Wieczornik wyłonił się powolnym krokiem z legowiska wojowników, z zamiarem poszukania swojego brata. Chciał go wyciągnąć na polowanie, bo dawno nie robili tego wspólnie, tylko we dwójkę. A przydałoby się zacieśniać więzy z rodziną, gdyż nie wiadomo, kiedy może nas opuścić. Nie żeby kocurek tego chciał, skądże. Dostrzegając cętkowaną, znajomą kupę futra od razu się rozpromienił. Ta ruda kupa futra chyba też. Podtruchtali do siebie żwawym tempem, a Wieczornik machnął mocno ogonem na powitanie, szturchając nim Jaskra w bok. Przywitali się krótkimi, radosnymi "hej".
– Tak sobie myślałem, może byśmy przeszli się na polowanie? – nieśmiałe dukanie wydobyło się z pyszczka karzełka.
Srebrny rozpromienił się jeszcze bardziej. Podskoczył wesoło w miejscu, wydając bliżej nieokreślony krzyk radości.
– Chciałem się ciebie zapytać o to samo! Oczywiście, chodźmy!
***
Siedział sam na uboczu obozowiska. Wyjątkowo cicho jak na niego. A dlaczego? Ah, no tak. Nie było przy nim Zboża. Grzała dupsko w kociarni, a on nie miał co robić. Przecież nie mógł siedzieć tam z nią cały dzień, tak wśród innych bachorów! Nie zwracał zbytnio uwagi na otoczenie, więc zdziwiło go nagłe pojawienie się Króliczego Serca zaraz obok niego.
– C-cześć – miauknął, siadając obok niego i otaczając łapki puchatym ogonem.
Wieczornik skupił na nim swoje spojrzenie.
– Cześć! – ożywił się nieco – jak tam się żyje jako wojownik, coo?
Szturchnął go łapą w bok, przypomniawszy sobie, że ten niedawno odbył mianowanie na zaszczytny tytuł wojownika wielkiego Klanu Nocy. Cieszył się, że jego kumpel dostąpił tego doświadczenia.
– Dobrze – niebieski uśmiechnął się delikatnie.
Wieczornikowe Wzgórze przechylił lekko łeb, również z uśmiechem. Może będzie miał co robić, podczas tych księżyców kiedy Zboże miała kisić się w żłobku?
***
Nie…
NIE!
To nie mogła być prawda. Niemożliwe.
Niemożliwe, że Jaskier nie żyje! Jak… Jak?!? Dlaczego akurat on?!
Usiadł skołowany, dysząc ciężko. Zakręciło mu się w głowie od nadmiaru emocji. Spuścił łeb, w geście poddania się i załamania. Pierwsze łzy pociekły po jego polikach.
– Nie, nie, nie, nie… – powtarzał w kółko, kręcąc łbem zrezygnowany.
Ktoś objął go jakby nieśmiało ogonem. Zwrócił na niego swoje zapłakane ślipia. To Króliczek.
<Królicze Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz