Właśnie takiej reakcji oczekiwała od swoich kociąt, miały informować ją o każdym nieproszonym gościu, który zawitał do kociarni. Tym razem nie był to jednak nikt nieproszony, a sama Ziębi Trel, która postanowiła odwiedzić swoje wnuczęta, co zaraz wytłumaczyła Stokrotce.
Pochwała z pyska matki była czymś czego pragnęła. Wypełniła jej wolę, jak i swoją, aby posiadać najpiękniejsze kocięta jakie kiedykolwiek widziała ta kraina. Dwie małe przepiękne i mądre koteczki, oraz taki sam syn, tak bardzo podobny do zmarłego Rozżarzonego Płomienia. Lepszych dzieci nie mogła sobie wymarzyć. Nie tyle co były idealne, ale i wyjątkowe, a o ich wyjątkowości z biegiem księżyców miał każdy się dowiedzieć. W końcu taki dar mógł zesłać tylko Klan Gwiazdy. Być może przodkowie w końcu zrozumieli jak ruda jest oddana względem swoich bliskich i klanu, w przeciwieństwie do reszty kotów.
— Mamo, a opowiesz nam historię?
— Oczywiście Stokrotko. — miauknęła, z przyjemnością opowiadała historię swoim skarbom. Zarówno te prawdziwe, jak i te nieco podkolorowane. Tak też kocięta już miały przyjemność słyszeć o tym, że są wybranymi kociakami przez sam Klan Gwiazdy, znały swoje korzenie, a przede wszystkim historię o Piaskowej Gwieździe. — O czym tym razem byś chciała posłuchać? — Pozwoliła córce wybrać temat opowieści. — Chyba, że tym razem chcecie, aby to wasza babcia, Ziębi Trel wam coś opowiedziała?
— Babcia może opowiedzieć! — padło z pyszczka córki, na co Lew przeniosła spojrzenie na swoją matkę, mając nadzieję, że kocica zechce uraczyć swoje wnuczęta jakąś nową historią
Na pysku wojowniczki pojawił się uśmiech. To znaczyło, że jest chętna na opowieść. Zachęciła wnuczki, aby się zbliżyły do niej bardziej, natomiast Płomyczek został u boku matki. W końcu nie miał potrzeby słuchać o tym, jak to jest być damą i dlaczego powinno się nią być. Za to Stokrotce i Lili na pewno się ta lekcja przyda, w szczególności od kogoś takiego jak Ziębi Trel.
***
chyba przed tymi dzikimi akcjami w Klanie Burzy w ostatnim czasie, bo by Lew w innym wypadku nie wybrała się z dziećmi na spacer (chyba)
Była zła na Stokrotkę. Nie sądziła, że jej córka, będąca z jej wszystkich córek najidealniejsza okaże się wpaść na tak okropny pomysł, jaką było rzucanie w brata ziemią. Czy jej kocięta naprawdę rywalizowały o uwagę matki, chcąc pokazać, że są lepsze od reszty swego rodzeństwa? Tak poniekąd odbierała ich zachowanie. Jednak każde z ich trójki było lepsze od tych wstrętnych nierudych. W oczach królowej każde rude kocię, które było jej i wyznawało ideę przodków było wspaniałe. Miały w sobie krew samej Piaskowej Gwiazdy, więc były żywym symbolem pamięci o ich przodkini, a każdy kolejny potomek sprawi, że pamięć o kremowej kotce nigdy nie zostanie zatarta. Nie powinny więc tracić czasu na kłótnie między sobą, gdy razem były w stanie dokonać wielkich rzeczy.
Zabrała córkę na spacer. Tylko Stokrotka z trójki kociąt szła u jej boku, niepewnie zerkając dookoła na otaczający ją świat. Lwia Paszcza miała zamiar pokazać jej coś i dać cenną lekcję, która miała nadzieję, jej mała księżniczka zapamięta do końca życia. W połowie drogi dołączył do nich Nagietkowa Łapa, który przechwalał się tym jak mu idzie na treningu.
— Jeszcze chwilę i zostane wojownikiem. Ty pewnie też Stokrotko będziesz wspaniałym wojownikiem, chyba że przed twoją ceremonią pojawi się ranga damy. — zwrócił się do siostry i posłał jej uśmiech. — W każdym razie nie możemy zawieść naszych przodków. Musimy lśnić jak słońce, nie dać się przyćmić przez plebs. Jesteśmy wielcy! — Otulił siostrę ogonem
— Gdyby to moja matka została liderką, na pewno by tę rangę wprowadziła — zamruczała królowa uśmiechający się pod nosem, naprawdę chciała zrozumieć decyzję zmarłej liderki, Tygrysiej Gwiazdy, która zdecydowała się powierzyć w łapy szylkretki Klan Burzy. — O wiele lepiej by się na to miejsce nadawała. Nawet jeśli była przed dołączeniem do klanu samotniczką, dba o nasz klan jak nikt inny. Koty mogłyby się od niej uczyć. Czy według ciebie kochanie, Różana Przełęcz dobrze robi polegając na samotnikach? — zwróciła się do córki przystając, nawiązując tym samym do sojuszu jaki został zawarty z ich wspaniałym klanem i jakaś samozwańczą bandą samotników
— N-Nie, oczywiście że nie mamo! – miauknął kociak.
Lustrowała spojrzeniem kociaka. Nie podobało jej się to zawahanie w głosie córki.
— Musisz być pewniejsza swoich słów, Stokrotko. Damie nie przystoi się jąkać. — westchnęła karcąc córkę, by już po chwili poprawić jej przednią łapkę, aby równo się ze sobą stykały. — Musisz być idealna. Ty, Płomyczek, Lilia i Nagietek. Cała wasza czwórka jest przyszłością naszego wspaniałego rodu, w którym od pokoleń na świat przychodzą najpiękniejsze kocięta o ognistej barwie swoich futer. To coś musi znaczyć, prawda kochanie. To znak waszej wyjątkowości. Macie w sobie krew wspaniałej liderki. Nie zapominaj o tym nigdy, przenigdy — urwała spoglądając na syna, który dostrzegając wyraz pyska matki od razu ożywił się i przytaknął łebkiem
— Słyszałem od Płomyczka, że rzuciłaś w niego ziemią. Dziwię się, że nie wzięło cię na wymioty, gdy jej dotknęłaś. Z łatwością wchodzi w pazury i opuszki, trudno jej się pozbyć, a w dodatku jej zapach… Ugh. Damie nie przystoją takie zabawy, a ponoć zamiast tego się uśmiechałaś. Czy to prawda siostrzyczko? — spytał przyjaźnie i nachylił się do kociaka — Czy czerpałaś z tego radość?
Na pytanie brata przez pysk kociaka przeleciał cień przerażenia. Dopiero po chwili Stokrotka zdała sobie sprawę, że jeszcze nie odpowiedziała. Szybko się opanowało, pozbawiając pysk jakichkolwiek emocji i spojrzało na brata.
— Nie, Płomyczek sam to wymyślił i to on zaczął we mnie rzucać. — mruknęła cicho
— To dlaczego nie powiedziałaś takiego mamie od razu, tylko… — Uniósł pytająco brew i przechylił łebek.
— Wasze wersje się nie pokrywają Stokrotko. Któreś z was, moich pięknych kociąt okłamuje mnie. A kłamstwo to cecha nierudych i mieszańców. Tylko oni są w stanie okłamywać swoich bliskich, raniąc ich. To sprawia im przyjemność, bo są zepsuci. W ostatnim czasie to z ich łap w klanie dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji, a mimo to liderka pozostaje bierna na ich zachowanie. — Zmrużyła oczy. — Chciałabym, abyś była ze mną szczera, mój najukochańszy kwiatuszku — Nachyliła się do córki i lekko otarła się pyskiem o polik swego kocięcia. Jej spojrzeniu nie umknął fakt, że futerko malca się zjeżyło. — To dla twojego dobra. Dla twojego bezpieczeństwa.
— A-Ależ jestem szczera mamo — mimo starań, kocię znów zaczęło się jąkać
— Dlaczego więc twój głos się łamie? — spytała naciskając na kocię. — Boisz się otwartej przestrzeni? — Przeniosła spojrzenie na polanę, chcąc zrozumieć zachowanie córki. — Nie musisz się bać. Jestem przy tobie. Twój brat również. Od pierwszych uderzeń twojego małego serduszka dbamy o twoje bezpieczeństwo. W zamian tylko oczekuję mówienia prawdy.
— T-Trochę się wystraszyłam, w końcu pierwszy raz jestem poza obozem! Ale wy mnie obronicie! — powiedziała Stokrotka, zmuszając się do uśmiechu — A tak właściwie, dlaczego mnie tu zabrałaś bez Lilii i Płomyczka? — podjęła pośpiesznie zmieniając temat
— Oczywiście! — Nagietkowa Łapa przytaknął siostrze na pierwsze zdanie
— Chciałam ci kogoś przedstawić, chociaż patrząc na porę dnia chyba będę zmuszona ci jak na razie o nim tylko opowiedzieć. Na razie tylko tobie z waszej trójki. Myślę, że im wcześniej tym będzie lepiej dla ciebie. — Dała znać córce, aby ruszyły naprzód. Nagietkowa Łapa trzymał się z tyłu, tuż za królową i młodszą siostrą. — Byłam młodą uczennicą, kiedy zdałam sobie sprawę, że w naszym klanie mamy “więźnia”. Tym kotem jest Jeleni Puch, mój wujek oraz syn poprzedniej liderki, Tygrysiej Gwiazdy. Od ponad trzydziestu księżyców przesiaduje w dziurze stworzonej specjalnie pod niego, z dala od obozu. Mało kto wykazywał zainteresowanie nim, poza mną oczywiście. Nawet moje rodzeństwo nie było aż tak skore do kontaktów z krewnym, nie mówiąc już o reszcie kotów, które mają czelność nazywać się wojownikami Klanu Burzy. — Nie kryła złości na brata, że zamiast odwiedzać Jeleni Puch wolał spędzać czas na brataniu się z plebsem, mimo że na wyciągnięcie łap niemalże na każdym kroku miał dowody jak zepsute były koty o innym kolorze futra niż ich. — Po każdym treningu starałam się do niego zajrzeć i zobaczyć jak sobie radzi kot będący zapomniany przez cały klan. Nie raz to ja przynosiłam mu jedzenie, inaczej by głodował przez wiele wschodów słońca. Widok jego smutnego pyska potrafi łamać serce. Doprawdy wiele przeżył w ciągu swojego życia. — Usiadła na trawie tuż przed dziurą. — Pozbawiono go oka, a jego rude futro pokryły w większości blizny zadane przez brudne łapy nierudych z Klanu Wilka. — Mówiąc to przejechała łapą po grzbiecie córki, który pod dotykiem łapy królowej zrobił się wklęsły. Dostrzegła jak sierść na nim oraz karku koteczki zjeżyła się po raz kolejny. — Był więziony przez nich i nawet pomimo powrotu do domu jest więźniem. Nawet pomimo mojego wstawiennictwa u liderki, aby na nowo mógł być częścią społeczności, wciąż mieszka w dziurze. Żaden z medyków nie zdecydował się poświęcić mu czasu, aby wyleczyć jego umysł, zajął się tym twój dziadek. Mógł liczyć tylko na nas. Inni się go boją, tych ran zdobiących jego ciało. Są zbyt ograniczeni, aby dostrzec jaki jest naprawdę. Wychodzi z dołu tylko, aby kopać doły na granicy… Stał się niewolnikiem. Różana Przełęcz na to wszystko zezwoliła, łamiąc go po raz kolejny. — Urwała spoglądając w pusty dół. Przysunęła Stokrotkę ogonem bliżej skarpy, aby jej złote oczka mogły się napawać widokiem warunków, w jakich przyszło żyć synowi Tygrysiej Gwiazdy. I mimo, że każdy zdawał sobie z tego sprawę, nikt nie chciał nic z tym zrobić oprócz królowej. Miała nadzieję, że kiedyś nieliczne koty Klanu Burzy w końcu przejrzą na oczy. — Nie chciałabym, abyś skończyła tak jak on kochanie. Chyba pękło by mi serce, gdyby moje kocię podzieliło los mego wujka. Dlatego musisz wystrzegać się brudu i zabaw z ziemią. — Nakazała. — Jeszcze by ktoś zauważył przez wejście do żłobka, jak się dobrze bawiłaś, kiedy dotykałaś łapkami grudek ziemi i by cię mnie zabrał, abyś od najmłodszych księżyców szkoliła się na Minara, twój los zostałby z góry przypieczętowany. Nierudzi by cię zranili, chcąc upodobnić cię do mentora, tak aby każdy kto na was spojrzy, wiedział jaką rolę w klanie pełnicie. Nikt z nierudych nie traktowałby ciebie poważnie. Na nic by były moje łzy i błagania, aby mi cię oddali — Zrobiła przerwę, aby móc przyjrzeć się córce. Widząc strach w żółtych oczach, przyciągnęła do siebie córkę w mocnym uścisku i czule polizała po łebku. — Przy mnie jesteś bezpieczna. I tak zawsze będziesz, wystarczy, że będziesz się mnie słuchać. Nie dopuszczę, aby coś złego mogło ci się stać.
<Stokrotko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz