Klan Burzy delikatnie mówiąc, zyskał nowy kłopot. Wściekłe króliki, śliniące się dosłownie na śmierć. Każdy kto zjadł takie zwierzę dostawał ataków paniki, gdy widział światło, nie chciał jeść. Niestety już to musieli przerabiać, bo Mokry stracił życie a Sikorka już prawie tam była. Przerażeni, wręcz przesiąknięci strachem nie polowali na zajęczaki, przez co głodowali. Te szaraki zawsze były podejrzane, takie głupie z puchatymi ogonkami. Długouche, dziwnie stające na tylnych łapach. Nie cierpiał ich i rzadko na nie polował, wolał ptaki. Mimo latających wszędzie piór, właśnie je najbardziej lubił. Jakoś… Przyzwyczajenie się do życia gdzie jadło się tylko króliki było zbyt dziwne. Olewał całą zaistniałą sytuację, ale nie lekceważył słów lidera. Zabraniał także polować na nie swojej uczennicy. Właśnie. Pszczela Łapa wykazywała równy tupet co kiedyś jego córka. Były siebie warte, lekko pyskate, lecz mądre oraz pracowite. Przy jej obecności często dostawał nostalgii. Tęsknił, jak bardzo. Ruda kotka przypominała mu Biedronkę tak bardzo… Po prostu. Przy okazji zastanawiał się, czy Mokra Gwiazda specjalnie dawał mu samych trudnych uczniów. Jeżeli tak, to znaczy, że bardzo mu wierzył. Przekazywał swoją wiedzę najbardziej jak umiał, wykazywał cierpliwość oraz spokój w każdej sytuacji, przy której wypadało. Czyli… Zawsze kiedy był z uczennicą. Musiał pokazywać upór, stanowczość. Słabiaków nikt nie słucha, co nie? Starał się, nie mógł zaprzeczyć. Ale dobrze sprawował rolę mentora? Mógł jedynie wzruszyć ramionami. Może.
Dzisiejszy poranek przebiegł spokojnie. Polowali wraz z Pszczelą Łapą, przy okazji przypomniał jej najważniejsze punkty Kodeksu Wojownika skoro miał sposobność. Kotka słuchała go chyba tylko trochę, głównie skupiała się na przemierzaniu terenów. Nie znała ich aż tak dobrze jak on, ale już szybko dowiedziała się, gdzie znajdzie jakąś zdobycz. Niestety, zdobyli tylko jedną mysz. Przez nieuwagę wywabił ją z norki po czym zabiła ją młoda adeptka.
- Zaniesiesz to dla starszyzny, dobrze?- mruknął do niej gdy wchodzili do obozu. Tamta tylko wzruszyła ramionami po czym ruszyła przed siebie. Usiadł powoli przy stosie zwierzyny, która obecnie liczyła tylko dwa drozdy oraz nornicę. Nawet nie zauważył gdy podeszła do niego Kozi Skok. Czarno-biała córka Chabrowej Bryzy podchodziła do piszczek, ale z rezygnacją odpuściła sobie posiłek.
- Ładny mamy dzień.- miauknął do niej liżąc łapę. Zaskoczona wojowniczka odwróciła w jego stronę głowę. Delikatnie skinęła na powitanie, po czym także przystanęła na krótkie mycie się.
- Chciałabym bardzo wyjść i zobaczyć co się dzieje na wrzosowisku.- z błyskiem w oczach zerknęła na niebo nad nimi.
- Zawsze jest taka okazja. Może dołączysz się do patrolu z Zwęglonym Futrem? Za chwilę chyba wyrusza.- zerknął na bok, gdzie czarny wojownik już przygotowywał się do wyruszenia. Tuż obok niego siedział Szeleszczący Zagajnik ochoczo rozglądając się we wszystkie strony. On też miał iść wraz z nimi, nie interesowało go, że już miał trening. Nad ranem zgłosił chęć Chabrowej Bryzie po czym po prostu się zgodziła. Nie powinna odrzucać chęci.
- Oczywiście!- kiwnęła energicznie głową kotka a następnie podeszła do kotów. Uśmiechnął się delikatnie i sam wstał z miejsca. Towarzystwo miał średnie, pewnie znowu będzie na tyłach, ale zawsze coś. Widząc jak arlekin zbliżał się do nich, bury kocur dał kuksańca dowodzącemu. Tamten przytaknął po prostu. Ruszyli już za chwilę. Poczuł lekki ból w kościach. Może jednak powinien zostać… Nie. Musiał iść. Przyczyni się do bezpieczeństwa klanu.
***
- Ach… Ile jeszcze.- wymamrotał cicho czując jak powieki mu opadały. Syn Tańczącej Zorzy tylko pognał dalej.
- Już niedaleko. Coś nie tak?
- Nie nie… Po prostu jestem trochę zmęczony, wiesz?- mruknął w jego stronę. To “niesamowite” niebo już zaczynało mieć odcień czerwieni oraz żółtego, a słońce zachodziło powoli. Miał ochotę położyć się na legowisku w spokoju, czuć ciepło klanowiczów przy sobie. Tak było o wiele lepiej. Tutaj było mu zimno i nieprzyjemnie.
- W obozie może znajdzie się coś do jedzenia. Będzie o wiele lepiej niż tutaj pewnie.- niepewnie przyznał Zwęglone Futro machając delikatnie ogonem.
- Racja.- odparł Jałowcowy Świt ziewając. Względną ciszę przerwało bzyczenie. Z początku dalekie, a teraz zdawało się, jakby dochodziło gdzieś stąd.
- Mam cię!- Szeleszczący Zagajnik kłapnął zębami tuż przy uchu czekoladowego. Skulił się lekko, starając utrzymać się z daleka od kocura.
- Co się ci dzieje?- zaniepokojony wydyszał przestraszony reakcją wojownika.
- Ta głupia mucha. Mógłbym ją dorwać, gdyby nie odleciała.- zaśmiał się bury. Arlekin przestał jeżyć się ze strachu, że młodemu coś… Odbiło.
- Ej! Zachowujecie się jakby mnie tu nie było!- z tyłu usłyszał Kozi Skok, która podbiegła do nich i wepchnęła się pomiędzy dwóch wojowników.
- Halo, mówił ktoś coś?- kocur patrzył wokoło, przy okazji wyglądał głupkowato, ale udawał jakby nie było tu kotki. Uśmiechnął się. Może przyłączy się do zabawy…
- Gdzie ona może być…- zamruczał radośnie.
- Właśnie… Pożarł ją wściekły królik?
- Nie, pewnie po prostu musiała załatwić potrzebę i wpadła do nory…
- To też możliwe.
- Cicho! Jestem tu!- ostre miauknięcie czarno-białej rozległo się obok nich.
- Dobrze Kozi Skoku, tylko się droczyliśmy.- spokojnie wytłumaczył jej, choć ta wciąż trochę zdenerwowana patrzyła się na drugiego wojownika. W oczach widział jednak iskierki rozbawienia.
- Już jesteśmy…- z przodu usłyszał głos Zwęglonego Futra. Kiwnął głową, po czym machnięciem ogona pokazał młodszym kotom, by poszły.
- Może znajdziecie sobie coś do jedzenia.- powiedział, a gdy już sobie poszli, zwrócił się do czarno-białego.- Dobrze ci poszło. Oni są zdecydowanie zbyt roztrzepani. No może tylko Kozi Skok. Szeleszczący Zagajnik potrafi zachować względne opanowanie.
- Yhym…- mruknął tamten niepewnie przeczesując wzrokiem obóz.
- Już cię nie zatrzymuję.- szturchnął go, widząc, że kocurowi się spieszy.
- Okej. To… Do zobaczenia.
Młody wojownik pognał w stronę żłobka, a stamtąd już słyszał piski kociąt. Kompletnie mu to wypadło z głowy… Ale no cóż. Koperek i Szczypiorek wyrosną na pewno na dobre koty.
- Jałowcowy Świcie!- krzyk Pszczelej Łapy przerwał jego rozmyślania. Odwrócił się, widząc jak kotka niecierpliwie wali ogonem o ziemię.
- Co się dzieje?- spytał jej otrzepując się z grudek ziemi.
- Orzechowe Futro zachorował… Na to coś!
19 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz