— Pójdźmy za nim, zobaczymy, co gówniarz wywinie. Nie podoba mi się to. — Nawet nie czekając na jego odpowiedź, poderwała się z miejsca, obrzucając Ryjówkę i Muchę wzrokiem mówiącym "tylko nie zróbcie nic głupiego" i ruszyła ku wyjściu.
Nie mogła ukryć, że Melon zaimponował jej taką odważną postawą. Jednocześnie jednak niewyobrażalnie zirytował ukazanym nieposłuszeństwem. Powinien dziękować na kolanach, że matka go karmi, a nie odwalać taką szopkę! Czując, że przyjaciel depcze jej po piętach, zgrabnie przyspieszyła kroku, zostając jednak w sporej odległości za synem. Nie chciała, żeby ten wyczuł obecność znienawidzonych rodziców, to wszystko popsuje! Jak on w ogóle chciał coś złapać? Chociaż kotka miała to w planach — przecież słabo, żeby zdechły z głodu — jeszcze nie pokazała dzieciom pozycji łowickich czy ogólnych technik na polowanie. Była bardziej, niż przekonana, że grubemu smarkaczowi uda się złapać co najwyżej powietrze.
Padła na ziemię, ukrywając się za rozłożystym krzewem, gdy kociak nagle odwrócił się w jej stronę i zmrużył oczy. Instynktownie wypchała Słonikowi pysk ogonem, żeby nie palnął czasem czegoś, co przyciągnie uwagę śledzonego. Ku jej uciesze, Melon nie zauważył nic podejrzanego i ruszył dalej, przybierając dziarską minę. Wyjęła kitę z ust kocura, uśmiechając się zwycięsko.
— Czemu aż tak bardzo ci na tym zależy? Dziecko nic nie zrobi samemu, zrozumie to i wróci speszone do domu, więc raczej… nie musimy go bardziej stresować, co? — Na te słowa ogon Melodyjki wcisnął się w jego pysk tak szybko, jak przed chwilą z niego wyleciał.
— Niesamowicie drażni, ale i ciekawi mnie jego zuchwała postawa. Chcę zobaczyć jego porażkę, po czym samodzielnie wyznaczyć nauczkę. Poza tym nie uważasz, że nieudolne starania tego gówniarza to przednia komedia? — Wypięła dumnie pierś, wychylając się zza krzaka. — Dalej, idziemy.
Kocur zdecydowanie nie podzielał dziwnego entuzjazmu swojej zafiksowanej towarzyszki, ale mimo to ruszył dalej za nią.
— O, stop. — Łapą zatorowała mu dalszą drogę. Ostrożnie umościła się w wysokiej trawie. — Przyczaił się na coś… czuję mysz, to chyba ona.
Słonik przewrócił oczami, sadowiąc się obok niej. Zignorowała go jednak. Całą uwagę skupiła na Melonie, który wypluwał siódme poty, chyba rzeczywiście żywiąc nadzieję, że złowi tą nieszczęsną mysz. Zastrzygła uszami, gdy skoczył… i chyba zarył pyszczkiem o glebę. Nie widziała go dokładnie z takiej odległości. O dziwo, dosyć szybko podniósł się i otrzepał, ale woń jego zdobyczy zdawała się Melodyjce oddalać. Chyba mu uciekła. Dokładnie tak, jak myślała. Parsknęła z satysfakcją, pusząc się lekko. Z boku dobiegło ją ciche westchnięcie samotnika.
Wstała z miejsca, wahając się przez chwilę, lecz po chwili podążyła w stronę wściekłego kociaka. Sunęła jak najostrożniej mogła. Wiedziała, że poruszy trawy, ale starała się mocno ograniczyć ten ruch, żeby jak najbardziej zaskoczyć zuchwalaka. Parsknęła pod nosem, gdy była już wystarczająco blisko, a młodzik, pomalutku napierający do przodu, wciąż jej nie wyczuł. Odczekała jeszcze chwilę, mrużąc oczy, aż wtem Melon odwrócił się na chwilę w jej stronę. Chcąc wykorzystać ten moment, niespodziewanie wyskoczyła z ukrycia z okrzykiem pełnym furii. Zignorowała dobiegający gdzieś z tyłu protest nadbiegającego Słonika. Przednią łapą przycisnęła syna do ziemi, sycząc mu prosto do ucha.
— Ładnie to tak cwaniaku, myśleć, że jesteś w stanie zrobić samodzielnie cokolwiek? Nie widzisz, że to tylko i wyłącznie dzięki mojej i Słonika szczodrości jeszcze żyjesz? Równie dobrze mogłam cię już dawno zabić, ale zamiast tego znoszę twoją obrzydliwą obecność każdego dnia i jeszcze się tobą zajmuję. Następnym więc razem ładnie podziękuj za posiłek, a nie jeszcze domagaj się więcej!
<Meelonie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz