Sprawa z Czarną Łapą przeciągała się. Nie dlatego, że nie chciał wyjaśnić drania i zemścić się za to co uczynił jego siostrze. Problemem była... matka. Zaczęła się mieszać w jego życie. Najpierw zaczęło się niewinnie. Chodziła za nim niczym cień sądząc, że tego nie widział. Akurat był doskonale wyczulony na obecność swoich bliskich, ponieważ morderca jego ciotki, wciąż był na wolności. No i trzeba było zachować ostrożność, aby nikt nie dowiedział się o jego tajemnym romansie.
Jednak, kiedy w końcu po wnikliwej obserwacji zabrała go na spacer... Oj, wtedy to dopiero poczuł czym była matczyna wściekłość. Oczywiście, że domyślał się kto był sprawcą jego niedoli. Lwia Paszcza, jego ukochana siostra, nie raz stawiała go w takiej sytuacji. Nie spodziewał się jednak, że wmiesza w to wszystko kocicę. A Zięba jak to ona, rzewnie zaczęła miauczeć mu nad uchem jak to go urodziła, wychowała i chroniła, a on odwdzięczał się jej swym krnąbrnym zachowaniem. Tak naprawdę po chwili dotarło do niego, że nie chodziło o to, że nie zabił Czarnej Łapy czy nie znalazł mordercy ciotki. Wojowniczka karała go za to, że zbyt często widziano go w towarzystwie nierudych kotów. To zafundowało mu najprawdziwszy strach, który go zmroził po koniuszek ogona. Czy dowiedziała się o nim i o Srebrzystym Nowiu? Nie wiedział. Nie chciał jednak się wydać, dlatego też znosił jej oschły głos, pogardliwe spojrzenie i ból na pysku, gdy postanowiła mu przyłożyć.
Nie bronił się. No bo dlaczego miałby? To była jego matka. Nie mógł podnieść na nią łapy, bo udowodniłby jakim był wyrodnym synem.
— Koniec zadawania się z bachorem Różanej Przełęczy. Siedzisz w obozie i wychodzisz na polowania z kotami, które ci wskaże — zagrzmiała nad nim.
— Rudymi? — palnął mimo wszystko, czując jak gorycz dostaje się mu do gardła.
— Oczywiście.
To sprawiło, że poczuł jak coś w nim pęka. Drobne ziarenko niesprawiedliwości i nienawiści zaczęło kiełkować w jego wnętrzu. Nie potrafił ukryć bólu w oczach i tego co za nim się kryło. Dlaczego jego rodzina musiała być tak toksyczna? Srebrny miał rację. Nie powinien przekładać ponad nich swego zdrowia psychicznego.
— Nie patrz na mnie takim wzrokiem — zażądała ruda, policzkując go po raz kolejny. — Nie chcę słyszeć na ciebie żadnych skarg. Miałeś być idealny! A co sobą prezentujesz? Nie wierzę, że z mojej krwi mógłby wyjść zdrajca. Gdy się urodziłeś ojciec nawet był z ciebie dumny. Teraz nawet na was nie patrzy. To wszystko twoja wina! Jakbyś był pokorny i się mnie słuchał, nie byłoby tej rozmowy! Wiesz ile najadłam się przez ciebie wstydu?! Twoje siostry mają w sobie więcej ogłady niż ty!
To wszystko zaczęło go tylko coraz bardziej przerastać. Kocica mówiła dalej, a napięcie tylko rosło i rosło.
Nie wiedział ile to trwało, ale po chwili się skończyło. Poczuł szarpnięcie za kark, co wyrwało z jego gardła niezadowolone syknięcie. W końcu jego ciało zareagowało prawidłowo. Oparło się sile, która próbowała go zniewolić.
Wyszarpnął się z uścisku szczęk i wyrwał przed siebie, po paru susach wracając do spokojnego spaceru. Za sobą czuł palące spojrzenie matki, która za nim podążała aż do obozu. Pęknięcia w jego sercu zaczęły rosnąć.
***
Miał ochotę rwać sobie z uszu sierść. Był inwigilowany jak nigdy przedtem. Matka tak jak obiecała, tak ziściła swe groźby. Powodowało to w nim złość. Odebrała mu wolność, odebrała mu przyszłość, odebrała miłość i marzenia, o których nawet nie wiedziała.
Czuł się tak, jakby nie był do końca sobą. Szalała w nim złość, uraza oraz niechęć. Nie potrafił ukryć na pysku cierpienia, które wypływało na światło dzienne. Ktokolwiek go dotknął lub choćby przeszedł obok za blisko, dostawał część jego negatywnej energii w postaci wrogich syknięć.
Nie potrafił ukryć tego, że gdy Ziębi Trel znajdowała się w pobliżu, jego pysk chciał ją odgonić przez solidne ugryzienie. Jednakże co matka podchodziła i wygładzała mu sierść na głowie, nie działo się nic. Zupełnie nic. Tak jakby chęć na dokonanie tego czynu była wymysłem jego wyobraźni, a nie prawdziwą potrzebą.
Znów się krył w skorupie, która była jego ciałem. Znów pozostawał bierny na cierpienie, które go dotykało. Nie wiedział jak reagował na to Srebrzysty Nów. Bał się, że partner zrobi coś głupiego. Musiał więc pozbyć się matki sam, nim ten wkroczy do akcji. Ale co miał zrobić? Jedyna odpowiedź na to jawiła mu się w postaci rudej kocicy, która niedawno urodziła swoje drugie, tym razem idealne młode. Ale żeby siostra mu pomogła, musiał wywiązać się z obietnicy. Musiał pozbyć się Czarnej Łapy.
***
Wyszedł z Czarną Łapą poza obóz. Wcześniej powiadomił o tym matkę, aby nie robiła mu scen, że idzie gdzieś z nierudym. Tym razem miał plan, który powinien się sprawdzić. Jeśli nie... Cóż... Będzie musiał zaakceptować konsekwencje.
Rozmawiali... długo. O czym? O tym co zrobił Lew. Dawny samotnik nie przyznał się do popełnionej zbrodni. Wręcz czuł jak ten starał się zmanipulować nim tak, aby sądził, że musiał to być ktoś inny, w końcu wielu było takich kotów, które opisem pasowałyby do niego. Był jednak nieugięty i Czarna Łapa musiał to wyczuć. W końcu... kto normalny zaraz po takim elokwentnym wytłumaczeniu rzucałby się uczniowi do gardła?
Korzystał z tego, że był silniejszy od byłego samotnika. Szarpał się z nim, wymierzając mu tak długo oczekiwaną sprawiedliwość. Jednakże Czarna Łapa zrobił coś niespodziewanego. Sypnął mu piachem po oczach i uciekł.
***
— Różana Przełęczo... — Wszedł do legowiska liderki, która nie spodziewała się dzisiaj gości. Zważywszy na fakt, że przed pojawieniem się Piaszczystej Zamieci, Czarna Łapa wpadł i zaczął ogłaszać, że został przez niego zaatakowany. — Nie słuchaj tego łgarza! On nas wszystkich oszukał! Nie powinnaś go wpuszczać do klanu. To zdrajca! Skrzywdził moją siostrę, zaatakował mnie i kto wie kto jeszcze padł jego ofiarą!
— Ja łgarz? Proszę... Komu innemu rośnie tu nos — rzekł uczeń, mierząc go spojrzeniem. Jego powiedzenie go zdziwiło, bowiem nie rozumiał co dokładnie miał na myśli. Nie znał takich dziwnych zwrotów.
— Różana Przełęczo! On jest niebezpieczny! Mógł współpracować z mordercą mojej ciotki! On...
— Hola, hola, nie wrabiaj mnie w coś takiego. Jestem niewinny — tłumaczył się kocur, widząc dokąd to wszystko zmierzało.
— Nie wierzę ci! Jesteś winny i dobrze o tym wiesz! Różana Przełęczo... Błagam. Od tego zależy życie wielu osób — miauknął wręcz błagalnie. Bo owszem... od tego zależało życie. Jego własne.
Kotka westchnęła, przeciągle, patrząc na kłócące się koty ze zmęczeniem i jakąś dozą niezadowolenia.
— Płonąca Pożoga zginęła na długo przed pojawieniem się w klanie Czarnej Łapy. W dodatku niezbyt blisko granic, bez zapachu samotnika. Wykluczyłabym więc to oskarżenie, przynajmniej na razie, Piaszczysta Zamiecio — odezwała się w końcu, gdy dano jej dojść do głosu — Niemniej, jakoś łatwiej uwierzyć mi w słowa klanowicza, którego znam od kociaka, mam nadzieję, że to rozumiesz — rzuciła krótkie spojrzenie w stronę ucznia — Więc, jeśli łaska, byłabym wdzięczna za przedstawienie mi obu wersji. Na spokojnie, dokładnie, bez przerywania i najlepiej każdy na osobności.
Kiwnął łbem po czym wyszedł dając Czarnej Łapie pierwszeństwo. Wiedział, że kocur będzie próbował manipulacji, aby pokazać go w czarnym świetle. Prawda była jednak po jego stronie. Liczył tylko, że siostra mu wybaczy, że poszedł na łatwiznę i zamiast zabić kocura, poszedł prosić o pomoc w tym samą liderkę, której de fakto... nie lubili. Jednakże tylko ona miała jakieś legalne prawo w tej sprawie. W końcu rozmawiała z samym Klanem Gwiazdy.
Kiedy nadeszła jego pora, wypalił prosto z mostu.
— Jako jeszcze samotnik ten kocur zgwałcił i pobił moją siostrę. Lwia Paszcza kazała mi milczeć w tej sprawie, kiedy pojawił się w klanie. Nie chciała, aby o tym rozmawiano głośno... Obawiała się, że i tak nic z tym nie zrobisz Różana Przełęczo z uwagi na to, że się nie lubicie. Nie dziwie się, że tak postąpiła. To w końcu ogromna trauma i ból, a jeszcze przyznać się do tego przed kimś kto jej nie lubi... Rozumiesz jak to wygląda. Jednakże ja mam dość tego, że musimy patrzeć całą rodziną na to bydle, które bezkarnie sobie chodzi po naszym terenie. Obserwowałem go... zalecał się do wielu kotek w klanie. Może kogoś już skrzywdził albo zaatakował jakąś kotkę z innego klanu. Podtrzymuje także to, że walczyliśmy. Jednakże on się na mnie rzucił, gdy zacząłem go obwiniać za to co zrobił. Chciałem po prostu sprawiedliwości, a ten próbował mnie uciszyć, abyś się o tym nie dowiedziała, bo pewnie przez to nie spełni swojego niecnego planu na reszcie naszego klanu. Błagam, Różana Przełęczo. On musi zniknąć. Dla dobra Klanu Burzy.
— To by wyjaśniało kilka rzeczy — mruknęła, jakby nagle jakaś zagadka została rozwiązana — Nie dziwi mnie, że do mnie z tym nie przyszła. Ale ciągle zapominacie, że jestem liderem, który takich rzeczy nie powinien bagatelizować. — Zatrzymała się na moment, po czym na niego spojrzała — Może czas zmienić swoje podejście i przeświadczenie, że odgryzę wam pyski — dodała, po czym zamilkła na moment — Więc? Co chcesz z tym faktem zrobić?
— Ja? Liczę na to, że go wygnasz, a on już nigdy nie wróci. Tylko tyle. Chce tak obronić resztę honoru mojej rodziny.
— Tylko tyle — powtórzyła, unosząc czoło. — I wierzysz w to, że nawet pod groźbą śmierci nigdy nie wróci, nigdy nie dotknie innego samotnego burzaka, ani nie dołączy do wrogiego klanu...
— Nie mogę być tego pewny... Nie zabije go jednak... Nie chcę iść do Mrocznej Puszczy. — Spuścił po sobie uszy. Nie był w końcu takim kotem. Nie chciał iść w ślady praprababci i tam skończyć.
— Do Mrocznej Puszczy trafiają koty nie tylko za uśmiercenie innego kota. Klan Gwiazdy lubi liczyć sobie czyny. Niekiedy, podczas bitwy dla przykładu, takie zabójstwa nie mają znaczenia — znów zamilkła. — A więc dobrze. Zobaczymy, co będzie potem~ — mruknęła starsza, uśmiechając się lekko pod nosem, wstając. — Wyczekuj wieczoru.
***
Czekał na wieczór, czując jak serce szaleńczo tłucze mu o pierś. Co się stanie? Czy się uda? Czy nareszcie zrobił coś prawidłowo i siostra będzie z niego dumna? Może uzyska jej wdzięczność i będzie mógł prosić, aby wstawiła się za nim u matki, by ta zostawiła go w spokoju?
W końcu liderka wystąpiła i zaczęła przemawiać. Postanowiła wygnać Czarną Łapę za zatajenie pewnych informacji i stwarzanie niebezpieczeństwa dla klanu. Wspomniała też, że każde bardziej podejrzane zachowanie będzie teraz bardziej obserwowane, a każdy kto zobaczy Czarną Łapę na ich terenach zobligowany jest do jego zaatakowania i przepędzenia. Kocica nie wspomniała o jego udziale w tej sprawie i Klanu Gwiazdy dzięki!
Uśmiechnął się z satysfakcją, widząc wyraz pyska samotnika, który został ukarany za swe czyny już podwójnie. W końcu widać było na nim dalej rany od zadrapań, które mu uczynił, a teraz jeszcze pożegna się z klanem. Udało mu się. Różana Przełęcz go nie zawiodła.
Kiedy było już po wszystkim, otarł się pyskiem o bok siostry.
— Widzisz. Załatwione. Zniknął.
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz