- Wstawaj kupo futra. - Ah, Szybująca Mewa, jego ulubiony medyk.
- Kupo pięknego futra. - Naprostował. - Jak miło, że mnie budzisz.
Drugie zdanie dodał sarkastycznym tonem, bowiem nienawidził porannych pobudek. Szybek o tym doskonale wiedział, gdyż Barwinek swojego czasu często tu siedział.
- A co mnie to, mysia strawo? - Syknął.
- Przyszedłeś powiedzieć mi, że jestem zdrowy jak kociak? - Zapytał wstając, patrząc wyzywająco w oczy arlekina.
- Bliżej ci do starej kupy kości. - Odparł medyk, nie siląc się na miłe słowa. Zresztą, to nie leżało w jego naturze, jak zdążył zauważyć Barwinek. - Ale jak wrócę, ma cię tu nie być.
- A co ty? Sokole Skrzydło, że mi rozkazujesz? - Rzucił, ignorując wredny ton klifiaka. Przewrócił oczami na ten wieczny kij w dupie Szybującej Mewy.
Puścił uwagę wojownika mimo uszu, mijając go i wychodząc w przestworza naszych kochanych terenów. Czarny wiódł za nim spojrzeniem, aż nie znikł mu z oczu. Położył się znów, próbując zasnąć, ale nic z tego. Wymiana zdań z asystentem medyka zniszczyła resztki jego przyjemnego snu.
Wstał więc i położył się tu, przy wejściu do legowiska medyków. Odetchnie świeżym powietrzem, a później ruszy tyłek na jakiś patrol albo znów będzie denerwować swojego ojca. Po chwili jednak przypomniał sobie, że Kozia Nóżka leży zakopany pod warstwą piachu. Westchnął ciężko, kładąc znów pysk na łapach.
- Jak się spało, o wielki sowobójco? - Usłyszał głos niewidomej kotki.
Zepchnął na boczny tor swoje głupie rozterki, podnosząc wzrok na nieduża mysz przyniesioną mu przez wojowniczkę.
Hm, może i była nieco wredna, odrobinkę zbyt pewna siebie, ale w gruncie rzeczy dobry z niej kot. Przyniosła mu nawet myszkę! Barwinek był pewnie, że zrobiła to z własnej inicjatywy, bo poza Łabędzim Pluskiem, nikt go tu nie lubił. Mimo to nie czuł się odrzucony lub odepchnięty od klanowiczów.
Przewrócił się na plecy, prostując łapki.
- A nie widzisz? - Zapytał zerkając na kotkę.
- Hm, niech no pomyślę. - Rzuciła, patrząc się w nieokreślony punkt. - Nie.
- Ah no tak! Zapomniałem~ - rzucił beztrosko, wstając i łapiąc za mysz.
Zjadł ją w kilku kęsach, a szczątki postanowił wrzucić do legowiska Szybującej Mewy. Oj na pewno będzie mu wygodnie spać z mysim ogonem...
Jak pomyślał, tak zrobił, zostawiając na chwilę kotkę. Czuł w łapie pieczenie, ale musiał przyznać, że Sokole Skrzydło genialnie zajął się jego raną. Mimo, że na tej lewej nodze została mu blizna.
Wrócił do kotki, która siedziała na trawie przed legowiskiem medyków.
- Na co patrzysz? - Zapytał prosto z mostu.
- Na czerń twojej głupoty. - Odparła, wzdychając. To zapewne reakcja na zapominalstwo wojownika.
- Hej hej, ale no nie wyzywaj! - Burknął, udając obrażonego.
Okrążył ją i usiadł obok. Ogonem dotknął kotki, ale ta go zignorowała. Zrobił to znowu i znowu, wciąż bez reakcji, jedynie marszczenie brwi.
- Hej, Tańcząca Pieśń? - Pierwszy raz zwrócił się do niej jej pełnym imieniem. - Chciałabyś móc widzieć?
Zapytał, przestając zaczepiać koteczkę. Zaczął patrzeć w stronę wejścia do obozu w razie, gdyby Szybująca Mewa wracał. Nie chciał w końcu kolejnej blizny, na jego pięknym ciele.
<Tańcząca Pieśń? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz