No i wstrętny brat znów się pojawił. Tym razem jednak nie groził mu, że wrzuci go do nierudych, a przyniósł coś na przeprosiny. Pewnie mama mu kazała, bo po jego minie wnioskował, że nie za bardzo chętnie się do tego poczuwał. Ale on doceniał nawet tak drobny gest jak ten. W końcu... To był prezent. Dla niego!
Gdy tylko Nagietkowa Łapa wręczył mu piórko, to zniknęło dość szybko w jego skrytce nim ktokolwiek zdołałby zauważyć.
— Przyjmuje przeprosiny — rzucił nonszalancko, oglądając z uwagą swoje pazurki. — A więc... przyznajesz, że jestem od ciebie lepszy i mama mnie kocha bardziej? — Uśmiechnął się do niego z satysfakcją.
Ah, ta mina. Ta pełna odrazy, niechęci i poddaństwa. Uwielbiał obserwować jak brat wyglądał tak żałośnie. To był wspaniały widok dla jego oczu. Pokazywało to go w lepszym świetle. No bo... Tylko jeden z nich mógł liczyć na wielkość. I oczywistym było, że to on stanie się wzorem, a może i przyszłym władcą? W końcu, gdy mama zostanie liderką, to weźmie go na swojego zastępcę. Dlaczego by nie? To byłaby iście wspaniała zabawa!
— Nie — zaprzeczył jego słowom uczeń, mrużąc oczy.
— Nie? A to czemu? Co w tym złego? — dopytywał, bo naprawdę wierzyć mu się nie chciało, że dalej się buntował. Jaki niby miał w tym cel? Jako starszy brat powinien o niego dbać, a nie tak się wymądrzać.
— Odpowiedz sobie sam na to pytanie. Czemu ty nie chcesz przyznać, że jestem lepszy, a mama mnie bardziej kocha? Hm? — odwrócił kota ogonem, co mu się bardzo nie spodobało.
Płomyczek aż się zapowietrzył, a jego dobry humor od razu prysnął. Dlaczego tak to ujął? Sądził, że to było zabawne? Nie było!
— Nie twój interes! — syknął pusząc się ze złości. Żeby ten zadawał mu takie pytania! To był rozbój w biały dzień!
— No właśnie, więc widzisz, nie odpowiem na to, bo to nie twój interes. — Kocur wstał i odszedł.
Zostawił go samego z rozdziawionym pyszczkiem. Zachowywał się inaczej od mamusi. Był niemiły i wcale nie wyglądał na skruszonego swoim zachowaniem. Coś z nim było nie tak, ale nie miał pojęcia co. Może to wcale nie był jego brat?
Uniósł wyżej łebek i oglądał jak ten znika w świetle słońca. Ktoś taki kto wychodził z tego blasku musiał być od niego gorszy. Świat zewnętrzny przecież był pełen robactwa. Częściej można było natknąć się na nierudych i złapać jakieś choróbska, według słów mamusi. A on... on musiał być nieskazitelny.
***
Brat pojawiał się częściej niżby chciał. Kocur zaglądał do swojego młodszego rodzeństwa od razu po powrocie z treningów z wujkiem. Nie interesowały go jego osiągnięcia na ścieżce wojownika. Dla niego takie rzeczy były ponad to. Starczyło mu wylegiwanie się przy boku mamie, jedzenie i okazjonalna zabawa pełna gracji. Jakieś polowania czy też bójki, to nie było coś czym chciał zajmować się w życiu. Wolał mieć od tego koty. W końcu... takie ćwiczenia musiały być męczące!
— A ty znów tutaj — rzucił do kocura, zauważywszy go kolejny raz. Tym razem nic nie przyniósł, a otrzepał się, przynosząc zapewne masę pcheł i innych robaków. Cofnął się szybko, aby nic w niego nie trafiło i wyjrzał zaraz zza swojego mchowego muru.
Te niebieskie, chłodne oczy wpatrywały się w niego. Co za brak taktu! Nie pozwolił mu na kontakt wzrokowy! Najeżył swoje małe ciałko, otwierając pysk, aby go po raz kolejny złajać, gdy brat uśmiechnął się dość... niepokojąco i skrócił pomiędzy nimi dystans.
Nie cofnął się, a dumnie zadzierał łeb, by wydawać się większy niż był. To na pewno była próba sił. Nie zamierzał jej przegrać. Kimże wtedy by był? Okazałby się słabeuszem.
— Widzę, że ci się nudzi. Co powiesz na to, aby starszy brat opowiedział ci bajeczkę? — zapytał, szybko go przygarniając do siebie. Nie był w stanie nic zrobić, tylko upadł pod jego łapy, wydając z siebie niezadowolony pomruk.
— Za kogo ty mnie uważasz? Nie jestem już takim małym kocięciem. Już jestem duży! — prychnął, siadając, aby ocalić resztki swojej godności.
Nagietkowa Łapa rzucił okiem na jego marną posturę, kiwając z politowaniem głową. Nie wierzył mu?! Znów się zapowietrzył. Toż to był skandal!
— A więc słuchaj smarku... — zaczął, ale Płomyczek kategorycznie mu przerwał.
— Nie jestem smarkiem! Moje imię to Płomyczek Lew Junior Groźny.
To wytrąciło na moment rudzielca. Wgapiał się w niego chwilę, a potem kontynuował, próbując powstrzymać śmiech.
— A ja Nagietkowa Łapa.
— Ha! Mam więcej imion, jestem lepszy! — Uśmiechnął się szeroko widząc, że udało mu się po raz kolejny zaorać brata.
— Wymyśliłeś je smarku, tak się naprawdę nie nazywasz — Kocur przewrócił oczami, najwidoczniej nie potrafiąc przywyknąć do Płomyczkowego zachowania.
Płomyczek jednak wierzył, że brat tak powiedział, bo musiał jakoś obronić swój honor. Doskonale jednak wiedział, że prawda była po jego stronie i był z tego bardzo zadowolony.
— Wcale tak! — miauknął, ale Nagietkowa Łapa nie kontynuował kłótni. Zamiast tego wrócił do przerwanego przez niego tematu.
— Dawno temu był sobie kociak. Nie słuchał starszego brata, a ten za karę rzucił go na pastwę nierudych ścierw. Lecz dzieciak się niczego nie nauczył, gdy został skażony futrem pasożytów. Poleciał na skargę do mamy, która uratowała go przed staniem się nierudym. Jednakże... to skażenie w nim pozostało. I nie zniknie póki nie spełni jednej rzeczy... — tu przerwał i wbił spojrzenie w kociaka.
Płomyczkowi nie podobała się ta historia. Zbyt bardzo przypominała jego sytuacje. Nie chciał jednak wierzyć, że mógł rzeczywiście być skażony. To byłoby potworne! Widać było po jego pysku wyraz zdegustowania, gdy brat uśmiechał się coraz szerzej, zmierzając do puenty tej bajki.
— Musi słuchać się starszego brata. Tylko wtedy skażenie zniknie.
Mierzył się spojrzeniem z Nagietkową Łapą dłuższą chwile. Nie było mowy! On to robił specjalnie! Na pewno zmyślał. Nie był przecież aż tak głupi!
— Nie. Nie jestem skażony. Mamusia mnie umyła. Nic na mnie nie przeszło.
— Jesteś pewien? — Uniósł brew, wskazując na coś na jego łapie.
Płomyczkowi serce zamarło na dłuższą chwilę. Nie... Nie mogło być. Zmyślał. Jego wzrok powoli skierował się na tylną łapę, a potem nieco wyżej na udo. Była tam... Czarna... CZARNA PLAMA! Wydarł się na cały żłobek, wczepiając się swoimi małymi pazurkami w futro Nagietka, jak gdyby tym sposobem miał odkleić od siebie to coś.
— Weź to ode mnie! Mamo! Mamo! — wołał, ale kocur go uciszył kładąc łapę na jego pysku.
— Mama ci nie pomoże. Słyszałeś bajkę. Tylko ja mogę zdjąć to paskudztwo z ciebie — przypomniał mu o tym fakcie.
Jego serce waliło coraz szybciej i szybciej. Myślał, kalkulował, ale gdy tylko przenosił swój wzrok na udo, znów z gardła wyrywał mu się wrzask, a jego pazurki coraz wyżej i wyżej sięgały brata, wdrapując mu się wręcz na grzbiet, by uciec od tego czegoś.
— Zdejmij! Zdejmij to! Nie chcę zamienić się w czarnego kota! Nie wiedziałem, że to aż takie jest zaraźliwe! — płakał mu nad uchem.
— A będziesz się mnie słuchał? — zapytał cierpliwie rudo-biały, próbując go odczepić od swojego ciała.
— Tak! Jeśli umiesz to cofnąć! — piszczał przestraszony tym co go czeka, jak nie spełni polecenia starszego.
Nagietkowej Łapie w końcu udało mu się go odczepić, a następnie położył go na ziemi. Kazał mu się nie ruszać i poszedł po coś na zewnątrz. Kiedy oczekiwał na ten lek, łapą próbował zmyć z siebie tą plamę, ale gdy tylko ją dotknął, czarny odcień rozmazał mu się bardziej na ciele, a także na łapkach, powodując w nim coraz większe przerażenie.
— Nagietku to się rozrasta! — zapłakał z paniką, gdy tylko zobaczył kocura niosącego mech. Co on robił?! Zwykły mech miał niby na to podziałać?!
Uczeń stanął tuż przy nim i spojrzał na jego rozmazane czernią, już nie tak rude futerko.
— Oddychaj. To magiczny mech, który za moim pozwoleniem zmyje z siebie nierudą chorobę. Musisz tylko obiecać, że będziesz się mnie słuchał i przyznasz, że jestem lepszy od ciebie.
— Co?! — Spojrzał na starszego brata z niedowierzaniem, ale widząc jak czarny odcień wspina mu się po łapach, od razu potaknął, nie myśląc zbyt wiele. — Obiecuję! Jesteś lepszy! Teraz pomóż! — błagał.
Kocur w końcu usatysfakcjonowany z jego słów, wypowiedział nad mchem magiczne słowa:
— Piaskowa Gwiazdo, ja Nagietkowa Łapa, syn Lwiej Paszczy, brat tego oto Płomyczka, proszę ciebie o zmycie z niego klątwy, którą rzucił na niego nierudy z powodu jego niegodnego zachowania względem mnie. Żałuje swego czynu... prawda? — Spojrzał na niego.
— Tak, żałuje! Piaskowa Gwiazdo pomocy! — przemówił do mchu, jak gdyby rzeczywiście w nim była przodkini, która słuchała ich słów.
— W takim razie... Obmyj go z plugastwa i oddaj mu rudy odcień — to powiedziawszy Nagietkowa Łapa przemył mu mchem ciało.
Płomyczek poczuł, że szorując nim o jego futerko, jego sierść robi się mokra. Czyżby podziałało? To były łzy udręczonej Piaskowej Gwiazdy, która leczyła go z tej klątwy? Zaciskał oczy, ponieważ bał się ujrzeć efekt końcowy. Bo co jeśli to się nie uda? Dopiero kiedy mech zniknął z jego ciała, uchylił powieki i z radością ujrzał, że czerń zniknęła.
— Udało się! Udało! Jestem zdrowy! — Dotknął swoich łap i nie dojrzał śladów po czarnych plamach.
Całe napięcie od razu go opuściło. Co za ulga. To było za dużo na jego nerwy. Nie mógł zbliżać się do tych nierudych, aby to się po raz kolejny nie powtórzyło.
Brat nic nie powiedział a jedynie zacieszał pyska. To się jednak zmieniło, gdy obok ich dwójki pojawiła się Lwia Paszcza, która zerknęła na synów podejrzliwie.
— Co to były za wrzaski? — zapytała, mierząc Nagietka spojrzeniem, jak gdyby ten znów rozrabiał.
— Mamo! Nagietek to bohater! Uratował mnie od bycia nierudym! — pisnął, co zaskoczyło kocice. W końcu... pierwszy raz słyszała, aby młodszy syn bronił starszego. Ale tak... Doszło do tego i wcale nie było mu z tym źle. Ba! Nawet nieco zmienił zdanie na temat kocura. Może jednak warto było mieć go przy sobie. Mógł robić za jego ochroniarza. Był duży i szkolił się na wojownika. To mogłoby się udać.
Lwia Paszcza widząc, że nie dzieje się nic złego, wróciła na swoje posłanie, bacznie i tak ich obserwując. Widział, że miała masę pytań. Zamierzał oczywiście jej o wszystkim opowiedzieć, ale na razie wlepiał swoje oczka w Nagietka, który teraz jawił się w jego oczach w nieco jaśniejszych barwach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz