Huragan już jest w kw jak coś
Kocur podniósł na chwilę głowę.
- Możesz pobić Huragana - powiedział. - A później Fasolową Łodygę - dodał, ponownie kładąc łeb na mchu.
Płomień zmrużyła oczy. Słyszała o tej całej awanturze. Medyczka była w ciąży, co łamało porządnie kodeks. Nie zdziwi się, jeśli jebnie ją jakiś piorun na dniach. Była jednak w stanie zrobić to dla Trójki i nawet chętnie obije mordę tego debila Huragana. Na Fasolę... Też coś wymyśli. Może i nie miała z nią na pieńku, ale nie potrzebowała mieć. Do bójki zawsze była pierwsza, a wystarczył mały powód.
- Jak chcesz zioła na sraczkę to sobie je weź. - miauknął, wskazując ogonem kąt, w którym one leżały.
Obejrzała się, dostrzegając wspomniane zioła. Aż dziwne, że kocur tak po prostu jej go dał. Jednak nie zamierzała się nad tym dłużej rozwodzić. Chętnie podrzuci te zioła mentorce...
- Jak będziesz wychodzić to zamknij wyjście mchem. - Miauknął jeszcze do niej.
Nie skomentowała tego. Nie wiedziała, czy ma wyjść czy nie. Szczerze to było jej tu okej. Uśmiechnęła się więc.
- Ha, a jeśli nie chcę wyjść?
- To nie wychodź. - Odparł obojętnie.
Płomień przytkało. Tak konkretnie. Uderzenie serca potrzebowała na przetrawienie tego. Potrząsnęła głową.
- Nie wyganiasz mnie...? Nie rzucasz czaszkami, ani nie ganiasz z kijem w pysku...? - Zapytała z uniesionymi brwiami.
- Nie. Nie mam ochoty.
Otworzyła pyszczek zdziwiona. Z nim na serio było coś nie tak. Cóż... Pozostało to tylko wykorzystać.
- A to ciekawe. Więc pewnie nie będziesz miał też problemu, bym tu sobie posiedziała i pogadała, hm? - Mruknęła, robiąc krok ku niemu.
- A chce ci się gadać? Masz przecież obowiązki. No i... co cię interesuje taki medyk? - Zdawało jej się, że w jego głosie tańczy nuta zdziwienia. Pewnie tak było. W końcu na codzień na siebie syczeli, ale mimo wszystko... No w Płomień coś się ruszyło, kiedy zobaczyła Trójkę takiego przygaszonego i obojętnego. Szylkretka mogła uchodzić za chłodną, chamską gówniarę bez jakichkolwiek manier czy ciepłych uczuć. A jednak teraz odkryła w sobie współczucie. Tak nowe dla niej... Nieznane. Musiała się z tym oswoić.
- Ja i obowiązki? Pfff, Piórko to se może gadać! Zrobiłam na dziś wszystko. Nawet trenowałam skradankę. - Miauknęła, ignorując to dziwne uczucie. Wzruszyła ramionami. - Dobrze mi tu. Nie krzyczysz na mnie, tak jak reszta. Przynajmniej teraz. Poooza tym, jestem świetnym towarzystwem!
- Bo mało się odzywam i cie znoszę? - prychnął. - To o czym chcesz niby gadać?
Ugryzła się w język, by nie prowokować kolejnej kłótni. Wiedziała, że to do niczego nie doprowadzi. Nie chciała z nim sporu, przynajmniej nie teraz.
- Jak to o czym? Mam mnóstwo tematów!
- Niby jakich? Nie wiedziałem, że lubisz plotkować.
Wypięła dumnie pierś do przodu, uśmiechając się.
- Nie wyglądam, co? Ale cię zdziwię - potrafię rozmawiać z innymi i to całkiem nieźle! - Pochwaliła się. - Więc?
Posłała mu zachęcający wzrok.
- Co więc, więc? - Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. - No to mów...
Zadowolona, że dostała jego uwagę, szybko przeszukała w głowie ostatnie wydarzenia. Musiała powiedzieć coś, co postawi ją w dobrym świetle, a resztę w złym. W końcu wiedziała, że medyk nawet w takim stanie będzie z niej robił żarty. Po chwili wybrała.
- O świetnie. - Usadowiła się obok kocura, by na pewno ją słyszał. W razie co wytrąci mu mech z łap, by nie zatkał sobie po chamsku uszu. - Ostatnio gadałam ze Słoneczną Myślą. Dała mi ogromniastą mysz! Zjadłam ją i słuchaj, ta wredna wywłoka musiała coś do niej dodać, bo Dym mi powiedział, że padłam przed legowiskiem i zasnęłam. Nie wierzę w to! Czaisz coś takiego? Dlaczego ona by miała mi niby dawać podejrzane ziółka? W końcu nic jej nie zrobiłam!! Byłam grzeczna, hmpf!!
Słysząc to nieco się zmieszał. Płomień nie zwróciła na to uwagi.
- Naprawdę dziwne. Może miała dość twoich wiecznych krzyków i chciała cię uciszyć... - Miauknął.
Zapowietrzyła się, słysząc słowa kocura.
- Przecież nie drę się w kółko! Ostatnio tylko na Dym, Igłę, Skierkę, Ciernia, Piórko... - Wyliczyła po kolei. Nie było przecież tak źle! - Nie miała powodu!
- Może sam fakt, że na nich krzyczysz wystarczył - stwierdził.
Zamyśliła się chwilę. Nie widziała w swoim zachowaniu żadnych problemów.
- Myślę, że ona mnie nie lubi po prostu - oznajmiła. - I dobra, niech się mchem wypcha, nie potrzebna mi do szczęścia!
Gdyby mogła, skrzyżowałaby łapy na piersi.
- Coś jeszcze się działo ciekawego w twoim życiu?
Zmarszczyła brwi. Odpowiedział tak, jakby jej poprzednia historia nie była w ogóle ciekawa!
- Ej no staram się, dobra?! - Odparła. - I tak! Poznałam Deszczyka. To taki głupi gówniarz, co ostatnio się urodził. Jestem super odpowiedzialna i dbam, żeby chodził czysty, bo ten mały gnojek w kółko by łaził zasyfiony. Mówię ci, tragedia.
- To dobrze. Mnie też ten dzieciak nęka. Przychodzi tu i zawraca tyłek. Ostatnio się nawet rozryczał.
- CO NIE?? - Odparła, zdziwiona, że kocur tak dobrze zrozumiał jej problem. Widocznie ten rudy gnojek nie tylko ją wkurzał. - Kto to w ogóle z macicy wypuścił! Mi też się rozryczał, jak go Wrzuciłam do kałuży. Nie docenia moich starań!
- Ja go wyciagnąłem - powiedział z powagą na pysku. - Niestety. Ciebie też wyciągnąłem.
Zmarszczyła brwi. A to drań jeden!!
- Pfff! Kiedy mnie wyciągałeś z matki, na pewno olśniło cie moje piękno! - Odparła. - Żadne "niestety". Odebranie mojego porodu było najlepszą rzeczą, jaka cie w życiu spotkała!
- Czy ja wiem. Wytarłem cię mchem. Mój język cię nie tykał. Byłaś cała w śluzie i krwi. Wyglądałaś jak zmasakrowana piszczka.
Zmarszczyła brwi, patrząc na niego. Nie wiedziała w sumie co odpowiedzieć. Nie zaprzeczy, bo tak właśnie było.
- Jak to się zwie? Cud narodzin? - Miauknęła po chwili, odnosząc się do pojawienia się jej na świecie.
- Tak... okropieństwo. Za pierwszym razem lizałem kociaka z tej posoki, bo mentorka mi kazała. Nigdy więcej. Teraz wycieram je mchem.
Zaśmiała się głośno. Trójka na serio nie cierpial dzieci.
- Dobry jesteś? - Znowu rozdziawiła pysk, śmiejąc się. - Ale rozumiem cie. To jest obrzydliwe. Raz dotknęłam kociaka i poczułam ten smak. Obrzydlistwo!!
- Tak! To jest okropne! A później żyjesz ze świadomością, że to ty przyczyniłeś się do życia tych cholerstw.
- To musi być naprawdę straszne. Jeszcze kiedy widzisz, że wyrastają na niewdzięczne, ryczące gnojki! - Miauknęła. - Ugh, nie chce dzieci. Będę s a m a i szczęśliwa!
- Tak... samotność chyba zdecydowanie jest lepsza. Gdy się do kogoś za bardzo przywiązujesz to później cierpisz.
Przekrzywiła głowę. Nie do końca zrozumiała.
- Nie zupełnie samotność! - Odparła po chwili. - Masz mnie, co nie? Mówiłam Ci już, że jestem świetnym towarzystwem.
Spojrzał na nią nieco niepewnie.
- Tak... Gdy nie plujesz i nie wrzeszczysz można ująć, że wtedy jesteś.
- Ja i plucie? Pfff, mówisz o kimś innym. - Odparła. - No i nie tylko ja wrzeszczę! Ty też.
- Ja mam powody do tego.
- A ja niby nie??
- Ty jesteś młoda i nie powinnaś mieć.
- Co ma jedno do drugiego - Zapytała zbita z tematu. - Jak mi coś nie pasuje to o tym mówię.
- Za dużo rzeczy ci nie pasuje - przewrócił oczami.
- Tak jak tobie - pokazała mu język.
- Ja mogę, bo jestem medykiem.
- To nie ma znaczenia - burknęła. - Ja jestem uczniem i też mogę! O!
- Za długo jesteś tym uczniem. Powinnaś już być dawno mianowana.
- Masz całkowitą rację! Gdzie ta Piórko ma oczy?? W swojej kocurowej dupie chyba!
- Prawda. Wiesz co? Idź do nowego przywódcy i powiedz, że jesteś gotowa. On sam to oceni i da ci imię.
- Nowego przywódcę? A, bo dziaduś odszedł, no tak - miauknęła. Nie była chętna do tego pomysłu. - Chyba wolę poczekać. Jeszcze da mi jakieś głupie, brzydkie imię.
- Na przykład Płonące Bagno? - uśmiechnął się z drwiną.
- Okropny jesteś - burknęła, ale jednocześnie chciała się śmiać. Zrobiła to po chwili, chichocząc. - Jakby mnie tak nazwał to bym go zmusiła do zmiany!
- A jakby się nie posłuchał Płonącego Bagna? W końcu to nowy lider. Kto wie co siedzi mu w głowie.
Pomyślała chwilę.
- Wtedy bym odeszła z Klanu i poszła do innego, żeby mi zmienili.
- Naprawdę? - zaskoczony wbił w nią wzrok.
- Hee? A myślisz, że chciałabym chodzić z tak okropnym imieniem? Jeśli inny lider by mi zmienił, Wróbel nie miałby nic do gadania - prychnęła. W jej mniemaniu zmiana klanu oznaczała po prostu przekroczenie granicy i pójście do ich obozu. Nic trudnego, nie?
-... Aż takie to dziwne?
- Tak... Niektórzy nie są tam mili i nie lubią gości. Tylko na zgromadzeniu trwa pokój.
- Czyli sądzisz, że by mnie nie przyjęli?? - Zapytała. - Mam umiejętności! Dostrzegliby je! Zresztą... Jak nie to, czy ty byś był za tym, żeby Wróbel mi zmienił imię? Z tego brzydkiego? Chociaż w sumie sam je wymyśliłeś.
- Wątpię, aby dał ci brzydkie. No chyba, że nazwie cię na cześć mojej siostry. Płonący Wrzask nawet pasuje.
- Ty to podły jesteś - skomentowała. - Nie chce mieć z nią wspólnego więcej, niż muszę. - Prychnęła. - Ty powinieneś być Potrójnym Marudą.
- A ty Płonącym Smrodem.
- A ty Potrójnym Nudziarzem.
Wystawił jej język.
- Dobra koniec tego błaznowania. Mówiłaś, że coś cię bolało. Dałem ci zioła, powinnaś je wziąć.
- Zmarzła mi dupa - objaśniła. - Ale nie bolała.
- A no tak... - westchnął - Nie ma ziół na ocieplenie ciała.
- Dlatego tu z tobą siedze. Cieplutkooooo - mruknęła, rozciągając się.
- Możesz zająć jakiś mech jak chcesz.
Zdziwiona przeniosła na niego wzrok.
- Na serio??
- Tak.
Zmrużyła oczy, jednak zajęła jakiś mech niedaleko kocura. Ułożyła się na nim.
- Miło tu masz. Cicho tak i z dala od bachorów
- Dlatego lubie tu przebywać. Mam prywatność.
- I swoje czaszki - dodała.
-A co? Przeszkadzają ci?
- Ależ skąd - uciekła wzrokiem w bok. Dziwak z tego Trójki. Czaszki?? Czemu akurat one? Już normalniejsze byłyby kamulce.
Trójka wymamrotał coś pod nosem, jednak nie słyszała dokładnie.
- Mówiłeś coś? - Zapytała, unosząc brew.
- Nie. Nic.
- Dooobra - miauknęła niepewnie, wstając. - Jakbyś chciał mojego świetnego towarzystwa, to wyjdź z tej nory i mnie zawołaj.
Oznajmiła, kierując się do wyjścia.
- Mhm. Zapamiętam. - Odparł na odchodne, nim ruda nie zniknęła z jego pola widzenia.
Płomień po drodze zgarnęła zioła na sraczkę, które jej wskazał.
*skip o parę dni*
Nastała wiosna! W końcu koniec z bryłami lodu przyczepionymi do futra!! I czyszczenia łap z lodu czy białego puchu, który jedynie moczył oraz kołtunił piękną sierść młodej.
Ale wiecie, co jeszcze oznacza wiosna? Robale! Świeżutkie, ciepłe, a nie mrożonki. Najlepsza ze wszystkich wieści, jakie mogły być.
Po treningu nie wróciła do obozu. Powiedziała Piórko, że w lesie robaki są smaczniejsze niż w obozie. Święta prawda, jednak pointka nie podzielała jej entuzjazmu. Stara baba nie zna się, od co.
Tortie z kolei usiadła na trawie, łapami rozkopując ziemię. Zrobiła dołek, szukając tam dżdżownice. Wygrzebała kilka, od razu zjadając. Mmm białko! Cieplutkie, świeże.
Siedziała tak dłuższy czas, a gdy napełniła żołądek, albo bardziej wyczyściła okoliczną ziemię z żyjątek, wstała. Musiała teraz umyć łapy, w końcu były brudne od błota. Skierowała więc kroki ku strumieniowi. Było południe, kiedy wyczyściła swoje futro. Schludna, czysta i zadbana. Tak się prezentowała, układając lokowane pasma na klatce piersiowej. Następnie wzięła się za pielęgnację ogona. Był długi o gęstej, lśniącej sierści. Jej prawdziwa duma! Miękki w dotyku i tak delikatny, jak najprawdziwsza chmura sunąca po nieboskłonie.
Łapy, długie oraz szczupłe, jednak umięśnione. Okalane rudo-czarnymi pasmami kręconej sierści. Również zostały dokładnie umyte szorstkim językiem kotki. Uszy, frędzle na nich. Kolejny powód do dumy. Długie, zakończone pędzlami bujnych loczków. Urocze, jednak piękne.
Grzbiet, rudy, ozdobiony ciemniejszymi pręgami, które tworzyły różnorodne zawijasy. Ładnie umięśniona, wysoka sylwetka.
Kotka wstała. Miała już osiemnaście księżyców, wyrosła, ale nie dojrzała. Nadal była tą samą gówniarą, która psuje każdemu krew i pcha nosa, gdzie nie można. Tego chyba nigdy nie zmieni. Jej zamiłowanie do robaków również zostało. Wiedziała doskonale, gdzie na terenach klanu wilka znajdzie swoje ulubione przysmaki. Chętnie jednak próbowała innych. Nie wybrzydzała.
Poza tym, kiedy się tak szlajała, szukając żarcia, upolowala czasem piszczkę.
Tym razem też chciała spróbować. Idąc więc przez tereny, nasłuchiwała za jakąś myszą czy inną wiewiórką. Ha, sama mogła robić za wiewiórę, ruda i kudłata - no idealna do tej roli!
Wychwyciła po sekundce odgłos trzepotu skrzydeł. Potruchtała w tamtym kierunku, dostrzegając sikorkę. Przypadła do parteru, skradając się, tak, jak uczyła ją Piórko.
Po dłuższej chwili ptak był martwy, a ona niosła go w pyszczku do obozu. Zamierzała go komuś podarować, co było do niej naprawdę niepodobne.
Wróciła do obozu, skocznym krokiem mijając koty. Minęła stos ze zwierzyną, kierując łapy w zupełnie innym kierunku. Stanęła przed legowiskiem medyków. Sama siebie nie poznawała w tej chwili, a jednak weszła do środka.
Wstąpiła głębiej, szukając jasnego, cętkowanego futra. Położyła ptaka pod swoimi łapami.
- Trójka? - Zapytała przestrzeń.
Wzięła znowu sikorkę w zęby, odnajdując leżącego na mchu kocura.
- Zobacz, złapałam dla ciebie obiad. Świeży i pyszny! - Miauknęła. Usiadła obok, podając mu pierzastą piszczkę. - Powiesz mi w końcu, co ci na duszy leży?
Użyła takiego zwrotu, bo często jej ojciec go używał, kiedy dawał jej jedną z wielu nauk. Znaczy wcześniej targał ją za kark do obozu, po kolejnej akcji, jaką odwaliła. On pytał, czy może miała jakiś problem, że się tak zachowywała, więc uznała, iż na Trójkę też to zadziała. Teraz tylko czekać.
<Trójka? Wypłacz się no, futro ci moje dam nawet🧡>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz