W tamtej chwili do głowy nasuwała mi się tylko jedna myśl.
"Po co?"
No cóż, sama nie byłam zdolna odpowiedzieć na to pytanie. Brałam na swoje barki odpowiedzialność za kocura, który stał centralnie przede mną, ze swoim ironicznym uśmieszkiem.
Ktoś musiał go oprowadzić, pokazać cokolwiek, czy coś w ten deseń. Dlaczego ja? Ano pewnie dlatego, że to właśnie ja go tu sprowadziłam. To dzięki mnie znalazł się w tym miejscu. Nie dzięki Unexstar, Wolfstar'owi czy Mintleaf, lub kogokolwiek innego. To właśnie ja sprowadziłam ten włochaty kłopot na terytoria klanu, mojego domu. Mojego domu... to nawet dziwnie brzmi. Nigdy tak o nim nie mówiłam.
-No cóż. Co się stało, to się nie odstanie. - westchnęłam teatralnie. - W drogę.
Ruszyłam mozolnie przed siebie, oczekując ruchu ze strony Darkheart'a. Gdy już myślałam, że zrezygnował, a moje "poświęcenie" na nic, usłyszałam lekki nacisk na glebę.
Uśmiechnęłam się pod nosem mimowolnie. Czeka mnie ciekawe popołudnie.
~*~
-Większa część tej jakże miłej i sympatycznej przechadzki jest już za nami. - powiedziałam kocurowi. - Zbliża się koniec, dochodzimy już do mojego legowiska.
Przypomniałam sobie wcześniejszą sytuację. Spotkanie nieznajomego, gra w trzy pytania. To było dziwne, zdecydowanie.
-Chcesz więc powiedzieć, że za dziesięć minut rozejdziemy się i nie będziemy już dalej się sobą interesować?
-Dokładnie.
Rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok przyciągnęły już od dawna nagie pnie drzew, kołyszące się pod wpływem wiatru w jedną i w drugą stronę. Ten dźwięk jednocześnie usypiał, zachęcając do ucięcia sobie dłuższej drzemki, ale i na swój sposób pobudzał, zmuszając do dłuższej wędrówki. Spojrzałam w inną stronę, konkretniej w stronę strumyka, którego dźwięk był cichy i spokojny. Ledwie go dosłyszałam - drzewa zakłócały wszystkie inne, mniej słyszalne dźwięki. Westchnęłam.
-No dobra, trzeba iść dalej. - powiedziałam, po czym spotkałam się z zaskoczonym spojrzeniem Darkheart'a. W tym imieniu było coś, co do niego pasowało.
-Od kiedy tak bardzo masz optymistyczne spojrzenie na świat?
-Jest różnica pomiędzy optymizmem, a chęcią zniknięcia z Twoich oczu.
Uśmiechnął się pod nosem.
-Aż taka jestem zabawna? - prychnęłam.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo.
~*~
-Wreszcie koniec! - uśmiechnęłam się do siebie.
Aktualnie znajdowałam się w mojej "jaskini", a właściwie norze. Nie musiałam już interesować się Darkheart'em - moja wiedza na temat klanu została przekazana, i dobrze. Nie miałam ochoty widzieć teraz nikogo, przynajmniej na razie.
Ziewnęłam, po czym klapnęłam. Byłam zmęczona. Może kot nie zadawał mnóstwa pytań, zachowywał się raczej cicho i przyzwoicie, nie znaczy to jednak, że jego towarzystwo mi odpowiadało. Towarzystwo mało kogo mi odpowiada, tak szczerze.
Nasza "wędrówka" skończyła się na tym, że samiec zniknął bez śladu. Dosłownie.
Gdy zatrzymaliśmy się przy rzeczce z nienaturalnie czystą i orzeźwiającą wodą w celu odpoczynku, kiedy dosięgnęłam wody językiem, poczułam ulgę - zaspokoiłam pragnienie. Po około dziesięciu muśnięciach wody moim szorstkim językiem, obejrzałam się. Ale kota nigdzie nie było. Ani śladu.
Zaskoczona udałam się do jaskini, gdzie zaznałam snu.
Moje zaskoczenie było jeszcze większe, niż wtedy, gdy usłyszałam znany mi głos tuż przy mnie, a już miałam zasnąć.
-...
< Darkheart?>
"Po co?"
No cóż, sama nie byłam zdolna odpowiedzieć na to pytanie. Brałam na swoje barki odpowiedzialność za kocura, który stał centralnie przede mną, ze swoim ironicznym uśmieszkiem.
Ktoś musiał go oprowadzić, pokazać cokolwiek, czy coś w ten deseń. Dlaczego ja? Ano pewnie dlatego, że to właśnie ja go tu sprowadziłam. To dzięki mnie znalazł się w tym miejscu. Nie dzięki Unexstar, Wolfstar'owi czy Mintleaf, lub kogokolwiek innego. To właśnie ja sprowadziłam ten włochaty kłopot na terytoria klanu, mojego domu. Mojego domu... to nawet dziwnie brzmi. Nigdy tak o nim nie mówiłam.
-No cóż. Co się stało, to się nie odstanie. - westchnęłam teatralnie. - W drogę.
Ruszyłam mozolnie przed siebie, oczekując ruchu ze strony Darkheart'a. Gdy już myślałam, że zrezygnował, a moje "poświęcenie" na nic, usłyszałam lekki nacisk na glebę.
Uśmiechnęłam się pod nosem mimowolnie. Czeka mnie ciekawe popołudnie.
~*~
-Większa część tej jakże miłej i sympatycznej przechadzki jest już za nami. - powiedziałam kocurowi. - Zbliża się koniec, dochodzimy już do mojego legowiska.
Przypomniałam sobie wcześniejszą sytuację. Spotkanie nieznajomego, gra w trzy pytania. To było dziwne, zdecydowanie.
-Chcesz więc powiedzieć, że za dziesięć minut rozejdziemy się i nie będziemy już dalej się sobą interesować?
-Dokładnie.
Rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok przyciągnęły już od dawna nagie pnie drzew, kołyszące się pod wpływem wiatru w jedną i w drugą stronę. Ten dźwięk jednocześnie usypiał, zachęcając do ucięcia sobie dłuższej drzemki, ale i na swój sposób pobudzał, zmuszając do dłuższej wędrówki. Spojrzałam w inną stronę, konkretniej w stronę strumyka, którego dźwięk był cichy i spokojny. Ledwie go dosłyszałam - drzewa zakłócały wszystkie inne, mniej słyszalne dźwięki. Westchnęłam.
-No dobra, trzeba iść dalej. - powiedziałam, po czym spotkałam się z zaskoczonym spojrzeniem Darkheart'a. W tym imieniu było coś, co do niego pasowało.
-Od kiedy tak bardzo masz optymistyczne spojrzenie na świat?
-Jest różnica pomiędzy optymizmem, a chęcią zniknięcia z Twoich oczu.
Uśmiechnął się pod nosem.
-Aż taka jestem zabawna? - prychnęłam.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo.
~*~
-Wreszcie koniec! - uśmiechnęłam się do siebie.
Aktualnie znajdowałam się w mojej "jaskini", a właściwie norze. Nie musiałam już interesować się Darkheart'em - moja wiedza na temat klanu została przekazana, i dobrze. Nie miałam ochoty widzieć teraz nikogo, przynajmniej na razie.
Ziewnęłam, po czym klapnęłam. Byłam zmęczona. Może kot nie zadawał mnóstwa pytań, zachowywał się raczej cicho i przyzwoicie, nie znaczy to jednak, że jego towarzystwo mi odpowiadało. Towarzystwo mało kogo mi odpowiada, tak szczerze.
Nasza "wędrówka" skończyła się na tym, że samiec zniknął bez śladu. Dosłownie.
Gdy zatrzymaliśmy się przy rzeczce z nienaturalnie czystą i orzeźwiającą wodą w celu odpoczynku, kiedy dosięgnęłam wody językiem, poczułam ulgę - zaspokoiłam pragnienie. Po około dziesięciu muśnięciach wody moim szorstkim językiem, obejrzałam się. Ale kota nigdzie nie było. Ani śladu.
Zaskoczona udałam się do jaskini, gdzie zaznałam snu.
Moje zaskoczenie było jeszcze większe, niż wtedy, gdy usłyszałam znany mi głos tuż przy mnie, a już miałam zasnąć.
-...
< Darkheart?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz