Od Morningdew
Bardzo zdziwił mnie widok pary kotów. Sądziłam, że klan Thunderstara będzie większy i silniejszy, a zamiast potężnej armii wojowników stały przedemną ledwie dwa kociaki. Oboje wyglądali na starszych odemnie, jednak mogłabym postwaić swoją lewą, przednią łapę, że w porównaniu ze mną lub przywódcą to tylko dwa niedoszkolone kociaki. Hawkfrost swoją budową nie przypominał mi żadnego, mężnego kocura jakiego znałam. Może nawet mój ojciec... nie no, przesadziłam... Jestem jednak pewna, że nawet ten niezdara - Desertstar byłby w stanie go pokonać. Kocur ten nie miał bowiem żadnej cechy, która w jakikolwiek spobób mogłaby wzbudzić we mnie respekt. Co do kotki sprawiała wrażenie takie, jakie sprawia prawie każdy medyk - była drobną, uroczą kotką. Jej rude łaty ułożone były w nietypowych miejscach. Na widok samicy byłam niemalże pewna, że klan ten długo nie pożyje.
- Witaj! - uśmiechnęła się do mnie Redtail. Byłabym zwróciła złapaną wcześniej mysz, gdybym usłyszała jeszcze raz słowo tak uroczo i słodko powiedziane.
- Heej Redtail - westchnęłam niepewnie. Próbowałam robić jak najlepszą minę do złej gry. - Jesteś medyczką? Mam nadzieję, że dobrą. Czasem można mieć takiego pecha, że nawet niewinne polowanie na mysz zada ci poważne blizny.
Wypowiedziawszy te słowa wskazałam wzrokiem moje lewe ucho. Nawet mimo ciemności drobne obdarcie było doskonale widoczne. Może pochodzenie blizny nie było do końca prawdą, ale opowieść wywarła na kotce pewne wrażenie. Kątem oko dostrzegłam, że Thunderstara nie ma przy nas. Rozejrzałam się wokoło i dostrzegłam go w wyjściu z obozu.
- Zostawiasz nas? - zawołałam dość głośno.
- Ktoś musi patrolować tereny - mruknął. Szybko do niego podbiegłam.
- Ale przywódcy nie przystoi! - zawołałam stanowczo. - To zadanie wojowników.
< Thunderstar?>
Bardzo zdziwił mnie widok pary kotów. Sądziłam, że klan Thunderstara będzie większy i silniejszy, a zamiast potężnej armii wojowników stały przedemną ledwie dwa kociaki. Oboje wyglądali na starszych odemnie, jednak mogłabym postwaić swoją lewą, przednią łapę, że w porównaniu ze mną lub przywódcą to tylko dwa niedoszkolone kociaki. Hawkfrost swoją budową nie przypominał mi żadnego, mężnego kocura jakiego znałam. Może nawet mój ojciec... nie no, przesadziłam... Jestem jednak pewna, że nawet ten niezdara - Desertstar byłby w stanie go pokonać. Kocur ten nie miał bowiem żadnej cechy, która w jakikolwiek spobób mogłaby wzbudzić we mnie respekt. Co do kotki sprawiała wrażenie takie, jakie sprawia prawie każdy medyk - była drobną, uroczą kotką. Jej rude łaty ułożone były w nietypowych miejscach. Na widok samicy byłam niemalże pewna, że klan ten długo nie pożyje.
- Witaj! - uśmiechnęła się do mnie Redtail. Byłabym zwróciła złapaną wcześniej mysz, gdybym usłyszała jeszcze raz słowo tak uroczo i słodko powiedziane.
- Heej Redtail - westchnęłam niepewnie. Próbowałam robić jak najlepszą minę do złej gry. - Jesteś medyczką? Mam nadzieję, że dobrą. Czasem można mieć takiego pecha, że nawet niewinne polowanie na mysz zada ci poważne blizny.
Wypowiedziawszy te słowa wskazałam wzrokiem moje lewe ucho. Nawet mimo ciemności drobne obdarcie było doskonale widoczne. Może pochodzenie blizny nie było do końca prawdą, ale opowieść wywarła na kotce pewne wrażenie. Kątem oko dostrzegłam, że Thunderstara nie ma przy nas. Rozejrzałam się wokoło i dostrzegłam go w wyjściu z obozu.
- Zostawiasz nas? - zawołałam dość głośno.
- Ktoś musi patrolować tereny - mruknął. Szybko do niego podbiegłam.
- Ale przywódcy nie przystoi! - zawołałam stanowczo. - To zadanie wojowników.
< Thunderstar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz