Zaskoczyło ją zwołanie wieczornej przemowy liderki, mimo to ze względu na brata, który nalegał, aby uczestniczyła, postanowiła na własne uszy dowiedzieć się co tak ważnego Różana Przełęcz ma do powiedzenia, pozostawiając trójkę swoich skarbów pod opieką Ziębiego Trelu. Czy tak właściwie w ogóle coś miała? Była stara, coraz bardziej zniedołężniała w swych ruchach i coraz mniej kompetentna na pełnienie tego stanowiska, a raz z nią jej zastępczyni. Zawodziła klan raz po raz, traktując go niczym innym jako zabawkę; wpuściła do klanu bandę przybłęd bez wcześniejszej rozmowy z nimi, a jeszcze wcześniej zignorowała wybryki wojownika i go nie ukarała. Poza tym marnie jej szło znalezienie mordercy ciotki i jego ukaranie, mimo że lista podejrzanych kotów doprawdy była mała. Pewnie gdyby sprawa dotyczyła jej bękarskich kociąt wysłałaby każdego wojownika na patrole, a ze względu na swoje uprzedzenia względem rodziny Piaskowej Gwiazdy celowo przeciąga sprawę.
Może miała w końcu zamiar ogłosić swoje odejście? Byłoby dobrze.
W ciszy i skupieniu obserwowała jak szylkretka skazuje na wygnanie Czarną Łapę, mimo że liczyła na inny koniec historii przybłędy. Nie zasługiwał na tak łagodną karę, jaką było wygnanie, bo zdawała sobie sprawę, że kogoś takiego jak Czarna Łapa nie obejdzie to. Miała ochotę wystąpić naprzód, aby pogratulować Różanej umiejętności dedukcji oraz zapytać się czy przypadkiem reszta przybłęd, w szczególności kocury takie jak Niknące Widmo, Bobrza Łapa czy Kukułcze Skrzydło też przypadkiem czegoś być może nie zataili. Może ich też powinna wygnać? Chyba oczy miała i potrafiła dostrzec, jak jej syn, a tak właściwie córka diametralnie się zmienił pod względem zachowania po dołączeniu tego parszywego truciciela. Nie martwiła się o nią?
I wtedy zrozumiała, że Różana Przełęcz znała prawdę, a otarcie się pyskiem o jej bok i słowa kremowego uświadomiły ją o tym, czego kocur się dopuścił. W końcu nie urodziła się wczoraj, żeby uwierzyć, że bez pomocy kogoś, kto znał prawdę, znał powiązanie Lew z niebieskookim, liderka jakimś cudem dowiedziała się o zatajonych informacjach przez samotnika.
Gdyby nie znajdowali się w środku obozu, Piaszczysta Zamieć najpewniej leżałby teraz martwy z raną na szyi, za to czego się dopuścił. Zdradził ją po raz kolejny, stając się największą zakałą, jaka narodziła się w ich rodzinie. Zrobiło się jej nie dobrze, że z takim czymś, z takim żałosnym stworzeniem, który darował życie przybłędzie i w dodatku trzymał z nierudymi była spokrewniona.
— Miałeś jedno zadanie Piasku — rzuciła cicho odsuwając się od kremowego kocura nieznacznie, czując względem niego obrzydzenie. Nie chciała, aby ocierał się o jej sierść. Kto wie do kogo wcześniej się kleiła ta głupia kupa futra. — Najwidoczniej zapomniałeś o tym, co się stanie jak mnie kolejny raz zawiedziesz, zdrajco. — Strzepnęła ogonem.
Zbliżyła się do stojącego tuż obok Nagietkowej Łapy, który wyglądał na bardzo zadowolonego z faktu, że nierudy zostaje wygnany. Wciąż nie wybaczyła mu tego “żartu” wobec jej młodszego syna, jednak kocur po spacerze zarzekał się, że już nigdy więcej tak nie postąpi. A nawet obiecał pozbyć się każdego nierudego kota, który chociaż na milimetr zbliży się do jego młodszego rodzeństwa. W końcu cała czwórka jej kociąt była ruda i powinna trzymać się razem, a nie walczyć między sobą. Mieli wspólnego wroga, którego należało się pozbyć.
***
Niezbyt się przejęła tym spotkało Rumiankowe Zaćmienie. Sama została zaatakowana na granicy i jakoś nikt nad nią poza bliskimi nie uronił łez, więc czemu miała współczuć medykowi. Gdyby jej nie odtrącił i nie spędzał czasu z tym paskudnym Widmem, może by jeszcze mu mogła współczuć. Poza tym starała się zrozumieć co on robił na granicy z Klanem Wilka. Czy za atak mógł odpowiadać jakiś Wilczak? Miała nadzieję, że nie, nie chciała, aby jej dzieci musiały żyć w czasach wojny pomiędzy klanami.
Wręcz znudzona głupotą kotów w Klanie Burzy ziewnęła tylko i wróciła do wylizywania futerek swoich pociech, starając się ignorować swoją matkę, która komentowała, że wśród nich najpewniej jest kolejny niebezpieczny kot. Na pysk rudej królowej cisnęło się, aby zapytać matkę sarkastycznym tonem “Och, naprawdę?”, ale za to zaczęła nucić kołysankę. Miała jednak zamiar wrócić do tego tematu, po tym jak uda jej się uśpić przyszłych władców. Z całej trójki to Płomyczka najtrudniej było uśpić, jednak słodki książę w końcu zasnął wtulony w bok królowej.
— A co jeśli to ten sam kot, który i mnie skrzywdził? — spytała od niechcenia, jasno sugerując matce kogo ma na myśli. — Nie minęło dużo czasu od jego wygnania, więc bardzo możliwe, że się zaszył gdzieś na granicy czekając na dogodną okazję, aby się zemścić za to co go spotkało. No i trafił na biednego medyka. Różana pewnie jest wściekła. Kolejne z jej dzieci zostało skrzywdzone, z czego Rumianek po raz kolejny — parsknęła z trudem powstrzymując się przed większym nabijaniem się z liderki i jej ostatnich decyzji i tego, że mogła tym wszystkim sytuacją zapobiec, gdyby tylko zechciała — Może i dobrze się stało. Teraz nim zdecyduję się pozwolić dołączyć do nas nie ważne jakiej nierudej przybłędzie, pewnie się zastanowi nie sto, a tysiąc razy. A jeśli tak czy siak przyjmie kogoś po tych ostatnich wydarzeniach to tylko będzie pokazywać, ile tak naprawdę znaczy dla niej bezpieczeństwo kotów Klanu Burzy. Wiesz mamo, gdyby Piaszczysta Zamieć mnie posłuchał i wykonał jak należy jedno proste zadanie, może by zapobiegł krzywdzie jeszcze jednego kota. Gdyby tylko zachował się jak na lidera przystało… — urwała dostrzegając, że do kociarni zajrzał kocur, o którym wcześniej rozmawiała z matką. — Och Piasku, dobrze, że jesteś. Chodź tu szybko do nas, pewnie nie możesz znieść wzroku kotów mówiącego, że kolejny raz zawiodłeś. I tym razem nie tylko nas, ale i cały klan.
<Piasek? Masakra>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz