Księżyce leciały jak szalone a Wronka w tym czasie już zdążyła stać się Wronią Łapą. Cieszyła się, że w końcu mogła opuścić ten nudny i pełen ograniczeń żłobek, gdyż dzięki temu zniknęły wszelkie blokady jej charakteru. W dodatku nie tak dawno temu zniknęła także jej matka – Słodki Język. I szczerze Wrona miała to gdzieś, przecież była to tylko w kółko ględząca, stara kocica. Szylkretka któregoś razu stwierdziła, że tamta może sobie prędzej kija w tyłek wsadzić niż udawać dobrą rodzicielkę. A czy to było słuszne stwierdzenie czy nie, to już nie Wrony sprawa.
Teraz nadeszła Pora Nowych Liści. Śnieg coraz szybciej topniał, ustępując świeżej, krótkiej i młodej trawie. Drzewa powoli przyozdabiały się w malutkie, zielone pączki, a temperatura stawała się znacznie cieplejsza. Wroniej Łapie pasował taki stan rzeczy, poza jednym elementem. Nie było już śniegu, a co za tym idzie – także bitw na śnieżki. Wstyd było jej przyznać, ale od ostatniego Zgromadzenia nawet polubiła ten rodzaj rozrywki. A co gorsza, nie wychodził jej tryb życia, jaki sobie kiedyś zaplanowała. Bycie "zwykłym kociakiem" za bardzo jej się spodobało, więc nie było tu już mowy o żadnym dokuczaniu innym czy nachalnym zdobywaniu atencji i względów dorosłych, jak to wcześniej chciała robić. Jednak już uważała, że dobrze zrobiła, nie wyróżniając się z tłumu. Na razie nie było to potrzebne, bo po co? Mogła co najwyżej starać się zaimponować ojcu, jednak tego też nie robiła. No, trudno. Kiedyś jej się uda.
Bujała ogonem miarowo, w rytm oddechu. Wylegiwała się samotnie, w cieplutkich, popołudniowych promieniach słońca. Nudziło jej się. Wróciła już z treningu z jej mentorem, Szczawiowym Liściem. Westchnęła zrezygnowana. Musiała czekać, aż Kwaśny albo Zimorodek wrócą. Co miała przez ten czas robić? Spojrzała na mrówkę, która właśnie postanowiła przejść się po jej nosie, zezując. Zlizała ją bez wahania i zaśmiała się z własnej głupoty.
Jakiś kształt zasłonił jej całe słońce.
– Cześć, Wrona! Co robisz? – Zimorodek nachylił się nad szylkretką jeszcze bardziej.
Obróciła się na brzuch, żeby widzieć swojego rozmówcę.
– Zjadam mrówkę. Bo wiesz, wrony jedzą robaki.
Teraz nadeszła Pora Nowych Liści. Śnieg coraz szybciej topniał, ustępując świeżej, krótkiej i młodej trawie. Drzewa powoli przyozdabiały się w malutkie, zielone pączki, a temperatura stawała się znacznie cieplejsza. Wroniej Łapie pasował taki stan rzeczy, poza jednym elementem. Nie było już śniegu, a co za tym idzie – także bitw na śnieżki. Wstyd było jej przyznać, ale od ostatniego Zgromadzenia nawet polubiła ten rodzaj rozrywki. A co gorsza, nie wychodził jej tryb życia, jaki sobie kiedyś zaplanowała. Bycie "zwykłym kociakiem" za bardzo jej się spodobało, więc nie było tu już mowy o żadnym dokuczaniu innym czy nachalnym zdobywaniu atencji i względów dorosłych, jak to wcześniej chciała robić. Jednak już uważała, że dobrze zrobiła, nie wyróżniając się z tłumu. Na razie nie było to potrzebne, bo po co? Mogła co najwyżej starać się zaimponować ojcu, jednak tego też nie robiła. No, trudno. Kiedyś jej się uda.
Bujała ogonem miarowo, w rytm oddechu. Wylegiwała się samotnie, w cieplutkich, popołudniowych promieniach słońca. Nudziło jej się. Wróciła już z treningu z jej mentorem, Szczawiowym Liściem. Westchnęła zrezygnowana. Musiała czekać, aż Kwaśny albo Zimorodek wrócą. Co miała przez ten czas robić? Spojrzała na mrówkę, która właśnie postanowiła przejść się po jej nosie, zezując. Zlizała ją bez wahania i zaśmiała się z własnej głupoty.
Jakiś kształt zasłonił jej całe słońce.
– Cześć, Wrona! Co robisz? – Zimorodek nachylił się nad szylkretką jeszcze bardziej.
Obróciła się na brzuch, żeby widzieć swojego rozmówcę.
– Zjadam mrówkę. Bo wiesz, wrony jedzą robaki.
Nie przemyślała faktu, że kocurek weźmie to na serio.
<Zimorodku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz