Z trudem szło jej powrócenie do rutyny, jaką stanowiły poranne patrole, polowania i treningi z uczennicą. Z drugiej strony dobrze było odpocząć od rozbrykanych pociech, zadających jej co chwilę masę pytań, na których odpowiedzi dla niej były dosyć oczywiste, jednak kociętom wszystko należało powtarzać co najmniej kilka razy, by to do nich dotarło. Zaczynała uznawać znienawidzone bieganie za mniej męczące niż próbę wyjaśnienia czegokolwiek ciekawskim dzieciakom.
Zagapiła się na wejście do żłobka i w ostatniej chwili wyhamowała, gdy widok przysłoniło jej kremowe futro kocura. Zacisnęła zęby na upolowanym króliku, wpatrując się w Ostowy Pęd otępiale, powoli mrugając.
Gdy sens jego słów dotarł do niej, próbowała odpowiedzieć ze zdobyczą w pysku, w konsekwencji czego z jej gardła wydobyło się niezrozumiałe mamrotanie. Dopiero wtedy wpadła na pomysł odstawienia na ziemię piszczki i niezgrabne uśmiechnięcie się do rozmówcy.
— Chciałam powiedzieć, że oczywiście — odparła. — Konwaliowy Powiew zasłużył na porządny posiłek po tym, jak co rusz latał pomagać mi przy opiece nad dziećmi — dodała, zdając sobie sprawę, że obecność ojca Szepczącej Pustki naprawdę odjęła jej wiele roboty. Nie miała na co narzekać, przy całym procesie wychowawczym dużą rolę odegrał tata kociąt i ich dziadek.
— Zdecydowanie, zaczęli już trening, a on każdego dnia chwali się tym, jakie zdolne ma wnuczęta — oświadczył pogodnie Ost.
Miło jej było słyszeć te słowa. Dopóki mówią dobrze o jej dzieciach, to mogą mówić.
— Nigdy nie wiesz, kiedy sam nie skończysz jako dziadek — zauważyła. Co prawda jego pociechy nadal były uczniami, jednak ich wiek powoli wskazywał na dorosłość.
— Oh, jeśli tylko dane będzie mi dożyć takich pięknych dni — mruknął rozmarzony — to z całych sił postaram się zapewnić im miłe wieczory wypełnione różnymi opowiastkami. Na razie jednak niech wszyscy skończą spokojnie swoje treningi. No właśnie, w tym temacie, jak idzie Szafirkowej Łapie? — zagadnął.
Przepiórczy Puch uznała, że to niezła zmiana tematu, żeby nie zdążyła przypomnieć mu, że wcale nie jest taki stary. Cieszyła się, że rodzice jej uczennicy są bliżej znanymi jej i miłymi kotami, aniżeli jakimiś gburami, którzy każdy kolejny księżyc treningu po wieku, w którym kot mógłby już być mianowany na wojownika, zwaliliby na nią i jej nieporadność w szkoleniu.
— Wyśmienicie — przyznała. — Może nie brzmi to szczerze, skoro jeszcze nie jest mianowana, ale ten czas przeznaczamy na poprawianie drobnych błędów. I z tego co wiem w czasie mojej przerwy przez ciążę, nie miała zbyt intensywnych treningów, ale prędzej czy później skończy jako dobra wojowniczka — zapewniła.
Nawet jeśli powierzona jej opiece terminatorka miałaby dwie lewe łapy, nie powiedziałaby na jej temat nic złego. Oczywiście kłamanie nigdy nie było dobrym rozwiązaniem, ale przeinaczenie prawdy nie brzmiało aż tak źle. Na jej szczęście Szafirka naprawdę nie radziła sobie najgorzej.
— Nie winię cię za nic, każdy uczy się we własnym tempie i najważniejsze, by zaliczyła mianowanie, gdy będzie czuła się na to gotowi. To, że dajesz jej czas, to świadczy o tobie dobrze — mówiąc to, uśmiechnął się ciepło w jej stronę.
Czekoladowej zrobiło się jeszcze milej, ale żadne słowa nie były w stanie wsunąć się jej na język, by ładnie podziękować. Niemrawo podsunęła łapą zająca w stronę kocura.
— Weź go może już lepiej, bo Konwaliowy Powiew nam z głodu padnie — zażartowała. — A ty nie jesteś głodny? Może ja mu to zaniosę, a ty sobie zgarniesz coś ze stosu? — zaproponowała.
Zagapiła się na wejście do żłobka i w ostatniej chwili wyhamowała, gdy widok przysłoniło jej kremowe futro kocura. Zacisnęła zęby na upolowanym króliku, wpatrując się w Ostowy Pęd otępiale, powoli mrugając.
Gdy sens jego słów dotarł do niej, próbowała odpowiedzieć ze zdobyczą w pysku, w konsekwencji czego z jej gardła wydobyło się niezrozumiałe mamrotanie. Dopiero wtedy wpadła na pomysł odstawienia na ziemię piszczki i niezgrabne uśmiechnięcie się do rozmówcy.
— Chciałam powiedzieć, że oczywiście — odparła. — Konwaliowy Powiew zasłużył na porządny posiłek po tym, jak co rusz latał pomagać mi przy opiece nad dziećmi — dodała, zdając sobie sprawę, że obecność ojca Szepczącej Pustki naprawdę odjęła jej wiele roboty. Nie miała na co narzekać, przy całym procesie wychowawczym dużą rolę odegrał tata kociąt i ich dziadek.
— Zdecydowanie, zaczęli już trening, a on każdego dnia chwali się tym, jakie zdolne ma wnuczęta — oświadczył pogodnie Ost.
Miło jej było słyszeć te słowa. Dopóki mówią dobrze o jej dzieciach, to mogą mówić.
— Nigdy nie wiesz, kiedy sam nie skończysz jako dziadek — zauważyła. Co prawda jego pociechy nadal były uczniami, jednak ich wiek powoli wskazywał na dorosłość.
— Oh, jeśli tylko dane będzie mi dożyć takich pięknych dni — mruknął rozmarzony — to z całych sił postaram się zapewnić im miłe wieczory wypełnione różnymi opowiastkami. Na razie jednak niech wszyscy skończą spokojnie swoje treningi. No właśnie, w tym temacie, jak idzie Szafirkowej Łapie? — zagadnął.
Przepiórczy Puch uznała, że to niezła zmiana tematu, żeby nie zdążyła przypomnieć mu, że wcale nie jest taki stary. Cieszyła się, że rodzice jej uczennicy są bliżej znanymi jej i miłymi kotami, aniżeli jakimiś gburami, którzy każdy kolejny księżyc treningu po wieku, w którym kot mógłby już być mianowany na wojownika, zwaliliby na nią i jej nieporadność w szkoleniu.
— Wyśmienicie — przyznała. — Może nie brzmi to szczerze, skoro jeszcze nie jest mianowana, ale ten czas przeznaczamy na poprawianie drobnych błędów. I z tego co wiem w czasie mojej przerwy przez ciążę, nie miała zbyt intensywnych treningów, ale prędzej czy później skończy jako dobra wojowniczka — zapewniła.
Nawet jeśli powierzona jej opiece terminatorka miałaby dwie lewe łapy, nie powiedziałaby na jej temat nic złego. Oczywiście kłamanie nigdy nie było dobrym rozwiązaniem, ale przeinaczenie prawdy nie brzmiało aż tak źle. Na jej szczęście Szafirka naprawdę nie radziła sobie najgorzej.
— Nie winię cię za nic, każdy uczy się we własnym tempie i najważniejsze, by zaliczyła mianowanie, gdy będzie czuła się na to gotowi. To, że dajesz jej czas, to świadczy o tobie dobrze — mówiąc to, uśmiechnął się ciepło w jej stronę.
Czekoladowej zrobiło się jeszcze milej, ale żadne słowa nie były w stanie wsunąć się jej na język, by ładnie podziękować. Niemrawo podsunęła łapą zająca w stronę kocura.
— Weź go może już lepiej, bo Konwaliowy Powiew nam z głodu padnie — zażartowała. — A ty nie jesteś głodny? Może ja mu to zaniosę, a ty sobie zgarniesz coś ze stosu? — zaproponowała.
<Ost?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz