*Kiedyś*
Jej głupiutki mentor znów się zgubił w czasie treningu. Nagle zaczął biec przed siebie, mówiąc jej, żeby została. Ale nie wracał już baaardzo długo, więc zaniepokoiła się i postanowiła go znaleźć.
Spomiędzy gałęzi ktoś na nią patrzył i zaniepokojona podniosła ogon. Oczy szybko zniknęły, zamieniając się z dźwiękiem kociego galopu. Zaniepokoiła się, ale kontynuowała szukanie śladów mentora, do momentu, gdy znów czegoś nie usłyszała. Rytmicznych kroków, ale tym razem w dwóch źródłach.
Wgramoliła się w krzaki. Zatrzymała na chwilę, a słysząc, że są jeszcze daleko, odwróciła, by móc patrzeć spomiędzy liści.
Kociak wołał czyjeś imię.
— Tutaj był jakiś samotnik! — wrzeszczał, aż zjeżyła się sierść na wspomnianej osobniczce.
Zbliżali się i widziała już ich łapy. Nagle przed nią pojawiły się inne i zaskoczona cofnęła się, gryząc przypadkiem w język.
— Pobiegł tam! — odkrzyknął nagląco kot, machając agresywnie ogonem o gałązki rośliny, pod którą się chowała. Na to para rzuciła się we wskazanym kierunku, w głąb terenów. Obcy jeszcze stał tuż przed nią dobrą chwilę, aż schylił się i przekrzywił głowę, patrząc na nią zaciekawiony.
— Kim jesteś? — syknął, brzmiąc trochę agresywnie, ale z nutką przyjaźni. Trochę jak Wypłosz. I nawet miał podobne futro.
— Jestem Skaza! — przedstawiła się, wesoło drgając wąsikami, rozpoznając znajomy schemat.
— Dwunożni cię porzucili?
Potrząsnęła głową.
— Jestem samotnikiem! Mój mentor się zgubił, szukam go! — wyjaśniła.
— Nie widziałem go. Wracaj poza granicę, nim tamci wrócą.
— Oh — posmutniała, ale zgadywała, że kot miał rację. Nie chciała, żeby znowu ktoś ją gonił.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz