*dość dawno temu, między początkiem a środkiem Pory Nagich Drzew*
Szepcząca Łapa miała tamtego dnia ćwiczyć walkę. Szła za swym mentorem puki nie dotarli… do najzwyklejszego kawałka terytorium Klanu Burzy. Ot, zwykły skrawek terenu porośnięty wrzosem, obecnie przykrytym pod grubą warstwą śnieżnego puchu. A jednak Narcyzowy Pył właśnie tam chciał trenować ze swoją uczennicą.
- Dzisiaj jak już wiesz, będziemy trenować walkę. Pokarzę ci jej podstawy, lecz najpierw zobaczmy co umiesz już teraz. Spróbuj mnie powalić.
To mówiąc, Narcyzowy Pył stanął w pewnej pozycji - był przygotowany na atak. Szepcząca miała jednak wprawę w walce – no bo w końcu, kto walczył ciągle z Dzikim o kamień gdy byli kociakami? Jednak Narcyzowy Pył był znacznie większy od Dzikiego, lepiej przygotowany, odbył swój trening i pewnie znał wiele ruchów bitewnych. Szepcząca Łapa postanowiła, że użyje wszelkich sposobów by wykonać zadanie. Spojrzała na niego, po czym ruszyła. Kocur spodziewał się pewnie, że będzie go próbowała staranować – jednak nic bardziej mylnego. Kotka wybiła się za pomocą tylnych łap długość ogona przed nim. Przeskoczyła nad nim, a potem gdy była już za nim po jego prawej stronie skoczyła na jego prawy bok, znów wybijając się z tylnych łap. Naparła całą masą swego chudego ciała, powalając kocura dzięki efektowi zaskoczenia. Udało jej się! Narcyz po chwili stanął na równe łapy, mówiąc:
- Dobra robota Szepcząca Łapo! Gdzie się tego nauczyłaś?
Nie odpowiedziała, jak zawsze z resztą. Kocur spojrzał na nią, wyraźnie zaciekawiony, a jednocześnie smutny.
- Dziwię się, że nigdy nie odpowiadasz….chciałbym sobie z tobą czasem pogadać.
Szepczącej zrobiło się trochę smutno, ale miała zachować milczenie. To była pierwsza zasada na jej liście, którą sporządziła w głowie. Nie będzie mówić do innych, koniec kropka. Tak sobie postanowiła i tak miało być, jednak….jednak tak trochę chciała mówić. Na dokładkę inne koty coraz częściej wymagały od niej odpowiedzi, albo pytały ją o to, czy w ogóle może mówić – najpierw Słonecznikowa Łapa, potem Burzowa Noc na zgromadzeniu, a teraz jeszcze do tego Narcyz. Oczywiście, było to kwestią czasu, aż mentor ją o to zapyta – to samo tyczyło się także jej brata. Tylko…co jak coraz więcej kotów zacznie ją o to pytać? W końcu Burzowa Noc nie jest ani jej krewną, ani mentorką. No dobra, mentorką jej brata jest, ale to i tak nie wystarczające. Zachowanie starszej kotki oznaczało, że koty poza jej rodziną i mentorem też będą mogły o to zacząć ją pytać – tak samo jak w poprzednich przypadkach to mogła być tylko kwestia czasu. Ta myśl zaprzątała umysł młodej kotki, póki jej mentor nie odezwał się ponownie:
- No to co, chcesz żeby ci pokazać ruchy bitewne? - Kotka od razu energicznie kiwnęła głową – to zaczynajmy.
Dzień upłynął jej na trenowaniu walki, poznała kilka ważnych zasad – po pierwsze nie patrz tam, gdzie chcesz zaatakować. Jeśli spojrzysz na inną część ciała, przeciwnik nie będzie się spodziewał ataku na tą którą tak naprawdę wybrałeś. Po drugie – staraj się nigdy nie odsłaniać przed przeciwnikiem brzucha, bo to najsłabiej chroniona część ciała. Po trzecie, każdy unik jest dobry, jeśli zadziała i jeśli nie wpakujesz się na innego przeciwnika. Czwarte, najważniejsze zdaniem Narcyza – żeby wygrać walkę nie trzeba zabić przeciwnika. Jej mentor powiedział, że niedługo zaczną wałkować nową rzecz. Kotka była bardzo ciekawa jaką. Będzie musiała jednak trochę poczekać by się tego dowiedzieć, bo mentor nie sprecyzował, kiedy jej ową rzecz przedstawi. Gdy weszła do obozu od razu dostrzegła Dziką Łapę. Obok kocura stała jego mentorka, która mówiła coś do niego poważnym tonem. Rudy po skończonej rozmowie z kremową przeszedł tuż obok niej, ignorując jej obecność. Podszedł do stosu ze zwierzyną, po czym wziął w pysk mysz. Usiadł na skraju obozu by zjeść ją w spokoju z dala od innych członków Klanu Burzy. Ona po chwili uczyniła to samo co ten wcześniej, czyli podeszła do stosu ze zwierzyną i wzięła z niej swój obiadek. Potruchtała na drugą stronę obozu, usiadła po czym zabrała się do pałaszowania niewielkiego, choć nie jakoś strasznie małego królika. Przyjemne uczucie pochodzące z napełnionego brzuszka kotki rozniosło się po całym jej ciele. Wyczyściła łapą dokładnie wąsy po skończonym posiłku, a gdy to zrobiła skierowała się ku legowisku uczniów. Usiadła na swoim posłaniu, lecz po chwili podskoczyła wielce zdziwiona. Zorientowała się bowiem, że na jej legowisku znajduje się duża kupa lodu zmieszanego ze śniegiem. Kto mógł to zrobić? Od razu nasunął jej się na myśl brat. Ta ruda kupa lisiego futra! Po chwili dotarło do niej, że to raczej nie on. Kocur nie wiedział, że to ona mu podkładała zimne obiekty na legowisko, bo gdyby to wiedział to albo by się na nią wydarł i próbował by zagryźć ją na śmierć albo by naskarżył Sikorze. Podkładanie śniegu na posłanie tego kto jemu to robił było kompletnie nie w jego stylu. Nie wpisywało się to w pomysły tego lisa. On to by raczej szybko pod wpływem wściekłości pomyślał „Zabić tę niebieską wronią strawę!” i poszedł wcielić to w życie. Tak samo jak ona często o nim myślała „Głupi lisi bobek!” a następnie planowała zemstę przy pomocy swoich zimnych przyjaciół . Obydwoje chyba wiedzieli co o sobie nawzajem sądzą. W sumie to możliwe, że nawet nie tylko oni. Nie tylko możliwe ale i pewne, bo można to było łatwo wywnioskować z zachowania Pląsającej Sójki. Słonecznik też wiedział o ich wzajemnej nienawiści. Postanowiła, że spróbuje odnaleźć sprawcę. Nawet jeśli nie był on uczniem, to i tak go nie ominie zemsta! Słodka zemsta!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz