Miedź wyglądała na przeszczęśliwą w momencie prezentowania swej zdobyczy matce. Na pysku cynamonowej również zagościł uśmiech, tyle że mniej szeroki niż u jej kocięcia. Zbliżyła się do pluszowego ptaka przyglądając mu się uważnie, po czym przeniosła wzrok na córkę. W tym momencie wyglądała jak kociaki Jeżyk, które prezentowały swej matce, i przy okazji abisynce swoje pierwsze prawdziwe zdobycze.
— Moje gratulację Miedzio — miauknęła pieszczoszka, a w następnej chwili polizała kociaka po głowie. — To twoja pierwsza zdobycz. Jest wspaniała! Może opowiesz mi jak udało ci się ją pochwycić?
— To było bardzo proste! W tym gnieździe obok miękkiej góry z miękkimi kamieniami znajduje się masa przeróżnych kolorowych zwierzątek. Wystarczyło się zakraść, po cichu się zbliżyłam do gniazda i bam! Wskoczyłam. Chwilę mi zajęło wybranie idealnego towarzysza zabaw, a myślę, że ten ptaszek nada się idealnie! — Szturchnęła łapką zabawkę
— Ten ptaszek to tak właściwie sikorka — wytłumaczyła córce, która z uwagą słuchała słów matki, by już po chwili samej zacząć wykrzykiwać “Sikorka! Sikorka!”
Po tych radosnych krzykach, kocię ponownie uczepiło się łapkami pluszaka i mocno wgryzło się w miękki materiał.
***
Miedź nie była już tym małym kociakiem, który biegał po całym domu z pluszową sikorką w pysku. Tak samo sikorki już nie było, była zbyt często używana w zabawie między kociakami, więc jej czas musiał w końcu nadejść. Jej córka wyrosła na piękną kotkę, tak samo jak i jej siostry, Kremówka i Lilia. To samo mogła powiedzieć o swoich dwóch synach, których miała przyjemność obserwować od kocięcia. Oni również się zmienili, zmężnieli. Cała piątka nie była już tymi puchatymi małymi kulkami, każde z nich chciało chodzić własnymi ścieżkami, będąc coraz mniej zależnym od matki.
Leżąc na parapecie spoglądała na niebo, co jakiś czas obserwując przelatujące ptactwo nad miastem i ich domem. Zastanawiała się czy rodzinka kosów, która uwiła sobie gniazdko w jednym z drzew w ogródku cieplejszą porą, również zdecyduje się ich opuścić, czy będą zimować gdzieś w okolicy.
Cynamonowa szylkretka wdrapała się tuż obok matki na parapet. Zaczęły ze sobą rozmawiać. O wszystkim i o niczym. O tym, jak udało się córce ukończyć trening. O tym jak wybrała się z dziećmi Jeżyk do Kasztelanu, co niekoniecznie się Cynamonce spodobało. W jej oczach mimo wszystko Miedź dalej była jej małą córeczką, o którą powinna się troszczyć. Cieszyła się, że jej właściciele nie rozdzielili się z resztą kociąt. Z Lilią wprawdzie się widywała czasami, lecz Kos... Pomimo upływu księżyców, nie miała żadnych wieści na temat syna. Może gdyby się tamtego dnia nie pokłócili, może byłby tutaj z nimi.
Ponownie zawiesiła wzrok na czarnym ptaku, który siedział na gałęzi za oknem.
— A, właśnie! Mam kocura, wiesz mamo?
Zaskoczona spojrzała na córkę, która wręcz promieniała po podzieleniu się tą informacją
— Znam go? — spytała, starając się brzmieć spokojnie. Nie była pewna do końca czy jej córka była gotowa na partnerstwo. Wciąż była młoda. Miała czas na miłość.
Szylkretka przez chwilę zwlekała z odpowiedzią, lecz z jej pyska w końcu padło imię. Imię, którego nie chciała słyszeć. Cynamonce zrzedła mina, lecz po chwili na nowo się uśmiechnęła, nie chcąc sprawiać córce przykrości.
Jerzyk... ze wszystkich kotów to właśnie z nim jej córka postanowiła się związać. Obawy stały się rzeczywistością. Jednak cóż, nic dziwnego, że tak się potoczyło, skoro znali się wręcz od kocięcia i spędzali większość dni w swoim towarzystwie. Najpierw na zabawach, potem na treningach, a później wspólnie wychodzili na miasto.
— Nie cieszysz się?
— Cieszę. No może nie do końca. Martwię się. W końcu wiem jaki jest Jerzyk, i nie uważam go za odpowiedniego kandydata na partnera, szczególnie dla ciebie córeczko, lecz jeśli jesteś przy nim szczęśliwa i dba o ciebie...
— Ale mamo! — podjęła Miedź wyraźnie niezadowolona z reakcji matki. — Dba! Jak żaden inny kocur! Śpiewa mi serenady. Ostatnio nawet przyniósł mi sikorkę. Mówił, że specjalnie ją dla mnie upolował. Jest taki troskliwy. — miauczała
Kocica wypuściła powietrze. Miłość była ślepa i głupia. Czy powinnna powiedzieć córce o tym, jak kilkukrotnie była zmuszona przeganiać z ogródka samotniczki, które przyprowadził syn Jeżyk? Nie chciała psuć ich szczęścia. Bo może Jerzyk się zmienił, chociaż w to wątpiła. Wciąż pamiętała jak jako kocię nazwał ją grubą, kiedy była przy nadzieji. Najpierw robił, potem myślał. Nie. Ktoś taki jak bury kocur raczej nigdy się nie zmieni.
— Dobrze. Niech więc tak będzie. — westchnęła. — Jednak jeśli kiedykolwiek cię zrani i będziesz przez niego płakać, osobiście dopilnuję, aby go dopadł Obcinacz. Możesz mu to przekazać. — Uśmiechnęła się.
Koniec sesji, bo córa NPC 🧡
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz