- Huh, cze... eść - Wymamrotała pomiędzy żuciem mięsa. Nie miała zamiaru przerywać konsumpcji na rzecz kocura, ale spojrzała na niego z ukosa. Zawsze trzymała się zasady, że gdy się z kimś rozmawia to trzeba mu patrzeć w oczy, tym bardziej jeśli żyje się w takim świecie jak ten, gdzie każdy w każdej chwili może rzucić się na ciebie z pazurami do gardła. Odgryzła kolejny większy kawałek nornicy i połknęła go, czując już wystarczający dosyt tymi kilkoma, aczkolwiek dużymi kęsami. Odsunęła zdobycz i spojrzała na Jasia, który zajmował się wróblem. - Czegoś chcesz?
- Wiesz, pomyślałem, że moglibyśmy wybrać się na wspólny patrol.
Sarenka uniosła jedną brew, a jej pyszczek wykrzywił się w podejrzliwym uśmiechu. Słodkim jak maliny, ale ostrym jak ciernie. Nie wiedziała do końca czy da się nabrać, gdyż równie dobrze jej kolega, mógł ponownie zaprowadzić ją na ekhe obchód po Siedlisku Dwunożnych, a tego łaciata nie miała zamiaru powtarzać. Te koty wyglądały na zadowolone, ale w głębi duszy wiedziała, że to nie one wybrały ten los i, że po prostu tam się urodziły i nie potrafiły przejść z tego wygodnego życia w świat pełni krwi, ale i wolności.
- No dobra, ale jak gdzieś znowu polecisz, to ci dowalę. Mocno! Ale wiesz co, nawet mi nieco żal tych twoich znajomych... - Zbliżyła się nieco do Jasia i wtuliła się w jego futerko. Miękkie futerko, które opatulało ciało jak na razie pozbawione bolesnych szram, a jedynie mniejsze zadrapania. Miał jeszcze przed sobą dużo księżyców i mimo tego, że był w podobnym wieku co Sarenka to reprezentował się znacznie lepiej zważywszy na to, że padające na nią słońce właśnie rzucało blaskiem na jej drewnianą łapę i ogon, z którego został jedynie mały kikut. - I żal mi też tego, że przewróciłeś się tak boleśnie na trawę.
- Co?
Popchnęła go bokiem, nie dając mu nawet kilka bić serca na zorientowanie się co miała na myśli. Ziemia zadrżała, a do jej uszu dotarło uderzenie i jęknięcie na tyle głośne, że Trujący Bluszcz również musiała wyjrzeć ze stodoły. W jej oczach błyszczało niezadowolenie, ale nie był to jakiś rzadki widok, dlatego Sarenka zignorowała ją i zamiast tego zerwała się z ziemi. Skierowała na wstającego Jasia zarówno żółte, jak i niebieskie oko. Nie trwała w tej pozycji zbyt długo, być może dlatego, że jej towarzysz rzucił się na nią prawie od razu, ale ta zdążyła mu umknąć i rzucić się do ucieczki. Słyszała trzaskanie gałązek pod jej łapami i krople uderzające o liście. Omijała sosny, które rosły nieopodal stodoły w lasku ją otaczającym. Nagle potknęła się o swoją drewnianą łapę i zrobiła fikołka uderzając w drzewo. Usłyszała śmiech, dlatego szybko potrząsnęła głową, gdyż obraz przed jej oczami nadal był zamazany. Po chwili córka Sowy mruknęła głośno:
- To nie śmieszne! Pft, przynajmniej wreszcie podniosłeś swój tłusty zad i przeszliśmy już nieco części lasu.
Wypluła piach, który wpadł jej do pyszczka i otrzepała futerko. Połączenie wody i piachu z pewnością nie było dobrym połączeniem o czym przekonała się dosłownie przed chwilą na własnej skórze. Jej futerko było posklejane, a wśród nich pełno było igliwi, ale nie zwracałam na to większej uwagi i po prostu szłam przed siebie. Dzień był piękny i ciepły, ale z drzew nadal spadały jeszcze pojedyńcze kropelki. Co noc robiło się coraz zimniej co nie zapowiadało nic dobrego, a także często niebo było zachmurzone - jesienna pogoda przybywała o wiele szybciej niż powinna, a ten dzień był wyjątkowo ciepły jak na resztę ostatnich, chociaż nie bardzo interesowało to dwójkę kotów, a przynajmniej Sarenkę.
Na szczęście las nie był zbyt wielki, ba, rosło tam tylko trochę drzewek, dlatego po chwili wyszli na otwarty teren jakim było Siedlisko Owiec. Na szczęście te, jeszcze nie zostały wypuszczone, gdyż panował blady świt, dlatego dwójka przeszła bez większych problemów. Siedlisko jednak było na tyle wielkie, że zajęło nieco czasu zanim pastwisko zaczęło się kończyć, a jej oczom ukazały się dzikie łąki i polany, które ciągnęły się, aż do terenów klanów. W końcu dotarli w miejsce, skąd najbardziej było czuć Klan Klifu. Nieco zwolniła i schyliła się niuchając w powietrzu. Zerknęła na Jasia czy robi to samo co ona, chociaż ostatecznie stwierdziła, że jeżeli wpakuje się w tarapaty tylko i wyłącznie z własnej głupoty to nie będzie miała go zamiaru ratować. Ruszyła powoli w stronę oznakowania starając się, by nie stanąć na niczym co wywołałoby niepożądany hałas - co prawda znajdowali się na terenach niczyich, ale kogoś mogłaby zdenerwować dwójka samotników pałętająca się obok terenów łowieckich. Zastygła w bezruchu i podniosła wyżej głowę, by stwierdzić czy nigdzie nie chodzi wrogi patrol. Cisza, przerywana jedynie szelestem liści z lasu, znajdującego się zaraz obok Głębokiej Ścieżki. Westchnęła z ulgą i nieco szybszym krokiem wyminęła granicę i już chciała udać się dalej w miejsce gdzie najlepiej polować, gdy usłyszała tupot łap. Co prawda cichy, ale nadal dosłyszalny w ciszy łąki.
- Ej, wy tam - Usłyszała po chwili i zaczęła przeklinać w duszy na trawę, która na ostry i ciernie, rosła tutaj najniżej. Nadal stała w bezruchu, a jedynie jej powoli poruszająca się klatka piersiowa i otwarte oczy dawały znak, że nie zasnęła na stojąco. Zerknęła na niego kątem oka i odparła:
- Nikogo tu nie ma.
- Co tutaj robicie.
- Do kogo mówisz? - Spytała ponownie, tym razem już mniej poddenerwowana i z uśmieszkiem na pysku, a Jasio spojrzał na nią najpierw ze zdziwieniem, a później również się jego pysk wykrzywił się w zadziornym uśmieszku.
- No, do różowych jeży, co? - Mruknął nieznajomy Klifiak i od razu słychać było, że zahaczali jego granicę wytrzymałości. To była właśnie zabawa, w którą najchętniej lubiła grać. Droczenie się z każdym napotkanym kotem. Tym razem głos zabrał Jaś, zanim szara zdążyła w ogóle otworzyć pysk:
- Żadnych nie widzę.
- Agh, idźcie zanim naprawdę się zdenerwuję. Już.
- Mówisz do jeży?
- AGHHHH, SIO!
Zmrużyła oczy powstrzymując się od parsknięcia gromkim śmiechem i po chwili odwróciła się dając znak pyskiem, że mogą iść, bo zapewniła sobie wystarczającą dawkę rozrywki. Zaczęłam przedzierać się przez trawę, która była wyższa i dziksza tym więcej kroków robili w przeciwną stronę niż jest las. Nagle jednak zatrzymała się, a jej przydupas, jakim jest Jasiu wpadł prosto na nią i mruknął pod nosem coś dla niej niezrozumiałego.
- ...jacyś głupi samotnicy - Usłyszała słowa z oddali, które zapewne należały do tego samego kota z którym przed chwilą rozmawiali. Zmrużyła ozy, czując jak stroszy jej się futerko, jednakże nie przejęła się tym na tyle, by odwrócić się i splunąć mu w pysk albo bardziej zagrać na nerwach. -...oprócz tego nic niepokojącego nie zauważyłem.
- A ja za to widziałem, widziałem! - Z daleka słychać było rozemocjonowany głos jakiegoś młodzika - Trawa była żółta i w dodatku jakoś tak z drzew spływała strasznie zimna woda, brrr
- Jak myślisz czy to te brednie o, których gadali medycy? Wiesz, te drzewo i mroźna zima...
Biegli ile sił w łapach w kierunku stodoły. Sarenka nie zważała na to, że bolały ją łapy, gdy przebiegała przez małą Grzmiącą Ścieżkę, która oddzielała klany od Siedliska Owiec. Nie zwracała też uwagi na bolący pysk, który wiele razy ocierała się o konary drzew. W końcu razem z Jasiem wpadła do stodoły, gdzie na szczęście była większość kotów; wszyscy spojrzeli na nich ze zdziwieniem. Jedni przerwali pielęgnację, a inni właśnie mieli odłożyć swoje zdobycze na stos. Szaro-biała miała ochotę odpowiedzieć od razu, ale przeznaczyła te kilka bić serca spokojnego stania na wzięcia kilka głębokich oddechów.
- Klanie Lisa! Jak zapewne wiecie o ostatniej pełni przyglądałam się zgromadzeniu. Doskonale wiecie, że to Klan Nocy zabił Sowęć. Klan Nocy jest słabszy niż zazwyczaj. Ma królowe do obrony, a co za tym idzie kociaki. Nie posiadają medyka*, więc nikt nie będzie mógł ich leczyć. To nasza szansa! Pokarzemy im, że z Klanem Lisa się nie zadziera! - Wykrzyczała, a wśród tłumu rozległy się zadowolone pomruki. - Przypuszczamy, że nadciąga mroźna Pora Nagich Drzew, a może nawet bardzo zimna Pora Opadających Liści, dlatego stwierdziłam, że powinniśmy... zaatakować teraz. Stwierdzam, że możemy oficjalnie powitać Zająca Biegnącego Po Łące oraz Czarną Kroplę Deszczu, mmm... no dobrze, wyruszy ze mną jedynie Kropelka, Szrama, Jaś i ja, wasza dwójka zostanie w obozie.
Usłyszała ciche westchnięcie Zająca, ale nic na nie nie odpowiedziała. Wydała rozkazy i miał się ich trzymać, nieważne, że mówiła niezbyt oficjalnie. Była nową przywódczynią i teraz ona decydowała co robią i po co robią. Może dla niektórych atakowanie i narażanie się na duży klan tylko z powodu jakiejś kotki był głupi, ale dla niej mogła nawet sama umrzeć, chociaż mimo wszystko nie mogła na to pozwolić - w końcu co z tego, że pomści Sowę, skoro nie dokończy jej planów? Nie rozumiała za bardzo co ma na celu pomoc Klanu Wilka, ale skoro jej najlepsza matka im pomagała to musiało mieć to dużo więcej sensu niż się wydaje.
Szli powoli, a słońce chyliło się już ku zachodowi. Pojawił się wietrzyk, co prawda delikatny, ale przyprawiający Sarenkę o dreszcze. Drzewa rzucały złowrogi cień na ziemię porośniętą wysoką trawą. Szli wzdłuż Drogi Grzmotu, a potwory po niej jadące co chwila wydawały głośne ryki, a dym z nich wylatujący szczypał oczy członków Klanu Lisa, którzy szli na wojnę. W końcu byli już blisko terenów Klanu Nocy, dlatego przeszli szybko i niepostrzeżenie przez drogę. Poruszali się blisko drzew, w cieniu, by być jak najmniej zauważalnym. Przeszkadzały im białe futerka, dlatego szli jeszcze wolniej. Pierwsza córka z drugiego miotu zdawała się nie być zestresowana. Szła z głową wysoko prowadząc grupę, a zaraz obok niej szedł Szrama dysząc jej głośno w ramię, jednakże nie odwracała głowy w jego stronę. Mieli zadanie do wykonania. Przylgnęła bardziej do ziemi dopiero gdy wyczuła już wyraźny zapach łowców ryb. Jeżeli dobrze myślała to jeszcze nie przeszedł tu patrol, dlatego nakazała swoim towarzyszom, by razem z nią ukucnęli wśród krzewów, pomiędzy którymi rosło nieco czosnku, który mógł przytłumić ich zapach. W tym momencie nie liczyło się, że nawet po starannej pielęgnacji futra długo zajmie zanim z jej futra zaniknie zapach czosnku. Teraz liczyło się jedno. Walka. Czekali długo, a może to te bicia serca się tak wydłużały. Gdy już znudzeni przymykali oczy, nagle zza wysokiej trawy i drze wyłoniła się trójka kotów, w tym jeden nieco młodszy, więc najpewniej zaliczał się jeszcze do terminatorów, chociaż nie wyglądał też na jakiegoś malutkiego. Raz... Szepnęła cicho. Dwa... Dodała nieco głośniej, ale nadal szeptem. Trzy. Dodała już normalnym tonem, a gdy skoczyła na pierwszego lepszego kota momentalnie cisza napięcia zamieniła się w hałas, wymieszany z głosami i prychnięciami. Wbiła pazury w jego bok, a on syknął z bólu i odrzucił ją lisią długość dalej. Dopiero wtedy mogła przyglądnąć się uważnie kotu. Jego futerko było szare, ale w blasku zachodzącego słońca widać było, że posiada także białe plamy, które teraz były zaplamione szkarłatną krwią. W jego pomarańczowych oczach widać było strach, ale dopatrzyła się też błysku wściekłości. Taki sam widać było w jej oczach, dlatego ruszyła w jego stronę uderzając go bokiem z siłą, która zdaje się miała go przewrócić, jednak słabo się to udało, gdyż kocur jedynie upadł, ale nie widać było żadnych zadrapań. Zdenerwowana Sarenka chciała go zaatakować jeszcze raz, ale ten zdążył na nią skoczyć i przygwoździć do ziemi.
- Po co to robicie? - Spytał ją, patrząc jej prosto w oczy.
- A, weź się.
Kopnęła go prosto w brzuch, a on odleciał ponownie, ale tym razem przywalił w głowę. Widziałam krew, która kapała z rany zrobionej na jego brzuchu. Starał się podnieść, ale nie udawało mu się. Jęknął jedynie z bólu, a szara napędzana niekontrolowaną wściekłością ponownie na niego zaszarżowała, a gdy znalazła się wystarczająco blisko to jedynie ugryzła go w szyję, a ten padł na ziemię. Przez chwilę patrzyła się na niego, a później szturchnęła go łapą. Martwy. Nagle usłyszała krzyk i coś skoczyło prosto w jej bok. Zaorała w ziemię i przywaliła głową w drzewo. Wszystko zaczęło jej się kręcić przed oczami. Oddychała z trudem, aż w końcu jakiś inny kot skoczył na wojownika, który ją przydusił. Odetchnęła z ulgą, ale nadal czuła się na skraju wyczerpania.
+ Skaczący Wzrok dedł
- To nie śmieszne! Pft, przynajmniej wreszcie podniosłeś swój tłusty zad i przeszliśmy już nieco części lasu.
Wypluła piach, który wpadł jej do pyszczka i otrzepała futerko. Połączenie wody i piachu z pewnością nie było dobrym połączeniem o czym przekonała się dosłownie przed chwilą na własnej skórze. Jej futerko było posklejane, a wśród nich pełno było igliwi, ale nie zwracałam na to większej uwagi i po prostu szłam przed siebie. Dzień był piękny i ciepły, ale z drzew nadal spadały jeszcze pojedyńcze kropelki. Co noc robiło się coraz zimniej co nie zapowiadało nic dobrego, a także często niebo było zachmurzone - jesienna pogoda przybywała o wiele szybciej niż powinna, a ten dzień był wyjątkowo ciepły jak na resztę ostatnich, chociaż nie bardzo interesowało to dwójkę kotów, a przynajmniej Sarenkę.
Na szczęście las nie był zbyt wielki, ba, rosło tam tylko trochę drzewek, dlatego po chwili wyszli na otwarty teren jakim było Siedlisko Owiec. Na szczęście te, jeszcze nie zostały wypuszczone, gdyż panował blady świt, dlatego dwójka przeszła bez większych problemów. Siedlisko jednak było na tyle wielkie, że zajęło nieco czasu zanim pastwisko zaczęło się kończyć, a jej oczom ukazały się dzikie łąki i polany, które ciągnęły się, aż do terenów klanów. W końcu dotarli w miejsce, skąd najbardziej było czuć Klan Klifu. Nieco zwolniła i schyliła się niuchając w powietrzu. Zerknęła na Jasia czy robi to samo co ona, chociaż ostatecznie stwierdziła, że jeżeli wpakuje się w tarapaty tylko i wyłącznie z własnej głupoty to nie będzie miała go zamiaru ratować. Ruszyła powoli w stronę oznakowania starając się, by nie stanąć na niczym co wywołałoby niepożądany hałas - co prawda znajdowali się na terenach niczyich, ale kogoś mogłaby zdenerwować dwójka samotników pałętająca się obok terenów łowieckich. Zastygła w bezruchu i podniosła wyżej głowę, by stwierdzić czy nigdzie nie chodzi wrogi patrol. Cisza, przerywana jedynie szelestem liści z lasu, znajdującego się zaraz obok Głębokiej Ścieżki. Westchnęła z ulgą i nieco szybszym krokiem wyminęła granicę i już chciała udać się dalej w miejsce gdzie najlepiej polować, gdy usłyszała tupot łap. Co prawda cichy, ale nadal dosłyszalny w ciszy łąki.
- Ej, wy tam - Usłyszała po chwili i zaczęła przeklinać w duszy na trawę, która na ostry i ciernie, rosła tutaj najniżej. Nadal stała w bezruchu, a jedynie jej powoli poruszająca się klatka piersiowa i otwarte oczy dawały znak, że nie zasnęła na stojąco. Zerknęła na niego kątem oka i odparła:
- Nikogo tu nie ma.
- Co tutaj robicie.
- Do kogo mówisz? - Spytała ponownie, tym razem już mniej poddenerwowana i z uśmieszkiem na pysku, a Jasio spojrzał na nią najpierw ze zdziwieniem, a później również się jego pysk wykrzywił się w zadziornym uśmieszku.
- No, do różowych jeży, co? - Mruknął nieznajomy Klifiak i od razu słychać było, że zahaczali jego granicę wytrzymałości. To była właśnie zabawa, w którą najchętniej lubiła grać. Droczenie się z każdym napotkanym kotem. Tym razem głos zabrał Jaś, zanim szara zdążyła w ogóle otworzyć pysk:
- Żadnych nie widzę.
- Agh, idźcie zanim naprawdę się zdenerwuję. Już.
- Mówisz do jeży?
- AGHHHH, SIO!
Zmrużyła oczy powstrzymując się od parsknięcia gromkim śmiechem i po chwili odwróciła się dając znak pyskiem, że mogą iść, bo zapewniła sobie wystarczającą dawkę rozrywki. Zaczęłam przedzierać się przez trawę, która była wyższa i dziksza tym więcej kroków robili w przeciwną stronę niż jest las. Nagle jednak zatrzymała się, a jej przydupas, jakim jest Jasiu wpadł prosto na nią i mruknął pod nosem coś dla niej niezrozumiałego.
- ...jacyś głupi samotnicy - Usłyszała słowa z oddali, które zapewne należały do tego samego kota z którym przed chwilą rozmawiali. Zmrużyła ozy, czując jak stroszy jej się futerko, jednakże nie przejęła się tym na tyle, by odwrócić się i splunąć mu w pysk albo bardziej zagrać na nerwach. -...oprócz tego nic niepokojącego nie zauważyłem.
- A ja za to widziałem, widziałem! - Z daleka słychać było rozemocjonowany głos jakiegoś młodzika - Trawa była żółta i w dodatku jakoś tak z drzew spływała strasznie zimna woda, brrr
- Jak myślisz czy to te brednie o, których gadali medycy? Wiesz, te drzewo i mroźna zima...
Biegli ile sił w łapach w kierunku stodoły. Sarenka nie zważała na to, że bolały ją łapy, gdy przebiegała przez małą Grzmiącą Ścieżkę, która oddzielała klany od Siedliska Owiec. Nie zwracała też uwagi na bolący pysk, który wiele razy ocierała się o konary drzew. W końcu razem z Jasiem wpadła do stodoły, gdzie na szczęście była większość kotów; wszyscy spojrzeli na nich ze zdziwieniem. Jedni przerwali pielęgnację, a inni właśnie mieli odłożyć swoje zdobycze na stos. Szaro-biała miała ochotę odpowiedzieć od razu, ale przeznaczyła te kilka bić serca spokojnego stania na wzięcia kilka głębokich oddechów.
- Klanie Lisa! Jak zapewne wiecie o ostatniej pełni przyglądałam się zgromadzeniu. Doskonale wiecie, że to Klan Nocy zabił Sowęć. Klan Nocy jest słabszy niż zazwyczaj. Ma królowe do obrony, a co za tym idzie kociaki. Nie posiadają medyka*, więc nikt nie będzie mógł ich leczyć. To nasza szansa! Pokarzemy im, że z Klanem Lisa się nie zadziera! - Wykrzyczała, a wśród tłumu rozległy się zadowolone pomruki. - Przypuszczamy, że nadciąga mroźna Pora Nagich Drzew, a może nawet bardzo zimna Pora Opadających Liści, dlatego stwierdziłam, że powinniśmy... zaatakować teraz. Stwierdzam, że możemy oficjalnie powitać Zająca Biegnącego Po Łące oraz Czarną Kroplę Deszczu, mmm... no dobrze, wyruszy ze mną jedynie Kropelka, Szrama, Jaś i ja, wasza dwójka zostanie w obozie.
Usłyszała ciche westchnięcie Zająca, ale nic na nie nie odpowiedziała. Wydała rozkazy i miał się ich trzymać, nieważne, że mówiła niezbyt oficjalnie. Była nową przywódczynią i teraz ona decydowała co robią i po co robią. Może dla niektórych atakowanie i narażanie się na duży klan tylko z powodu jakiejś kotki był głupi, ale dla niej mogła nawet sama umrzeć, chociaż mimo wszystko nie mogła na to pozwolić - w końcu co z tego, że pomści Sowę, skoro nie dokończy jej planów? Nie rozumiała za bardzo co ma na celu pomoc Klanu Wilka, ale skoro jej najlepsza matka im pomagała to musiało mieć to dużo więcej sensu niż się wydaje.
Szli powoli, a słońce chyliło się już ku zachodowi. Pojawił się wietrzyk, co prawda delikatny, ale przyprawiający Sarenkę o dreszcze. Drzewa rzucały złowrogi cień na ziemię porośniętą wysoką trawą. Szli wzdłuż Drogi Grzmotu, a potwory po niej jadące co chwila wydawały głośne ryki, a dym z nich wylatujący szczypał oczy członków Klanu Lisa, którzy szli na wojnę. W końcu byli już blisko terenów Klanu Nocy, dlatego przeszli szybko i niepostrzeżenie przez drogę. Poruszali się blisko drzew, w cieniu, by być jak najmniej zauważalnym. Przeszkadzały im białe futerka, dlatego szli jeszcze wolniej. Pierwsza córka z drugiego miotu zdawała się nie być zestresowana. Szła z głową wysoko prowadząc grupę, a zaraz obok niej szedł Szrama dysząc jej głośno w ramię, jednakże nie odwracała głowy w jego stronę. Mieli zadanie do wykonania. Przylgnęła bardziej do ziemi dopiero gdy wyczuła już wyraźny zapach łowców ryb. Jeżeli dobrze myślała to jeszcze nie przeszedł tu patrol, dlatego nakazała swoim towarzyszom, by razem z nią ukucnęli wśród krzewów, pomiędzy którymi rosło nieco czosnku, który mógł przytłumić ich zapach. W tym momencie nie liczyło się, że nawet po starannej pielęgnacji futra długo zajmie zanim z jej futra zaniknie zapach czosnku. Teraz liczyło się jedno. Walka. Czekali długo, a może to te bicia serca się tak wydłużały. Gdy już znudzeni przymykali oczy, nagle zza wysokiej trawy i drze wyłoniła się trójka kotów, w tym jeden nieco młodszy, więc najpewniej zaliczał się jeszcze do terminatorów, chociaż nie wyglądał też na jakiegoś malutkiego. Raz... Szepnęła cicho. Dwa... Dodała nieco głośniej, ale nadal szeptem. Trzy. Dodała już normalnym tonem, a gdy skoczyła na pierwszego lepszego kota momentalnie cisza napięcia zamieniła się w hałas, wymieszany z głosami i prychnięciami. Wbiła pazury w jego bok, a on syknął z bólu i odrzucił ją lisią długość dalej. Dopiero wtedy mogła przyglądnąć się uważnie kotu. Jego futerko było szare, ale w blasku zachodzącego słońca widać było, że posiada także białe plamy, które teraz były zaplamione szkarłatną krwią. W jego pomarańczowych oczach widać było strach, ale dopatrzyła się też błysku wściekłości. Taki sam widać było w jej oczach, dlatego ruszyła w jego stronę uderzając go bokiem z siłą, która zdaje się miała go przewrócić, jednak słabo się to udało, gdyż kocur jedynie upadł, ale nie widać było żadnych zadrapań. Zdenerwowana Sarenka chciała go zaatakować jeszcze raz, ale ten zdążył na nią skoczyć i przygwoździć do ziemi.
- Po co to robicie? - Spytał ją, patrząc jej prosto w oczy.
- A, weź się.
Kopnęła go prosto w brzuch, a on odleciał ponownie, ale tym razem przywalił w głowę. Widziałam krew, która kapała z rany zrobionej na jego brzuchu. Starał się podnieść, ale nie udawało mu się. Jęknął jedynie z bólu, a szara napędzana niekontrolowaną wściekłością ponownie na niego zaszarżowała, a gdy znalazła się wystarczająco blisko to jedynie ugryzła go w szyję, a ten padł na ziemię. Przez chwilę patrzyła się na niego, a później szturchnęła go łapą. Martwy. Nagle usłyszała krzyk i coś skoczyło prosto w jej bok. Zaorała w ziemię i przywaliła głową w drzewo. Wszystko zaczęło jej się kręcić przed oczami. Oddychała z trudem, aż w końcu jakiś inny kot skoczył na wojownika, który ją przydusił. Odetchnęła z ulgą, ale nadal czuła się na skraju wyczerpania.
<Jaś? Klan Nocy?>
*Sarna nie wie, że Dryf to med+ Skaczący Wzrok dedł
Niech nikt inny się nie wpycha, plz
I jak KN ją porwie, to będzie fajna fabuła (y)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz