Ziewnęłam krótko i spojrzałam na wyjście z jaskini. Dużo myślałam nad tym, czy pogoda się do mnie uśmiechnie, i czy spadnie przynajmniej jedna kropla deszczu. Niestety, Pora Opadających Liści nie daje swego urokliwego deszczyku. Szkoda...
Z trudem wstałam, zauważając, że brzuch mi rośnie (ciiiicho). Nie, nie chodzię do Dwunożnych po jedzenie... Będę miała kocięta. Czuję ich leciutkie bicie małych serduszek. Wyszłam z jaskini, pociągnęłam się i pomaszerowałam w stronę mieszkaneczka Rainymist.
-O, Mintleaf! Witaj.- kotka uśmiechnęła się do mnie promiennie, a ja odpowiedziałam jej tym samym.- Coś ci dolega?- zapytała wkrótce, kładąc ostatni pączek roślin na "półeczkę".
-Chciałabym coś... Sprawdzić.- odpowiedziałam z lekkim rumieńcem. Medyczka spojrzała na mó brzuch.
-Ile będziesz miała kociąt?- rany, czy ona mi czyta w myślach?!
-Skąd wiedziałaś?- zapytałam, patrząc w jej niebiesko-zielone oczy.
-Widać, czyż nie?- chytry uśmieszek zawitał na mordce szarej kotki.- Dobra, połóż się na boku.
Wykonałam polecenie medyczki. Ta mi kilka minut masowała brzuch łapą (bez skojarzeń;-;), jednakże wkrótce odparła z entuzjazmem.
-Będziesz miała 4 kociaki!- odparła piskliwie.
-Cztery? Ja czuję tylko trzy serduszka...- zdziwiłam się, jednak później się mocno zmartwiłam.
-Jak to? Czekaj, zaraz sprawdzę.- szara przyłożyła ucho do mojego niewielkiego brzucha i zaczęła słuchać.
Patrzyłam na jej poważną minę. Mordka nagle zmieniła na rozczarowany wyraz.
-Faktycznie...- szepnęła.- Mintleaf... Przykro mi...- patrzyłam na nią ze szklanymi oczyma.- Jeden z twych kociaków nie będzie już żył.
-Och...- szepnęłam. Trudno mi było powstrzymać płacz.- Dobrze, dziękuję,Rainymist. Cóż, miejmy nadzieję, że nie umrę... Podczas porodu.
-To rzadkość.- pokręciła głową ta, jednakże ja wymusiłam u siebie delikatny uśmiech.
-Rzadkość to moje trzecie imię.
-A drugie?- zapytała, cicho parsknąc ze śmiechu.
-Drugie brzmi: Życie.- odpowiedziałam, wstając.
-Nie rozumiem...
-Zrozumiesz w swoim czasie.- miauknęłam i odszedłam od kocicy. Polana napełniła się promieniami jesiennego słońca, cichy wiaterek igrał z mą krótką sierścią. Ujrzałam nagle, jak z krzaków wyskoczył kocur, którego już kiedyś widziałam. Darkheart, nie?
Podszedłam do wojownika, kiwnęłam na znak powitania i miauknęłam:
-Witaj, Darkheart.
-Em... Witaj...
-Mintleaf.- uśmiechnęłam się. Kot usiadł, kładąc przed moimi łapami martwą mysz.
-To jedyne, co znalazłem.
-To dobrze.- odpowiedziałam.- Jak się twe sprawy toczą?
<Darkheart?:B>
Z trudem wstałam, zauważając, że brzuch mi rośnie (ciiiicho). Nie, nie chodzię do Dwunożnych po jedzenie... Będę miała kocięta. Czuję ich leciutkie bicie małych serduszek. Wyszłam z jaskini, pociągnęłam się i pomaszerowałam w stronę mieszkaneczka Rainymist.
-O, Mintleaf! Witaj.- kotka uśmiechnęła się do mnie promiennie, a ja odpowiedziałam jej tym samym.- Coś ci dolega?- zapytała wkrótce, kładąc ostatni pączek roślin na "półeczkę".
-Chciałabym coś... Sprawdzić.- odpowiedziałam z lekkim rumieńcem. Medyczka spojrzała na mó brzuch.
-Ile będziesz miała kociąt?- rany, czy ona mi czyta w myślach?!
-Skąd wiedziałaś?- zapytałam, patrząc w jej niebiesko-zielone oczy.
-Widać, czyż nie?- chytry uśmieszek zawitał na mordce szarej kotki.- Dobra, połóż się na boku.
Wykonałam polecenie medyczki. Ta mi kilka minut masowała brzuch łapą (bez skojarzeń;-;), jednakże wkrótce odparła z entuzjazmem.
-Będziesz miała 4 kociaki!- odparła piskliwie.
-Cztery? Ja czuję tylko trzy serduszka...- zdziwiłam się, jednak później się mocno zmartwiłam.
-Jak to? Czekaj, zaraz sprawdzę.- szara przyłożyła ucho do mojego niewielkiego brzucha i zaczęła słuchać.
Patrzyłam na jej poważną minę. Mordka nagle zmieniła na rozczarowany wyraz.
-Faktycznie...- szepnęła.- Mintleaf... Przykro mi...- patrzyłam na nią ze szklanymi oczyma.- Jeden z twych kociaków nie będzie już żył.
-Och...- szepnęłam. Trudno mi było powstrzymać płacz.- Dobrze, dziękuję,Rainymist. Cóż, miejmy nadzieję, że nie umrę... Podczas porodu.
-To rzadkość.- pokręciła głową ta, jednakże ja wymusiłam u siebie delikatny uśmiech.
-Rzadkość to moje trzecie imię.
-A drugie?- zapytała, cicho parsknąc ze śmiechu.
-Drugie brzmi: Życie.- odpowiedziałam, wstając.
-Nie rozumiem...
-Zrozumiesz w swoim czasie.- miauknęłam i odszedłam od kocicy. Polana napełniła się promieniami jesiennego słońca, cichy wiaterek igrał z mą krótką sierścią. Ujrzałam nagle, jak z krzaków wyskoczył kocur, którego już kiedyś widziałam. Darkheart, nie?
Podszedłam do wojownika, kiwnęłam na znak powitania i miauknęłam:
-Witaj, Darkheart.
-Em... Witaj...
-Mintleaf.- uśmiechnęłam się. Kot usiadł, kładąc przed moimi łapami martwą mysz.
-To jedyne, co znalazłem.
-To dobrze.- odpowiedziałam.- Jak się twe sprawy toczą?
<Darkheart?:B>
Mint,jutro napiszę opo, dobse?
OdpowiedzUsuń~Darkheart
Dobsz ;-;
Usuń