Kocur po wysłuchaniu całej wypowiedzi zacisnął nieco wargi, wciągając nieco głośniej powietrze przez nos. Co miał jej powiedzieć? ,,Hej, w naszym klanie od wielu obiegów pór panuje ukryte przeświadczenie wśród rudych, że rudzi są lepsi, ale w sumie to większość z nich jest spoko, tylko musisz uważać na pewne jednostki, mamy inwalidę co mieszka w dziurze i może cię pogryźć, tunele i problemy egzystencjonalne, a moja matka ma paranoję na punkcie bezpieczeństwa". Odgrywanie kota bez problemów w bezproblemowym życiem było łatwiejsze, wygodniejsze i bardziej mu pasowało. W końcu, hej! Odgrywa swoją rolę, której od niego oczekują, nie? Nie widziało mu się tego psuć, chociaż teraz, jak tak wspominała, to już może z czystej przyzwoitości...
- Taaaaaa... z tą jednolitością to bym tak nie szalał - mruknął z nutą sceptyzmu - Klany są... no, wiesz. - powędrował gdzieś wzrokiem - Zmienne.
- Zmienne? - widocznie zaintrygowało ją to słowo. - To brzmi świetnie. Nie ma nudy, co rusz dzieje się coś nowego. Czyli wasz klan cały czas stawia krok naprzód, a nie stoi w miejscu. Powinieneś się cieszyć, że żyjesz w takim dynamicznym miejscu.
- Nie, nie, nie o to chodzi - zaprzeczył pośpiesznie. W co iść i jak to wytłumaczyć? - Widzisz, u nas na przykład jeszcze od niedawna funkcjonują dwie inne role... i inne klany na pewno też nie stoją w miejscu z jedną i tą samą tradycją, rozumiesz? W końcu brak czegoś takiego byłby nienaturalny, zdaje się, tylko jeszcze nie udało mi się nikogo o to podpytać.
- Chętnie bym się o tym wszystkim więcej dowiedziała, ale coś przez ostatnie dwa zgromadzenia nie miałam okazji zostać wybraną do pójścia, więc nie miałam szans porozmawiać z kimś z innego klanu i dowiedzieć się, jak to u nich jest. A i tak wątpię, by ktoś tak ochoczo mi o tym opowiedział - westchnęła. - Ale ty jesteś zwykłym wojownikiem, tak? - spytała. - To znaczy, na pewno nie takim zwykłym. Musisz być niezwykłym wojownikiem, tak, niezwykły to dobre słowo - palnęła, pesząc się na moment.
- Jedynym w swoim rodzaju - dorzucił machnąwszy łapą, wcześniej prychając cicho z rozbawieniem, niewiele sobie robiąc z użycia słowa "zwykły". Sam często używał tego słowa, ale w końcu bycie wojownikiem to coś normalnego. No, ale przynajmniej miał się czym pochwalić! - Ale tak, większość u nas to wojownicy. Chyba, że zacznie interesować cię zielarstwo, historia, albo nudzi ci się w życiu i wizja zawalenia ci się ziemi na głowę cię nie przeraża - Dodał - A z tym dopytywaniem wcale nie idzie tak źle, wierz mi, wystarczy dobrać odpowiednią osobę. - O tak, sporo osób. Szkoda tylko, że z niektórymi urwał mu się kontakt. Może na tego czekolada z Nocniaków trafi kiedyś? Zdawał się dość łatwy do wyciągnięcia czegoś ciekawego.
Tymczasem Gracja przytaknęła na pierwsze słowa.
- No fakt, ty mi się akurat idealnie trafiłeś. Nie mam jednak pewności, ile takich Szeptów spotkam w swoim życiu - zauważyła.
- Tylko jednego - stwierdził lekko, zerkając z góry na czekoladową głowę - Po co ci kolejny? Nie musisz się głowić gdzie szukać drugiego - dodał tonem sugerującym, że on sam powinien jej wystarczyć, bo inaczej strzeli focha. Dwa Szepty, pfff, jeszcze by go wymieniła na jakąś tanią kopię, albo co gorsza, na Srebrnego. Oh, aż mu mina stężała na tą myśl. Chociaż co do tego ostatniego mógł być spokojny - Aaaale, jakbyś już chciała, to chyba możemy poszukać kogoś ciekawego jak się uda zejść na następnym zgromadzeniu - dodał, zmieniając lekko tor rozmowy. Akurat z poznawaniem osób było u niego łatwo.
- Jakoś mam do tego pecha, ale jeśli już się uda, to potraktuję to jako znak i nie odmówię poszukiwaniom - stwierdziła, uśmiechając się lekko. - No i masz rację, i tak mam o jednego Szepta za dużo w życiu, więcej bym nie przeżyła. Warto mieć jednak po jednym życzliwym koledze w każdym klanie, można z nimi wtedy prowadzić ciekawe rozmowy - kontynuowała.
- Aha? Że niby mnie za dużo? - Z pyska lilowego wydobył się na wpół udawany, urażony dźwięk - A nie no, spoko, czy wysyłanie mojego ogona jako zamiennik byłoby w takim razie czymś odpowiednim?
- W sumie to tak - stwierdziła. - Jest puszysty. Już się przekonałam, że w Porze Nagich Drzew idealnie sprawdza się jako dodatkowa warstwa do ocieplania. Ponadto mówiłeś, że ktoś próbował kiedyś zrobić sobie z ciebie posłanie. Myślę, że twój ogon wystarczyłby mi do wygodnego zaśnięcia.
No, to teraz nie wiedział czy się fochnąć i iść, czy zareagować inaczej. Zmierzył kotkę natomiast uważnie wzrokiem oceniającym z góry na dół, jakby nieufnym, przyciągając do siebie swój ogon.
- NIE dostaniesz mojego ogona. - stwierdził mrużąc oczy - Poza tym nie ma funkcji mowy.
Gracja zaśmiała się perlicznie.
- Cóż, to jest dobry argument, ale z drugiej strony, może zmusi mnie to do większej gadatliwości? Będę mu opowiadać o życiu, a on będzie mnie grzecznie słuchał i w ogóle nie będzie przerywał - zauważyła w zamyśleniu. - Jak tak teraz myślę, to w tym więcej zalet niż wad. Nie martw się, Szepcząca Pustko, zadbam o niego najlepiej jak umiem.
- Coś chyba próbujesz się tu wymigać - rzekł - Niemniej, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Jestem w pakiecie z ogonem - zniżył głowę trochę by zrównać poziom, uśmiechając się, jakby coś wygrał. Chociaż właśnie prawie stracił ogon. I kogo się bać bardziej, wilczaków, czy tych "niepozornych" owocówek? Niemniej, był w chwili obecnej obrażony. I to dogłębnie!
- Ogon jest lżejszy i łatwiej go przenieść. Z ciebie jest kawał kocura, nie wiem czym cię karmili, ale wyrosłeś na wysokiego jak drzewo. W razie potencjalnych chęci uprowadzenia cię, mogę mieć problem. Z samym ogonem za to będzie łatwiej - gdybała na głos.
- Ciebie w takim razie nie dokarmiali - położył łapę na głowie czekoladowej, mierząc wysokość - musiałbym się położyć, by spojrzeć ci w oczy. W takiej sytuacji mam pewne wątpliwości, czy masz na tyle siły by uprowadzić mi ogon ~
- Posłuchaj. - Zabrzmiała groźnie. - To nie ja jestem za niska, tylko ty za wysoki, już to ustaliliśmy. A zresztą, uważaj sobie, rzucę zaraz w ciebie jakimś zgniłym owocem, ogłuszę cię i zwinę w międzyczasie ogon.
- Jesteś pewna, że dosięgniesz? - spytał unosząc wyzywająco brwi, słysząc, jak ta parska, przewraca oczami a zaraz potem kontynuuje. Jakby już nie dość szkód narobiła! Z resztą, niesamowite rzeczywiście było to, że kotka wyglądała jak mini piesek kanapowy. Jakoś nie pozwalało mu to brać jej słów bardziej na poważnie.
- Blisko mi do twoich łap. W razie co podstawię się, ty polecisz jak długi na ziemię, a potem to już szybka akcja - stwierdziła. - Myślę, że będą ze mnie dumni w klanie, jak przyniosę trofeum w postaci ogona burzaka.
- Mi się wydaje, że z ogonem doprowadzicie w takim wypadku do rozpoczęcia jakiejś wojny. Z resztą! Nie oddam go tak łatwo, jestem wyszkolonym wojownikiem. I mam doświadczenie w gryzieniu innych kotów.
- Hm, ciekawe masz zainteresowania - mruknęła. - Cóż, ja doświadczenia nie mam, ale mogę zawsze nabyć - zauważyła. - Musisz mi tylko posłużyć za obiekt treningowy - rzuciła, w momencie jednak zmieniając wyraz pyska. Odsunęła się na jeden, większy krok. - To znaczy, może jednak nie. Wyglądasz na delikatnego, nie chciałabym ci zrobić zbyt dużej krzywdy - dodała, przeganiając wyraźne zawstydzenie. Na jej nieszczęście, dość dla lilowego widoczne. Może i był odklejony, ale również dość spostrzegawczy. I jakaś jego część właśnie zaczęła się z nim bić i przekonywać, by ten moment wykorzystać. Był tak dobry, by pociągnąć dalej temat, dopytać i obserwować reakcję tej brązowej pchiełki, jednak na razie jego cienka pokrywa całkiem tą chęć jeszcze trzymała w ryzach. Jeszcze.
- Cały jestem interesujący - stwierdził w końcu dumnie, po czym przekręcił głowę i uniósł jedną z przednich łap, jakby chcąc ją lepiej obejrzeć. W skupieniu. Jakby ta pustka w jego imieniu wcale nie była bez poparcia - Myślisz? Przed chwilą chciałaś mi odgryźć ogon.
- Tak powiedziałam? - zagadnęła badawczo. - Wydawało ci się. Masz już jakieś halucynacje, od zmęczenia pewnie. Wyśpij się czasem, to dobrze ci zrobi.
- Zawsze się wysypiam. Z moim ogonem - Stwierdził - Którego nie masz. Z resztą, twój wydaje się wygodniejszy w tej kwestii, może się zamienimy?
Na te słowa, kotka wyraźnie niemrawo machnęła przedłużeniem kręgosłupa i przysiadła, kuląc ten pod przednie łapy. Jakby rzeczywiście miał go odgryźć! Pfft, i gdzie tu sprawiedliwość?
- Spasuję. Ale z tym swoim nie bądź taki cwany, jeden ogon pod główkę, drugim się okryje, więc oba będą mi przydatne.
- Co to, swojego już oddać nie chcemy? - nachylił się lekko w jej stronę z nikłym uśmiechem.
- Nie, ale cudze chętnie przygarniemy - odparła, nie ruszając się z miejsca, ale lekko odchylając się w tył. Po krótkiej chili, lilowy wrócił do poprzedniej pozycji wyraźnie zadowolony. Zachował swój ogon i ocalił się od dostania w nos owocem. Misja zakończona sukcesem. Z bonusem naruszenia czyjejś przestrzeni osobistej.
- No, więc skoro ustaliliśmy już, że kradnę twój ogon i jesteś rozmiaru przepiórki, możesz podzielić się jakąś złotą myślą, która może przemierzała twój umysł w ostatnim czasie. Bo coś na pewno tam jest. - Nie, żeby się nie spodziewał co. Zazwyczaj słuchał o tym samym, jednak cokolwiek by nie powiedział, kotkę to jakoś nie ruszało. A może ruszało, ale nic z tym nie robiła? Trochę we wnętrzu zaczęło już go to frustrować. Może to po prostu jego rady nie są odpowiednie? Już sam nie specjalnie widział co o tym myśleć.
- Pustka mi szepcze w głowie - odparła, stabilizując oddech, który chwilę wcześniej niebezpiecznie przyspieszył. - Dobrze, panie wielki jak drzewo, moje złote myśli są wiecznie jedne i te same. Życie może być krótkie, nigdy nie wiadomo, kiedy je stracę. Szkoda mi go na stanie w miejscu, a nic w grupie nie zachęca mnie do zmiany. Jestem sobie tym nędznym stróżem, mam już jakąś rutynę i po prostu tkwię w niej. Tak naprawdę - zawahała się - poznanie ciebie było czymś przełomowym w moim życiu. Czuję się, jakbym robiła coś wbrew zasadom, uciekając tu na granicę i spotykając się z tobą co jakiś czas. Ta niepewność, czy ktoś mnie kiedyś nie nakryje, wywołuje we mnie ekscytację, choć z drugiej strony dalej łapią mnie wyrzuty sumienia, że co by sobie o mnie bliscy pomyśleli. Niby nie robią czegoś szczególnie złego, ale nie wiem co im w głowie siedzi i jak to odbiorą.
Przez chwilę milczał, słuchając całej wypowiedzi niczym pacierza. No i co miał teraz powiedzieć? Był zadowolony, że jednak miał jakiś wpływ? A może znów sfrustrowany, że ten wpływ mało dawał? Czy on się przejmował tym, co pomyślą jego bliscy? Nie... nie sądził. Przeżył już swoją oficjalną karę, wpychał wszędzie swój nos i jedyne na czym mu bardziej zależało, to żeby być w centrum i być zauważonym. A tutaj był. Był, ale bez konsekwencji. ,,Cieszę się, że mogłem pomóc"? ,,Czy możesz przestać mówić słowa, przez które czuję się lepiej ale nie wiem w którym kierunku mam myśleć"? Wszystko co miałby powiedzieć w tym momencie, brzmiało dla niego nienaturalnie, nie na miejscu, lub drętwo. To było jak poważniejsze wyznanie i nie byłby sobą, gdyby zareagował na nie również poważniej.
- Chcesz iść poza tereny? - padło nagle pytanie z jego pyska, przerywające cichy moment, podczas którego nie wiedział co powiedzieć. Po prostu uznał, że to może zadziałać. Nagła, spontaniczna myśl, podczas której spojrzał czekoladowej w pysk, czekając na odpowiedź. Ta zamrugała, lekko oszołomiona, wpatrując się w niego w jeszcze bardziej niezręcznej ciszy, jakby właśnie nie starał się jej przełamać.
- O Wszechmatko - wymknęło jej się. - To brzmi jak dobra przygoda, ale wiesz, ja nie wiem co jest poza terenami mojego klanu. Ci wszyscy samotnicy, dwunożni, drapieżnicy... - zadrżała, wymieniając potencjalne zagrożenia. - Zeszłabym szybciej z tego świata, nim moja łapa przekroczyłaby próg terenów Owocowego Lasu - stwierdziła.
- Pfft, no dalej, będzie fajnie. Sama mówiłaś, że chciałaś się wyrwać od monotonii - zerwał się na cztery łapy, chwilę potem się rozciągając, wyciągając przednie łapy do przodu. - Ja już byłem, nic strasznego. Poza tym, ojciec był samotnikiem, więc dowiedziałem się o świecie zewnętrznym aż nadto. Z resztą, nie musimy iść jakoś daleko, nie? I może nie jakoś blisko terenów Wilczaków.
- Twój ojciec był samotnikiem? - zaciekawiła się.
- Pełnoprawnym - Potwierdził, po czym rozpromieniony rozejrzał się dookoła.
- Cóż, brzmisz na doświadczonego - uznała, choć sama nie zdawała się przekonana. - No dobra, okey, tylko nie za daleko - poprosiła, a słowa te z trudem zdawały się opuszczać jej gardło. - No to... Powierzam w twoje łapy swoje zdrowie i życie. Prowadź mnie, Szepcząca Pustko - poprosiła.
Powierzać życie. Hah. Rzucił jej pół uśmiech zapewniający, że wszystko na luzie, po czym zaczął myśleć. Ani przez rzekę, ani przez teren owocówek nie przejdą. Została ta dziwna konstrukcja, ale zdawało się, że nie była jakoś konkretnie często uczęszczana. Tak więc w tamtą stronę się skierował, chociaż podłoże było dziwne w dotyku, a on sam się nieco spiął przez realizację czegoś. Ta czarna maszkara była gorsza od wszelakich drapieżników. I gdyby miał zobaczyć na niej jakieś ciało... Uhh, kompletnie o tym zapomniał. Zamarł na moment, jednak już po chwili ruszył w górę, jak najbliżej krawędzi.
- Żyjesz? - zerknął w stronę Gracji. Był ciekaw, czy jej krótkie łapki nadążają, czy może trzeba ją będzie poturlać.
- Widzę cały czas przed sobą twój ogon, więc można powiedzieć, że tak - odparła.
- Więc musisz być niezwykle zadowolona, w końcu brakowało ci jego towarzystwa - machnął nim raz w jedną raz w drugą stronę, samemu bardziej skupiając wzrok na drodze, nie zwalniając z truchtu. Jakoś nie miał ochoty spotkać się z jednym z potworów, a mostek chociaż krótki, zdawał się ciągnąć. - Czy teraz będziesz się mu zwierzać? ,,Oh ogonie ogonie, wysłuchaj mych słów".
- Nieee. - Pokręciła z rozbawieniem głową. - To na prywatności. Póki co ty nam przeszkadzasz - stwierdziła, wzruszając ramionami.
- Przeszkadzam - powtórzył pod nosem z niezadowoleniem, kierując na chwilę uszy po bokach. - Że niby ja przeszkadzam! Ha, wspaniale, cudownie. Przeszkadzam. - mruczał niezadowolony cicho pod nosem. On jej tu wycieczkę załatwia, ale przeszkadza! Że niby ogon był lepszy? Może powinien mieć w nim wroga? Całe przejście jak się okazało, wcale nie było niezwykle trudne, a po chwili kocur wylądował na trawce po drugiej stronie. - I cyk! Proszę bardzo, nie jest wcale tak strasznie. Możesz na spokojnie wejść na trawę, nie jest mordercza.
Kotka spojrzała na niego nieufnie, a potem powoli i ostrożnie postawiła pierwszą kończynę na zielonej przestrzeni.
- Hm, no ona rzeczywiście nie jest, ale patrzę na ciebie i mam wątpliwości co do mojego bezpieczeństwa...
- Na mnie?! - Obruszył się, patrząc z wyrzutem na Grację - Teraz, to może i powinnaś. Skąd wiesz, może zwabiłem cię tu jako masowy morderca, łowca głów czekoladowych kotów.
- Słuchaj no - rzuciła. - Ja tu biegam co chwile na granicę tylko po to, by cię spotkać, rozmawiam z tobą, jestem miłą, a ty mi tak chcesz się odwdzięczyć? - burknęła. - Gdybyś nie wyglądał tak niegroźnie, może bym uwierzyła, że jesteś mordercą bez serca.
- I właśnie dlatego, że jestem taki niepozorny, mogę to świetnie wykorzystać ~ Zwyczajnie nie umiecie tego docenić - mruknął tajemniczo, z lekkim uśmiechem, zerkając na czekoladową z ukosa - Skąd wiesz, że nie udaję, by przekonać cię do tego biegania? - zerknął w bok, słysząc stukanie dzięcioła.
- Biegania? - powtórzyła. Coś jej nie grało. - W jakim znaczeniu biegania? Czy ty uważasz, że jestem zbyt puszysta i mam biegać by schudnąć? Wypraszam sobie, Szepcząca Pustko! Ja mam długie futro, jestem niska i przez to może wyglądam jak wyglądam, ale to wszystko! - burknęła, odwracając pysk w bok.
- ,,Wyglądasz jak wyglądasz"? Czyżbyś się przejmowała z bycia przepiórką? - mruknął żartobliwie, jakby czekając na wyzwanie, po czym się zbliżył, chwycił kotkę pod pachy i zrobił krok w tył, tak, że lilowy sobie swobodnie siedział, podczas, gdy czekoladowa, można powiedzieć, że "zwisała", za oparcie powstrzymujące od upadku, posiadając białe łapy burzaka.
- Co ty, jak na moje idealnie się mieścisz w łapach - rzekł tonem do analizy - A z tym bieganiem, miałem na myśli do mnie na granicę - dodał już nieco ciszej, jakby skołowany, chcąc się wytłumaczyć. Niemniej kusiło, by zobaczyć teraz jej pysk i malujące się na nim emocje.
- Taaaaaa... z tą jednolitością to bym tak nie szalał - mruknął z nutą sceptyzmu - Klany są... no, wiesz. - powędrował gdzieś wzrokiem - Zmienne.
- Zmienne? - widocznie zaintrygowało ją to słowo. - To brzmi świetnie. Nie ma nudy, co rusz dzieje się coś nowego. Czyli wasz klan cały czas stawia krok naprzód, a nie stoi w miejscu. Powinieneś się cieszyć, że żyjesz w takim dynamicznym miejscu.
- Nie, nie, nie o to chodzi - zaprzeczył pośpiesznie. W co iść i jak to wytłumaczyć? - Widzisz, u nas na przykład jeszcze od niedawna funkcjonują dwie inne role... i inne klany na pewno też nie stoją w miejscu z jedną i tą samą tradycją, rozumiesz? W końcu brak czegoś takiego byłby nienaturalny, zdaje się, tylko jeszcze nie udało mi się nikogo o to podpytać.
- Chętnie bym się o tym wszystkim więcej dowiedziała, ale coś przez ostatnie dwa zgromadzenia nie miałam okazji zostać wybraną do pójścia, więc nie miałam szans porozmawiać z kimś z innego klanu i dowiedzieć się, jak to u nich jest. A i tak wątpię, by ktoś tak ochoczo mi o tym opowiedział - westchnęła. - Ale ty jesteś zwykłym wojownikiem, tak? - spytała. - To znaczy, na pewno nie takim zwykłym. Musisz być niezwykłym wojownikiem, tak, niezwykły to dobre słowo - palnęła, pesząc się na moment.
- Jedynym w swoim rodzaju - dorzucił machnąwszy łapą, wcześniej prychając cicho z rozbawieniem, niewiele sobie robiąc z użycia słowa "zwykły". Sam często używał tego słowa, ale w końcu bycie wojownikiem to coś normalnego. No, ale przynajmniej miał się czym pochwalić! - Ale tak, większość u nas to wojownicy. Chyba, że zacznie interesować cię zielarstwo, historia, albo nudzi ci się w życiu i wizja zawalenia ci się ziemi na głowę cię nie przeraża - Dodał - A z tym dopytywaniem wcale nie idzie tak źle, wierz mi, wystarczy dobrać odpowiednią osobę. - O tak, sporo osób. Szkoda tylko, że z niektórymi urwał mu się kontakt. Może na tego czekolada z Nocniaków trafi kiedyś? Zdawał się dość łatwy do wyciągnięcia czegoś ciekawego.
Tymczasem Gracja przytaknęła na pierwsze słowa.
- No fakt, ty mi się akurat idealnie trafiłeś. Nie mam jednak pewności, ile takich Szeptów spotkam w swoim życiu - zauważyła.
- Tylko jednego - stwierdził lekko, zerkając z góry na czekoladową głowę - Po co ci kolejny? Nie musisz się głowić gdzie szukać drugiego - dodał tonem sugerującym, że on sam powinien jej wystarczyć, bo inaczej strzeli focha. Dwa Szepty, pfff, jeszcze by go wymieniła na jakąś tanią kopię, albo co gorsza, na Srebrnego. Oh, aż mu mina stężała na tą myśl. Chociaż co do tego ostatniego mógł być spokojny - Aaaale, jakbyś już chciała, to chyba możemy poszukać kogoś ciekawego jak się uda zejść na następnym zgromadzeniu - dodał, zmieniając lekko tor rozmowy. Akurat z poznawaniem osób było u niego łatwo.
- Jakoś mam do tego pecha, ale jeśli już się uda, to potraktuję to jako znak i nie odmówię poszukiwaniom - stwierdziła, uśmiechając się lekko. - No i masz rację, i tak mam o jednego Szepta za dużo w życiu, więcej bym nie przeżyła. Warto mieć jednak po jednym życzliwym koledze w każdym klanie, można z nimi wtedy prowadzić ciekawe rozmowy - kontynuowała.
- Aha? Że niby mnie za dużo? - Z pyska lilowego wydobył się na wpół udawany, urażony dźwięk - A nie no, spoko, czy wysyłanie mojego ogona jako zamiennik byłoby w takim razie czymś odpowiednim?
- W sumie to tak - stwierdziła. - Jest puszysty. Już się przekonałam, że w Porze Nagich Drzew idealnie sprawdza się jako dodatkowa warstwa do ocieplania. Ponadto mówiłeś, że ktoś próbował kiedyś zrobić sobie z ciebie posłanie. Myślę, że twój ogon wystarczyłby mi do wygodnego zaśnięcia.
No, to teraz nie wiedział czy się fochnąć i iść, czy zareagować inaczej. Zmierzył kotkę natomiast uważnie wzrokiem oceniającym z góry na dół, jakby nieufnym, przyciągając do siebie swój ogon.
- NIE dostaniesz mojego ogona. - stwierdził mrużąc oczy - Poza tym nie ma funkcji mowy.
Gracja zaśmiała się perlicznie.
- Cóż, to jest dobry argument, ale z drugiej strony, może zmusi mnie to do większej gadatliwości? Będę mu opowiadać o życiu, a on będzie mnie grzecznie słuchał i w ogóle nie będzie przerywał - zauważyła w zamyśleniu. - Jak tak teraz myślę, to w tym więcej zalet niż wad. Nie martw się, Szepcząca Pustko, zadbam o niego najlepiej jak umiem.
- Coś chyba próbujesz się tu wymigać - rzekł - Niemniej, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Jestem w pakiecie z ogonem - zniżył głowę trochę by zrównać poziom, uśmiechając się, jakby coś wygrał. Chociaż właśnie prawie stracił ogon. I kogo się bać bardziej, wilczaków, czy tych "niepozornych" owocówek? Niemniej, był w chwili obecnej obrażony. I to dogłębnie!
- Ogon jest lżejszy i łatwiej go przenieść. Z ciebie jest kawał kocura, nie wiem czym cię karmili, ale wyrosłeś na wysokiego jak drzewo. W razie potencjalnych chęci uprowadzenia cię, mogę mieć problem. Z samym ogonem za to będzie łatwiej - gdybała na głos.
- Ciebie w takim razie nie dokarmiali - położył łapę na głowie czekoladowej, mierząc wysokość - musiałbym się położyć, by spojrzeć ci w oczy. W takiej sytuacji mam pewne wątpliwości, czy masz na tyle siły by uprowadzić mi ogon ~
- Posłuchaj. - Zabrzmiała groźnie. - To nie ja jestem za niska, tylko ty za wysoki, już to ustaliliśmy. A zresztą, uważaj sobie, rzucę zaraz w ciebie jakimś zgniłym owocem, ogłuszę cię i zwinę w międzyczasie ogon.
- Jesteś pewna, że dosięgniesz? - spytał unosząc wyzywająco brwi, słysząc, jak ta parska, przewraca oczami a zaraz potem kontynuuje. Jakby już nie dość szkód narobiła! Z resztą, niesamowite rzeczywiście było to, że kotka wyglądała jak mini piesek kanapowy. Jakoś nie pozwalało mu to brać jej słów bardziej na poważnie.
- Blisko mi do twoich łap. W razie co podstawię się, ty polecisz jak długi na ziemię, a potem to już szybka akcja - stwierdziła. - Myślę, że będą ze mnie dumni w klanie, jak przyniosę trofeum w postaci ogona burzaka.
- Mi się wydaje, że z ogonem doprowadzicie w takim wypadku do rozpoczęcia jakiejś wojny. Z resztą! Nie oddam go tak łatwo, jestem wyszkolonym wojownikiem. I mam doświadczenie w gryzieniu innych kotów.
- Hm, ciekawe masz zainteresowania - mruknęła. - Cóż, ja doświadczenia nie mam, ale mogę zawsze nabyć - zauważyła. - Musisz mi tylko posłużyć za obiekt treningowy - rzuciła, w momencie jednak zmieniając wyraz pyska. Odsunęła się na jeden, większy krok. - To znaczy, może jednak nie. Wyglądasz na delikatnego, nie chciałabym ci zrobić zbyt dużej krzywdy - dodała, przeganiając wyraźne zawstydzenie. Na jej nieszczęście, dość dla lilowego widoczne. Może i był odklejony, ale również dość spostrzegawczy. I jakaś jego część właśnie zaczęła się z nim bić i przekonywać, by ten moment wykorzystać. Był tak dobry, by pociągnąć dalej temat, dopytać i obserwować reakcję tej brązowej pchiełki, jednak na razie jego cienka pokrywa całkiem tą chęć jeszcze trzymała w ryzach. Jeszcze.
- Cały jestem interesujący - stwierdził w końcu dumnie, po czym przekręcił głowę i uniósł jedną z przednich łap, jakby chcąc ją lepiej obejrzeć. W skupieniu. Jakby ta pustka w jego imieniu wcale nie była bez poparcia - Myślisz? Przed chwilą chciałaś mi odgryźć ogon.
- Tak powiedziałam? - zagadnęła badawczo. - Wydawało ci się. Masz już jakieś halucynacje, od zmęczenia pewnie. Wyśpij się czasem, to dobrze ci zrobi.
- Zawsze się wysypiam. Z moim ogonem - Stwierdził - Którego nie masz. Z resztą, twój wydaje się wygodniejszy w tej kwestii, może się zamienimy?
Na te słowa, kotka wyraźnie niemrawo machnęła przedłużeniem kręgosłupa i przysiadła, kuląc ten pod przednie łapy. Jakby rzeczywiście miał go odgryźć! Pfft, i gdzie tu sprawiedliwość?
- Spasuję. Ale z tym swoim nie bądź taki cwany, jeden ogon pod główkę, drugim się okryje, więc oba będą mi przydatne.
- Co to, swojego już oddać nie chcemy? - nachylił się lekko w jej stronę z nikłym uśmiechem.
- Nie, ale cudze chętnie przygarniemy - odparła, nie ruszając się z miejsca, ale lekko odchylając się w tył. Po krótkiej chili, lilowy wrócił do poprzedniej pozycji wyraźnie zadowolony. Zachował swój ogon i ocalił się od dostania w nos owocem. Misja zakończona sukcesem. Z bonusem naruszenia czyjejś przestrzeni osobistej.
- No, więc skoro ustaliliśmy już, że kradnę twój ogon i jesteś rozmiaru przepiórki, możesz podzielić się jakąś złotą myślą, która może przemierzała twój umysł w ostatnim czasie. Bo coś na pewno tam jest. - Nie, żeby się nie spodziewał co. Zazwyczaj słuchał o tym samym, jednak cokolwiek by nie powiedział, kotkę to jakoś nie ruszało. A może ruszało, ale nic z tym nie robiła? Trochę we wnętrzu zaczęło już go to frustrować. Może to po prostu jego rady nie są odpowiednie? Już sam nie specjalnie widział co o tym myśleć.
- Pustka mi szepcze w głowie - odparła, stabilizując oddech, który chwilę wcześniej niebezpiecznie przyspieszył. - Dobrze, panie wielki jak drzewo, moje złote myśli są wiecznie jedne i te same. Życie może być krótkie, nigdy nie wiadomo, kiedy je stracę. Szkoda mi go na stanie w miejscu, a nic w grupie nie zachęca mnie do zmiany. Jestem sobie tym nędznym stróżem, mam już jakąś rutynę i po prostu tkwię w niej. Tak naprawdę - zawahała się - poznanie ciebie było czymś przełomowym w moim życiu. Czuję się, jakbym robiła coś wbrew zasadom, uciekając tu na granicę i spotykając się z tobą co jakiś czas. Ta niepewność, czy ktoś mnie kiedyś nie nakryje, wywołuje we mnie ekscytację, choć z drugiej strony dalej łapią mnie wyrzuty sumienia, że co by sobie o mnie bliscy pomyśleli. Niby nie robią czegoś szczególnie złego, ale nie wiem co im w głowie siedzi i jak to odbiorą.
Przez chwilę milczał, słuchając całej wypowiedzi niczym pacierza. No i co miał teraz powiedzieć? Był zadowolony, że jednak miał jakiś wpływ? A może znów sfrustrowany, że ten wpływ mało dawał? Czy on się przejmował tym, co pomyślą jego bliscy? Nie... nie sądził. Przeżył już swoją oficjalną karę, wpychał wszędzie swój nos i jedyne na czym mu bardziej zależało, to żeby być w centrum i być zauważonym. A tutaj był. Był, ale bez konsekwencji. ,,Cieszę się, że mogłem pomóc"? ,,Czy możesz przestać mówić słowa, przez które czuję się lepiej ale nie wiem w którym kierunku mam myśleć"? Wszystko co miałby powiedzieć w tym momencie, brzmiało dla niego nienaturalnie, nie na miejscu, lub drętwo. To było jak poważniejsze wyznanie i nie byłby sobą, gdyby zareagował na nie również poważniej.
- Chcesz iść poza tereny? - padło nagle pytanie z jego pyska, przerywające cichy moment, podczas którego nie wiedział co powiedzieć. Po prostu uznał, że to może zadziałać. Nagła, spontaniczna myśl, podczas której spojrzał czekoladowej w pysk, czekając na odpowiedź. Ta zamrugała, lekko oszołomiona, wpatrując się w niego w jeszcze bardziej niezręcznej ciszy, jakby właśnie nie starał się jej przełamać.
- O Wszechmatko - wymknęło jej się. - To brzmi jak dobra przygoda, ale wiesz, ja nie wiem co jest poza terenami mojego klanu. Ci wszyscy samotnicy, dwunożni, drapieżnicy... - zadrżała, wymieniając potencjalne zagrożenia. - Zeszłabym szybciej z tego świata, nim moja łapa przekroczyłaby próg terenów Owocowego Lasu - stwierdziła.
- Pfft, no dalej, będzie fajnie. Sama mówiłaś, że chciałaś się wyrwać od monotonii - zerwał się na cztery łapy, chwilę potem się rozciągając, wyciągając przednie łapy do przodu. - Ja już byłem, nic strasznego. Poza tym, ojciec był samotnikiem, więc dowiedziałem się o świecie zewnętrznym aż nadto. Z resztą, nie musimy iść jakoś daleko, nie? I może nie jakoś blisko terenów Wilczaków.
- Twój ojciec był samotnikiem? - zaciekawiła się.
- Pełnoprawnym - Potwierdził, po czym rozpromieniony rozejrzał się dookoła.
- Cóż, brzmisz na doświadczonego - uznała, choć sama nie zdawała się przekonana. - No dobra, okey, tylko nie za daleko - poprosiła, a słowa te z trudem zdawały się opuszczać jej gardło. - No to... Powierzam w twoje łapy swoje zdrowie i życie. Prowadź mnie, Szepcząca Pustko - poprosiła.
Powierzać życie. Hah. Rzucił jej pół uśmiech zapewniający, że wszystko na luzie, po czym zaczął myśleć. Ani przez rzekę, ani przez teren owocówek nie przejdą. Została ta dziwna konstrukcja, ale zdawało się, że nie była jakoś konkretnie często uczęszczana. Tak więc w tamtą stronę się skierował, chociaż podłoże było dziwne w dotyku, a on sam się nieco spiął przez realizację czegoś. Ta czarna maszkara była gorsza od wszelakich drapieżników. I gdyby miał zobaczyć na niej jakieś ciało... Uhh, kompletnie o tym zapomniał. Zamarł na moment, jednak już po chwili ruszył w górę, jak najbliżej krawędzi.
- Żyjesz? - zerknął w stronę Gracji. Był ciekaw, czy jej krótkie łapki nadążają, czy może trzeba ją będzie poturlać.
- Widzę cały czas przed sobą twój ogon, więc można powiedzieć, że tak - odparła.
- Więc musisz być niezwykle zadowolona, w końcu brakowało ci jego towarzystwa - machnął nim raz w jedną raz w drugą stronę, samemu bardziej skupiając wzrok na drodze, nie zwalniając z truchtu. Jakoś nie miał ochoty spotkać się z jednym z potworów, a mostek chociaż krótki, zdawał się ciągnąć. - Czy teraz będziesz się mu zwierzać? ,,Oh ogonie ogonie, wysłuchaj mych słów".
- Nieee. - Pokręciła z rozbawieniem głową. - To na prywatności. Póki co ty nam przeszkadzasz - stwierdziła, wzruszając ramionami.
- Przeszkadzam - powtórzył pod nosem z niezadowoleniem, kierując na chwilę uszy po bokach. - Że niby ja przeszkadzam! Ha, wspaniale, cudownie. Przeszkadzam. - mruczał niezadowolony cicho pod nosem. On jej tu wycieczkę załatwia, ale przeszkadza! Że niby ogon był lepszy? Może powinien mieć w nim wroga? Całe przejście jak się okazało, wcale nie było niezwykle trudne, a po chwili kocur wylądował na trawce po drugiej stronie. - I cyk! Proszę bardzo, nie jest wcale tak strasznie. Możesz na spokojnie wejść na trawę, nie jest mordercza.
Kotka spojrzała na niego nieufnie, a potem powoli i ostrożnie postawiła pierwszą kończynę na zielonej przestrzeni.
- Hm, no ona rzeczywiście nie jest, ale patrzę na ciebie i mam wątpliwości co do mojego bezpieczeństwa...
- Na mnie?! - Obruszył się, patrząc z wyrzutem na Grację - Teraz, to może i powinnaś. Skąd wiesz, może zwabiłem cię tu jako masowy morderca, łowca głów czekoladowych kotów.
- Słuchaj no - rzuciła. - Ja tu biegam co chwile na granicę tylko po to, by cię spotkać, rozmawiam z tobą, jestem miłą, a ty mi tak chcesz się odwdzięczyć? - burknęła. - Gdybyś nie wyglądał tak niegroźnie, może bym uwierzyła, że jesteś mordercą bez serca.
- I właśnie dlatego, że jestem taki niepozorny, mogę to świetnie wykorzystać ~ Zwyczajnie nie umiecie tego docenić - mruknął tajemniczo, z lekkim uśmiechem, zerkając na czekoladową z ukosa - Skąd wiesz, że nie udaję, by przekonać cię do tego biegania? - zerknął w bok, słysząc stukanie dzięcioła.
- Biegania? - powtórzyła. Coś jej nie grało. - W jakim znaczeniu biegania? Czy ty uważasz, że jestem zbyt puszysta i mam biegać by schudnąć? Wypraszam sobie, Szepcząca Pustko! Ja mam długie futro, jestem niska i przez to może wyglądam jak wyglądam, ale to wszystko! - burknęła, odwracając pysk w bok.
- ,,Wyglądasz jak wyglądasz"? Czyżbyś się przejmowała z bycia przepiórką? - mruknął żartobliwie, jakby czekając na wyzwanie, po czym się zbliżył, chwycił kotkę pod pachy i zrobił krok w tył, tak, że lilowy sobie swobodnie siedział, podczas, gdy czekoladowa, można powiedzieć, że "zwisała", za oparcie powstrzymujące od upadku, posiadając białe łapy burzaka.
- Co ty, jak na moje idealnie się mieścisz w łapach - rzekł tonem do analizy - A z tym bieganiem, miałem na myśli do mnie na granicę - dodał już nieco ciszej, jakby skołowany, chcąc się wytłumaczyć. Niemniej kusiło, by zobaczyć teraz jej pysk i malujące się na nim emocje.
<Przepióra krótkołapa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz