Łąkę zalał cień. Spojrzał w górę, w czyste i niepojęcie niebieskie niebo. Jeden z leniwie sunących po niebie obłoków przesłonił słońce, zatrzymując część jego złocistych promieni tylko dla siebie.
Tuż obok zaśpiewał ptak.
Jak to możliwe, że było tak pogodnie, gdy tuż obok umierał jego klan? Czy świat nie powinien się zapaść pod jego cierpieniem? Płakać, aż wszystko nie odejdzie?
Przyspieszył. Granica z Klanem Burzy była już blisko.
Gdyby ktoś zapytał, jak udało mu się uciec, odpowiedziałby, że nie wie.
Naprawdę nie wiedział. Nie pamiętał. Gdy próbował sięgnąć pamięcią wstecz, widział tylko szare pasmo identycznych chwil. Zlewały się w jedno, stając ciągiem kolejnych przebudzeń, posiłków i rozpaczy. Momentami wyłaniały się z niego pojedyncze sceny, ale nie potrafił powiedzieć, kiedy miały miejsce. Wschód słońca temu? Trzy? Księżyc?
Życie?
W jednej chwili tarzał się w ziołach, żeby w kolejnej biec na oślep, nie oglądając się za siebie. Pamiętał rozmowę… Głos…
Jak mógł o niej zapomnieć.
Jego siostra. Mówiła, że wszystko jest już załatwione. Że ma tylko biec, nie dając się nikomu zauważyć. Chciał jej podziękować, ale… Ale uciszyła go machnięciem łapy. Nie lubiła okazywania czułości, krępowała ją wdzięczność. Dlatego od innych żądała przysługi. Gestu, który zaprzeczy jej bezinteresowności.
Kiedy to się zaczęło? Wytężył pamięć, aż trafił na ślad tamtego uczucia. Szok. Absolutny i paraliżujący, przenikający nawet ogarniającą go obojętność. Tamto spojrzenie niebieskich ślepiów, bardziej podobnych do oczu węża niż kota.
Lisia Gwiazda. To po tym co zrobił, Stwórca pierwszy raz wpadł w szał. I nie miało dla niego znaczenia, kto znajdzie się pod jego pazurami.
Zaskoczenie. Niedowierzanie. Ból. Panika. Krzyki.
Biedne koty. Nie spodziewały się, że gniew ich pana obróci się przeciwko nim. Zapamiętał szczególnie jedną z nich. Szok w jej oczach…
To wtedy Borsuk zniknęła na dłużej pierwszy raz. Później zdarzało jej się to coraz częściej. I nigdy nie wracała z pustymi łapami.
Próbował ją kiedyś o to spytać. Nałożył maskę uśmiechu i zagadał. Kazała mu nigdy więcej nie poruszać tego tematu.
Widział je kiedyś razem. Później omijał tamto miejsce szerokim łukiem.
Jedzenie, woda, zioła… Tak, potrafiła załatwić je każdemu, kto prosił. Za przysługę.
Parę razy przyłapał ją na tajnych naradach z wujkiem Igłą. Nie pytał. Był zajęty czymś innym, własnym… zadaniem. Uciec. Dostać się do Klanu Burzy i sprowadzić pomoc.
Tak, teraz pamiętał. To Borsuk przyniosła zioła. Kazała mu się w nich wytarzać i biec.
Jeśli by go złapali… Jeśli by zauważyli jego nieobecność…
Przyspieszył.
Czuł się nieswojo przekraczając granicę. Jego nerwy napięły się jeszcze mocniej, każąc mu reagować na każdy, najdrobniejszy szmer. Jednak kiedy tylko uświadomił sobie, jak zabawnie wygląda taka ostrożność po tym, co przeszedł, rozluźnił się całkowicie. Pozwolił swoim łapom szurać po trawie, a z jego gardła wydobył się śmiech. Szedł przez obce tereny ze śmiało podniesioną głową, śmiechem na pysku i spojrzeniem kogoś, kto widział zbyt wiele. Właśnie tak znalazł go patrol.
- Przysyła mnie Iglasta Gwiazda. Proszę o pomoc dla mojego klanu - miauknął, a jego własne słowa wydały mu się absurdalne. - Chciałbym rozmawiać z Mokrą Gwiazdą.
Ostrożne spojrzenia, które były niczym w porównaniu do tych, które ostatnio znosił. - To ważne - dodał, brzmiąc zupełnie pewnie. Dziwił się, skąd brał się spokój w jego głosie.
<Mokry? Trójko? Już pora>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz