*Porą Opadających Liści*
Lubił jak mówiła do niego kwiatuszku. Były takie ładne i pachnące. Uśmiechnął się do niej, próbując ułożyć w głowie jakiś plan, który mógłby przedstawić kotce. Było to jednak ciężkie, bo słowa mu uciekały, gdy tylko otwierał pysk.
- Ty weź... Wybierz coś - Przymknął oczy.
Czuł się tak... dziwnie. Tak inaczej. Nie wiedział jak to określić, ale ten stan pod pewnym względem był nawet przyjemny. Było mu tak dobrze i miło tuż przy kotce. Dziwił się, że tak na niego zaczęła oddziaływać. Czyżby jednak pomylił się co do niej?
- Chcesz może gdzieś razem wyjść? Słyszałam o ciekawym miejscu - spytała.
Wyjść? Otworzył oczy, rozglądając się po otoczeniu. Koty budowały... coś. Ten postój tak już długo trwał. Dziwił się, że mogli odpoczywać i gdzieś iść. Na pewno mogli?
Posłał jej kolejny uśmiech, kiwając łbem.
- A mogę? - zapytał, wtulając się w jej sierść. - Siedzimy tu... Czemu tak długo siedzimy? Nie idziemy dalej?
To było takie niezrozumiałe. Przecież przez ostatnie księżyce wciąż byli w drodze. Teraz to wszystko się zatrzymało i nawet Komar ich nie poganiał. Zaczęli jednak robić tu coś... dziwnego. Znosili rzeczy i wykrzykiwano rozkazy, by brać się do roboty. Nie rozumiał tego.
- Nie. Bo to będzie nasz nowy dom. Pamiętasz, dawniej mieszkaliśmy na stałe na starych terenach i ta cała podróż była po to, by osiąść w miejscu z większą ilością am am żebyśmy mieli co jeść. I tutaj jest dużo am am, więc tutaj zostaniemy na stałe, póki nie zabraknie am am, więc teraz to nasz nowy dom i możemy tu się rozgościć, więc możemy też czasem wychodzić, bo nie zmieniamy miejsca, więc obóz jest cały czas w tym samym miejscu - dodała, używając jak najprostszych zdań i słów.
Przez ten czas jak mówiła, gapił się na nią z uwagą, rozumiejąc na szczęście co chciała mu przekazać. Byli tu, bo można było coś zjeść. Nie będą już iść, zostaną. Jego łapy się z tego bardzo cieszyły. Miały dość niekończącej się drogi.
- Am, am - powtórzył głupio. - Lubię am, am. To... To znaczy, że to dobre miejsce na dom skoro jest tego tu dużo. - Rozejrzał się ponownie. - Ładne miejsce. Myślisz, że rosną tu kwiatki? - zadał nękające go pytanie. - W tamtym miejscu będą?
- Tak. Bo jak tam niedawno byłam, to były tam kwiatki. To chcesz iść? - dopytała, delikatnie zaczynając się podnosić.
- Tak... - Kiwnął ponownie łbem, patrząc na nią wielkimi, mętnymi oczami. Również się podniósł, kierując kroki tam gdzie ona. Wciąż z nim była, zawsze go prowadziła, to i teraz mogła. Złapał jej ogon swoim ogonem, tak jak zwykle, gdy opuszczali swoje legowisko. - Ładnie tu - stwierdził, rozglądając się po otoczeniu, lecz nagle ktoś do nich zawołał. Nie za bardzo rozumiał dlaczego. To jednak nie mogli nigdzie iść i pozwiedzać nowego domu?
- Ej wy! Skoro idziecie gdzieś, to idźcie zapolować, a nie się migdalić po krzakach. Klan potrzebuje jedzenia! - rzucił jakiś wojownik.
Skinął mu łbem. Nie chciał chodzić po krzakach. W zasadzie po co i na co? Lepiej było coś upolować. Lubił to. Takie przyjemne było czuć krew na swoich kłach małej myszy.
- Tak... Pójdziemy. Nie martw się. - odezwał się do niego. Wciągając w nozdrza zapachy. Trzeba było am am przynieść dla kotów. - Przyniesiemy... Dużo - dodał jeszcze.
Miodunka skinęła głową na potwierdzenie jego słów, po czym wyszli. Gdy już się trochę oddalili, zabrała głos:
- Ok, to chodź, popolujmy na am am. - Zaniuchała w powietrzu - Czuję mysz, pójdę tam - wskazała kierunek ogonem - Ty też coś znajdź. Wróć jak upolujesz tak z dwie piszczki, to się nie przyczepią -
Skinął znów łbem z trudem obserwując jak kotka odchodzi, puszczając jego ogonek. Zrobiło mu się smutno, ale trzeba było to zrobić, by ten kocur na nich nie nakrzyczał. Ruszył za zapachem, chodząc od drzewa do drzewa, aż nie natrafił na mysz. Dość szybko ją upolował, przysypując liśćmi, rozglądając się za drugą piszczką. Kluczył chwilę, aż nie ujrzał wiewiórki. Ją także dopadł i wrócił do pozostawionej wcześniej piszczki. Miał dwie, czyli spełnił zadanie. Zadowolony skierował się w miejsce, gdzie rozstał się z Miodunką. Siedział i oczekiwał jej przez jakiś czas, zaczynając się zamartwiać. Czemu tak długo jej nie było? Czy do niego wróci? Dreptał łapami w miejscu, aż nie dojrzał jak wojowniczka wynurza się z zarośli z dwoma zdobyczami w pysku. Czyli też jej się udało coś złapać! Ale była zdolna! Podeszła do niego, po czym odłożyła swoją zwierzynę tuż obok jego.
- No, to chyba mamy wszystko. Możemy je zanieść do obozu, a potem pójdziemy tam gdzie wcześniej chcieliśmy - powiedziała, liżąc jeszcze go po policzku, po czym chwytając ponownie swe zdobycze i ruszając w stronę obozu.
Ucieszył się, że doceniła jego pracę. Gdy zaczęła się oddalać, chwycił swoje piszczki w pysk, szybko do niej podbiegając i ponownie splatając z nią swój ogon. Teraz czuł się bezpiecznie. Nie chciał jej puszczać i znów się rozdzielać. To było takie dziwne i obce uczucie! Nie lubił tego.
Gdy dotarli do obozu, odłożyli zdobycze na stos, a wojownik, który im zlecił zadanie, skinął im łbem w podzięce.
- Całkiem dobre łowy. - zauważył.
- Tak... Tu dużo jedzenia - zgodził się z nim.
- No to my już pójdziemy - miauknęła Miodunka, uśmiechając się miło, po czym polizała go za uchem, wychodząc ponownie z obozu. Podążyli ze splecionymi ogonami do czegoś, co owocniaki odkryły niedawno na swym terytorium, i co nazywały "Upadłą Gwiazdą". Kiedy tylko kocica dostrzegła obiekt, zatrzymała się, po czym mu go wskazała.
- Podoba ci się? Dowiedziałam się o tym miejscu od Cyprys, fajne, nie? - spytała, mrucząc mu przesłodko do ucha.
Spojrzał na obiekt. Był... ogromny. Nie wyglądał normalnie.
- C-co to jest? - pisnął, przywierając do niej bardziej, licząc że w razie czego ochroni go przed tym tajemniczym stworem. - W-wygląda jak jakiś... - nie mógł znaleźć na to słów. - Jakiś... To gwiazdka z nieba?
- Niektórzy tak twierdzą - Widząc jego reakcję, zmartwiła się - Jeśli się boisz, to znam jeszcze jedno fajne miejsce - rzekła - mniej straszne...
Mniej straszne miejsce? Przyglądał się chwilę temu monstrum, lecz nie zauważył, by się zmartwiło ich obecnością. Wyglądał dziwnie, to tyle. A zresztą... Nie powinien się go bać! Pewnie spał, a Miodunka była tuż przy nim. Na pewno w razie czego zostanie przez nią ocalony. Tak jak zawsze...
- Nie b-boję się, b-bo jesteś obok - wyznał, spuszczając niepewnie wzrok na swoje łapy. - P-pójdę tam gdzie ty.
- Oh, jakiś ty słodki! - Polizała go po policzku. Następnie zerwała kwiatek, po czym wplotła mu go za ucho. - Możemy tu zostać, ale nie podchodzić do gwiazdy - Usiadła.
Zarumienił się, siadając obok niej.
- L-lubie kwiatki za uszkiem, są takie... fajne - miauknął, pesząc się na to wyznanie. - A-ale szybko spadają - Zrobił smutną minkę.
- W takim razie... jak spadną, to ci wplotę znowu - zapewniła, zaczynając wplątywać kolejne kwiecie w jego futro.
To było kochane z jej strony. Naprawdę. Nie spodziewał się, że kocica okaże taką troskę względem niego. Za to właśnie ją tak lubił. Ta miłość... Pragnął jej. Tego uczucia bycia kochanym, które nie było mu dane zaznać w dzieciństwie.
- A... A ty lubisz też kwiatki? - zapytał, obserwując jak coraz więcej w jego sierści było roślinek.
- Tak. Nawet bardzo - potwierdziła.
Słysząc to, pochylił się powoli i sięgnął po kwiatka, którego jej podał, wsadzając za jej ucho.
- Dla ciebie - Spuścił speszony wzrok na łapki, uśmiechając się niczym zakochany młodzik.
Niby nic, niby drobny gest, a ile radości sprawił im obojgu. Aż dziwne, że kiedyś się nie dogadywali. Przecież... Liliowa była taka urocza.
- Dziękuję - Polizała go czule w policzek.
Wyszczerzył się, opierając głowę na jej barku i wzdychając cicho.
- Miodunko? Bo ty taka mądra jesteś... Czemu powietrze jest takie... dziwne? Nie pachnie jak to co znam.
Odkąd się tu zjawili czuł, że to nie było to co kiedyś. Wcześniej było takie świeże i miłe, a teraz? Jakieś słonawe i obce. Skoro mieli tu mieszkać, będzie musiał się do tego przyzwyczaić, ale dlaczego tak było? Czemu tak diametralnie się różniło?
- Bo jesteśmy w nowym miejscu... to chyba dlatego - Polizała go za uchem - Na prawdę uważasz że jestem...mądra? - spytała, rumieniąc się cała na ten komplement od wojownika.
Skinął wolno łbem. Tak. Była mądra. Udowodniła mu to już bezsprzecznie na wiele sposobów. Pokazała mu jak powinno wyglądać życie. Jak się cieszyć z drobnych chwil, takich jak ta.
- T-tak. I... i taka silna. Czuje się przy tobie... bezpiecznie... - zarumienił się, przytulając do jej boku.
Otuliła go ogonem, mrucząc.
- Wiesz, że bardzo, bardzo cię kocham? - Polizała go czule po policzku.
- W-wiem... Powtarzasz mi to kilka razy dziennie od bardzo dawna - powiedział, czując się bardzo dobrze, otulony przez jej ogon. Ta bliskość była taka przyjemna. Mógłby zapaść się w jej futrze i już nigdy z niego nie wstawać.
Polizała go jeszcze raz, tym razem po główce, mrucząc miarowo. Razem upadli na trawę, a ona wtuliła się w jego czarno-białe futro, dając mu całuski raz po raz. Nie reagował na to. Przyzwyczaił się do jej kleistego języka, które bardzo lubiło układać mu futro. Zajął się obserwacją wolno płynących chmurek, uśmiechając się do nich ze spokojem.
- Chciałbym być chmurką... One są takie puchate i leciutkie.
- Ja też... Mogą przybierać tak wiele kształtów... - Zapatrzyła się w niebo - Gdybym była chmurkom, to owinęłabym się cała wokół ciebie.
Zaśmiał się na to, chowając pyszczek w zagłębieniu jej szyi.
- Udało ci się. - zauważył, czując ją bardzo mocno przeciśniętą do jego boku. - Pójdziemy później jeszcze gdzieś? Czy tu... tu mamy być?
- Jeśli będziesz chciał gdzieś jeszcze pójść...to możemy - Po chwili w brzuchu jej głośno zaburczało.
Słysząc ten odgłos, posłał temu miejscu zdziwione spojrzenie. Przysunął głowę ostrożnie, przyciskając ucho do jej brzucha i nasłuchując co się dzieję. A musiał przyznać, że się działo. To była istna kakofonia dźwięków! Czy na pewno kocica nie była w ciąży? Te odgłosy przywodziły mu na myśl, tabun głodnych kocięcych brzuszków.
- Burr, burr - poinformował ją. - Burr, burr chcę am, am
- Tak... Jestem głodna... Brzuszek chyba chce am am... - Polizała go znowu po łebku, mrucząc cicho.
Spojrzał na nią niewinnym wzrokiem, słodkich oczu, oczekując na jej decyzję w tej sprawie. Skoro była głodna, to chyba wypadało zapolować.
- Am, am jest gdzieś tam - Machnął łapą. - A my tu...
- To... Pójdziemy... łapać am am? - spytała, podnosząc się.
Kiwnął łebkiem, również wstając z pyskiem wciąż przyklejonym do jej ciała. Stał tak chwilę, nie potrafiąc się odkleić od jej mięciutkiego futerka. Musiał jednak to zrobić, bo trzeba było dać am am Miodunce. Owinął wokół jej ogona swój ogon, czując się od razu pewniejszy siebie.
- Idziemy.
I tak oto, ruszyli. Widział dumę, którą emitowała kocica. Wyglądała przez to tak władczo. Prawdziwa bogini a nie kot. Te myśli jednak zostały odsunięte na drugi plan, ponieważ wyczuł zapach ptaszka. Rozejrzał się dookoła. Siedział na ziemi co było błędem. Nie chciał puszczać ogonka kotki, ale polowali. Musiał złapać go i jej dać. Przypadł do pozycji łowieckiej i zaczął się skradać. Krok za krokiem, aż w końcu był tak blisko, że ptak się nie spodziewał i już skończył martwy. Z radosnymi iskierkami w oczach, wrócił do Miodunki, rzucając jej zdobycz pod łapy.
- Złapałem!
- Brawo, kochanie! - miauknęła, po czym polizała go za uchem, i otarła się o jego głowę policzkiem. Następnie otwarła pyszczek siadając, tak jak on to robił wcześniej, po czym powiedziała - Am, am!
Zrobiło mu się miło na ten gest. Widząc, że chciała by ją nakarmił, wziął ptaka i położył go jej na pysku. Wyglądało to śmiesznie, bo był większy od jej głowy.
- Am, am duże na am, am
Zaczęła jeść ptaka, choć było to trudne w taki sposób, ale udało jej się nieco go poskubać. Po chwili przełknęła ostatni kawałek, po czym oblizała się i miauknęła:
- Bardzo smaczne było to am am! Pewnie dlatego, że podarowałeś mi je ty, ukochany Niktusiu! - Przysunęła się do niego, po czym kładąc się na nim, wtuliła w jego futerko.
Odrzucił resztki piór i tego co pozostało ze stworzenia na bok, nie chcąc by kotka się nimi udusiła lub zadławiła. Nachylił się do jej pyszczka, wyciągając jedno zabłąkane piórko, gdy się na nim kładła, wypluwając je gdzieś na bok. Skończył na grzbiecie, otulony przez jej ciepło.
- Tak - Uśmiechnął się - Byś nie burrr, burrr
Szczęśliwa zachichotała, po czym zaczęła wylizywać czarnego po jego futrze, dając mu całuski i pielęgnując jego sierść. Zamruczał cicho, relaksując się przy pociągnięciach językiem. Sam nawet wystawił swój język, próbując naśladować kotkę i muskając ją nim w policzek, co spotkało się z jej szczęśliwym mruczeniem. Poczuł jak otarła się o jego policzek swoim policzkiem, splatając ich ogony razem. Cudowne uczucie, cudowne doznanie. Czuł się jak w niebie.
- Mioduńciu... B-bo ja... Ja nie umiem tak ładnie jak ty... Nauczysz mnie? - zapytał, mając na myśli te jej ciągłe oczyszczanie jego futerka z brudu. Sam chciałby się tego nauczyć, bo czuł się jak takie beztalencie, gdy patrzył jak kotka musiała sama się oczyszczać.
- Dobrze. Więc... Robisz to o tak - Przejechała językiem po swoim futrze - Żeby włoski szły w odpowiednim kierunku. Nie pod włos - powiedziała między liźnięciami, tym razem już nie swojego, a jego futerka - Tylko z włosem - dodała, układając mu sierść na boku.
Och... brzmiało to dość prosto. Przyjrzał się jej sierści i ułożeniu włosków. Uniósł lekko głowę, liżąc ją po szyi, lecz nie tak jak powinien, bo sierść uniosła się w górę.
- Ups... Chyba popsułem - speszył się.
- Uda ci się! - zapewniła motywująco, dając mu całusa w policzek.
Znów spróbował, starając się ułożyć sierść tak jak robiła to kotka. Ona jednak miała w tym wprawę, a on musiał się namęczyć, zmuszając otępiony umysł do pracy nad tym, by jej sierść wróciła do poprzedniego stanu.
- Udało się - rzekł dumny z siebie, jakby przyniósł klanowi chwałę. Wtulił nos w jej futerko, mrucząc głośno
Ona zrobiła to samo, także wtulając się w niego. Było im tak dobrze... póki nie usłyszeli dziwnego szelestu gdzieś obok. Miodunka zastrzygła uszami, zaniepokojona. Co to mogło być? To były nowe tereny, nie wiedzieli, co na nich tu czyhało.
- Słyszałeś to? - spytała cicho.
Słysząc niepokój w jej głosie, spiął się. Uniósł łeb, rozglądając się po otoczeniu.
- C-co? - miauknął zestresowany, przylegając do niej bardziej. - Ktoś tu jest?
No to się wkopali. Zjedzą ich jakieś potwory! Co oni narobili?! Mogli jednak nigdzie nie wychodzić, a zostać w obozie. Wtedy nie straciliby życia w tak młodym wieku! Nie miał pojęcia co robić. Czy stanąć do walki, czy też skryć się za wojowniczką licząc, że go ocali. Ale w zasadzie... Umiał walczyć... Czemu na to nie wpadł?
- Nie wiem - wyszeptała jeszcze ciszej, po czym wstała zmieniając wyraz pyska na zacięty. - Halo? Jest tu kto? - spytała, uważnie nasłuchując i lustrując otoczenie.
Z zarośli wyszedł Szpak, mrużąc na nich oczy.
- Co wy tu robicie? - skrzywił pysk. - Ja rozumiem, że jesteś tak rąbnięta jak babcia, by zadawać się z plebsem, ale przestań się z nim lizać, a weź się do roboty. Ty także - warknął do kocura. - Komar nie toleruje pasożytnictwa. Obóz sam się nie zrobi
Skulił się bardziej, widząc ten morderczy wzrok kota, który niegdyś zmusił go do jedzenia wodorostów, gdy był małym kocięciem. Obudziło to w nim złe wspomnienia, które powinny raz na zawsze pozostać za nim.
<Miodunko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz