Prawda. Pewnie by tak było. Nie był w końcu gruby! Ta wędrówka wysysała z niego wszystkie siły. Sam fakt, że jej dzieciak schudł z baleronu na ości, to potwierdzał. Widząc jej rozbiegany wzrok, sam zaczął omiatać wzrokiem teren. Obawiała się czegoś, że tak dookoła zerkała?
— Co jest? Kogo tak wypatrujesz? — zapytał, widząc że z kotką było naprawdę coś nie tak. — Zakochałaś się? — zamruczał jej do ucha z figlarnym uśmiechem. — Kto to? Nie wygadam.
Spojrzała na niego zszokowana, uchylając z niedowierzania pysk. Ha! Czyli jednak? Miał rację? Nie sądził, że kocica sobie jeszcze kogoś znajdzie. Wydawała mu się pod tym względem ograniczona.
— Nikogo nie wypatruję. Swoją drogą, jestem za stara na pierwsze miłości — rzuciła, odwracając od niego wzrok. — A obserwacja ciebie nauczyła mnie, że miłość nie jest nigdy w pełni kolorowa i przyjemna.
— Prawda. Nie jest. — zgodził się z nią. — Jednak zdajesz się bardzo zamyślona jak na siebie. Czy coś się dzieję? Kamienna Gwiazda zepsuła ci humor? — dopytywał.
Skoro to nie było powiązane z jej miłosnymi rozterkami, to problem musiał leżeć w ich "kochanej" liderce. Ugh! Nie potrafił znieść do teraz, że ta rządziła ich klanem, jak gdyby nigdy nic. Może jak zdobędzie kilku nowych wrogów, w tym w swojej zastępczyni, to uda się ją zrzucić z piedestału?
Ruda parsknęła, spoglądając na niego z niedowierzaniem.
— Nie, Kamień nie dała mi ostatnio powodu do gorszego samopoczucia. Ty o dziwo też — przyznała.
— Ja sprawiłem ci kiedyś złe samopoczucie? — zdziwił się. — Przecież jestem grzeczny. Spójrz. Jeszcze trochę i zostanę wojownikiem, aż sam w to nie wierzę.
To brzmiało tak absurdalnie. W końcu już nim był i to dawno temu, jeszcze za panowania jego babci, która skradła ciało Zajęczej Gwiazdy. Wtedy to były czasy. Teraz tego nie było... Dalej tkwił w roli ucznia, obserwując zniesmaczony te... młode dusze, z którymi musiał dzielić posłanie. Wiedział jednak, że Kamienna Gwiazda nie odda mu jego imienia póki żyję. Musiał wypić to co nawarzył... Ale w sumie... Przywyknął już do tego stanu i mu nie przeszkadzał.
— Ja w to wierzyłam od początku — odparła natychmiastowo. — I tak, jak byłam młodsza bywałeś bardzo... Nieznośny. Z tym swoim rasizmem — palnęła, rozglądając się uważnie, bo wielu było przeczulonych na to słowo.
Przewrócił na to oczami.
— A tam... Przesadzasz. To był inny ja, teraz... teraz staram się nie wylecieć z klanu, więc mam wspaniałą zachętę do współpracy z tobą, pani zastępczyni.
Kącik pyska drgnął jej.
— Przydałoby się, abyś w końcu zrobił na Kamień dobre wrażenie. Bycie wiecznym uczniem musi być męczące — stwierdziła, patrząc na niego przelotnie.
— Jest męczące, prawda. Jednak wątpię, by zwróciła mi imię. Może dopiero po jej śmierci, to się stanie — miauknął, strzygąc uchem, słysząc jak ktoś go wołał. — Wzywają mnie obowiązki. Zobaczymy się następnym razem — pożegnał się z kotką, odchodząc.
***
Budowanie obozu było męczące. Już niby skończyli, ale jednak nie. Na dodatek ten ziąb... Zaszył się w legowisku wojowników, by nieco odsapnąć. Tak naprawdę ukrywał się przed Kamienną Gwiazdą, która mogła go ponownie ganiać do roboty, tak jak to było kiedyś. Nie lubił pracować, ale znosił to z godnością. Teraz jednak nie miał ochoty w to się mieszać, dając spracowanym mięśniom odpocząć.
O dziwo nie zaskoczyła go wizyta liderki, a rudej zastępczyni.
— Rozżarzona Łapo, świetnie, tu jesteś — wymamrotała. — Szukałam cię. Czy... Mógłbyś mieć większą kontrole nad swoim synem? — spytała z wyrzutami w głosie.
Widząc Tygrys już sobie pomyślał "super, zaraz go pogoni do roboty". Tak się jednak nie stało. Słysząc jednak, że sprawa dotyczyła jego syna, zmarszczył czoło.
— Jest dorosły. Wyfrunął z gniazda, więc niezbyt mam prawo go pouczać. A o co chodzi? Obrażał cię?
<Tygrys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz