Szylkretka nie cierpiała marznąć. Nawet mimo swojego długiego futra, które skutecznie ją chroniło przed mrozem. Teraz, gdy po raz kolejny poczuła mroźniejszy wiatr, potrząsnęła głową.
- No już, skocz na mnie. Zimno ci nie zaszkodzi - mruknął jej mentor.
Fuknęła, marszcząc nos. Nie zaszkodzi, ale zmarznie, co obniży jej chęci na trening. Same minusy, dlatego uczennica była zdania, że powinni wracać. Jej mentor nie podzielał tego, co rusz zachęcając do współpracy.
Cicha więc, machając mocno ogonem, skoczyła w stronę Lśniącego Księżyca. Uchylił się, jednak młoda kotka była zwinna, szybko ponawiając atak. Goniła go dłuższą chwilę, w końcu powalając na ziemię, uderzając kocura od boku.
Machnęła wesoło ogonem, stając dumnie wyprostowana nad nim.
- Dobra robota. Już prawie jesteś gotowa. - Miauknął, wstając z roztopów ostatniego śniegu.
Strzyknęła uchem. Dobrze usłyszała? On uważał, iż była gotowa? Na mianowanie? Chyba zbyt się pospieszył!
Kotka prędko zaprzeczyła ruchem głowy. Ona sama nie czuła się jeszcze pewnie, by zostać wojowniczką. Chciała mimo wszystko trenować dalej, nawet jeśli oznaczało to skończenie nauki jako ostatnia z rodzeństwa. Miała na nich wylane. Odkąd Jabłko został wojownikiem, obnosząc się z tym gdzie się da, szylkretka częściej nawet mieszała się z nim w potyczki. Powalał ją, będąc większym, jednak młoda nadal wracała, chcąc w końcu stłuc mu ryj jak w dzieciństwie.
Wrócili do obozu. Cicha chciała jeszcze potrenować, dlatego, gdy bury poszedł w swoją stronę, ona czmychnęła w siną dal. Dokładniej do sadu, gdzie zwykła trenować.
Pnie drzew nadal były chłodne i zmrożone po zimie, do tego wilgotne, a z niektórych odpadała kora. Niebieska jednak spróbowała się na nie wspiąć. Podskoczyła, wbijając pazurki.
Ześliznęła się, zaciskając wbite w pień łapki. Fuknęła, próbując znowu.
Zajęło jej to długie uderzenia serca, podczas których zaczęła odczuwać swoje nadal niewyrobione mięśnie. Wlazła na pierwszą gałąź, dysząc nieco. Odetchnęła z ulgą, kładąc się na zimnej powierzchni.
Wiosenny wiatr zmierzwił jej sierść, na co zamruczała cicho. Lubiła tak leżeć. Sama, bez wkurzających dookoła kotów czy jej mentora, który chciał by trenowała, a nie leżała jak ostatni leń.
Wysunęła i wsunęła parę razy pazurki, myśląc.
Jeśli zostanie wojownikiem, to co później? Stanie się taka nudna jak pozostali wojownicy? Nie będzie mogła podróżować tak jak Bocian, którego historię zasłyszała w klanie, bądź jak te wszystkie odważne koty, o których mówiła jej Szyszka?
Przecież tutaj...było nudno! Bezpiecznie, cicho, wszędzie powiew owoców, od których młodej już kręciło się w głowie. Ciągle nimi w innych rzucała, jednak przez całą zimę one poznikały. Lśniący Księżyc wytłumaczył jej, że na wiosnę pojawią się nowe. Czekała więc, będąc coraz bardziej ciekawą, co można z nimi robić poza rzucaniem?
Westchnęła. Słońce zaczęło zachodzić. Na pewno ktoś zauważył jej zniknięcie, a gdy wróci dostanie reprymendę, albo jakiś wykład. Ugh, czy oni nie mogli się nauczyć, że to jej nie powstrzyma?? Nawet jakby pozbawili ją łap, ona będzie sunąć ku przygodzie oraz wolności. Cokolwiek to naprawdę znaczyło. Cicha oczami wyobraźni widziała wielki las za ogrodzeniem, słyszała prawdziwy szum rzeki, o której słyszała od Szyszki. Podobno pływają w niej ryby, takie oślizgłe stworzenia! Nie mają łap, tylko ogony i są bez futra!
Uśmiechnęła się. Ciekawe czy były jadalne? Oraz jak ciężko taką złapać? Pewnie tak, w końcu mieszkała w wielkiej wodzie, a ona nie potrafiła pływać.
Podniosła się, rozciągając. Spróbowała zejść, jednak ześlizgnęła się tylko, spadając na włochaty tyłek.
Pisnęła bezgłośnie. Głupie drzewo!
Zaczęła wracać mozolnym krokiem do obozu. Pomiędzy drzewami widziała zachód słońca, tak piękny i odległy...Gdyby tylko mogła go dotknąć.
Wyciągnęła łapę ku słońcu, jednak nic się nie wydarzyło. Westchnęła. Przyśpieszyła kroku, skacząc zwinnie po zwalonych pniach oraz pagórkach, finalnie docierając do obozu. Był już wieczór, więc umknęła bokiem do stosu ze zwierzyną. Sięgnęła z niego mysz, uciekając prędko pod krzaki. Nie chciała wpaść na Szyszkę bądź swojego mentora.
Zjadła spokojnie, jednak jej ogon nerwowo uderzał na boki. Oblizując się po posiłku, wskoczyła pośpiesznie na drzewo. Wspięła się, omijając inne koty.
Ułożyła tyłek na nieco wyższej gałęzi, by nikomu nie zawadzać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz