Ostry Kieł zacisnął zęby. Teraz on sam miał ochotę choćby siłą powstrzymać Kruczą Gwiazdę przed popełnieniem głupoty godnej kota o mysim sercu.
- Wciąż uważam, że postępujesz źle - powiedział ze skrzącą się ostatnią, małą już iskierką nadziei. - To może nie tylko osłabić Klan Klifu, ale również i zgubić.
- Nie, Ostry Kle. Podjąłem decyzję i nic jej już nie zmieni - odparł Krucza Gwiazda.
Młodszy kocur odwrócił wzrok. Nie mógł już patrzeć na swojego ojca, który zawiódł go doszczętnie. Niegdyś autorytet, wzór do naśladowania, teraz przykład tchórza zostawiającego swój własny klan i dumę lidera w imię wygód i lenistwa jakie niesie życie pieszczocha.
Zacisnął łapy na zimnej powierzchni ziemi. Nie był w stanie zrozumieć postępowania swego ojca ani trochę. Czy naprawdę nie zależy mu już na klanie? Na swoim domu, swojej rodzinie? Na nim?
Krucza Gwiazda patrzył jednak na niego uważnie, a Ostry Kieł czuł, że ten, poprzez maskę, która teraz opadła, wyczuwa burzące się w nim emocje jak gdyby były wprost wypowiedzianymi słowami. Czując to, Ostry Kieł postanowił pierwszy przerwać wiszące w powietrzu milczenie.
- Kiedy chcesz odejść? - zapytał, stracił już bowiem resztki nadziei na zmianę jego decyzji.
- Teraz. Im szybciej, tym lepiej.
Wojownik ze smutkiem westchnął cicho.
- Nie lepiej wyruszyć jutro, wraz ze wschodem słońca? - zapytał, na co Krucza Gwiazda pokiwał przecząco głową.
- Nie ma jeszcze nawet szczytowania, słońce nie wstało wcale tak dawno temu, a dzień jest długi, więc jeszcze przed zachodem będziemy w siedlisku dwunożnych.
- Ale aby tam dojść musimy przejść przez tereny Klanu Nocy. Chyba, że nadłożymy trochę drogi i przejdziemy przez Klan Burzy.
Krucza Gwiazda machnął swym puchatym, czarnym ogonem w wyrazie niezgody.
- Nie ma tutaj żadnej różnicy - powiedział - Klan Burzy nie potraktowałby nas cieplej niż Klan Nocy. Nie ma więc sensu nadkładać drogi tylko po to, by narazić się na równe niebezpieczeństwo.
- Klan Nocy ma jednak więcej powodów do zemsty - zauważył chłodno Ostry Kieł. - Jakby cię pojmali i wzięli na zakładnika byłby to najgorszy koszmar Klanu Klifu.
Krucza Gwiazda jednak zamiast przyznać mu rację uśmiechnął się słabo i obrzucił go spojrzeniem swych starczych, złotych oczu, w których jednak tkwiło coś ledwo dostrzegalnego, co tylko Ostry Kieł był w stanie rozpoznać. Czyżby ta troska syna tak go wzruszyła?
- Tak się nie stanie - odpowiedział mu z nagłą, silną jak za dawnych czasów, pewnością siebie. - Bardziej obawiałbym się o ciebie, będziesz w końcu musiał przejść tamtędy też i w drodze powrotnej. Jesteś pewny, że chcesz iść? Nie musisz się tak narażać.
- Mylisz się, muszę.
Ostry Kieł nie spuszczał teraz z niego spojrzenia, jakby samym wzrokiem rzucając mu wyzwanie, ale również i dając świadectwo, że jest pewny swych słów i nie ma zamiaru ich odwołać. Chciał towarzyszyć ojcu nie tylko ze względu na eskortę, czy chęć spędzania z nim tych kilka chwil dłużej, ale również i dlatego, by wiedzieć, gdzie w razie czego by go znalazł. Czy to szukając rady, czy to będąc zmuszony do działania wbrew woli swego ojca, dla dobra klanu, czy też własnej potrzeby. Pragnął on też niejakiego poczucia kontroli, choć wiedział również, że Krucza Gwiazda wcale nie musi zostać tam, gdzie się rozstaną, może też wcale nie chcieć, by syn go znalazł. On za to, nie przez swoją mądrość, czy doświadczenie, które przez jego młody wiek były ograniczone, ale dzięki swej wyobraźni i umiejętności dedukcji był w stanie wywnioskować, że jeśli Krucza Gwiazda, już na swoim własnym, nowym terenie, nie będzie chciał, by ten go odnalazł, Ostry Kieł najpewniej go nie odnajdzie. Chyba, że będzie sprytniejszy.
Odłożył jednak swe rozmyślania i planowania na bok, nie było bowiem sensu rozmyślać zbyt wiele zawczasu o tym, co być może nigdy nie będzie miało miejsca. Krucza Gwiazda za to, który już wstał, zerknął na niego, kiwnął łbem na znak, by ten poszedł za nim i rzekł:
- W takim razie ostatni raz spełnię mój obowiązek i ruszamy.
Po tych słowach wyszedł z legowiska, a Ostry Kieł podążył za nim. Wtedy czarny kocur wskoczył na swoje miejsce przemówień i zwołał klan. Wojownik z początku się zdziwił pierwszą myślą która mu przyszła do głowy. Czyżby Krucza Gwiazda jednak zmienił zdanie i postanowił przyznać się przed klanem do swoich postanowień? Ta myśl jednak od razu wydała mu się śmieszną, odrzucił ją więc i zastąpił inną, w przeciwieństwie do poprzedniej bardzo realną. Gdy lider kazał Słonecznej Łapie, bratu Ostrego Kła podejść, ten upewnił się w swych przypuszczeniach. Mimo woli, ogólnego przygnębienia i przytłoczenia nagłą decyzją ojca i ogromną zmianą, którą niosła, uśmiechnął się lekko. Nie zdołał jednak utrzymać tego uśmiechu i dumy z brata na dłużej niż kilka uderzeń serca, przytłoczony świadomością, że po raz ostatni widzi swojego ojca w tym właśnie miejscu. Od razu też wyobraził sobie zazdrosny wzrok Strzyżykowej Łapy, którego teraz nie było w obozie, a który z pewnością, gdy dowie się o tym, że i jego drugi brat został przed nim wojownikiem tylko pozornie będzie mu gratulował.
W końcu, gdy zgromadzone koty zaczęły wykrzykiwać nowe, jakże dumne imię jego brata - Słoneczny Blask, Ostry Kieł powiedział cicho:
- Gratulacje.
Nie wiedział, czy kocur go usłyszał, czy nie, nie przejął się tym jednak, tylko nie spuszczał wzroku ze schodzącego z miejsca przemówień Kruczej Gwiazdy.
<Kruczy?>
Zakończ tak, żebym mogła opisać powrót.
Zakończ tak, żebym mogła opisać powrót.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz