Borsuczy Krok czekała na niego przy wejściu do obozu, jakby dokładnie wiedząc, że rozmowa z nim dopóki nie wróci z samotnego spaceru nie będzie miała sensu. Gdy tylko się do niej zbliżył, warknęła:
- Do reszty ci odbiło?!
No nie takiego powitania się spodziewał.
- Odpuść - burknął i spróbował ją ominąć. Wyprostowała się i przesunęła o krok, zajmując całe przejście.
- Myślisz, że tylko ty straciłeś ojca?
Słowa siostry osadziły go w miejscu, jeżąc sierść na karku. Spojrzał na nią wściekle, ale nie potrafił odpowiedzieć. Nie pozwoliła mu się zastanowić.
- Wiesz, jak jest im ciężko? - Obnażyła kły. - Ty przynajmniej go znałeś. A oni?
- Przynajmniej nie oglądali jak umierał - warknął. Ta rozmowa coraz mniej mu się podobała. Jasne, nie był idealnym bratem, ale Mały…
- Ale słuchają jak wycierasz sobie nim gębę.
Momentalnie się spiął. Obnażył kły, wpatrując się wściekle w siostrę.
- Co proszę?!
Nie ustąpiła. Ba, jej wściekłość wydawała się rosnąć z każdym uderzeniem serca.
- Właśnie to! Gdyby cię teraz słyszał… - warknęła.
- To co?! - Był o krok od rzucenia się na nią.
Nie odpowiedziała, wpatrując się w niego.
- TO CO?!
Nie wytrzymał. Rzucił się do przodu, celując w jej pysk. Zanim się obejrzał, leżał na ziemi, ze szczęką zaciśniętą na gardle. Szamotał się, ale nie miał szans. Poluzowała chwyt dopiero wtedy, gdy przestał, nie schodząc z niego jednak.
- Jesteś żałosny - miauknęła. - Nie widzisz dalej niż czubek własnego nosa.
- A ty niby widzisz?! - warknął, wciąż wściekły.
Uścisk zelżał. Zaskoczony dostrzegł, że Borsuk odeszła kilka kroków, mierząc go ponurym spojrzeniem. To, co w nim dostrzegł ukłuło go dużo mocniej, niż wszystkie słowa do tej pory. Pogarda.
- Wyobraź sobie, że domyślam się jak ciężko musi być komuś, kto na każdym kroku musi udowadniać, że zasługuje na to, żeby żyć. Szczególnie gdy usłyszy od własnej rodziny, że jest dla niej rozczarowaniem.
Niski głos nie miał w sobie nawet odrobiny ciepła. Brązowe ślepia wpatrywały się w niego hardo, w sposób, który tak dobrze znał…
Po prostu odwróciła się i odeszła, nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem więcej, zostawiając go samego z potwornym poczuciem winy.
- Mała Łapo?
Brązowe ślepia wpatrywały się w niego z zaskoczeniem. Kocurek sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, co robił na środku obozu o tej porze. Wróbelek na tyle cieszył się, że spotkali się sam na sam, że zupełnie zignorował ten fakt. Miał ważniejsze rzeczy na głowie. Na przykład spróbować pogodzić się z bratem.
Wciąż był na zły na niego, ale jeszcze bardziej na siebie. Wziął głęboki wdech i miauknął cicho:
- Przepraszam. To co powiedziałem… Ja… Naprawdę tak nie myślę. - Spuścił łeb. - K-kocham cię, jesteś przecież moim m-małym bratem.
<Mały? Możesz zrobić po wszystkim skip jak masz ochotę :’)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz