Poranek był chłodny i nie należał do najprzyjemniejszych. Zimna bryza owiała tereny Klanu Wilka i była odczuwalna nawet w obozie, mimo ochrony krzewów i licznych drzew. Lodowa Łapa nie należała do kotów leniwych, ale widząc szalejącą na zewnątrz wichurę targającą wierzchołkami sosnowych i świerkowych drzew, odechciało jej się stawiania choćby kroku poza legowisko.
Jednak końcowo wzięła odpowiedzialność na swoje barki i porzuciła myśl o ciepłym posłaniu i smacznym jedzonku, a skupiła się na rzeczywistości, która wymagała od niej pracy i regularnych treningów. Zbudziła ją mama, zaglądając do legowiska i wołając ją na szkolenie. Wygramoliła się z umoszczonego w kącie posłania z mchu i rzucając szybkie spojrzenie na pozostałych uczniów, błyskawicznie poderwała się na łapy. Musiała się rozbudzić, a jeśli chciała to zrobić, to nie mogła jęczeć nad tym, że musiała wstać.
Pogoda zwiastowała deszcz. Ptaki stale latały nisko przy ziemi, a powietrze nie przestawało gęstnieć. Gdyby została spytana o swój ulubiony sezon, odpowiedziałaby, że była to pora opadających liści. Kochała te ognistoczerwone i brązowawe barwy liści, pożółkłą trawę, wiatr mierzwiący futro i swobodne bieganie po lesie, gdy krople deszczu delikatnie moczą ciało. Zdecydowanie wolała chłód niż upalną porę zielonych liści, co zresztą nieciężko wywnioskować nawet po jej imieniu.
— Gotowa na dzisiejszy trening? — spytała ciepło Róża, gdy niespiesznie ruszyły w kierunku wyjścia z obozu.
— Nigdy w całym swoim życiu nie byłam bardziej gotowa! — zapewniła pozytywnym tonem głosu, choć była to raczej półprawda. W każdym razie, przekonywała siebie, że jest jakkolwiek gotowa, choć w rzeczywistości tęskniła za snem i cieplutkim posłaniem. Zdusiła w sobie te myśli i zacisnęła mocno zęby - musiała być gotowa na trening choćby świat miałby się walić. Jeśli chciała zaistnieć, ambicje musiały wziąć górę nad jakimkolwiek zmęczeniem i niechęcią. Czy była lepsza motywacja niż poranny spacer?
— Dziś zamierzam nauczyć cię polowania, a jeśli starczy nam czasu i będziesz sprawować się dobrze, to również wspinaczki po drzewach.
Cóż, dobrze byłoby wreszcie przydać się na coś klanowi, a polowanie było jedną z rzeczy, którą w takim przypadku należało znać. Nie znosiła porażek i chciała skupić się na szkoleniu tak mocno, jak tylko potrafiła, byleby szybko nauczyć się nowej umiejętności. Chociaż była cierpliwa, to nie dało się ukryć, że zależało jej, by nie być w tyle z nauką.
Zatrzymały się na polanie niedaleko Ciernistego Drzewa. Z północy dostrzegała wijące się koryto rzeki, a zaraz niedaleko pięło się w górę Cierniste Drzewo. Zastrzygła uszami, gdy Różany Step zaczęła powoli tłumaczyć jej pierwsze zasady nauki polowania.
— Zanim przejdziemy do praktyki, musisz mieć choć zalążek podstawowej wiedzy na temat polowania. Przede wszystkim, w czasie polowania musisz mieć świadomość, że nie tylko ty czujesz zwierzynę, ale i zwierzyna może wyczuć ciebie. Koty nie są jedynymi stworzeniami obdarzonymi świetnymi zmysłami. Każde zwierzę natura zaopatrzyła w coś, co sprawia, że mogą przeżyć spotkanie z drapieżnikiem. Twoim zadaniem nie jest przewyższenie ich zmysłowo, a użycie swoich własnych umiejętności, by być o krok przed nimi. Im więcej przewidzisz ich ruchów, tym polowanie bardziej wyjdzie na twoją korzyść. Myszy świetnie orientują się w przestrzeni, króliki mają doskonały słuch i wychwycą twoje kroki z dalekiej odległości, ptaki mają świetny refleks i nim zdążysz zrobić krok, poderwą się do lotu. Jeśli chcesz skutecznie polować, musisz doceniać i wykorzystywać pełnię zmysłów, którymi obdarzyła cię natura. Zamknij oczy.
To polecenie wydało jej się kuriozalne. Nieco się zaskoczyła.
— Co?
— Zamknij oczy — powtórzyła mama, a Lodowa Łapa wykonała posłusznie polecenie. — Gdy masz je otwarte, rozprasza cię to, co widzisz wokół. Na zapachu łatwiej się skupić, gdy nie wykorzystujesz innych zmysłów. Wciągnij powietrze nozdrzami i powiedz mi, co czujesz.
— Czuję... Czuję woń wilgotnej gleby, pewnie znad rzeki. Czuję zapach trawy... Z zachodu dobiega fetor Klifiaków i słonej morskiej wody. Gdzieś niedaleko czuję myszy... więcej niż jedną.
— Możesz określić, czy woń myszy jest świeża, czy stara?
— Uch... Świeża, tak mi się wydaje. Jest dość intensywna i dobiega ze strony, z której wieje wiatr. Chyba.
— Dobre spostrzeżenie. Teraz widzisz, czemu stoimy pod wiatr? W innym przypadku niósłby nasze głosy i zapach, alarmując zwierzynę o naszej obecności. W ten sposób jesteśmy w stanie ją zmylić i ułatwić sobie dzięki temu nasze polowanie. Sądząc po chmurach, będzie padało, więc musimy się pospieszyć. Wilgoć zmyje zapach i zgubimy trop. Dalej, córuś, idź tam, gdzie zapach jest najmocniejszy, tam, skąd dobiega.
— Tropienie to nie tylko zapach, prawda? — mruknęła. — To też wszystkie inne ślady i wskazówki pozostawione na szlaku.
— Jesteś bystra. Nie brakuje ci wiedzy, szybko pochłaniasz informacje, ale musisz nabrać wprawy w praktyce. Przenieś ciężar na łapy, przycupnij do ziemi, ale uważaj, żebyś nie szurała brzuchem po ziemi. Trawa w tym sezonie będzie szeleścić i łatwo o wydanie dźwięków, które mogłyby spłoszyć zwierzynę. Uważaj na gałązki i suche liście. Będą trzaskać, jeśli na nie nadepniesz. Nos przy ziemi. Stawiaj ostrożne kroki. Dalej.
Mając z tyłu głowy wszystkie te instrukcje, których było zdecydowanie dużo i ciężko było je wszystkie spamiętać, ruszyła do przodu, nosem przy ziemi. Wchłaniała wszystkie zapachy otoczenia, usiłując je przefiltrować tak, by skupić się na tym, który ją interesował - na woni myszy. Przy tym podnosiła łapy z gracją, ostrożnie i lekko, praktycznie bezszelestnie poruszając się do przodu. Była powolna, ale cicha - to się liczyło. Nie brakowało jej cierpliwości i nie zamierzała bezmyślnie rzucać się do biegu.
Otaksowała spojrzeniem ścieżkę zapachową, która wiodła nieco pod kątem bardziej w stronę lasu. Po drodze natknęła się jedynie na małe odciski w grząskim błocie utworzonym przez padający wczorajszego dnia deszcz. Sądząc po zapachu, który się z nich wydobywał, należały do myszy - nie, do stadka myszy, które tędy przechodziło. Tam, gdzie trawa była bardziej sucha i ostra na jej źdźbłach pozostawały skrawki burawego futra. Idąc za tym tropem, z zadowoleniem odkryła, że odnalazła norkę najpewniej zamieszkaną przez myszy. Tutaj zapach był dużo bardziej intensywny. Niedaleko dostrzegła zarys szarawego stworzonka, które jadło coś na ziemi, trzymając coś w różowych łapkach. Zaszła zwierzę od tyłu, mając na uwadze, że jego oczy były ułożone po bokach - słaby punkt był więc tam, gdzie zwierzątko nie mogło spojrzeć, gdzie jego pole widzenia się zawężało. Uniosła prawą łapę i zaczęła wpatrywać się w zwierzę w całkowitym bezruchu, wyczekując odpowiedniego momentu. Napięła mięśnie i już miała wystrzelić do przodu, gdy mysz poderwała się na łapy i błyskawicznie zniknęła w swojej małej norce. Lodowa Łapa zdobyła się tylko na sfrustrowane westchnięcie, gdy zobaczyła różowy ogonek chowający się w ciemności wykopanej w ziemi norki.
— Głowa do góry, jak na pierwszy raz, jest bardzo dobrze! — pocieszyła ją mama i Lód zebrała się na delikatny uśmiech. Być może miała rację - być może poradziła sobie dobrze jak na pierwszą próbę.
— Tak myślisz?
— Oczywiście. Prawie bezbłędnie przybrałaś pozycję łowiecką, choć parę razy zdarzyło ci się wydać niechcący dźwięk - ale na tyle cichy, że nie spłoszył zwierzyny. Dobrze przygotowałaś i ustawiłaś swoje ciało do wyskoku, unosząc jedną łapę. Twój węch również nie zawiódł. Twoim błędem było to, że zbyt długo czekałaś i zwierzę wychwyciło twoją obecność. Spróbuj jeszcze raz.
Wszystkie instrukcje wykonała dokładnie tak, jak uczyła ją matka - zamknęła oczy, wywęszyła zwierzynę i szła jej tropem, by końcowo spróbować ją upolować. Zanim wreszcie udało jej się złapać mysz, przeszła przez dwie nieudane próby. Pierwsza skończyła się niepowodzeniem, bo znowu zbyt długo zwlekała z atakiem. Druga natomiast dlatego, że była zbyt głośna i mysz zdążyła ją usłyszeć i się schować. Za kolejnym podejściem udało jej się upolować mysz. Była zmęczona, ale wróciła do mamy z zadowoleniem wymalowanym na pysku.
— Udało się! — wysapała z uśmiechem. — Mamo, widzisz to?
Była niezwykle dumna ze swojej zdobyczy. Tak, że prawie zapomniała o poprzednich porażkach.
— Gratuluję, dobrze ci poszło — mruknęła delikatnie Różany Step. — Czasem zdarzy się, że wytropisz całe stado czy to myszy, czy ptaków, czy jakiejkolwiek innej zwierzyny. Wtedy, jeśli będziesz wystarczająco szybka, możesz złapać kilka za jednym razem. To całkiem proste - musisz celować w ich szyje. Jednym kłapnięciem szczęki powinnaś przebić ich tchawicę, a potem od razu celować w kolejną zdobycz. Rzecz w tym, że kolejne ofiary będą już wiedzieć o twojej obecności i właśnie dlatego szybkość i zwinność jest tu najważniejsza. By zabić jedno po drugim, trzeba poruszać się błyskawicznie. No dobrze, jeśli to mamy już za sobą, tak, jak obiecałam - nauczę cię wspinać się po drzewach. Wracajmy do lasu.
I tak, jak postanowiły, tak też zrobiły - wyruszyły na wschód i gdy tylko dotarły tam, gdzie zaczął znów rozpościerać się iglasty las - a było to całkiem niedaleko od obozu - zatrzymały się.
— Klan Wilka nie posiada zbyt wielu drzew liściastych, a te są zdecydowanie łatwiejsze do wspinaczki. Jednak na drzewa iglaste także da się wspinać, z tym, że często będzie się to wiązało z nieprzyjemnym kłuciem igieł. Mamy jednak grube i ruchome, nieprzylegające do ciała skóry, które nas przed nimi chronią, dlatego nie powinno to być tak odczuwalne. Chodź za mną.
Różany Step podeszła do drzewa i zaczęła wspinać się po jego pniu, podczas gdy Lodowa Łapa zatrzymała się na ziemi i spoglądała w górę, patrząc na mamę w skupieniu i na moment zaskoczyła się, że Róży tak sprawnie to szło.
— Przede wszystkim — wysapała wyraźnie zmęczona matka z przerwami na złapanie oddechu. — Musisz przenieść ciężar na tylne łapy. Pazury są twoim uchwytem. Korzystaj z nich, wspinając się. Łap się nimi kory i odpychaj tylnymi łapami, które będą napędzać cię do góry. To tak jak skok. Gdy wchodzisz na gałęzie, musisz pamiętać, by ocenić, czy są dość stabilne, by utrzymać twój ciężar. Niektóre złamią się wpół, inne będą idealne, by po nich stąpać. Gotowa?
Pokiwała energicznie głową. No, raz się żyje!
Zaczęła się wspinać. Mając cały czas z tyłu głowy poprzednie polecenia matki, wysunęła pazury i wbiła je w korę, podczas gdy tylnymi łapami odbijała się od bardziej wypukłych powierzchni pnia. Iglaste gałęzie haratały jej skórę, ale nie były zdolne się przez nią przebić.
— Szczególnie uważna musisz być, gdy połać drzewa jest wilgotna po deszczu. Łapy łatwo zsuwają się z mokrych nawierzchni. A gdy się poślizgniesz i spadniesz, musisz pamiętać, by użyć swojego refleksu i instynktu samozachowawczego. Twoja głowa jest przewodnikiem, który prowadzi ciało, gdy spada - jeśli obrócisz głowę, obrócisz i całe ciało. I musisz zrobić to tak szybko, żebyś zdążyła upaść na cztery łapy. Równowaga to podstawa!
Ciężko było jednocześnie skupić się na unikaniu upadków i wsłuchiwać się w słowa ich dotyczące. Postarała się jednak zapamiętać wskazówki. Niestety, w pewnym momencie jej łapa wykręciła się i czując, jak traci oparcie w łapach i nie ma się czego chwycić, jej futro automatycznie nastroszyło się, a pazury jeszcze bardziej desperacko wysunęły. Poczuła, jak zaczyna spadać, jak grawitacja ciągnie ją ku ziemi. W takiej sytuacji emocje i instynkty brały górę, ciężko było myśleć logicznie - chociaż aktualnie instynkty nie były przeszkodą, a ochronnym mechanizmem. Spadała brzuchem do góry; obróciła głowę i przednią część swojego ciała, by przekręcić się w powietrzu, a reszta tułowia podążyła za nimi i końcowo kotce udało się spaść na cztery łapy. Odetchnęła z ulgą.
— To było straszne — zaraz jednak zrozumiała, że przeżyła atak sowy. Upadek z paru metrów nie powinien być dla niej niczym strasznym, prawda? — Mamo, dobrze mi szło?
— Zdecydowanie.
Mimo to czuła ukłucie frustracji w sercu. Nie przepadała, gdy coś jej nie wychodziło.
Spróbowała kolejny raz i tym razem udało jej się, podążając za wskazówkami matki, wspiąć na drzewo, którego wierzchołek pod naporem dwóch kotek lekko się przechylił. Powtarzały to jeszcze kilka razy, zanim nie były już pewne, że Lodowa Łapa opanowała tę umiejętność.
Lód zeszła z drzewa, co było dużo trudniejsze, niż wchodzenie na nie, ale jako że powtarzała tę czynność wielokrotnie, nabrała trochę wprawy. Choć wciąż nie czuła się pewnie we wspinaczce, czuła, że robi postępy. Zeszła z drzewa, a za nią Różany Step. Gdy mama wreszcie stanęła na ziemi, nagle upadła, przymykając oczy.
— Mamo? — serce zaczęło bić Lodowej Łapie szybciej. — Mamo?! — powtórzyła, ale Różany Step odchrząknęła.
— Nic, nic mi nie jest. Nie martw się o mnie — powiedziała cicho, choć brzmiało to bardziej jak stękanie. — Mroczki przed oczami. Tak się czasem zdarza... Nie jestem przyzwyczajona do dużego wysiłku. Przepraszam.
Czy ona postradała zmysły? Przecież Lodowa Łapa nie była na nią za to zła.
— Mamo, już ci mówiłam. To nie twoja wina. Nie zawodzisz mnie tylko dlatego, że jesteś...
— ...Słaba — dokończyła smutno.
— Nie to miałam na myśli.
— Wiem, że chcesz mnie chronić, ale nie musisz mnie okłamywać. Ledwo przeżyłam poród... Kiedy przyszliście na świat. Zasługujesz na lepszego mentora.
— Mamo... — westchnęła. To prawda, zależało jej na tym, by szkoliła się u kogoś, kto jest w stanie zapewnić jej dobry rozwój. Ale nie miała serca powiedzieć tego mamie wprost.
— Byłam głupia, myśląc, że mogę dać ci to, czego chcesz. I egoistyczna — odetchnęła z rezygnacją. — Wracajmy do obozu, słońce niedługo zajdzie. Pamiętasz, gdzie zakopałaś swoją mysz?
Lodowa Łapa pokiwała lekko głową. Zdecydowała, że dalsza rozmowa z matką nie miała najmniejszego sensu. Różany Step powinna to sama przemyśleć. Lód zresztą nie była dobra w pocieszaniu innych kotów.
Dlatego gdy wracała się po zakopaną wcześniej mysz, cieszyła się z chwili samotności, gdy mogła pobyć sama z własnymi myślami. Nie lubiła towarzystwa i choć sprawnie udawała przy innych kogoś szalenie społecznego, w rzeczywistości nie było dla niej nic lepszego od samotności. Rozmowa z matką ją zmęczyła, a łącząc to z wyczerpującym treningiem, niemal padała z nóg emocjonalnie i fizycznie.
Odkopała i zabrała swoją mysz i razem z mamą w przykrej ciszy wróciły do obozowiska. Lodowa Łapa rzuciła mysz na stertę, ale sama już dawno straciła apetyt.
— Udany trening, siostro? — usłyszała za sobą czyjś głos i zastrzygła uszami. Już wkrótce na jej pysku pojawiło się zmęczone, lekko zirytowane spojrzenie. Oczywiście, że nie mógł to być nikt inny jak Oszroniona Łapa we własnej osobie. Zmusiła się do neutralnego wyrazu pyska. Rzadko się denerwowała, także i teraz nie chciała dać mu tej przewagi. Wiedziała, że na to liczył.
— Szczególnie udany, braciszku — odparła. Nie było w tym ani krzty zawiści. Ton jej głosu był spokojny, niemal bezuczuciowy. Nie zamierzała dawać mu satysfakcji.
— A czego się dziś uczyłaś? Jak nie umierać przy porodzie? — zaczepił ją. Ciężko było stwierdzić, czy to drwina, czy zwykłe przekomarzanki. — Albo jak mdleć przy każdym wysiłku?
— Cóż, jeśli takich rzeczy uczy cię ciocia, pozostaje mi współczuć. Ja uczyłam się polować — dostrzegła tylko, jak brat przewraca oczami.
— Mam nadzieję, że nie zdechniesz przy pierwszej lepszej walce — stwierdził, a kotka uniosła brwi.
— Nie musisz mnie chronić.
— Oboje wiemy, że muszę. Ciebie, Szadź, matkę... Oczywiście, że wszystkie obowiązki spadają na kocury, bo kotki nie potrafią same o siebie decydować. A jak my mamy decydować za nie, to też narzekają...
— Och, tak? — odparła sarkastycznie. — Pewnie dorosłe wojowniczki też musisz chronić.
— Wreszcie ktoś to zauważa — odburknął, a kotka przewróciła oczami.
— Zajmij się czymś bardziej pożytecznym — powiedziała, wymijając go. Humor zdecydowanie jej dziś nie dopisywał. Zmusiła się do zjedzenia myszy w ramach kolacji, ale wcale nie była głodna, a dzisiejsze wydarzenia sprawiły, że marzyła tylko o spokojnym śnie.
Umościła się na swoim posłaniu w kącie legowiska uczniów. Czasem zazdrościła Błękitnej Gwieździe, że miał swoje własne legowisko. Bez nikogo, kto mógłby ograniczać jego prywatność. Tej prywatności potrzebowała dużo, a nie miała jej wcale - nie mogła nawet opuścić sama obozu. To było co najmniej frustrujące, ale starała się do tego przyzwyczaić i przystosować.
Myśli stale ją dręczyły i długo jeszcze leżała na posłaniu, nie mogąc zasnąć i wyglądając przez szpary w legowisku, by patrzeć na konstelacje gwiazd, które zdobiły licznie nocne niebo. W końcu sen przyszedł niespodziewanie.
*
Była niewyobrażalnie zdezorientowana, gdy znów znalazła się w tym samym miejscu, co wcześniej. Senna mara zaniosła ją w niekończącą się puszczę, porośniętą grubymi drzewami, które wiły się i pięły tak wysoko i szeroko, że tworzyły sieć niemożliwą do przekroczenia. Było ciemno, zimno i duszno, a las i mgła go otaczająca z jakiegoś powodu była tak niepokojąca, że czuła się niepewnie nawet stojąc w bezruchu. Z daleka znów mogła zobaczyć drzewo zapełnione dziuplami.
Tym razem ogarnął ją dużo większy niepokój. Poprzednim razem mogła zrzucić wszystko na zły sen, zwykły koszmar spowodowany natłokiem stresu i emocji, ale gdy znajdowała się tutaj po raz drugi, wszystko zaczynało nabierać sensu, a zaprzeczenie temu stało się prawie niemożliwe.
— Jaka jest twoja decyzja?
Znów nawiedził ją głos, który brzmiał jak niski szept, a jednak wybrzmiewał głośno, jak echo odbijające się od pustych kamiennych ścian. Przez moment była wyraźnie zbita z tropu i dopiero po chwili przypomniała sobie, co kocur proponował jej ostatnim razem. Wspomniała rozmowę z bratem i mimowolnie zacisnęła zęby. Nie mogła być gorsza od niego. Ani od niego, ani od Mroźnej Łapy. Stać ją było na więcej i nie mogła sobie pozwolić na zmarnowanie takiej życiowej szansy.
— Przyjmuję twoją pomoc.
— Dobry wybór — z mroku wyłonił się kocur, a delikatny, chłodny uśmiech na jego pysku był jednocześnie kojący i przerażający. — Jak myślisz, dlaczego spośród wszystkich kotów to twojej matce przyszło cię szkolić?
Jego głos był dziwnie delikatny, jakby mówił do własnego dziecka. A jednocześnie Lodowa Łapa nie sądziła, że jego postawa była tak czarno-biała. Z całą pewnością nie. Zachowywała ostrożność, mimo tego, jak desperacko potrzebowała jego pomocy.
Milczała, bo domyślała się odpowiedzi. I wcale nie była zadowalająca.
Kocur uśmiechnął się szorstko.
— Pozwól, że ci pomogę - nie widzą twojego potencjału. A może bardziej... nie chcą go widzieć. Dlaczego twoi bracia otrzymali tak dobrze wyszkolonych wojowników? Dlaczego pod swoją pieczę wzięli ich ci, którzy stają w pierwszych szeregach?
— Nie uważają, że mogłabym cokolwiek osiągnąć — odwróciła wzrok, marszcząc brwi ze złością. Czuła, jak łzy cisną jej się na oczy, szukając ujścia.
Podszedł do niej, choć cały czas zachowywał widoczny dystans. Krążył w kółko, nie spuszczając jej z oczu.
— A ty w to wierzysz — dokończył cicho.
Milczała. Kocur potraktował to jako cichą zgodę.
— I co czujesz w związku z tym? Co czujesz w stosunku do swoich braci? W stosunku do swojego ojca?
Otarła łzy, zmuszając się, by spojrzeć kocurowi w oczy.
— Nie wiem... chyba... Jestem zła — odpowiedziała. I przymknęła oczy, wyobrażając sobie to wszystko, czego doświadczyła. Żadnej braterskiej przyjaźni, jedynie rywalizację, która niszczyła ją od środka i jednocześnie napełniała satysfakcją. Te wszystkie próby zwrócenia na siebie uwagi, próby nauczenia się czegoś, co sprawiłoby, że zabłysnęłaby w oczach ojca, że stałaby się cokolwiek warta. — Nie. Jestem wściekła.
— To zrozumiałe — stwierdził kocur, śmiejąc się cicho.
— Jak mogą nie widzieć we mnie przyszłej silnej wojowniczki? Jak mogą myśleć, że jestem gorsza? — syknęła. — Przecież zawsze się starałam! Bracia spędzali czas na jakichś zabawach i przepychankach, ale ja zawsze się uczyłam! Zawsze byłam pracowita, zawsze gardziłam wszystkim, co słabe. Jak mogą stawiać mnie na tym samym poziomie, co moja siostra? Co moja matka? Jak ojciec może mnie nie widzieć? Dlaczego nawet nie raczył spojrzeć mi w oczy, gdy zyskałam swoje nowe imię? Dlaczego ciągle ma mnie gdzieś!
Czuła, jak łzy strumieniem wylewają się z jej oczu. Jak bardzo pragnęła uwagi ojca, tak jednocześnie rozpierała ją wściekłość i gniew, że nigdy nie postarał się, by być obecnym w ich życiu. Gdy przychodził, kłócił się z mamą, a najwięcej czasu poświęcał braciom. Zawsze była z tyłu, zawsze była opcją zapasową.
— No, proszę — kocur zdawał się zadowolony. — Widocznie potrzebowałaś dobrej zachęty, żeby wyrzucić z siebie wszystko, co cię przytłacza. To dziwne uczucie, kochać kogoś i jednocześnie nienawidzić, prawda?
Och, nawet nie miał pojęcia.
— Pełnię swoich możliwości uzyskasz tylko wtedy, gdy oduzależnisz się od uczuć — tłumaczył, wolnym krokiem okrążając ją i przyglądając się jej tak dokładnie, jakby chciał przejrzeć ją na wylot w poszukiwaniu jakiejkolwiek słabości. Podążała za nim wzrokiem, ale nie była w stanie nawet się poruszyć. Nerwy szargały nią na prawo i lewo, sprawiając, że chłonęła każde jego słowo jak ostatnią kroplę wody w upalną letnią noc. — Porzuć sentyment, a będziesz tak silna, że niczyja uwaga nie będzie ci dłużej potrzebna.
— Nie mogę. Muszę chronić moich bliskich — powiedziała. Bardzo chciałaby wyzbyć się wszystkiego, co ją ograniczało, ale to zdawało się zbyt ciężkie i nieosiągalne.
Czarnobiały kocur zaśmiał się cicho.
— Młode umysły łatwo jest kształtować. Póki jesteś młoda, możesz wyzbyć się sentymentalnych wartości. Ale wraz z czasem zaczną tworzyć część ciebie i twojego charakteru, który już zawsze będzie twoim utrapieniem. Chciałbym otrzymać tę lekcję w twoim wieku... — miauknął. — Miłość to bardzo niebezpieczne narzędzie, Lodowa Łapo. Sprawia, że cenisz coś na tyle, by bać się tego stracić.
Nie do końca rozumiała, o czym mówił.
— Gdyby ktoś chciał posiąść nad tobą kontrolę, zagroziłby ci śmiercią twojej matki.
Na samą myśl gula podeszła jej do gardła. Przyrzekła sobie, by ją chronić - ją i siostrę, które były zbyt słabe i zbyt emocjonalne, by poradzić sobie w tak brutalnej rzeczywistości. Teraz dotarło do niej, co miał na myśli. Miała obsesję na punkcie kontroli nad sytuacją i desperacko nie chciała jej stracić. Zrozumiała, że miłość do kogokolwiek - lub czegokolwiek - stawała się jej czułym punktem. Oddałaby wszystko za życie swojej rodziny, a ktoś mógłby to wykorzystać.
— Nie rozumiałem tego, gdy byłem młody. Łudziłem się, że żadne uczucia nie mają nade mną kontroli — zaśmiał się cicho. — I bardzo się myliłem. Mój mentor zawsze mówił mi, że posiadanie dzieci przynosi za sobą więcej minusów, niż właściwych korzyści. Teraz to widzę. Mój syn ma dla mnie wartość dużo większą niż kolejny pionek przeznaczony po to, by się poświęcić. Teraz już rozumiesz, dlaczego posługiwanie się chłodną kalkulacją jest największą siłą, jaką można trzymać w łapach. Uczucia prowadzą do zguby, bo w życiu nic nie jest wieczne. Jeśli pozwolisz, by zależało ci na czymś doczesnym i nie zaakceptujesz tego, że będziesz musiała się z tym rozstać, staniesz się słaba i łatwa do pokonania. Wówczas wystarczyłoby odebrać ci coś, co jest dla ciebie całym światem.
— Nie rozumiem... Mówisz, że nie powinno mi zależeć na mojej rodzinie?
— Musisz zacząć traktować otaczające cię koty jak narzędzia. Jedne bardziej, inne mniej użyteczne. Jeśli zatracisz się w emocjach, staniesz się słaba. Doskonale wiem, że ciężko jest porzucić coś, co dotąd było dla ciebie całym życiem — odwrócił się od niej, robiąc parę kroków do przodu i obrócił się przez ramię. — Ale jeśli chcesz być silna, musisz skupić się na sobie. Przestawienie się zajmie ci długo. Twoją rolą jest zachowanie cierpliwości. Zawsze myśl o celu. Dlaczego to robisz? Dlaczego poświęcasz swoich bliskich? Żeby być kimś wielkim. Żeby być kimś, kto budzi podziw. Żeby dostrzegł cię twój ojciec. To cel jest najważniejszy, a żeby go zdobyć, będziesz musiała używać najróżniejszych środków.
Nic z tego nie brzmiało zadowalająco. Rozumiała, dlaczego kocur uważał emocje za słabość i sama niejednokrotnie nad tym myślała. Myślała, że życie byłoby dużo łatwiejsze, gdyby przestała zamartwiać się nad wszystkim, co się wokół niej działo. Miała wrażenie, że uczucia, które łączą ją z matką i siostrą, sprawiały, że łamała nauki kultu, które nakazywały tępić wszystko, co jest słabe, co osłabia klan i jego mieszkańców. Choć jej pysk wciąż był wilgotny od łez, pokiwała głową.
— Rozumiem.
— Gdy spotkamy się następnym razem — wymruczał kocur. — Nauczę cię walki. Pokażę ci, co naprawdę znaczy zwyciężać.
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy wizja zaczęła się rozmywać, a ona znów obudziła się w chłodnym legowisku. Było jeszcze ciemno, gdy rozglądała się po jego wnętrzu, ale mimo prób nie była w stanie ponownie zasnąć. Dlatego usiadła, usiłując spokojnie przetrawić to, co usłyszała.
[3749 słów]
[nauka wspinaczki na drzewa]
[przyznano 80%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz