Pewien zimowy dzień zaczął się zupełnie zwyczajnie. Chłodny śnieg mroził poduszeczki łap, słońce wzeszło na szczyt nieba później niż zwykle, a na gruncie kolejne warstwy białego puchu zakrywały ślady pozostawione przez klanowiczów.
Bursztynowa Łapa kopał dołek, próbując dostać się do gromadzonych przez siebie ziół. Tak, założył własny składzie roślinek! Na czarną godzinę wyjmie coś z niego i poda umierającemu choremu i zostanie bohaterem całego Klanu Klifu! Będą się przed nim kłaniać, podziwiać go, błagać o miziu miziu na karku.
Kremowy fantazjował, zadowolony ze swojego zbyt idealnego planu.
Dumne myślenie przerwał widok biegnącej do legowiska medyków Firletkowego Płatka. Czyżby ona miała być jego pierwszym pacjentem?
- Przed użyciem zapoznaj się z objawami danej choroby bądź skonsultuj się z medykiem lub jego asystentem, gdyż każde zioło niewłaściwie zastosowane zagraża twojemu życiu lub zdrowiu - powtórzył sobie formułkę mądrego ucznia w myślach i ruszył ku legowisku. Przy wejściu usłyszał szepty swoich znajomych po fachu. Sokole Skrzydło i Firletkowy Płatek od razu zamilkli, zauważając ucznia. - Witam witam i o zdrowie pytam! Ktoś się za mną stęsknił? Oczywiście, że każdy. - Bursztynowa Łapa uśmiechnął się, pokazując bez cienia skromności swoje ostre kły, które w blasku słońca zalśniły oślepiająco... W jego wyobraźni. - Ej, co tak milczycie? Wyglądacie jakby ktoś umarł.
Sokole Skrzydło kaszlnął kilka razy, a sam kaszel łudząco przypominał ludzki kaszel palacza.
- Zaraza... - miauknął zachrypłym głosem staruszek. - Oślepiłeś nas blaskiem swoich zębów. Bądź z siebie dumny - powiedział, znając już dosyć specyficzne podejście ucznia medyka do reszty kotów.
Kremowy czuł, że coś było nie tak. Przecież nikt wcześniej nie zauważył blasku pięknej bieli jego uzębienia. Sokół nagle ujrzał.
- Jakby ci to powiedzieć, kochany... - Firletkowy Płatek spojrzała na swoje łapy. - Twoja mama nje żyje.
Zapadła cisza, a powieka Bursztynowej Łapy zadrżała nerwowo.
- Ha, ha! - zaśmiał się z wymuszeniem kremowy, czując jednocześnie, że jego serce pęka na pół. - Dobry humor dzisiaj masz, Firletko.. Że co? To prawda???
- Tak... Zginęła pod lawiną kamieni - potwierdził Sokole Skrzydło.
Bursztynowa Łapa patrzył to na mentorkę, to na najstarszego z nich. Nie wiedział kompletnie, jak na to zareagować. Poderwać dla polepszenia humoru? A może... Poszukać taty i mu o tym opowiedzieć?!
Optymizm w nim zniknął. Cała radość prysła w ciągu chwili, a z gardła wydobył się krzyk, wołający o pomoc.
- MAMOOOOO!
Kremowy spojrzał tylko w górę, na chmury. Na jego różowy nos spadło kilka śnieżnych płatków. Rumiankowa Pręga, mama, patrzyła z góry, a nie z dołu. Zamilkła na zawsze. Już nigdy się do niego nie uśmiechnie, nigdy nie zawoła jedynego synka "Bursztynkiem". W myślach kocura wybrzmiewało tylko jedno słowo - nigdy.
Nie pamiętał nic, co stało się potem. Wedle słów Firletkowego Płatka, ona wraz z Sokolim Skrzydłem szykowali się na atak wściekłości ze strony najmłodszego, bo pomarańczowooki pokazywał zawsze bezpośrednio to, co czuje. Zamiast tego najmłodszy odszedł w bok, położył się na odśnieżonym mchu i syczał, gdy ktokolwiek się do niego zbliżył.
Nie zapamiętał tego. We wspomnieniach pozostała pustka, bez grama radości.
***
Milczał podczas stania nad grobem Rumiankowej Pręgi. Po raz pierwszy od dłuższego czasu pysk ucznia pozostawał zamknięty. Nie czuł nic. Żadnej radości, a nawet smutku. Tylko szok, że Klan Gwiazd wybrał mu taki, a nie inny los. Zastanawiał się długo nad wolą przodków, lecz... Wątpił, że mama dotarła na Srebrną Skórę. Nie do końca wierzyła w ich istnienie, a historie o karach od gwiezdnych traktowała jako bajki dla naiwnych kociąt. Jednak nie uczyniła nic złego, podczas kwarantanny w żłobku starała się odegrać rolę i matki, i ojca, z którym kocurek miał ograniczony wówczas kontakt.
Spojrzał na Firletkowy Płatek, pachnącą całą gamą dostępnych w legowisku kwiatów. Kremowy wziął kilka oddechów, próbując chociaż na chwilę zapomnieć. Zapomnieć o otaczającej go pustce.
Jest medykiem. Został wybrany przez Berberysową Gwiazdę, własną babcię, do zostania medykiem. Pod jego nogi położono życia i dusze każdego członka Klanu Klifu. To z nim będą komunikowali się przodkowie i przekazywali tajemnice podczas spotkań medyków oraz różne sny.
Musiał odreagować. Przechodził przez próbę wierności przodkom. Mama wątpiła w istnienie gwiezdnych, uczeń przez swoją wiarę mógł ją odkupić.
Do ucznia i asystentki podszedł Sokole Skrzydło.
- Emmm... Firletkowy Płatku? - odezwał się do mentorki.
- Wow, w końcu się odezwałeś. Długo wytrzymałeś bez gadania - odezwała się zaskoczona.
- Cudownie pachniesz - odezwał się, na chwilę odzyskując radość.
Firletka przewróciła oczami.
- Bursztynowa Łapo, stoimy nad grobem... - odpowiedziała.
- Cudownie pachniesz nad tym grobem... Ej, Sokole! Opowiem ci fraszkę! Sokole, Sokole, ty gnoju... - zaczął mówić i mówić Bursztynek.
Ból z jego serca nie zniknął, lecz zdołał wrócić do prawienia długich monologów. A to pierwszy krok do powrotu do normalności.
Bursztynowa Łapa kopał dołek, próbując dostać się do gromadzonych przez siebie ziół. Tak, założył własny składzie roślinek! Na czarną godzinę wyjmie coś z niego i poda umierającemu choremu i zostanie bohaterem całego Klanu Klifu! Będą się przed nim kłaniać, podziwiać go, błagać o miziu miziu na karku.
Kremowy fantazjował, zadowolony ze swojego zbyt idealnego planu.
Dumne myślenie przerwał widok biegnącej do legowiska medyków Firletkowego Płatka. Czyżby ona miała być jego pierwszym pacjentem?
- Przed użyciem zapoznaj się z objawami danej choroby bądź skonsultuj się z medykiem lub jego asystentem, gdyż każde zioło niewłaściwie zastosowane zagraża twojemu życiu lub zdrowiu - powtórzył sobie formułkę mądrego ucznia w myślach i ruszył ku legowisku. Przy wejściu usłyszał szepty swoich znajomych po fachu. Sokole Skrzydło i Firletkowy Płatek od razu zamilkli, zauważając ucznia. - Witam witam i o zdrowie pytam! Ktoś się za mną stęsknił? Oczywiście, że każdy. - Bursztynowa Łapa uśmiechnął się, pokazując bez cienia skromności swoje ostre kły, które w blasku słońca zalśniły oślepiająco... W jego wyobraźni. - Ej, co tak milczycie? Wyglądacie jakby ktoś umarł.
Sokole Skrzydło kaszlnął kilka razy, a sam kaszel łudząco przypominał ludzki kaszel palacza.
- Zaraza... - miauknął zachrypłym głosem staruszek. - Oślepiłeś nas blaskiem swoich zębów. Bądź z siebie dumny - powiedział, znając już dosyć specyficzne podejście ucznia medyka do reszty kotów.
Kremowy czuł, że coś było nie tak. Przecież nikt wcześniej nie zauważył blasku pięknej bieli jego uzębienia. Sokół nagle ujrzał.
- Jakby ci to powiedzieć, kochany... - Firletkowy Płatek spojrzała na swoje łapy. - Twoja mama nje żyje.
Zapadła cisza, a powieka Bursztynowej Łapy zadrżała nerwowo.
- Ha, ha! - zaśmiał się z wymuszeniem kremowy, czując jednocześnie, że jego serce pęka na pół. - Dobry humor dzisiaj masz, Firletko.. Że co? To prawda???
- Tak... Zginęła pod lawiną kamieni - potwierdził Sokole Skrzydło.
Bursztynowa Łapa patrzył to na mentorkę, to na najstarszego z nich. Nie wiedział kompletnie, jak na to zareagować. Poderwać dla polepszenia humoru? A może... Poszukać taty i mu o tym opowiedzieć?!
Optymizm w nim zniknął. Cała radość prysła w ciągu chwili, a z gardła wydobył się krzyk, wołający o pomoc.
- MAMOOOOO!
Kremowy spojrzał tylko w górę, na chmury. Na jego różowy nos spadło kilka śnieżnych płatków. Rumiankowa Pręga, mama, patrzyła z góry, a nie z dołu. Zamilkła na zawsze. Już nigdy się do niego nie uśmiechnie, nigdy nie zawoła jedynego synka "Bursztynkiem". W myślach kocura wybrzmiewało tylko jedno słowo - nigdy.
Nie pamiętał nic, co stało się potem. Wedle słów Firletkowego Płatka, ona wraz z Sokolim Skrzydłem szykowali się na atak wściekłości ze strony najmłodszego, bo pomarańczowooki pokazywał zawsze bezpośrednio to, co czuje. Zamiast tego najmłodszy odszedł w bok, położył się na odśnieżonym mchu i syczał, gdy ktokolwiek się do niego zbliżył.
Nie zapamiętał tego. We wspomnieniach pozostała pustka, bez grama radości.
***
Milczał podczas stania nad grobem Rumiankowej Pręgi. Po raz pierwszy od dłuższego czasu pysk ucznia pozostawał zamknięty. Nie czuł nic. Żadnej radości, a nawet smutku. Tylko szok, że Klan Gwiazd wybrał mu taki, a nie inny los. Zastanawiał się długo nad wolą przodków, lecz... Wątpił, że mama dotarła na Srebrną Skórę. Nie do końca wierzyła w ich istnienie, a historie o karach od gwiezdnych traktowała jako bajki dla naiwnych kociąt. Jednak nie uczyniła nic złego, podczas kwarantanny w żłobku starała się odegrać rolę i matki, i ojca, z którym kocurek miał ograniczony wówczas kontakt.
Spojrzał na Firletkowy Płatek, pachnącą całą gamą dostępnych w legowisku kwiatów. Kremowy wziął kilka oddechów, próbując chociaż na chwilę zapomnieć. Zapomnieć o otaczającej go pustce.
Jest medykiem. Został wybrany przez Berberysową Gwiazdę, własną babcię, do zostania medykiem. Pod jego nogi położono życia i dusze każdego członka Klanu Klifu. To z nim będą komunikowali się przodkowie i przekazywali tajemnice podczas spotkań medyków oraz różne sny.
Musiał odreagować. Przechodził przez próbę wierności przodkom. Mama wątpiła w istnienie gwiezdnych, uczeń przez swoją wiarę mógł ją odkupić.
Do ucznia i asystentki podszedł Sokole Skrzydło.
- Emmm... Firletkowy Płatku? - odezwał się do mentorki.
- Wow, w końcu się odezwałeś. Długo wytrzymałeś bez gadania - odezwała się zaskoczona.
- Cudownie pachniesz - odezwał się, na chwilę odzyskując radość.
Firletka przewróciła oczami.
- Bursztynowa Łapo, stoimy nad grobem... - odpowiedziała.
- Cudownie pachniesz nad tym grobem... Ej, Sokole! Opowiem ci fraszkę! Sokole, Sokole, ty gnoju... - zaczął mówić i mówić Bursztynek.
Ból z jego serca nie zniknął, lecz zdołał wrócić do prawienia długich monologów. A to pierwszy krok do powrotu do normalności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz