dzielą się informacjami o chorobach oraz o sposobach ich leczenia. Raczej wszyscy mają pozytywne relacje - uznał z góry. 
Jego odpowiedź… podsunęła mu myśl. 
- Czyli, że możesz poznać ich tajne techniki leczenia? - Zapytał zaciekawiony, ale tak szczerze. Słabe punkty wroga to zawsze dobra rzecz. Może on też powinien tak podpytać wojowników z obcych klanów? 
 Jeśli Bluszczyk poznałby sekrety medyków z innych klanów, tym dla nich lepiej! Oh, Fałszywy jeszcze zrobi z niego pojemnik na wiedzę. Zbierze wszystko w jego móżdżku, by wykorzystywać dla Klanu Klifu. Genialne w swojej prostocie. 
<Bluszczyku? Hihi>

Od Fałszywej Łapy

Słońce doskwierało każdemu. Nawet Fałszywemu, który miał krótką sierść. Jak nie patrzeć, paliło go w grzbiet, kiedy tylko wyłaniał nos z skrytego w cieniu legowiska uczniów. Tego dnia nie było inaczej. Chciał iść na trening ze swoim bratem i jego mentorem, jako dodatkowe źródło informacji, ponieważ jego, Zimorodkowy Blask, było bardzo wątpliwe. Kocur gadał mu jakieś farmazony, które następnie i tak inne koty wybijały Fałszywemu ze łba. Point westchnął. Nie mógł zaprzeczyć, że Zimorodek był pozytywny i miły, ale jego wiedza...huh, była dość specyficzna. Odbył swój trening rano, a teraz, po południu chciał po prostu więcej. Poza tym mógł też w ten sposób pilnować Drozda i spędzać z nim czas.

Usiadł w wejściu do legowiska uczniów, wzrokiem szukając Droździej Łapy. Bury widocznie znowu gdzieś się schował, skoro nadal go nie dojrzał. Zamiast tego, kątem oka, widział jasną kulę, która toczyła się w jego kierunku. Zignorował ją, owijając ogonem łapy. Wyglądał dostojnie i poważnie, z obojętną miną, kiedy nagle coś na niego wpadło, przez co zachwiał się. Zacisnął zęby poirytowany, odwracając głowę. Dojrzał kota, grubego, niskiego i jeszcze z głupim uśmieszkiem.
- Ojej! Wpadłem na ciebie! - Zaśmiał się głośno, jakby powiedział najzabawniejszą rzecz na świecie.
Fałszywy machnął zirytowany ogonem.
- Co ty nie powiesz? - Syknął.
- Hej! Też jesteś uczniem? - Zapytał, jakby zapominając o incydencie sprzed chwili. Point zmarszczył brwi.
- A nie widać? - Zapytał.
- No nie wjeeem! - Odparł młodziak.
- Czegoś jeszcze ode mnie chcesz? - Zapytał Fałszywy, przybierając na nowo maskę obojętności. Odetchnął głęboko, uspokajając nerwy.
- Taaak! Hehe! - Miauknął wesolutko grubas. - Jak masz na imięęę?
- To tajemnica. - Odparł bez chwili zawahania starszy. Podniósł się z miejsca z zamiarem odejścia.
- Taka tajemnicza tajemnica?? - Zapytał zaciekawiony kocurek, wyszczerzając ogromne gały.
- Tak, bardzo. - Kiwnął głową na potwierdzenie swoich słów.
- O kurczaczki! - Miauknął zafascynowany wręcz arlekin.
Fałszywy zrobił kilka kroków do przodu. Chciał uwolnić się od tego gówniarza jak najszybciej. Kocurek miał jednak inne plany, krocząc wesolutko za pointem.
- Jestem Orla Łapa! - Przedstawił się.
Fałszywy wiedział, że ten kociak nie jest z klanu. Głównie dlatego miał go głęboko pod ogonem, wręcz obrzydzał go fakt, że brudna krew przylazła do jego obozu. Pewnie ten kociak żarł tyle co trzech wojowników na raz. To by tłumaczyło wielki brzuch Orlej Łapy.
- Zjeżdżaj. - Syknął. Rozejrzał się dookoła, jednak nie dostrzegł brata. Huh, pewnie już zdążył wyjść na trening. Cholera jasna!
- Nie umiem! - Miauknął prosto.
- To cię nauczę - oznajmił, by po chwili wziąć grubasa w pysk (swoje ważył, ale wciąż był w stanie go unieść) i rzucić nim w losowym kierunku. Poturlał się jak jabłko po ziemi. Fałszywy machnął ogonem dumny z siebie, szybko umykając przed uczniakiem.

~*~

Dołączył się do popołudniowego patrolu. Nie chciał się narażać, wychodząc samemu z obozu. W ten sposób pozostawał przykładnym uczniem, ale też zdobywał cenne doświadczenie. Zajęczy Omyk wesołym krokiem szła na przedzie, rozglądając dookoła. Fałszywy pomyślał, że ona tu dowodzi, dlatego podszedł do niej.
- Dzień dobry - przywitał się miło.
- Och! Cześć, słodziaku! Jaki ty jesteś uroczy! - Miauknęła beztrosko. Point zaśmiał się niezręcznie. Eh...kolejna srająca tęczą.
- Tak, w rzeczy samej! - Uśmiechnął się wymuszenie, przeskakując niewielką gałąź, która stanęła mu na drodze.
Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy dotarli do granic z Klanem Nocy. Tymi pieprzonymi rybojadami, którzy zabrali im tereny. Niebieskooki zacisnął zęby, odwracając obrzydzony wzrok.
Kocury odnowiły ślady zapachowe, po czym ruszyli dalej, w drogę powrotną wzdłuż granic.
- Jak ci idzie trening, kochaniutki? - Zapytała Zajęczy Omyk.
- Dobrze, Zajęczy Omyku - odparł. - Dużo się uczę. Teraz poszedłem z wami, bo pragnę więcej wiedzy. A w końcu od takich mądrych wojowników jak ty mogę najwięcej się nauczyć!
- Ooo jaki ty kochany! - Kotka wydawała się być nim zachwycona. I świetnie, w końcu Fałszywy był czarujący.
- Całkowita racja - pokiwał głową. - Możesz mi zdradzić sekret twoich udanych polowań? Nie mogę żyć dłużej w niepewności.
- Och? Tak? - Zapytała potulnie. Machnęła ogonem uradowana, maszerując obok uczniaka.
Nie minęła chwila, a Fałszywy mógł słuchać jej porad. Oczywiście nie obyło się bez przytakiwania. Point wiedział, czego chciały kotki - więc im to dawał. Może dlatego był taki czarujący i kochany według nich? Wiedział, że potrzebowały ochrony, dlatego ciężko trenował. W końcu kto obroni jego siostrę, jak nie on? Albo inne koteczki, które akurat będą w potrzebie? Musiały mieć swojego bohatera, a on idealnie się do tego nadawał.
Poza tym wiedział, iż chciały czuć się podziwiane, szanowane, w centrum uwagi. Fałszywy przybierał więc postawę młodego dżentelmena, słuchając ich, doradzając, lub po prostu pozwalając, by mu zdradziły swe sekrety. Od Zajęczego Omyku chciał wiedzy, ale też zainteresowania. Kotka była tak kochana, jakby zastępowała mu matkę. Czuł przy niej miłe ciepło, jakiego nigdy w życiu nie spotkał. Postanowił więc częściej do niej podchodzić.
 
Wrócili do obozu. Całą drogę Zając rozmawiała z nim, wymieniając różne opinie. Kotka odprowadziła go nawet do stosu ze zwierzyną, z którego wzięła piszczkę dla siebie i jej partnera - samego zastępcy lidera Klanu Klifu. Fałszywy był pod wrażeniem, że udało jej się uwieść takiego zgreda, ale w sumie...sam mógłby pójść za taką kochającą personą. Potrząsnął po chwili głową. Nonsens. Fałszywy zostanie silnym wojownikiem, a nie kochliwą pizdą. Z taką myślą udał się z piszczką w pysku do legowiska uczniów, by w spokoju ją zjeść.

Letnie dolegliwości!

Nadeszła Pora Zielonych Liści, a z nią kolejne dolegliwości!

Dolegliwości odczuwają wymienione niżej koty z:

Klanu Burzy:

Jałowcowy Świt - ugryzienie przez szczura
Burzowa Noc - kleszcz
Jelenie Kopytko - odwodnienie
Splątana Łapa - wyczerpanie
Narcyzowy Pył - kolec w łapie
Mniszkowy Kwiat - odwodnienie
Koperkowa Łapa - ból głowy

Klanu Klifu:

Wroni Wrzask - przegrzanie
Kalinowa Łapa - przegrzanie
Górska Łapa - odwodnienie

Klanu Nocy:

Malinowy Pląs - ból głowy
Ognisty Język - wybicie barku
Kurkowa Pieśń - użądlenie
Orzechowy Zmierzch - mdłości (efekt ciążowy)
Niezapominajkowy Sen - ból głowy

Klanu Wilka:

Żabi Skok - skręcenie tylnej łapy
Różana Słodycz - oparzenie słoneczne
Modrzewiowa Kora - bezsenność
Ciernista Zamieć - wyczerpanie
Północny Mróz- użądlenie 
Suśla Łapa - przegrzanie
Wampirek - infekcja ucha
Lodowatka - kocięcy kaszel


Owocowego Lasu:

Błysk - oparzenie słoneczne
Jedynka - wyczerpanie
Bocian - kolec w łapie
Kostka - przegrzanie
Borówek - wyczerpanie

Choroby kotów, które nie poszły ze swoimi dolegliwościami do medyka i nie zostały wyleczone, przechodzą w II lub III stadium. Dotyczy to kotów z :

Klanu Burzy:

///


Klanu Klifu:

///


Klanu Nocy:

///

Klanu Wilka:

///

Owocowego Lasu:

///



Koty z dolegliwościami powinny udać się do medyka latem.
W przypadku grywalnej postaci należy napisać opowiadanie skierowane do medyka w klanie (jeśli jest on grywalny) lub opisać samemu wizytę u niego. Objawy nie muszą wystąpić od razu po rozpoczęciu wiosny - mogą w połowie a nawet i pod koniec.
Jeśli kot zlekceważy dolegliwości (tzn nie zostaną wyleczone w danej porze roku), mogą się one zaostrzyć i/lub przemienić w gorsze i niebezpieczniejsze choroby.
WAŻNE! Osoby, które same wstawiają swoje opowiadania proszę o dodawanie pod opowiadaniami z leczeniem etykietkę "choroby".
UWAGA! Proszę, żeby pod opowiadaniami z leczeniem (szczególnie NPC!!!), były w liście wymienione imionami koty, które otrzymały kurację!

Od Wróblowej Gwiazdy cd. Wampirka

Leżał w swoim legowisku, wpatrując się w skalną ścianę.
Fasolowa. Łodyga. Nie żyła.
Sens tych czterech słów wciąż mu się wymykał, mimo że powtarzał je w myślach od kiedy tylko zobaczył jej spalone ciało.
Jego przyjaciółka nie żyła. Zabita przez Klan Gwiazdy.
Nie wierzył w to. Nie potrafił uwierzyć. Nie tylko dlatego, że myśl, że nie porozmawia z nią nigdy więcej była absurdalna i nie mieściła mu się w głowie. Szczególnie że jeszcze wschód słońca temu była obok, uśmiechała się do niego, żartowali, wymieniali plotki. Nie miał pojęcia, że po raz ostatni. Że jego pożegnaniem z nią będzie "i uważaj na borsuki". Że nie dane mu będzie się z nią pożegnać.
Czuł się, jakby ktoś wyrwał mu serce. Wokół niego zrobiło się nagle bardzo zimno. I pusto.
Nie potrafił uwierzyć, że Klan Gwiazdy to zrobił.
To nie mieściło się w jego postrzeganiu świata. Klan Gwiazdy był dobry. To był jego tata, jego mama, siostra i wszyscy, których stracił. Których kochał. Którzy kochali jego.
Jak mogli to zrobić? Jak mogli zabić jego przyjaciółkę? Przyjaciółkę, która na to nie zasłużyła! Czy to była jej wina, że kogoś pokochała? Że wybrała szczęście ze swoim partnerem i dziećmi? Nie!
Nie rozumiał i nie potrafił tego zrozumieć.
Jak Kodeks mógł być ważniejszy niż życie Fasolowej Łodygi?
Dlaczego Wilcze Serce na to pozwolił?

Drgnął, gdy przed jego legowiskiem rozległ się hałas kroków.
- Wróblowa Gwiazdo?
Rozpoznał głos Skalnego Szczytu. Usiadł, dając kotce znak, żeby weszła. Tuż za nim podążył jego brat i ich uczniowie, czyli dzisiejszy poranny patrol. I ktoś jeszcze.
- Witaj, Wróblowa Gwiazdo. - Jastrzębi Podmuch skinął głową. Odpowiedział mu tym samym.
- Na naszym terytorium znaleźliśmy pieszczocha, nazywa się Wampirek - siostra weszła buremu w słowo.
Wróblowa Gwiazda przyjrzał się stojącemu między nimi czarno-białemu. Był średniego wzrostu, a jego krótkie futerko błyszczało. Rozglądał się niepewnie na boki niebieskimi ślepiami, prezentując trochę za długie kły. No tak, pieszczoszek. I faktycznie, pachniał naprawdę dziwnie. Bury uśmiechnął się do niego smutno.
- Skąd się tu wziąłeś?
- Mój dwunożny mnie porzucił - wymamrotał. Podniósł wzrok na lidera. - Mógłbym u was zostać? I tak nie mam dokąd iść.
Wojownik powiódł wzrokiem po reszcie patrolu. Rodzeństwo wzruszyło ramionami. Westchnął. Nie miał powodu żeby się nie zgodzić, szczególnie jeśli kocurek mówił prawdę. Pieszczoszek, którego porzucił Dwunożny... 
Skinął głową.
- Tak, możesz. Jastrzębi Cieniu, Skalny Szczycie - zwrócił się do wojowników. - Oprowadzicie... - spróbował przypomnieć sobie imię czarno-białego - Wampirka po obozie?
- Oczywiście - odparł uprzejmie kocur.
- Idź z Jastrzębim Cieniem, pokaże ci obóz - miauknął do pieszczocha. - Rozgość się, porozmawiaj z innymi klanowiczami. Jeśli faktycznie będziesz chciał do nas dołączyć, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
- Dziękuję - miauknął były pieszczoch, wychodząc z legowiska w asyście patrolowiczów.
Wróblowa Gwiazda westchnął. Położył się i wpatrzył w ścianę.
Nawet nie usłyszał, kiedy obok niego zjawił się Modrzewiowa Kora. Nie pytając o nic, położył się obok i przytulił burego.


<Wampirku? Miłego poznawania klanowczów ^^>

Od Wampirka

- Wampirku! - krzyknął mój dwunożny - Jedzenie! - Kiedy usłyszałem głos Olivera, od razu zerwałem się z posłania i pobiegłem do miski. Lecz tym razem zamiast na podłodze, stała w pudełku. Niewiele myśląc wszedłem i zacząłem jeść. W tym momencie nastała ciemność. Zamiauczałem głośno.
- Cicho bądź - powiedział ze zdenerwowaniem
***
Poczułem jak Oliver podnosi pudełko. Nagle oślepiło mnie słońce. Gdy przyzwyczaiłem się do światła, zobaczyłem jak mój właściciel odchodzi do potwora. Wiedziałem, że potwory są szybkie i ich nie dogonię.
- Olivier... - wyszeptałem - Dlaczego mi to robisz... - Z oka pociekła mi łza - Kocham cię... - Obróciłem się i ze spuszczonym ogonem poszedłem przed siebie. Dopiero kilka chwil później zorientowałem się, że wszedłem do lasu. Zdawałem sobie sprawę, że w lesie mieszkają straszne i niebezpieczne koty.
- I tak całe moje życie, jest ruiną - zamruczałem sam do siebie i poszedłem w głąb puszczy.
Po jakimś czasie marszu odezwał się nowy głos.
- Kogo my tu mamy? - Zapytała duża czarna kotka. Spojrzała na mnie.
- Pieszczoszka? - Wysyczała.
- Przestań Skalny Szczycie, nic nie zrobił - Powiedział pręgowany kocur.
- Nic? Przekroczył granicę! - krzyknęła.
- On pewnie w ogóle nie wie o klanach! - Krzyknęła biała kotka.
- Świetlista Łapa ma rację. On... - Nie dokończył, bo przerwała mu Skalny Szczyt
- Dobrze, dobrze Jastrzębi Cieniu. To w końcu ty prowadzisz patrol.
- Jak ci na imię? - Zapytał mnie Jastrzębi Cień
- Wam...Wampirek - mruknąłem cicho
- Dobrze, chodź z nami Wampirku - odparł. Gdy ruszyli niechętnie poczłapałem za nimi.
- Hej! - krzyknął kolejny pręgowany kocur - Jestem Suśla Łapa - przedstawił się.
- Hej... - Odpowiedziałem ściszonym głosem.
***
Gdy weszliśmy do dużej jaskini Jastrzębi Cień odesłał uczniów, a sam kazał Skalnemu Szczytowi zaprowadzić mnie do przywódcy. Niechętnie zaprowadziła mnie do mniejszej jaskini. W cieniu leżał bury cętkowany kocur.
- Witaj, Wróblowa Gwiazdo - Kotka skinęła głową - Na naszym terytorium znaleźliśmy pieszczocha, nazywa się Wampirek. - Wróblowa Gwiazda patrzył na mnie przez chwilę.
- Skąd się tu wziąłeś? - zapytał.
- Mój dwunożny mnie porzucił - wymamrotałem - Mógłbym u was zostać? I tak nie mam gdzie iść -Zapytałem.
- Tak, możesz - odparł.

Od Orzechowego Zmierzchu CD. Jabłkowej Bryzy

- Proszę. - miauknął nieśmiało, kładąc kilka stokrotek przed leżącą kotką.
- Dziękuję. Są śliczne! - wymruczała spoglądając z dołu na pointa. Chwyciła jeden z kwiatów pomiędzy pazury, aby włożyć go sobie za ucho, ale nie dosięgła - Pomożesz?
Kocurek posłusznie odebrał od niej roślinkę i wpiął za ucho, a ona chwyciła resztę i wplątała w futro na szyi. Po chwili namysłu dała też jedną liliowemu, który z przyjaznym pomrukiem wsadził stokrotkę w sierść.

***

Szylkretową obudził Jabłkowa Bryza, wiercący się na posłaniu. Jęknęła cicho, czując jak przypadkowo wbił jej łapę w brzuch.
- Co się dzieje? - zapytała szeptem, nie chcąc obudzić innych wojowników. Point otworzył oczy, w których błyszczały iskierki strachu.
- Miałem k-koszmar...
- Ćśśś, spokojnie. - miauknęła cicho, liżąc go pocieszająco po policzku. Przysunęła się bliżej, mrucząc przy tym. Tak jak on ją ostatnio pocieszał, teraz kotka musiała przejąć tą rolę. Podniosła nieco łapy, aby leżeć wygodniej.
- N-nie idź! - wyszeptał piskliwie, chyba inaczej odbierając ruch Orzechowego Zmierzchu.
- Nigdzie nie idę - zapewniła go miękko - Nie zostawię cię.
- M-mama też tak mówiła. - wyznał nieco płaczliwie - A-ale ty nią nie jesteś... - dopowiedział szybko.
- Masz rację - odparła z głosem przepełnionym nagłą troską - Wiem, że nie zastąpię ci Rzecznej Bryzy. Ale chcę żebyś wiedział, że z każdym problemem i koszmarem możesz do mnie przyjść.
“Jakbyśmy teraz mieli ich mało...” - przemknęło jej szybko przez myśli.

<Jabłuszko?>

Od Brzoskwinki Cd Szyszki

Nie spodziewała się wizyty cioci. Dawno nie widziała tego szczęśliwego, ale zarazem poważnego pyska. Jak to jest, znamy koty z jednej strony, a z drugiej mniej… Jej Szyszka zawsze kojarzyła się z ulgą. Po rozmowach z nią czuła się wolna od trosk, jakby spadł ten kamień, ciążący tak mocno, że miała dość. Ostatnio niestety nawet przy niej tak nie było. Rozmawiali rzadko, zazwyczaj były to krótkie wymiany zdań. Nic się nie działo. Takie puste spojrzenia, miały tylko udawać radość. Czuła się do bani. Jak to niby wytłumaczyć? Olewała kociaki, zachowywała się dość nieprzyjaźnie. Czeka ją długa rozmowa. Prosiła w myślach, by czarna nie dawała jej trudnych pytań. Na które musi odpowiedzieć. Najwyraźniej miało być inaczej. Ale cóż, lider interesuje się innymi. Każdemu była znana historia o tym jak urodziła potomków. W zimnie, poza obozem, gdzie maluchy mogły ucierpieć. Umrzeć. Hipotermia to nie był temat do żartów. Mogłaby sobie odpuścić tych myśli, lecz uwierało ją to gorzej niż cierń w łapie. Po co prawdę trzymać w cieniu? W końcu, bez owijania w bawełnę, była żałosną matką. Starającą się przebywać jak najwięcej z dala od pisków. Mówiącą w myślach “niech będą już cicho” albo “ja chcę spokoju”. Przynajmniej były tu inne karmicielki. Pomagały jej w opiece, ona odwdzięczała się tym samym wtedy kiedy mogła. Pozostały czas spędzała na wspominanie lasu. 
Jak mogła się spodziewać, oczywiście kotka chciała, by jej matka wyszła. Z nią była ta przykrywka “zwyczajna, rodzinna pogadanka”. Jednak nie, Szyszka potrzebowała chwili by z nią pogadać. Została jej decyzja, irytować się czy nie. Chyba nie. Tylko jak się nie denerwować tymi już tworzącymi się w głowie czarnej zagadnieniami? Niczym przepytywanie przez mentora.
To niestety było ważniejsze.
O wiele ważniejsze.
Stara się w końcu wypaść dość dobrze. Musi się przygotować na wszystko. Nawet na ten głos głęboko w niej, który podpowiadał niby dobre rzeczy. Teraz jedynie dziwił się, dlaczego boi się rozmowy z bliską jej osobą. Odpowiedziałaby “dlatego”. Jakoś nie pasowała jej ta fraza. Chyba mówi się bardziej… Kwieciście. Jak te piękne wiersze układane na cześć kochanki. Słyszała taką pewną historię. Nie była ważna, ale przypomniała jej się. Pewien kocur kochał kotkę, żygała tym. Obrzydlistwo. Co to była miłość? Przypominała sobie tylko tą noc. Podczas której stało się to co się stało. Może i ten temat poruszy przywódczyni?
- Jak się nazywają? 
- Ona to Niezapominajka, to jest Kolendra, a on zwie się Bez- odparła szybko. Pokazała kto jest kim, jednak dzieciaki spały. Nie trzeba było ich budzić. Westchnęła cicho. Szyszka widziała jej zdenerwowanie. Cóż, niech się nie dziwi.
- Śliczne imiona. Pasują do nich- zamruczała, po czym liznęła Brzoskwinkę za uchem. Jak za dawnych czasów. Czyli bycia kociakiem.- Jak się czujesz? I czy możesz mi powiedzieć, jak to było z tą ciążą? Trochę nas zaskoczyłaś- powiedziała kotka, po czym calico nagle odrętwiała. W głowie zaczęły się pojawiać różne sceny. Noc przy drzewie, nagłe zaskoczenie, rozsiewające się plotki, podjęcie decyzji, nakrycie z noworodkami, punkt końcowy żłobek. To była cała historia, nie zdołałaby opowiedzieć tego do wieczora. Znała słowa, którymi to zastąpić.
- Wpadka- mruknęła, patrząc co chwilę, czy aby kociaki się nie obudziły.
- W jakim sensie? 
- Zwyczajna.
- Dobrze, to w takim razie, jaki był powód porodu poza obozem? Tutaj zająłby się tobą Wschód…
- Nie chcę by ktoś się mną zajmował. One - wskazała maluchy- są zwykłą pomyłką dwóch, głupich kotów. A ja chciałam dalej kroczyć własnym przeznaczeniem. Więc miałam je podrzucić, ale Cicha, której niestety nie ma z nami, musiała mnie znaleźć. Okej? To mnie przerastało…- niemalże na jednym tchu, przedstawiła tą jakże ciekawą opowiastkę. Ciekawe czy ją zrozumie. Przecież… Po prostu nie chciała czegoś! No cóż… Tak się skończyło, nie powinna mieć do niej po tym pretensji.

<Szyszko?>

Od Bluszczyka

W skupieniu obserwował legowisko uczniów. Nie był pewny, czy Srocza Łapa wyszedł już na trening, czy jeszcze siedział w środku i dopiero czekał na swojego mentora. Równie dobrze mógł być już po spotkaniu ze Śnieżną Zamiecią i teraz płakał sobie samotnie w ciszy. A vana przy nim nie było, chociaż obiecał go nigdy nie zostawić, szczególnie w tych trudnych sytuacjach. Westchnął cicho z żalem do samego siebie. Popsuł trochę sprawę, a wina leżała tylko i wyłącznie po jego stronie. Chciał być teraz blisko brata i pocieszać go, mówiąc, że naprawdę przeprasza i od teraz będzie z nim zawsze szczery i już go nie oszuka.
Bluszczyk nie zamierzał wpychać się do środka. Byłoby to mało rozsądne z jego strony. Siedział drętwo w miejscu, wpatrując się w głąb leża, ale niczego nie był w stanie dopatrzeć. Słońce akurat tego dnia świeciło w taki sposób, że przedzierało się pomiędzy korony drzew i lekko go oślepiało. Skrzywił się i zrobił kilka kroków wzdłuż wejścia.
Niespodziewanie z wnętrza wychyliła się głowa pointa, a para jego błękitnych oczu spojrzała z zaintrygowaniem na vana, który tylko niewinnie się wyszczerzył.
- Czego się tak tu kręcisz? – spytał nieznajomy, mrużąc oczy. – Nie jesteś raczej uczniem, nikogo ostatnio nie mianowano. 
 Liliowy uchylił pysk, wahając się nad swoją odpowiedzią. Cenił szczerość i to jej właśnie postanowił się trzymać. Kłamstwa nie lubił, toteż nie będzie hipokrytą i go nie zastosuje.
- Nie, nie jestem, to prawda. - przyznał. - Będę szkolił się na medyka, ale to dopiero, jak Bursztynowa Łapa zostanie mianowany - dodał i wyprostował się. Chciał spojrzeć ponad kocura, w głąb legowiska. Jedyne co widział, to tylko ciemne zarysy jakiegoś uczniaka, który i tak wydawał się mieć inną posturę, niż Sroczek.
- Szukasz czegoś? – zapytał z lekka oschle, jakby zirytowany tym, że ktoś tutaj węszy bez większego powodu. Bluszczyk nie dziwił się jego irytacji, bo tak naprawdę od dłuższego czasu po prostu tu siedział i zaglądał do środka. 
- Tak, mojego brata. Taki bury, chudy. Jest tam teraz? - Uśmiechnął się niepewnie do kocura, chcąc pokazać, że nie ma żadnych złych zamiarów. Po prostu szukał kogoś i tyle.
- Wyszedł jakiś czas temu na trening – odparł, zmieniając ton głosu z wrogiego na bardziej neutralny. Bluszczyk tylko westchnął, na co point przekręcił oczami i zaczął powoli się wycofywać.
- Poczekaj chwilkę! – Wyprostował się  kocurek, patrząc na starszego ucznia. - Jak masz na imię? 
- Fałszywa Łapa – mruknął tylko, zastygając w bezruchu. 
- Ja mam na imię Bluszczyk - przedstawił się, wciąż szczerząc się radośnie. Nie mógł zaprzepaścić szansy na porozmawianie z kimś. Resztę dnia pewnie i tak spędzi samotnie, więc co mu szkodzi?
- Czyli chcesz powiedzieć, że będziesz szkolił się na medyka, ale dopiero wtedy, kiedy aktualny uczeń zostanie mianowany? - odezwał się niespodziewanie Fałszywy. Van pokiwał powoli głową. 
- Tak, interesują mnie roślinki. Lwia Gwiazda pozwolił mi zostać uczniem medyka, ale muszę chwilę poczekać, aż zwolni się to miejsce - wyjaśnił. Czuł pewną satysfakcję z powodu podtrzymywanej rozmowy. Przez chwilę przynajmniej nie musiał martwić się o brata. Westchnął i spojrzał spokojnie na towarzysza. - Masz jakieś rodzeństwo? Dogadujecie się? - spytał.

<Fałszywa Łapo?>


Od Bluszczyka

Kolejny dzień mijał mu całkiem spokojnie. Słońce niemiłosiernie grzało w jego grzbiet, przez co zamiast cieszyć się z ciepła, czuł nieprzyjemne pieczenie na skórze. Z westchnieniem rozejrzał się po obozie, szukając wzrokiem Sroczej Łapy. Widział, jak bury jakiś czas temu wyszedł z obozu ze swoim mentorem na trening i do teraz nie wrócił. Liliowemu wydawało się, że Śnieżna Zamieć nie był zbyt miły dla swojego ucznia, przez co van martwił się o brata. Bluszczyk od zawsze był typem obserwatora, dlatego też w zwyczaju miał zwracać uwagę na wszystko, co działo się w jego otoczeniu. A tym bardziej bywał czujny, kiedy dana sprawa dotyczyła ważnego dla niego osobnika.
Nie chciał jednak myśleć teraz o złych rzeczach. Spojrzał z uśmiechem na otaczający go las. Nigdy jeszcze nie miał okazji przekroczyć terenów obozowiska, bo wciąż tkwił na randze kociaka. A nawet jeśli zostanie już uczniem, to i tak chodzić będzie tylko w celu zebrania roślinek. Nie był co prawda jakoś specjalnie zainteresowany tym nowym światem, co nie zmieniało faktu, że wizja opuszczenia obozu była by po prostu nowością w jego życiu.
Ziewnął, wydając z siebie ciche mruknięcie. Zamrugał kilka razy, starając się pozbyć senności. Skrył się pod cieniami drzew, a jego wzrok od razu padł na leżący przed nim liść buku. Pamiętał go z legowiska medyków, gdyż jak mu wyjaśniono, służył on do przenoszenia innych medykamentów.
Lubił szukać roślinek leczniczych w obrębie obozowiska. Zazwyczaj rosły na skraju lasu, albo tkwiły na ziemi, po tym, jak ktoś je wcześniej upuścił. Bluszczyk wiedzy medycznej póki co nie miał wielkiej. To, co usłyszał od innych, od razu zapamiętywał. Znał jedynie podstawy podstaw i naprawdę nie mógł się doczekać dnia, w którym dane mu będzie posiąść te wszystkie informacje o magicznych właściwościach niektórych kwiatków.
Znowu przycupnął na trawie, oddychając spokojnie. Robił to od rana. Po prostu kręcił się od jednego krańca obozu, do drugiego. Ze dwa razy zaszedł do medyków, by poprzyglądać się w ciszy ich pracy i popytać o parę spraw. Potem wychodził, bo nie chciał im za bardzo przeszkadzać swoją obecnością. Nie robił co prawda za dnia nic ambitnego. Jedynie czasami starał się powoli szykować do przyszłego szkolenia.
Słońce powoli zaczęło znikać za linią drzew, a temperatura otoczenia spadła w przeciągu kilku chwil. Powietrze nie było już takie duszne, a lekki wiaterek przyjemnie mierzwił mu futerko.
Z uśmiechem na pysku zmrużył oczy i wrócił do żłobka, by zapaść w sen po kolejnym, miłym dniu.

28 kwietnia 2021

Od Brzoskwinki Cd Krzemienia

  Niby wiedziała o tym, że musi przebywać w żłobku. Było to dość… Uciążliwe, jeżeli można to tak nazwać. Wszystko kręciło się wokół dzieciaków, chciała chwili dla siebie. Miała po prostu czasem dość, bo one były wszędzie. A ona jako ich matka, musiała się nimi zająć. Teraz nie. Reszta karmicielek i tak opiekowała się swoimi “pociechami”, więc wymknęła się z tego więzienia. Na świeże powietrze! Ku wolności! Raczej podczas takiej pogody nie wychodziło się z kociakami, w końcu deszcz, łatwo można złapać przeziębienie w chłód… Dlatego tak się ucieszyła, bo dawno nie miała okazji przyglądać się życiu całej grupy. Niestety, nic ciekawego się nie działo. Koty rozmawiały ze sobą, jadły to co było. Brzoskwinka stała i się po prostu patrzyła. Uśmiechnęła się lekko. Powinna zacząć liczyć księżyce do końca tej mortęgi. Będzie mogła wrócić do normalnego życia. Spokojnego, z dawką adrenaliny. Tęskniła do tego tak mocno, że mogłaby nawet błagać, by Niezapominajka, Bez oraz Kolendra zostali szybciej uczniami. To jednak było niemożliwe… Musiała czekać. Cierpliwie.
Gdy tak patrzyła się przed siebie, zauważyła Krzemienia. Do tej pory dziwiła się, skąd on może pochodzić, co się stało w jego dawnym życiu, że chodzi dość przygnębiony… Owocowy Las to przecież dobre miejsce, raczej nie z tego powodu był smutny. Chciałaby to odkryć, ale chyba nie wypadało. Z każdym pytaniem, kocur pewnie zmieniał o niej opinię. Może powinna się zapytać czy wszystko dobrze? Czy nie? Pewnie nie, ale teraz i tak chciała podejść. Zachowywał się dość dziwnie, należało to sprawdzić. Tylko... Jak podejść do tego odpowiednie? W końcu, owinie w bawełnę- będzie źle, zacznie wprost- również. A może... Jedno pytanie nie zaszkodzi? Kiedy usłyszy zbywanie, może przestać. To chyba była odpowiednia decyzja.

- Ej co ci?- zapytała podchodząc. Uczeń odwrócił się w jej stronę trochę zaskoczony. Siedział przy kałuży, zmąconej, jakby ktoś w nią uderzył łapą. Zrobił to? Z jakiej przyczyny?

- Nic takiego… Co robisz poza żłobkiem?- tu nastała chwilowa cisza, lecz dodał po chwili.- Znaczy… To nie jest złe… chyba? Idziesz na polowanie, aby dać im coś świeżego, czy dla siebie?

- Sama nie wiem…- odpowiedziała lekko speszona.- Może wyjdę, ale na razie pewnie muszę być w pobliżu. Nie wiadomo co wykombinują. Zresztą, przedstawię ci ich.

Nie czekając na reakcję, poszła szybko do żłobka. Raczej mogłaby to określić inaczej- wpadła do środka, przepraszająco wzruszając ramionami do zdumionych karmicielek. Aż chciała z sarkazmem powiedzieć “powróciłam!”, lecz odrzuciła od siebie ten pomysł. Podeszła do kociaków. Cała trójka wspólnie się bawiła, podrzucając kupkę mchu. W takim trójkącie. Jak tylko usiadła obok nich, przerwali zabawę. Dziwiło ją to, że zawsze gdy się gdzieś pojawiała, jakby atmosfera znikała. Była aż tak dziwną kotką? Niemiłą? Ciekawe co sądziły o niej jej potomkowie. Zła matka? Mysi móżdżek?

- Chcecie kogoś poznać?

- Tak!- pisnęły kotki, niecierpliwie kręcąc się już przy wyjściu. Rzadko ktoś do nich przychodził, więc raczej chciały zyskać czyjąś przyjaźń. Lub nawiązać relację. Bez również do nich podszedł. Teraz tylko wpatrywały w nią te swoje ślepia i czekały na wyruszenie. Ich cieszyło zwykłe zapoznanie kota. Ją… Coraz mniej rzeczy. Powinna brać przykład ze swoich kociąt? Skwaszona mina to coś niezbyt zachęcającego do rozmowy, a uśmiech... Wskazuje na dobre intencje.

- A dobrze wyglądam?- trochę przerażona tą wizją Kolendra, przerwała jej rozmyślania.

- Oczywiście, w końcu jesteś moją córką- zaśmiała się, jeszcze poprawiając jej futro na czubku głowy. Wymyła dodatkowo Bza i Niezapominajkę, po czym podbiegła z powrotem do Krzemienia.

- Oto moje kociaki- powiedziała z dumą.- Bez, Niezapominajka, Kolendra. Są słodcy ale i psotliwi.


<Krzemień? wena uciekła>


Od Bluszczyka

Beztrosko wpatrywał się w rosnący przed nim kwiatek. Ze smutkiem spostrzegł, iż przez nadmiar słońca roślinka wysychała i powoli umierała. Gdyby mógł, to sam przyniósł by wodę i pochlapał ją, aby ta powróciła do życia. Było to jednak niemożliwe z dwóch powodów. Po pierwsze ciecz wyparowała by po drodze, a po drugie to nawet nie może opuścić obozu i poszukać jakiegoś źródła tego cennego płynu.
Pochłonięty rozmyśleniami nie spostrzegł mijającej go kotki. Mroźny Oddech jak zwykle szła dumnym krokiem, z wyższością spoglądając na każdego, kto stanął na jej drodze. Gdy przeszła obok niego wymamrotała coś o głupich bachorach, po czym poszła kawałek dalej. Bluszczyk podniósł na nią wzrok. Ponieważ wciąż była blisko, to wstał i wykonał parę kroków w tył, kryjąc się wśród krzaków. Chwila spokoju by mu nie zaszkodziła, toteż obserwował wojowniczkę, czekając, aż ulotni się z jego otoczenia. Ta niespodziewanie zatrzymała się niedaleko, zaczepiając niewielkiego kocura o kremowym futrze.
- Pamiętaj, że ja wciąż wiem o wszystkim – wyszeptała w jego stronę, uśmiechając się złośliwie. Bluszczyk nastawił uszy, po czym skulił się, aby na pewno pozostać niezauważalnym. Bycie wścibskim nie było w jego naturze, toteż chciał zniknąć z tego miejsca jak najprędzej. Gdyby jednak teraz się ruszył, z pewnością słychać byłoby szelest liści, a on dostał by bure za wciskanie nosa w nieswoje sprawy. Van naprawdę nie chciał tu być. Znalazł się w złym miejscu, o złym czasie. .
Spojrzał na dwóch dorosłych osobników. Biała posyłała towarzyszowi pogardliwe spojrzenie. Liliowy liczył, że sobie po prostu pójdą, zanim przypadkiem on nie stanie się posiadaczem jakiejś niechcianej wiedzy o czyiś sekretach.
Starszy kocur, którego kojarzył i znał przez to, iż kilka razy odwiedzał żłobek, zdawał się ignorować Mroźny Oddech. Po prostu stał w miejscu, nie dając się sprowokować.
- Bawisz się w głuchego, czy w nie mowę? – prychnęła, widząc, że jej działanie nie przynoszą żadnych skutków. Dla podkreślenia swojej złości podniosła łapę i uderzyła nią w ziemię.
- W nic się nie bawię! Powiedziałem ci raz, że nie wiem, kto jest ich ojcem, ale to na pewno nie ja!
- Tak, tak. Udawaj głupiego, ale wiedz, że jeśli przyjdzie odpowiednia pora, to każdy będzie wiedział, że jesteś ojcem bachorów Jemioły – warknęła ostrzegawczo, po czym trąciła go ogonem i odeszła.
Bluszczyka w tym momencie totalnie sparaliżowało. Czyżby się przesłyszał? Nie no, to nie miałoby przecież sensu. Wszyscy mówili, że jego matka zaszła w ciążę przed przybyciem do klanu. Ponownie podniósł wzrok na stojącego nieopodal kocura. Przypomniał sobie jego imię.
Mysi Krok.
Kiedy ten poszedł w przeciwnym kierunku, liliowy zerwał się z miejsca i wyszedł z ukrycia. O ile zazwyczaj był spokojny, tak teraz poczuł dziwny dreszcz na ciele. Kremowy bywał u nich czasami, co by mogło poniekąd potwierdzić rację słów białej kotki. Kocurek doszedł do wniosku, że skoro póki co i tak jest jeszcze kociakiem, to może spróbować rozwikłać tę sprawę. Wpatrywał się w Myszka tak długo, dopóki ten nie przystanął samotnie na uboczu.
Bluszczyk odważył się do niego podejść, zachowując jak zwykle spokojny wyraz pyska.
- Dzień Dobry, Mysi Kroku! – zagadnął z uśmiechem. Z bliska starał się wyłapać jak największą ilość podobieństwa między sobą, a dorosłym.
- Oh, witaj Bluszczyku. Jak ci minął dzień? – zapytał łagodnie.
Van starał się nie wpatrywać w niego zbyt natarczywie. Byłoby to niemiłe, a i mogłoby to za wiele zdradzić. Nie powinien usłyszeć ich rozmowy, bo teraz będzie o tym za dużo myślał.
- Jest zbyt gorąco, przez co roślinki umierają – przyznał z żalem. – Poza tym, mam się dobrze. A czy u ciebie jest wszystko w porządku? – spytał. Żałował, że kremowy nie może po prostu mu powiedzieć, czy jest jego ojcem. Bluszcz nie mógł o to zapytać, nie wypadało.
- To prawda, słońce bywa uciążliwe, ale na szczęście żyjemy w lesie i mamy dużo drzew do skrycia.
- Mroźny Oddech coś często cię zaczepia… - wypalił nagle liliowy, dopiero pod koniec gryząc się w język. No cóż, ciekawość brała nad nim w tym momencie górę. To naprawdę nie było u niego normalne.
- Co proszę? – zdziwił się wojownik.
- No… wydaję się być dla ciebie bardziej niemiła, niż dla innych – oświadczył, starając się naprostować swój tok myślenia.
- Mroźny Oddech jest jaka jest, lepiej jej unikać, bo bywa bardzo… irytująca – odparł.
- To akurat da się zauważyć – przyznał mu rację. Zapadła między nimi nerwowa cisza, gdyż liliowy totalnie nie wiedział, jak wyciągnąć z kremowego prawdę. - W sumie jeszcze niedawno miała kociaki, może przez to jest taka nerwowa? Ty chyba nigdy kociaków nie miałeś, bo jesteś bardzo spokojny - stwierdził.


<Mysi Kroku?>

Od Jabłkowej Bryzy CD. Orzechowego Zmierzchu

Jabłkowa Bryza w tym wszystkim czuł się niebywale samotny. Ciężar tajemnicy, ciężar przestępstwa, które popełnili – w końcu przyzwolenie na przemoc czyniło wojownika współwinnym – przytłaczały go, niczym burzowe chmury zasłaniały słońce, zatapiając świat w nieprzeniknionej ciemności.
– Orzeszko? – wymamrotał niewyraźnie ze wzrokiem wbitym w ziemię. Kotka była jedyną osobą, z którą mógł porozmawiać, jedyną, z którą dzielił ciężar tego okrutnego sekretu. – Ja… Potrzebuję pomocy – wydukał. Orzechowy Zmierzch zastrzygła z niepokojem uszami. – Potrzebuję wiedzieć, że wciąż tu jesteś. Ze mną.
– Jestem tu – wymruczała, ocierając się o jego bok. – Zawsze będę.
Ich spojrzenia spotkały się. Point zadrżał pod wpływem nieznanej mu emocji, jednak nie spuścił wzroku. Chciał poczuć, że Orzechowy Zmierzch wciąż z nim była, chciał doświadczać tego w każdy możliwy sposób. Pragnął wiedzieć, co myślała, gdy jej otarła się o niego, gdy zmierzwiła jego futro, jednak nie w ten zwyczajny, przyjacielski sposób – to było coś nowego, innego. Zamruczał cicho, mrużąc oczy. Byli tacy samotni, odizolowani w tajemnicy, której ciężar musieli razem nieść. Potrzebowali chociaż jeszcze ten jeden raz dać ponieść się emocjom, zapomnieć o calutkim świecie.
Jak dobrze, że w tamtej chwili byli tylko we dwoje.

***

Jabłkowa Bryza kwitł.
Słodkie słówka, nieśmiałe spojrzenia wywoływały w nim nieznane uczucia, które chciał poznawać i doświadczać. Orzechowy Zmierzch była dla niego niczym księżyc, oświetlający drogę w ciemną noc.
Jednak… Jednak coś wciąż było nie tak, jak powinno. Być może chodziło o świadomość, że próbuje okłamać samego siebie, zapomnieć, że morderstwo miało miejsce. Być może chodziło o spojrzenia rzucane mu przez Kurkę, poczucie, że go zawiódł, zdradził. Być może chodziło o strach przed porzuceniem przez Orzechowy Zmierzch, gdy tylko wszystko się ułoży, gdy nie będzie go już potrzebować.
Wobec tego wojownik nie wyznał swoich uczuć głośno. W zamian co wieczór przynosił kotce stokrotki.

< Orzeszko? >

Od Orzechowego Zmierzchu CD. Jabłkowej Bryzy

- Porozmawiamy o tym rano. - zaproponował cicho, a calico odwróciła głowę. Z jakiegoś powodu uraziło ją to, ale nie wiedziała czemu. Nie próbowała nawet zamknąć oczu, wiedziała co tam spotka. Resztę nocy przeleżała, gapiąc się w gwiazdy na bezchmurnym niebie.
***
- To co ci się wczoraj śniło? - zapytał miękko. Nie wiedziała, czy robi to z własnych chęci czy nie, ale była mu za to wdzięczna.
- Byłam w jaskini, razem z mamą. Rozmawiałyśmy, a p-potem... Zaczęła dziwnie mówić. I-i dalej już wiesz...
Point przylgnął do jej boku, a ona odwzajemniła uścisk, mrucząc cicho. Zawsze udawało mu się ją pocieszyć. Może czasem nie na długo, ale jednak.
- Choć coś zjeść. - miauknęła. Podeszli do stosu; każdy wybrał sobie co innego. Orzechowy Zmierzch usiadła przed legowiskiem, biorąc do pyska małą srokę. Kocur dołączył do niej, trzymając w zębach mysz. Szybko pochłonęła swój posiłek, prawie dostając przy tym czkawki. Nawet nie umyła sobie zmierzwionego futra, była zbyt... Smutna? Niespokojna? Zdenerwowana? Nawet sama nie wiedziała. Tak po prostu. Przyjęła wygodniejszą pozycję, podwijając tylne łapy pod siebie. Wzrok wbiła w słońce. Jego promienie raziły w oczy, przy okazji grzejąc w pysk. Liliowy też wydawała się jakiś nieswój, a w dodatku poderwał się z miejsca i zaczął nerwowo machać ogonem.
- Co ci? - zapytała, zdecydowana przerwać ciszę. Wojownik skierował na nią wzrok, stając przed kotką.
- Masz ochotę przejść się do lasu? - zaproponował.
Normalnie palnęła by czymś w stylu “Tez masz ochotę kogoś zabić?”, ale dziś już nie chciał ryzykować; atmosfera i tak już była nieco napiętą. Skinęła więc tylko łbem, wstając z nagrzanej ziemi. Gdy wychodzili poza obóz, ruchem głowy powitała stróżującego Jesiotrową Łuskę. Po chwili przyspieszyła, doganiając wysuniętego na przód pointa. Ptaki świergotały, a pora zielonych liści zbliżała się wielkimi krokami. Robiło się coraz cieplej, a zwierzyna jeszcze częściej wychodziła ze swoich kryjówek.

<Jabłkowa Bryzo?>

Od Bluszczyka CD. Sroczej Łapy

- O-obiecałeś, B-bluszczyku! M-mieliśmy s-się u-uczyć r-razem!
Słysząc jego płaczliwy ton głosu, kocurek momentalnie zastygł w bezruchu. Widział w jego wypełnionych od łez oczach żal, skierowany bezpośrednio do liliowego za to, że nie powiedział mu nic o jego planach. Van sam nie był do końca pewien, dlaczego nie raczył mu zdradzić swych zamiarów.
Swą decyzję podjął dosyć gwałtownie, co było niespotykane jak na niego. Po prostu pewnego dnia doszedł do wniosku, że walka z innymi kotami i polowanie na zwierzynę to nie jest to, na co chciałby poświecić życie. Natomiast medyków podziwiał od zawsze, a dowiadując się, że sam może zdobyć wiedzę, dzięki której będzie w stanie leczyć roślinkami innych, postanowił pójść do lidera i ubłagać go o możliwość szkolenia na tę rangę. Kiedy Lwia Gwiazda zgodził się, poczuł ulgę, ale nie wpadł na to, by podzielić się tym ze Sroczkiem. To znaczy, miał przez taką myśl, ale z niej zrezygnował.
- Przepraszam, zapomniałem - wyrzucił bez namysłu, spoglądając na niego ze skruszeniem. Serce mu się krajało, kiedy widział brata w takim stanie. Śnieżna Zamieć wydawał się  być zirytowany całym zajściem. Chciał tylko odwalić całą szopkę z mianowaniem i pójść zająć się swoimi sprawami, a zamiast tego stał się świadkiem "kłótni" rodzeństwa.
 - Nie m-mogłeś przecież od t-tak o tym z-zapomnieć! - wykrztusił, trzęsąc się na swych chudych łapkach. Bury skulił się, nie mogąc powstrzymać cieknącego strumienia łez po pysku. - M-mówiłeś w-wcześniej, że b-będzimy r-razem t-trenować! - wyszeptał zestresowany.
- To... tak jakoś wyszło - mruknął niepewnie. - Jeszcze raz cię przepraszam. Przecież wciąż możemy się często widywać i spędzać ze sobą czas, w końcu jesteśmy braćmi. - Uśmiechnął się, starając się go tym uspokoić.
Sroczek tylko pokręcił głową, chwiejąc się w miejscu i przełykając głośno ślinę.
- Rozumiem, że nie wszystko między sobą wyjaśniliście, ale musimy dokończyć mianowanie - odezwał się niespodziewanie lider, wpatrując się w nich z lekkim zmartwieniem w oczach - Nie martw się Srocza Łapo, Śnieżna Zamieć zadba o twój trening. - Uśmiechnął się do malca łagodnie.
Bluszczyk odwrócił wzrok. Nie mógł patrzeć na spanikowanego z jego winy brata. Ten zapewne czuł się zraniony i oszukany przez niego, a tego liliowy kompletnie nie planował.
Owszem, mógł mu powiedzieć wcześniej, ale uznał, że bury się tylko bardziej zestresuje i nie zeche nawet iść na mianowanie. Teraz pewnie nie będzie do niego zbyt pozytywnie nastawiony, ale van zdawał sobie z tego sprawę i musiał się z tym pogodzić. To była tylko i wyłącznie jego wina.
Po mianowaniu Sroczka kociak próbował z nim porozmawiać, ale ten tylko odwracał głowę i potrząsał nią. Bluszcz zrozumiał, że powinien dać mu trochę czasu na pogodzenie się z tym wszystkim

***

Minął prawie księżyc od tamtego dnia. Bluszczyk rzadko kiedy siedział w żłobku. Zazwyczaj bywał poza nim i obserwował obozowisko, wypatrując brata. Bardzo chciał z nim porozmawiać, ale ten wydawał się momentami wciąż zraniony, a ich rozmowy były niezwykle krótkie.
Srocza Łapa akurat wrócił z treningu, jak zwykle ze strachem w oczach. Liliowy bez wahania podbiegł do niego, uśmiechając się delikatnie, byleby poprowadzić z nim dłuższą konwersację niż to mieli ostatnio w zwyczaju.
- Hej, jak było? - zagadnął. Widział łzy w ślepiach burego, czym z lekka się zmartwił. - Coś się stało? Twój mentor ci coś zrobił? - spytał łagodnie. Nie chciał go wystraszyć, gdyż bardzo tęsknił za bratem. Odkąd ten został mianowany, naprawdę mało się widywali.

<Srocza Łapo?>


Od Bluszczyka

Siedzenie w żłobku bywało nużące, chociaż Bluszczyk potrafił temu zaradzić. Był w stanie leżeć w miejscu cały dzień, beztrosko i bez większego celu przyglądając się jednemu punktowi. Mogła to być jakaś roślinka, albo chociażby mały kamyk – dla niego wszystko potrafiło być intrygujące. W końcu, nie miał zbytnio nic lepszego do roboty w czasie oczekiwania na to, jak Bursztynowa Łapa zostanie mianowany, a on będzie mógł zacząć swój trening. Liliowemu nie spieszyło się jakoś specjalnie, bowiem wiedział, że prędzej czy później to nastąpi, więc po prostu cierpliwie czekał na swoją kolej.
Zazwyczaj wychodził z kociarni i skryty przy krzakach bądź pod drzewami, obserwował innego koty, przez co urozmaicał sobie życie. Nie zmieniało to jednak faktu, iż nie mógł się trochę doczekać dnia, w którym nastąpi jego mianowanie na ucznia. Czasami zachodził do legowiska medyków, gdzie z wielkim zainteresowaniem w oczach przyglądał się ich pracy oraz słuchał rozmów na temat niektórych roślinek. Zapamiętywał wszystko o czym mówili, a potem wracał do żłobka i powtarzał sobie zdobyte informacje.
Jemioła czasami wspomniała coś o byciu wieczną królową, za co Bluszczyk kilkakrotnie ją przepraszał, zapewniając, że jak już zostanie uczniem, to będzie miała dla siebie bardzo dużo czasu. Poza tym sam przecież potrafił się sobą zająć, więc tak naprawdę kotka siedziała z nim tylko dla zasady. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, by wychodziła sobie wtedy, kiedy miała na to ochotę. Van i tak aktualnie większość czasu spędzał na świeżym powietrzu, więc nie rozumiał poniekąd jej obruszeń.
Nastała wyjątkowo gorąca Pora Zielonych Liści. Na początku kocurkowi podobała się nowa pogoda. Mógł wygrzewać się w blasku słonecznym, a kiedy było mu za ciepło, to krył się w cieniu, albo wracał do kociarni. Po pewnym czasie jednak słońce stało się uciążliwe, było bardzo parno, a przez duchotę gorzej się oddychało. Bluszcz słyszał od wojowników, że pobliska rzeka obniżyła swój poziom, przez co klan może mieć problem.
Liliowy spojrzał w niebo i zaczął zastanawiać się, czy Klan Gwiazd zaradzi ich problemowi i ześle jakiś deszcz. Wierzył w jego siłę, toteż delikatnie się uśmiechnął, po czym wsunął się między krzaki, obserwując w lekkim chłodzie, jak w obozie tętni życiem.

Nowa Członkini Miejsca Gdzie Brak Gwiazd!

FASOLOWA ŁODYGA 
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Uderzenie piorunem
Zasłużenie: Posiadanie potomstwa jako medyk, nie nawrócenie się