— Ej... Melonem? Bo... coś... jest... Trochę poleży... przejdzie...nie? Nie przesadzaj... — glosy Melodyjki i Słonika mieszały się nawzajem. Melon jednak trochę zaciekawiony, przysunął się bliżej, żeby móc lepiej podsłuchać, co mówią.
— Przecież jak byliśmy młodsi to też zdarzył się nam jakiś kaszel i nic nam nie było. — mruknęła szylkreta, waląc ogonem o ziemię.
— No ale jeśli to coś poważniejszego? I zrobi się tylko bardziej chory? Głupio by było, gdyby zdechł. — westchnął Słonik, próbując jakoś przekonać Melodyjkę do zostania w norce. Melon byłby zadowolony, gdyby rodzice z nim zostali i jakoś by mu pomogli, bo perspektywa wyleczenia męczących objawów choroby i dawanie mu atencji bardzo dobrze wyglądała w jego oczach. Jednak nie mogło być tak kolorowo, prawda?
— Mówiłam, nie przesadzaj. — fuknęła Melodyjka, strosząc futro. — Nic mu nie będzie. A teraz idziemy.
Melon usłyszał, jak Słonik wzdycha ciężko, po czym cienie, jakie rzucały sylwetki rodziców zniknęły mu z oczu. W jednej chwili chyba pierwszy raz od dawna zrobiło mu się przykro. Był chory, źle się czuł, a osoby, które powinny się nim zająć od tak wyszły, zostawiając go samego? A jeśli zrobi mu się gorzej? A jeśli, tak jak Słonik powiedział, weźmie i "zdechnie"? Melonik zacisnął zęby, próbując powstrzymać napływające do brązowych ślepi. Przetarł je szybko tłustą łapką, żeby szybko się ich pozbyć. Głupi rodzice. Nigdy się nimi porządnie nie zajmowali, ale teraz to była przesada. Szybko jego smutek zmienił się w gniew. Szybko uznał, że jeśli oni mu nie pomogą, to sam to zrobi. Kremowy wstał i rozejrzał się po już i tak ciasnej jak na piątkę kotów norkę. Jego siostry spały jeszcze, ułożone tyłem do siebie. Nie chciał ich zostawiać, ale teraz, dla Melona, ważniejszy był on sam. Kocurek powoli skierował się w stronę wyjścia, jednak stanął, jeszcze raz próbując przemyśleć sytuację. W myśleniu jednak przeszkadzał mu nierówny, ciężki oddech i kujący ból w płucach. Nie było czasu zwlekać. Im szybciej pozbędzie się choróbstwa tym lepiej. Melon wyszedł z miejsca, gdzie mieszkała jego pokręcona rodzina i skierował się w tylko sobie znaną stronę. Nie był nawet pewien, gdzie powinien iść.
***
Błąkał się już jakiś czas po nieznanych terenach, nie wiedząc nawet, za czym się rozgląda. Niebo niedawno przykryła ciemna płachta nocy, upstrzona od spodu leniwie migoczącymi gwiazdami. Było wyjątkowo ciemno, bo księżyc był prawie niewidoczny, nawet jeśli nieboskłon był ozdobiony jedynie paroma ciemnymi chmurami. Był strasznie zmęczony, gdyby tylko mógł gdzieś przysiąść i odpocząć... jego płuca jednak nie dawały mu takiej możliwości. Nawet jeśli znalazłby jakąś małą norkę, gdzie mógłby się schować przed niebezpieczeństwem, to nie miałby szans zasnąć czy w spokoju poleżeć, bo ból w płucach był coraz gorszy, a przez problemy z oddychaniem ledwo mógł dostarczyć sobie odpowiedniej ilości powietrza żeby normalnie funkcjonować. Maluch dyszał ciężko, przechodząc kolejny kawałek. Jak daleko już był? Gdzie był? Czy był to czyiś teren? Może ktoś nagle przyjdzie i mu pomoże? Jednak jedynym dźwiękiem, jaki dopływał do jego uszu, był cichy szelest liści poruszanych delikatnym wiatrem. Może wróciłby do norki Melodyjki i Słonika? Nie, i tak będą go ignorować, z resztą jak zwykle...
Melonik człapał tak przed siebie, aż w końcu wzeszło słońce. W połowie drogi to tego momentu zaczęła go boleć głowa, było mu ciepło i gorąco za jednym razem, a całe jego ciało zaczęło drżeć niekontrolowanie. Tak bardzo źle się czuł... Melon zaczął się słaniać na nogach. Robiło mu się coraz słabiej.
Próbował wziąć porządny oddech, jednak jego drogi oddechowe nie chciały normalnie działać.
Jego trzęsące się łapy zaczęły odmawiać posłuszeństwa.
W końcu, po dwóch kolejnych krokach, młody runął na ziemię.
Odpocznie tu sobie chwilkę... tylko chwilkę... Do jego uszu dobiegł dziwny, nieznajomy głos, jednak nie mógł usłyszeć żadnego logicznego zdania. Ktoś był blisko... jednak kremowy nie miał już siły podnieść głowy, by spojrzeć na przybysza. Niedługo po tym wszystko wokół niego opanowała ciemność.
< Łabędzi Plusku? >
Ratuj mojego braciszka :(
OdpowiedzUsuń