*jakoś niedługo po akcji z ostatnich opek*
Wyszła dzisiaj sama na polowanie, potrzebowała trochę samotności by poukładać myśli. Tak, niby była kronikarzem, więc nie raz sama przesiadywała w tej jaskini i coś tam bazgrała, ale ogólnie rzecz ujmując więcej czasu spędzała ostatnio w obozie czy na patrolach, niż tam.
Szła tak między przekwitającymi wrzosami, ostrożnie stawiając łapy, gdy wyczuła zapach królika.
Cóż, zazwyczaj nie obierała ich na cel. Były w końcu cholernie szybkie, a Żmii nie chciało się ganiać za nimi, bo nie była w tym tak dobra jak reszta burzaków. Była w stanie gagatka złapać, to prawda, ale preferowała… mniej ruchliwą zwierzynę.
Tym razem postanowiła jednak spróbować upolować kicacza.
Przypadła do pozycji łowieckiej, po czym zaczęła skradać się w stronę źródła zapachu. Już niedługo potem dostrzegła przed sobą puchaty, biały ogon. Napięła mięśnie, przygotowując się do skoku, gdy niespodziewanie ktoś inny wyskoczył zza traw, co wywołało natychmiastowe odskoczenie Żmii, która wygięła grzbiet w łuk i nastroszyła futro. Dopiero po chwili rozpoznała w zagryzającym zwierzynę kocie liliowego wojownika.
— Och, to ty — miauknęła, już spokojniej, wygładzając futro — nie zauważyłam cię. Dobrze się maskujesz — stwierdziła, nerwowo przylizując sobie futro na klatce piersiowej.
Szepcząca Pustka uniósł zdezorientowany głowę, szukając źródła dźwięku. Chwilę patrzył bez słowa w stronę szylkretki, by następnie jego wzrok wylądował na króliku, a zaraz potem znowu na kotce. Najwyraźniej dopiero teraz zorientował się, że polowali na tego samego królika, podobnie, jak Żmija chwilę wcześniej.
— O, chyba, chyba trochę ci przeszkodziłem, co? — spytał.
— Ach, to nic takiego. Pewnie i tak bym go nie złapała — stwierdziła, po czym machnęła łapą — wiesz, szybkie są, a ja nie burzak z rodowodu, trudniej jest mi za nimi nadążyć.
— A tam, na świecie pełno kotów, co by burzaka prześcignęły — odrzekł wojownik z uśmiechem na pysku — To jak — chwycił królika za kark, rozglądając się za miejscem, gdzie by go zakopać — Chcesz sobie popolować wspólnie na króliki? — zaproponował z pyskiem pełnym sierści, gdy już upatrzył dobry schowek.
— Poćwiczyć zawsze warto — odparła Żmija. Nie miała dzisiaj w planach polowania na królika, co dopiero na króliki, ale cóż, czasami plany się zmieniają, nawet, jeśli nie masz ochoty ganiać za kicaczami po wrzosowiskach. Poza tym, spędzenie czasu z Szepczącą Pustką może okazać się korzystne. W końcu warto poznać drugiego klanowicza, by wiedzieć, jaki jest, jak się przy nim zachowywać, jak wysławiać. Noi jeszcze był synem liderki, to też mogło się okazać przydatne.
— Dobra — cętkowany stanął nad miejscem, w którym zakopał niedoszłą ofiarę tortie, po czym rozejrzał się wokoło — Idziemy może w stronę Kamiennych Strażników, co?
— Dobry pomysł, chyba ostatnio mało kto tam poluje.
Idąc tak w stronę wspomnianej wcześniej lokacji, do głowy Żmii wpadła myśl o tym, jak zmieniło się jej zachowanie. Dawniej nie byłaby zadowolona, gdyby ktoś podkradł jej zwierzynę sprzed nosa. Prychałaby i syczała, chcąc odzyskać swą zdobycz. Jednakże odkąd znalazła się w Klanie Burzy przyjęła inne zwyczaje. W końcu dołączając do nich nie mogła się pruć o takie rzeczy, szczególnie, że byli jedną grupą, a od reszty zależało wtedy przetrwanie jej i Smarka. A do tego kłócenie się o zwierzynę ze współklanowiczem nie miałoby sensu, bo przecież i tak, nie zależnie które z nich by ją upolowało, jedzenie trafi na jeden, wspólny stos, z którego zasobów wszyscy mogli korzystać.
Burzaki miały inną kulturę. Byli mniej zhierarchizowani, bardziej rozluźnieni i się tak nie przejmowali, jak koty z Betonowego Świata. Na pozór czyniło z nich to silną wspólnotę, bardziej zżytą, niż gangi, ale jeśli było się wśród królikojadów, trudno było przeoczyć podziały. Na rudych i nie rudych, na rodziny, na przyjaciół i wrogów. Poza tym, kotów w klanie było więcej. To sprawiało, iż nie budowali oni z większością tak mocnych relacji – musieli wybrać, w kogo inwestowali, czy sobie z tego sprawę zdawali, czy nie, i tak powstawały grupy wewnątrz członków jednej społeczności. W większych gangach też tak się działo. Tak samo było również pośród gangów jako osobnych bytów – wszystkie broniły swojego terytorium, ale zdarzało się, iż zawierały sojusze, umowy, czy też miały między sobą większe konflikty i tak dzieliły się również między sobą.
Rozmyślania o tych prawidłowościach, które przechodziły przez głowę Żmii przez tę jakże krótką chwilę, w porównaniu z czasem, w którym czytało się ten tekst, przerwał jej głos syna przywódczyni:
— Jak się w ogóle czujesz w Klanie Burzy? To już chwila, nie? Ale w sumie to się cieszę, że mamy takie zróżnicowanie, gdyby go nie było wszyscy bylibyśmy dość nudni.
— Przyzwyczaiłam się i teraz całkiem dobrze mi się u was żyje — stwierdziła, zachowując swoją przyjazną, a zarazem kulturalną postawę i pewien uśmiech — Smarkowi też.
Na pewno lepiej, niż w w Siedlisku Dwunożnych, szczególnie bez Gluta i reszty gangu… choć przyznać trzeba było, iż delikatne i bardziej ukryte relacje, polityczne zagrywki w Klanie Burzy można też było, zależnie od punktu widzenia, uznać za bardziej niebezpiecznie, niż konflikty bardziej jawne i widoczne na pierwszy rzut oka, choć i ich sedna nie raz leżały tam, gdzie trudno było dosięgnąć bez większej ekspertyzy czy też po prostu siedzenia w sprawie od dawna.
<Szept?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz