Dzień nadszedł szybciej, niż młoda kotka mogła się spodziewać. Bezsenna noc dawała się we znaki jej łapą, coraz bardziej odmawiającym posłuszeństwa. Czuła jednak, że nie może pozwolić sobie na jakikolwiek odpoczynek. Nie teraz.
- Gdzie idziemy?
Odwróciła pysk w stronę Migoczącej Łapy, pewnie kroczącej przy jej boku. Opuściły obóz, udając się w głąb terenów wilczaków.
- Pójdziemy na małe polowanie. Musisz poćwiczyć. - miauknęła słowa, które dawniej mówiła również Łasicy.
Migotka skinęła łebkiem, dając do zrozumienia, że zrozumiała odpowiedz mentorki. Droga minęła im w ciszy. Chłodny wiatr muskał ich pyszczki. Chociaż Migotka wolałaby bardziej ciepłą pogodę, Żabka była wdzięczna, że przynajmniej tego dnia nie spadł deszcz. Nie wyobrażała sobie powrotu do obozu z mokrym futrem. Zanim obie kotki się zorientowały, zbliżyły się do granicy.
- Mam.
Żabcia zatrzymała się, zaciekawiona słowami uczennicy. Koteczka przypadła do ziemi, w pozycji łowieckiej. Zdecydowanie szło jej lepiej, niż za pierwszym razem. Po krótkim, cichym skradaniu, zbliżyła się do niczego nieświadomego królika. Żabi Skok wstrzymała oddech, kibicując cicho młodej, żeby udało jej się złapać pożywienie dla klanu. Jednak zanim Migocząca Łapa zdążyła wskoczyć na istotkę, wiatr zmienił kierunek. Gryzoń wyczuł jej zapach, puszczając się pędem w przeciwną stronę.
- Następnym razem się uda, musisz tylko pamiętać że...
Nie dokończyła. Uczennica puściła się biegiem za gryzoniem. Żabcia westchnęła, niechętna, by ją gonić. Przynajmniej dostanie nauczkę, żeby czasami odpuścić, zwłaszcza, jeśli szło o polowanie. Nagły dźwięk blisko granicy sprawił, że otworzyła pysk, by zasmakować powietrza. Jakiś burzak musiał podejść zbyt blisko. Pokręciła łebkiem. Najwyraźniej przyjdzie jej porozmawiać z sąsiadem. Rozejrzała się wokół, jakby licząc, że znikąd pojawi się Miedziana Iskra, gotowa porozmawiać z intruzem za nią. Jednak nic takiego się nie stało i chcąc lub nie, nieśmiała arlekinka musiała sama stawić czoła członkowi Klanu Burzy. A może to jakiś uczeń?
Widok liliowej sylwetki, wydał jej się znajomy. Uważnie przyjrzała się kocurowi, dostrzegając najmniejszy szczegół jego wyglądu. Przez chwilę miała wrażenie, że stoi przed nią starsza wersja jej drogiego przyjaciela Pszenicy. Miała ochotę podbiec, przywitać się, pokazać, że tęskniła. Straciła jednak wiele księżyców temu nadzieję, że kocurek żyje. Tak było chyba łatwiej, przynajmniej mógł być bezpieczny wśród gwiezdnych, a nie zagubiony w tym wielkim, niebezpiecznym świecie. Pokręciła głową. Przyspieszyła, teraz będąc już bardzo blisko przybyłego.
- C-co tu robisz? To teren Klanu Wilka — wymamrotała Żabi Skok, nie przestając przyglądać się wojownikowi.
Zdziwiła ją jego dumna postawa, oraz uśmiech, który wkradł się na jego pysk. Był aż tak bezczelny, żeby nie czuć żadnej skruchy, po wstąpieniu na teren obcego klanu?
- No właśnie — odpowiedział. — Więc co ty tu robisz?
Zamrugała, nie wiedząc co odpowiedzieć. Cofnęła się o krok, szukając w głowie odpowiedzi. To było dziwne, przecież to nie ona przekroczyła granicę. Żabka należała jednak do tych kotów, które nie umiały się zbytnio bronić.
- Ogłuchłaś?
- Ja... to są tereny m-moje klanu. J-jestem wojowniczką. - miauknęła. Zaszurała łapką po ziemi, próbując powstrzymać tak wiele sprzecznych ze sobą myśli. Teraz dopiero zdała sobie sprawę, że już wcześniej słyszała ten głos. Podczas Zgromadzenia. Westchnęła. - Chuderlawy Skowycie, c-czy przyszedłeś odwiedzić starą znajomą? C-czy tylko łapiesz z-zwierzynę?
Liczyła, że to pierwsze. Wtedy nie będzie musiała go tak szybko przeganiać. Przecież dłuższa chwila rozmowy nikomu nie zaszkodziła, a nie wiedzieć czemu, czuła się dobrze w jego towarzystwie.
<Chudzielcu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz