Oprócz zaprzątających jej głowę myśli, zaśnięcie wojownikom utrudniały matczyne szlochy, mieszające się ze spokojnym, nocnym szmerem rzeki. Lament Mglistego Spojrzenia nieprzyjemnie wsuwał się pod skórę wojowników, sprawiając, że futro się unosiło, a uszy przylegały do czaszki. Dawna liderka, mimo swej tyranii i grzechów, które ciężko byłoby wybaczyć komukolwiek, nadal była tylko zwykłą kotką. Matką, która właśnie straciła swoje jedyne kocię. Nieważne, czy ktoś nadal trzymał do niej urazę, czy jakimś cudem puścił jej czyny w niepamięć, rozpaczliwy płacz samotnej matki nie był dla nikogo przyjemnością. Koty zakrywały swoje pyski ogonami, chowały się w objęciach bliskich, próbując uciec od narastających zmartwień.
***
Rankiem, po ogłoszeniu swojego ostatecznego werdyktu dotyczącego wydarzeń ubiegłego wieczoru, kiedy koci tłum powoli zaczął się rozchodzić, Srocza Gwiazda zmrużyła piekące od zarwanej nocy ślepia. Małe listki powoli pojawiały się na gałęziach sumaka, przypominając jej, że mimo tragicznych wydarzeń, świat toczył się dalej. Jedno z jej czarnych uszu drgnęło, kiedy z dołu drzewa dobiegł ją dźwięk pazurów, zatapiających się w twardej korze. Źrenice kotki pozostały niezmienione, wpatrując się w tereny skryte poza trzcinowymi ścianami. Śnieg topniał, spływając w stronę morza pod postacią odłamków lodu i białych, rozpadających się zasp. Liderka poczuła ciężar innego kota, który zajął miejsce obok niej. Znajomy zapach zawitał w jej nozdrzach.– Babciu... Co się stało... tam wtedy... z Błotnistą Plamą? – zapytała srebrna uczennica, spuszczając po sobie uszy.
Srocza Gwiazda zadarła wyżej pysk, przypatrując się przelatującej nad nimi chmarze wróbli.
– Klątwa zasnuła jej umysł – odpowiedziała krótko.
Mandarynkowa Łapa nie wydawała się zadowolona z otrzymanego wyjaśnienia, a jej niezaspokojona ciekawość nadal grała pierwsze skrzypce.
– Ale… Czemu? Jak? – nie dawała za wygraną, dopytując swą mentorkę wstrząśniętym głosem.
– Być może przodkowie chcą nam wskazać, co może stać się z czekoladowymi, jeśli nie zostaną odpowiednio ukształtowani. A być może to od zawsze kryło się w ich krwi – wymruczała, dając kotce kolejną niejasną odpowiedź. – Niemniej jednak, tak jak mówiłam, musimy zachować ostrożność. Wszyscy, bez wyjątku. Dopóki cała ta sytuacja się nie rozjaśni, niczego nie możemy być pewni.
Pomarańczowooka wbiła wzrok w łapy, raz za razem chowając i wysuwając pazury. Czarny ogon zsunął się z gałęzi, pozwalając się spleść z drugim, pręgowanym. Ciężki oddech uczennicy nieco zelżał.
– Nie martw się. Tak samo jak obroniłam nas wtedy, tak samo obronię was za każdym kolejnym razem, tyle ile tylko będzie potrzeba. – zapewniła kocicę – Od czegoś mam dziewięć żywotów, racja?
Na mordkę terminatorki wkradł się niepewny uśmiech, a jej brwi nieco się skrzywiły.
– Nie mów tak, babciu. Nie chcę, żeby stała ci się krzywda. – miauknęła Mandarynkowa Łapa.
Srocza Łapa przymknęła oczy, odrywając się na chwilę od obserwacji stada wróbli. Jej ogon ścisnął mocniej ogon młodszej, jednak z jej pyska nie wyszło już żadne słowo. Cisza była najlepszą odpowiedzią, jaką jej wnuczka mogła teraz otrzymać.
***
Minęło już ponad sześć księżyców od dnia morderstwa z łap Błotnistej Plamy. Sytuacja w Klanie Nocy została nieco ustabilizowana, jednak nadal pojawiały się głosy zaburzające spokój, którego wojownicy teraz tak bardzo potrzebowali. Negujące władzę, podburzające inne koty… W swej naiwności myślały, iż pomagają swemu klanowi, w rzeczywistości jeszcze bardziej mu szkodząc i nie dając czasu na zagojenie nowo powstałych ran. Większość nocniaków pozostawała jednak na nie głucha. Znali historię ich klanu, a także innych, którymi rządzili faktyczni tyrani. Nie chcieli powracać do tych czasów.– Jak mi poszło, Srocza Gwiazdo? – zapytała dumnie Mandarynkowa Łapa, wyłaniając się z wody.
W pysku trzymała trzymała połyskującego w świetle dnia okonia. Jej uczennica wyrosła. Pod jej gładkim, pręgowanym futrem rysowały się zdrowo rozwijające się mięśnie, łapy stały się długie i zgrabne, dodając Mandarynkowej Łapie wzrostu. Mimo wciąż młodej aparycji, jej rysy stały się wyraźniejsze, a kości policzkowe ostre, podobnie jak u jej matki i ciotek. Charakter srebrnej także uległ zmianom. Stała się bardziej stonowaną, spokojniejszą kocicą, która już nie rzucała się do gardła każdemu czekoladowemu kotu. Nauczyła się jak przewodzić innym, zyskała grupę zaufanych przyjaciół. Patrząc na nią, do Sroczej Gwiazdy docierały odległe wspomnienia z jej przeszłości, kiedy to ona, jeszcze nosząc imię Sroczego Lotu, spędzała dni na rozmowach z Pszczelą Dumą, Cedrową Rozwagą, Makowym Polem, Mglistą Zatoką oraz jej najdroższą Zajęczą Troską. Jednak te dni już dawno minęły, a na świecie z całej szóstki kotek, pozostała jedynie ona i Pszczela Duma. Nie tak dawno opuściła je Mgliste Spojrzenie, umierając w ciszy, samej. O jej śmierci zawiadomili dopiero inni starsi, dzielący z nią legowisko.
– Bardzo dobrze, Mandarynkowa Łapo – pochwaliła terminatorkę, pozwalając jej wyjść na skrawek lądu obok niej.
Kotka zajęła miejsce przed stertą wcześniej wyłowionych ryb, dokładając do niej swoją zdobycz. Zarówno ona, jak i jej siostra, Algowa Łapa, były już doświadczonymi uczennicami. Pchli Nos regularnie składał swojej liderce raport dotyczący postępów w szkoleniu jej wnuczki, dzięki czemu Srocza Gwiazda miała dokładny wgląd w jej trening. Z czystym sercem mogła przyznać, że obie jej wnuczki były już gotowe na dołączenie do wojowników Klanu Nocy. Obie wykazały się ponadprzeciętnymi umiejętnościami, tak jak na jej potomkinie przystało. Jedynym co martwiło liderkę, było niezdecydowane podejście jej loczkowanej wnuczki. Coraz częściej widywała ją w towarzystwie Skrzelowego Szeptu, co napawało ją niepokojem. Nie tylko przez jego pochodzenie i specyficzny sposób bycia, ale także różnicę wieku, jaka dzieliła oba koty. Na jej prośbę, mentor Algowej Łapy miał mieć ją na oku w trakcie kontaktów z czekoladowym i reagować natychmiast, gdyby kocur tknął jej wnuczkę.
– Wracajmy do obozu – zarządziła Srocza Gwiazda, wstając z miejsca. – Muszę coś jeszcze załatwić.
Pamiętała obietnicę o wizycie, złożoną Zimorodkowej Łapie, trzeciej córce Wirującej Lotki. Kotka, która z początku szkoliła się pod łapą swojego stryja, Kolcolistnego Kwiecia, w trakcie treningu odnalazła swoje prawdziwe powołanie, kryjące się w legowisku medyka. To wszystko stało się za sprawą omenu, martwego zimorodka, który spadł wprost do obozu Klanu Nocy. To on utwierdził Strzyżykowy Promyk w przekonaniu o drodze liliowej. Mianowanie uczennicy medyczki nie należało do obowiązków Sroczej Gwiazdy, jednak nadal, z zasłyszanych od młodszej historii wynikało, iż w krótkim czasie poczyniła spore postępy, a człon "Łapa" szybko ją opuści. Podobno ruda pozwalała jej już nawet samodzielnie wybierać sposoby kuracji niektórych pacjentów, co tylko potwierdzało, jakie zaufanie pokładała w swojej podopiecznej. Zmierzchająca Łapa, przyjaciółka Mandarynkowej Łapy oraz Krzycząca Makrela, wydawali się być bardzo zadowoleni z opieki księżniczki.
<Mandarynkowa Łapo?>
[1455 słów]
[przyznano 15%]
Wyleczeni: Krzycząca Makrela, Zmierzchająca Łapa
Super opowiadanie!
OdpowiedzUsuńDziękuję <33
Usuń