Powoli wychyliła się zza jabłonki, na której mieścił się obóz członków Owocowego Lasu. Zmęczona człapała za Uszatką, by pójść na trening. Od jakiegoś czasu jakoś… Przestała być taka energiczna. Aktywna. Coraz częściej i szybciej traciła siły, po skończonym krótkim treningu kładła się od razu spać. Drzemki podczas dnia przestawały być dziwactwem, a teraz stały się nawet rutyną. Po prostu zwijała się w kłębek, oczy same jej się kleiły. Starała się, ale nie potrafiła. Teraz jeszcze doszedł ten ból brzucha. Nieznośny i kłujący. Powstrzymywała się od syczenia. Miała serdecznie dość. Marzyła o spokoju. O tak… Zwyczajny spokój. Brak hałasu tuż obok, pisku kociaków. Po prostu.
- Wszystko okej?- z przodu rozległ się głos mentorki. Kiwnęła tylko głową. Szli dalej.
- Naprawdę wszystko okej?- znowu pytanie. Tym razem nie chciała kłamać.
- Niezbyt dobrze się czuję…- jęknęła opuszczając powoli powieki. Jak jej się chciało położyć na gniazdku. A może i też coś zjeść.
- To… Dziś sobie darujemy trening skoro tak. Pójdź to Wschodu po jakieś zioła…
- Nie, nie trzeba.- przerwała. Po co jej było pchanie się do legowiska medyka… Sama by sobie poradziła. Nie była pewna, ale po co iść AŻ tam. Przeżyje.
- Mogłabyś posprzątać w żłobku?
- Akurat w żłobku?- burknęła.
- Możesz się wymienić z Kostką. Ona wymienia mech Pędrakowi.- rzuciła jeszcze szybko tamta. Widziała tylko jak czarno-białe futro dołącza do patrolu łowieckiego. Westchnęła. Jaka ona miała ochotę na mysz… Pyszną mysz… Zawróciła delikatnie i przeczesała wzrokiem inne koty. Nie zobaczyła rzekomej uczennicy. Czemu gdzieś poszła? Powinna być tu i użerać się z kocurem. Chyba, że nie zaczęła jeszcze. Najwyżej tak, ale o takiej porze… Teraz mogła być jednego pewna. Starszy będzie bardzo naburmuszony. Wywróciła oczami na samą myśl. Jak on się wkurzy, to nie ma ratunku. Usiadła więc po prostu przy legowisku starszyzny. Niech się wypcha ta Kostka. Miała sprzątać. Po prostu poczeka na nią tutaj.
- Co tu robisz?- warknięcie kotki odwróciło jej uwagę. Zjawiła się. W samą porę.
- Chcesz się wymienić? Ja mam sprzątać w żłobku.- uśmiechnęła się nieśmiało. Musiała sprawiać miłe wrażenie. Oto proszę, radosny wyraz pyska oraz chęć pomocy.
- A nie wiem. Może.
- Weź! Kociaki wyjdą a Pędrak i tak będzie truł o życiu.
- To proszę. Sprzątaj.
Skinęła delikatnie głową. Dobrze, że się udało. Nie chciała sprzątać w żłobku, nie kiedy przebywa tam Stokrotka z Poziomką a często nawet Jabłko. Miała po dziurki w nosie tej części rodziny. Ciągle po jej głowie walały się pytania “Po kiego grzyba chciał dziecko” albo “Czemu”. Szczęśliwe życie, partner, bachor. To nie dla niej. A on i tak to zrobił, skupienie ich matki kręciło się wokół jej wnuczki. Chore. Bardzo chore. Nie raz chciała pokazać, że jej też wszystko się udaje. Niestety, to nie była prawda. Potrząsnęła głową. Teraz najważniejsze było ukończenie treningu. A dokładnie w tym momencie posprzątanie tego mchu. Zwinęła go w rulon. Łapami delikatnie popychała do przodu, raz, dwa, raz, dwa. I na śmietnik. Idealnie. Szybko zdobyła mech. Gotowe. Nawet nie było aż tak źle. Zwyczajne sprzątanie. Porządki. A teraz spokój.
Ze żłobka rozległy się piski. Pogonione przez mamy dzieci, wybiegły ze żłobka. Wśród kłębowiska rozróżniała futra trzech kociaków. Ganiały ze sobą, ciesząc się ostatnimi promieniami słońca. Już wkrótce miała być Pora Nagich Drzew. Spadnie śnieg, będzie zimno… A nikt nie chciał powtórki z rozrywki, co się stało z Pajęczynką oraz Strumyk. Hipotermia była bardzo łatwa do złapania w takiej porze, ale coś podobnego jak się z nimi stało… Oj. Przysiadła delikatnie, lecz szybko wstała, czując coś… Niezrozumiałego. Po prostu. Także dostała olśnienia. Takiego, którego wolała nie przeżywać.
Szybko ruszyła w stronę lasu. Z oczu zaczęły wylewać się łzy. Nie, nie! To nie mogło być tak. Jak spróbuje tego… Nie wyjawić? Co zrobi, jak już… To… NIE! Przez jej głowę przechodziło mnóstwo myśli, wszystkie związane z jednym faktem. A tak serio kilkoma, które połączyły się w jedność. Zerknęła za siebie. Była dostatecznie daleko obozu. Przełknęła delikatnie ślinę i spojrzała w kałużę przed nią.
- Ja… Przepraszam.- wychlipiała. Jak… Jak określić to co się stało? Chciała móc je kochać, te małe istotki…
Była w ciąży. Spodziewała się kociaków. Zostanie… Mamą. To wszystko określało tylko ten jeden problem, którego nie chciała mieć… Od zawsze.
- Chciałabym móc was kochać.- szepnęła do nienarodzonych dzieci.- Ale muszę coś wymyślić, by było i mnie dobrze i wam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz