Co by się nie działo, zazwyczaj łatwo mu było udawać spokojnego i zachowywać swoje swobodne podejście do życia. Z całej rodziny został mu tylko brat i ojciec. Przeżyli ogrom tragedii w ostatnim czasie, jednak w tym momencie wiedział, że żadne przy towarzyszących mu wtedy katastrofach uczucie, nie dorówna lękowi, jaki odczuł, gdy Ziębi Trel wbijała w niego swe zabójcze spojrzenia i z jadem w głosie wypowiadała w jego stronę groźbę.
Czy byłaby zdolna do tego, o czym mówiła? Jego zdaniem tak. Byłby skłonny stwierdzić, że dopuściłaby się czegoś znacznie gorszego, jednak z uwagi na obecność syna, oszczędziła wizji zmasakrowania Srebrnego.
Odważył się mrugnąć i zaczerpnąć oddech, dopiero gdy odeszła, a go z trwogi wyciągnął ciepły dotyk futra Piaszczystej Zamieci, którego słowa z pewnym opóźnieniem dotarły do przyozdobionych pędzelkami uszu.
— To było straszne — wyznał niebieski, kręcąc głową na boki. To było jak podejście do wilka i liczenie, że cię nie zje. Czysta głupota. — Nigdy więcej.
Potrzebował usiąść z wrażenia. Gdyby ktokolwiek zapytał go o definicję miłości, nie umiałby dotąd udzielić jakkolwiek sensownej odpowiedzi. Dla niego od samego początku była to zagadka, bo czy samo drżenie serca i rozchodzące się od niego ciepło świadczyło o sile uczuć?
Teraz był pewien, że nie. Głównym aspektem okazała się gotowość do poświęceń. W jego przypadku było to stanięcie pyskiem w pysk z tą przebrzydłą, posiadającą mrożący krew w żyłach wzrok żmiją.
— Nie będzie już potrzeby tego powtarzać. Zrozumiała — zapewnił kremowy, wzdychając. — Ah, Srebrny, czuję w końcu wolność — przyznał, a głosu tak pełnego ulgi, niebieski nie słyszał od niego nigdy. Jeśli już od kocięcych księżyców wpychano mu w głowę niestworzone podziały, chociaż pozorna akceptacja ze strony bliskich, wydawała się zbawienna.
— Skoro tak twierdzisz, wierzę w twoje słowa — mruknął, szczerze nieprzekonany, ale nie zamierzał dołować jego wizji lepszego świata. Zdawało się, że gorzej już być nie mogło. Teoretycznie nauczyli się czegoś po popełnionych błędach, ale do czego ich to doprowadzi?
Czy byłaby zdolna do tego, o czym mówiła? Jego zdaniem tak. Byłby skłonny stwierdzić, że dopuściłaby się czegoś znacznie gorszego, jednak z uwagi na obecność syna, oszczędziła wizji zmasakrowania Srebrnego.
Odważył się mrugnąć i zaczerpnąć oddech, dopiero gdy odeszła, a go z trwogi wyciągnął ciepły dotyk futra Piaszczystej Zamieci, którego słowa z pewnym opóźnieniem dotarły do przyozdobionych pędzelkami uszu.
— To było straszne — wyznał niebieski, kręcąc głową na boki. To było jak podejście do wilka i liczenie, że cię nie zje. Czysta głupota. — Nigdy więcej.
Potrzebował usiąść z wrażenia. Gdyby ktokolwiek zapytał go o definicję miłości, nie umiałby dotąd udzielić jakkolwiek sensownej odpowiedzi. Dla niego od samego początku była to zagadka, bo czy samo drżenie serca i rozchodzące się od niego ciepło świadczyło o sile uczuć?
Teraz był pewien, że nie. Głównym aspektem okazała się gotowość do poświęceń. W jego przypadku było to stanięcie pyskiem w pysk z tą przebrzydłą, posiadającą mrożący krew w żyłach wzrok żmiją.
— Nie będzie już potrzeby tego powtarzać. Zrozumiała — zapewnił kremowy, wzdychając. — Ah, Srebrny, czuję w końcu wolność — przyznał, a głosu tak pełnego ulgi, niebieski nie słyszał od niego nigdy. Jeśli już od kocięcych księżyców wpychano mu w głowę niestworzone podziały, chociaż pozorna akceptacja ze strony bliskich, wydawała się zbawienna.
— Skoro tak twierdzisz, wierzę w twoje słowa — mruknął, szczerze nieprzekonany, ale nie zamierzał dołować jego wizji lepszego świata. Zdawało się, że gorzej już być nie mogło. Teoretycznie nauczyli się czegoś po popełnionych błędach, ale do czego ich to doprowadzi?
***
Ciepły, słoneczny dzień, spędzali w cieniu Skruszonej Wieży. Leżał wyprostowany, czujnie obserwując, czy nikt nie mierzy go zabójczym wzrokiem z drugiego końca obozu. Piaszczysta Zamieć opierał się o niego i również z zainteresowaniem przyglądał się okolicy.
— To się porobiło z tym dzieciakiem twojej siostry — stwierdził w końcu Srebrzysty Nów, pozwalając sobie raz na jakiś czas poplotkować w zaufanym gronie, które składało się aż z jednego kocura. — Dzieci mają dzieci, a przecież dopiero co wyszedł ze żłobka — dodał z rozbawieniem.
To było całkiem zabawne, gdyż ledwo co potomkowie jego brata opuścili kociarnię i ta już miała zostać zapełniona przez nowe pokolenie. Patrząc na wściekle rude futra obu rodziców, spodziewał się armii równie nieszczęśliwych wiewiórek. W końcu to wszystko szło od Lwiej Paszczy. Jakkolwiek ich relacje nie były chaotyczne za jej życia, nie był w stanie wyzbyć się wspomnień charakteru tego chodzącego potwora.
— Najwyraźniej życie poza kociarnią nie jest mu przeznaczone — zaśmiał się i niespodziewanie wstał, przeciągając się niespiesznie. — Pójdę po coś do jedzenia, poczekaj tu chwilkę.
Mruknął w odpowiedzi coś niezrozumiałego, nie spuszczając wzroku z kremowej kity. Pomimo rozpowszechnienia wiedzy o ich bliższej relacji, nie czuł się tym przytłoczony. Sam nie wiedział, czego się spodziewał. Krzywych spojrzeń? Nawet jeśli były, naturalnie je odtrącał. Nie miał zamiaru przejmować się opinią tych, którym zwyczajnie nudziło się w życiu.
Wybrał ze stosu jednego z większych zajęcy, by w razie co zjeść go na spółkę. Doczłapał się z nim do swojego miejsca odpoczynku i podsunął pod pysk partnera.
— Aż taki jesteś głodny? — zaintrygował się Piasek.
Srebrny obszedł go i spoczął przy jego boku.
— Jestem tak samo głodny jak i ty. Zjedzmy go razem. To jest raczej coś, co robią koty, które bardzo się lubią, prawda? — zagadnął, próbując być choć trochę romantycznym.
<Piasek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz