- Porozmawiać? – zapytała powoli tracąc panowanie nad głosem, uśmiechnęła się nerwowo – O czym?
- Chyba się domyślasz? - owinął ogon wokół łap; swoją sztywną sylwetką zdradzał zakłopotanie.
- C-chyba t-tak.
Wbiła wzrok w swoje barwne łapki z wbitymi pazurami w ziemię. Jeśli już ktoś miał zaczynać, to wolałaby aby zrobił to jej mentor. Chciałaby poznać podłoże na jakim przyszło jej prowadzić temat.
- Twoje wczorajsze słowa… one, sam nie wiem. Utkwiły mi w pamięci – kocur mówił spokojnym i chłodnym głosem, zazdrościła mu umiejętności panowania nad własnymi emocjami, ona tego nie potrafiła.
Siedziała cicho, starając się ułożyć jakieś logiczne zdanie. Może by jej się to udało, gdyby Srebrny Deszcz nie odezwał się pierwszy.
- Wiesz, bo ja czasem myślałem, że może…
- Nie! – wypaliła, sama wzdrygając się siłą swojego głosu – J-ja nie mówiłam tego w geście zauroczenia czy… miłości. C-chciałam być po prostu miła! To wszystko!
Wstała z przejęcia, pusząc futro na sztorc. Ona nie lubiła go! Znaczy lubiła i to bardzo! Ale… jako przyjaciela a nie kochanka. Nie była gotowa na miłość, i ona o tym dobrze wiedziała. Dostrzegła, że kocur zgarbił się, położył uszy po sobie. Zezłościła go? A raczej zraniła?
- Srebrny Deszczu, zrozum, ja… nic nie czuję do ciebie. Znaczy, bardzo cię lubię i-i wiele dla mnie znaczysz a-ale oh… po prostu nie.
Zielonooki przez chwilę siedział patrząc się w tylko sobie znany punkt. Po czym bez słowa wstał i z opuszczonym ogonem skierował się w stronę obozu.
- Rozumiem – przystanął na chwilę – Na dziś koniec treningu, nie zapomnij wziąć zdobyczy.
I zniknął w zaroślach. Zroszona Łapa siedziała, czując jak pierwszy cieplejszy wietrzyk głaszczę ją po karku. Wiedziała, że go zraniła i to bardzo ale… nie mogła dawać mu złudnych nadziei. Nie mogła mu też wyznać tego, że… nieważne.
Szylkretowa zabrała upolowaną zwierzynę i podążyła tropem kocura, starając się iść na tyle wolno aby już się z nim dzisiaj nie spotkać.
*^*^*^*^*^*^*
- Zroszona Łapo, czujesz coś? – Łososiowy Pysk rzucił jej zaciekawione spojrzenie.
- Nic, żadnych obcych na naszym terenie – miauknęła do ojca i Burzowego Kwiatu.
Zgłosiła się do pierwszego porannego patrolu. Oczywiście Borsuczy Goniec – nowy zastępca po śmierci poprzedniego, nie krył zaskoczenia, że nie czeka aż jej mentor zabierze jej na trening ale ona podała trochę przekłamany argument. Srebrny Deszcz przecież nie wspominał, że następny dzień miała mieć wolny ale nie chciała się z nim widzieć. Bała się go pod pewnym względem, nie miała pojęcia jakby wyglądały ich rozmowy. Jej negatywną odpowiedź można by uznać za odrzucenie jego uczuć, a Zroszona Łapa wiedziała, że gdy urazi się czyjeś uczucia to trzeba uważać.
- Bardzo dobrze – pręgowany kocur potarł się z nią barkiem – Srebrny Deszcz widzę, że zdążył cię sporo nauczyć.
- Tak – odpowiedziała uśmiechając się w duchu słysząc pochwałę na temat młodego kocura.
Burzowy Kwiat przewrócił oczyma na znak irytacji ale z złotookiej to nie przeszkadzało. W końcu, nie każdy musiał lubić mieć przed nosem widok typowo rodzinnej sceny.
- Dobra, zrozumiałem, że się kochacie i w ogóle ale lepiej dokończmy ten patrol.
Razem z ojcem uśmiechnęli się miedzy sobą i powrócili do patrolu.
*^*^*^*^*^*^*
Koteczka przemywała łapką pyszczek. Słyszała rozmowy kotów, które albo zajmowały się jedzeniem albo jakimiś innymi obowiązkami. Odkąd wróciła nie widziała Srebrnego Deszczu. Może jej unikał, tak jak ona jego, gdy się pokłócili? Nie zdziwiłaby się. Zasługiwał na trochę prywatności… chociaż nie. Miała przeczucie, że nie mogła go tak zostawić. Musiała mimo wszystko się przełamać i spróbować spojrzeć mu w oczy.
Przeciągnęła się i, gdy tylko spostrzegła Borsuczego Gońca pobiegła do niego.
- Dzień dobry! – uśmiechnęła się, kątem oka dostrzegając, że obok kocura stoi jego uczennica – Różana Łapa, kotka przyglądała się jej z zainteresowaniem.
- Witaj, Zroszona Łapo. O co chodzi?
- Chciałam tylko poinformować, że wychodzę poszukać ziół dla Lawendowego Płatka.
- Dla Lawendowego Płatka?
Kocur przyglądał się jej niedowierzająco. No tak! Przecież po pierwsze medyczka ma uczennicę a po drugie, w obozie było kilkoro wojowników do dyspozycji. Kłamanie nie było jej domeną ale musiała w nie brnąć dalej.
- Burzowa Łapa jest za mała aby samemu wychodzić poza obóz a ja jestem większa i… umiem się bronić – starała się brzmieć pewnie.
- Coś mi tu nie pasuje, lepiej porozmawiam z Lawendowym Płatkiem na ten temat, chodź ze mną a ty Różana Łapo poczekaj.
O nie! Jej kłamstwo się wyda! Musiała coś szybko wykombinować. Nagle zerwała się i zaczęła biec w kierunku wyjścia. Zignorowała krzyczącego za nią zastępcę i zdziwione ślepia innych członków. Wykorzystała swoje już dłuższe łapy i zwinność. Pomknęła w las, czując, że choć z jednej strony sprowadziła na siebie okropne tarapaty ale z drugiej wiedziała, że czyniła dobrze.
<Srebrny Deszczu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz