On, jego siostra oraz ich mentorzy kiwnęli zgodnie głowami, po czym udali się do obozu. Gdy tam dotarli, dostrzegli Dzikiego, który zajadał się właśnie chuda nornicą. Mentor Szeptu po chwili wykrzyknął:
- O! Czy to nie wasz brat? A twój syn, Sikoro? Może dosiądziecie się do niego?
- Dobry pomysł! Dziękuję Narcyzowy Pyle, nie dostrzegłam go wcześniej. Szepcząca, Słonecznik chodźcie! - odparła ich matka z uśmiechem na pyszczku i żwawo odeszła w stronę swojego drugiego syna.
Och. To nie zwiastowało nic dobrego. Wprawdzie teoretycznie byli oni rodzeństwem, ale poza tym nie łączyły ich żadne faktyczne więzi. Od kiedy kremowy pamiętał, Dzika Łapa izolował się od nich, syczał, burczał i pokazywał im pazury bądź kły przy każdej okazji. Z tego powodu nie spędzali ze sobą zbyt wiele czasu - nawet teraz. Prawdę mówiąc, Słonecznikowi zdawało się, że rudy już od urodzenia nienawidził ich (i wszystkich innych również!), więc wolał nie zaczynać z nim żadnej rozmowy. Perspektywa ataku dzikiej furii nie napawała go raczej optymizmem, a doskonale pamiętał, jak wstawiał się za siostrę przed Sikorką, chroniąc ją przed niesprawiedliwą karą.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł... - zaczął cicho. Musiał wymyślić jakiś dobry powód, bo powiedzenie, że od kociaka bało się własnego brata brzmiało... cóż, po prostu irracjonalnie. Przecież Dziki tak naprawdę nigdy fizycznie nic mu nie zrobił, jedynie kilka razy na niego zawarczał i pogroził szponami! Nic wielkiego.
- Dlaczego? - spytała zdziwiona szylkretka, zatrzymując się kilka lisich ogonów od nich.
- Uch... Źle się czuję - skłamał, kładąc po sobie uszy. Nie był dobrym łgarzem i wiedział to. Czuł, że Szepcząca Łapa też to wie. Tak samo Narcyzowy Pył wraz z Burzową Noc, chociaż ich tutaj już nawet nie było! Oczywiście nie wiedział czy naprawdę go przejrzeli, czy może to jego wewnętrzne ''ja'' postanowiło mu dokopać.
Spuścił wzrok i wbił go w ziemię, kilka razy nerwowo machając przy tym końcówką ogona. Uwierzyli mu? A może właśnie z dezaprobatą patrzą w jego stronę, czekając, aż ten łaskawie uniesie pysk? Skrycie liczył na pierwszą opcję.
Przełknął głośno ślinę i podniósł głowę. Nie zauważył wcześniej, że Sikorkowy Śpiew znalazła się tuż obok niego.
- Powinieneś pójść do medyka. Dlaczego nic nie powiedziałeś? - spytała, niemal z wyrzutem. Czyli jednak nie kłamał aż tak oczywiście. Dobrze wiedzieć...
Musiał utrzymać tę farsę. W duchu liczył, że siostra zrozumie, dlaczego postanowił to zrobić i nie wyda go matce w żaden sposób. Zakładając oczywiście, że mogłaby to zrobić bez użycia słów.
Pokiwał powoli głową, starając się utrzymać zmarnowany wyraz mordki. W pierwszej chwili ucieszył się, że tak łatwo nabrał matkę na wyimaginowaną chorobę. Teraz jednak nie był do końca przekonany do tego pomysłu - przecież medycy znali na wylot wszystkie schorzenia i najprawdopodobniej szybko zauważyliby jego nieudolne próby symulowania. Masz ci los, a już było tak pięknie!
- Na pewno? Po prostu boli mnie brzuch, to na pewno samo przejdzie... - mruknął, starając się odwieść wojowniczkę od pomysłu, który wsypałby cały jego misterny plan - Może to tylko stres?...
< Szepcząca Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz