* jakiś dawny czas temu*
Gdzie on jest? Zgubił się? Nie no, uczyłam go terenów. Może poszedł do klifiaków? Jak tak to zleje im tyłek, przecież to mój uczeń!
– Kozi Skoku? Widziałaś gdzieś mojego ucznia?- patrzę na córkę zastępczyni.
– A tak, widziałam jak wchodzi do medyków.- odpowiada czarna. Co? Mój uczeń u medyków? Co się mu stało! Napinam mięśnie i idę szybko do medyków. Złamał sobie coś? Wpadł w norę i wybił sobie bark? Co mu się stało? Marszczę brwi zmartwiona. Ostatnim dłuższym susem wchodzę do medyków.
– Jeżowa Ścieżko, jesteś?- rozglądam się za brązowym i swoim uczeniem. Wciągam zapach nosem, no pachnie nimi.
– Jestem.- odpowiada brązowy.
– Co ze Słonecznikową Łapą? Jest u ciebie?- patrzę zmartwiona w oczy medykowi. Co gdyby mu się coś stało? Wciągam powietrze ze stresu.
– Jest, spokojnie niedługo będzie mógł znowu trenować.- mówi pewnie pręgowany klasycznie kocur. Cudownie. Wypuszczam powietrze głośniej. Nic poważnego mu nie jest.
***
Zakrywam mchem głowę. Nie chce mi się! Nie powinnam olewać tak swojego ucznia, jednak siły nie mam. O Kawczym Locie zbyt często myślę, przez to nie śpię zbytnio. Podnoszę leniwie jedno oko, powinnam do cholery wstać. Bo nigdy Słonecznikowa Łapa nie będzie mianowany, z mojej winy. Jednak i tak będzie krócej, niż ja, ponad 18 księżyców tkwiłam jako uczeń, mentalnie nadal nim jestem. Otwieram drugie oko i podnoszę się z miejsca w legowisku, strzepuje mech z głowy. Brudna będę znowu, w Porze Opadających Liści o to nietrudno. Wszędzie błoto. Niech znowu będzie Pora Nowych Liści, wtedy było tak przyjemnie. Wychodzę szybkim krokiem. Miałam spotkać się o świcie słońca, a wygląda jakby było już mocno po. Idealna mentorka. Cieszyć się mogę, że Śpiewający Wiesiołek tak mnie nie traktował.
– Słonecznikowa Łapo? No, choć już, miałam kilka bardzo ważnych spraw do załatwienia i chyba rozumiesz.- patrzę na ucznia i kłamię pewnie. Kłamstwo dobra rzecz, byleby nikt do mnie nie kłamał.- Dziś zrobimy sobie wyścig, uważam, że oczywiście nie prześcigniesz mnie, ale próbować możesz. Polujesz i walczysz dość dobrze, więc trochę luźniejszy trening możemy zrobić.- puszczam oczko uczniowi. Młodszy podnosi się z miejsca. Czas ruszyć też swój tyłek. Idę pierwsza przez obóz do wyjścia, tylko trzeba będzie uważać na królicze nory, jak się do niej wpadnie to z łapami można mieć problem.
– To może zaczniemy za jakieś pięć do sześciu ogonów od nas i kończymy mhh widzisz tamtą kępy żółtej trawy mocno, prawie uschnięta? Większa jest, to tam jest koniec.- Pokazuje ogonem na suchą trawę.- Tylko uważaj, patrz gdzie biegniesz. Gdybyś miał przegrać, a być zdrowy to zrób to.- wydycham powietrze i staję bliżej miejsca, z którego mieliśmy startować.
<Słonecznikowa Łapo? Strasznie przepraszam że tak wolno i taki gniot.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz