Nie wiedział, czy to jakaś cholerna demencja starcza, czy jakaś inna skleroza, bo nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo się wkurwił, jednak jedno było pewne - złość aż z niego kipiała. Kocur bił ogonem o ziemię, piorunując wnuka spojrzeniem morskich oczu. Miał ochotę wydrzeć się na niego ile tylko miał sił w płucach, jakiś głos z tyłu głowy podpowiadał mu, żeby porozmawiał z medykiem, w końcu jest jego wnukiem i na pewno nie zrobił tego celowo. Złość jednak wzięła górę. Point nastroszył futro na grzbiecie.
— Masz mi coś do powiedzenia? — warknął — Co ty sobie wyobrażasz, co!? Są granice Potrójny Kroku i ty właśnie je przekroczyłeś! — oddychał ciężko, bijąc ogonem o łapy — Masz księżyc na zmianę imienia. Zawiodłem się na tobie — syknął, odwracając się plecami do kocura, po czym odszedł w kierunku legowiska wojowników.
* * *
Odetchnął głęboko, stojąc przed wejściem do legowiska medyków. Słyszał jakieś odgłosy krzątania się, jednak nadal nie wiedział, czy jest pewny tego na sto procent. Kilka uderzeń serca musiało minąć, nim nabrał odwagi.
Zrobił jeden krok, później kolejny, przekraczając próg legowiska medyków. Dostrzegł cel swojej wizyty siedzący grzbietem do wejścia, intensywnie wykonujący jakieś ruchy łapą.
— Możemy porozmawiać? — miauknął ostrożnie. Kocur odwrócił się gwałtownie, widząc swojego dziadka, jego oczy rozszerzyły się, kiwnął jednak powoli twierdząco głową. Wytarł w mech papkę, którą miał na łapie, po czym wyszedł za starym liderem.
Szli w milczeniu. Ilekroć Igła zerkał na swojego wnuka, ten sprawiał wrażenie, jakby utonął we własnych myślach, nie zważając na to, co się właśnie dzieje. Lekko zamglone, zmrużone ślepia patrzyły przed siebie. Czuł się winny, tak potwornie winny... powinien porozmawiać z nim wcześniej, wyjaśnić swoje zagubienie... przeprosić. Już od dłuższego czasu to wszystko zaczęło go przerastać, klan gwiazdy, napięta relacja między wnukiem a córką. Nie ważne za kim by stanął, tak czy siak czułby się winny, zaś gdyby pozostał bierny - oboje mieliby mu to za złe.
Spoglądał w niebo, czując przyjemny, chłodny wiatr owiewający mu pysk. Chociaż pogoda tym razem mu sprzyjała. Otworzył pysk, chcąc coś powiedzieć, jednak zamilkł zaraz, widząc przed sobą dobrze znany kopiec.
Przygasający Płomień.
Jego kochana córeczka...
Przełknął rosnącą w gardle. Dawno go tu nie było. I to nie dlatego, że nie miał czasu. Bardziej brakowało mu odwagi, by oglądać miejsce, w którym pochowane było jego maleństwo, które sam musiał zabić... Odwrócił wzrok, kładąc po sobie uszy. Wstyd, ból i żal jaki go ogarnął był nie do opisania. Miał ochotę płakać. Oddychał szybko, starając się jakoś samego siebie przekonać w duchu, że jest dobrze.
Zerknął na Trójkę, który ze smutkiem przyglądał się kopcowi otoczonymi kamykami. Młody medyk westchnął ciężko, przysiadając na ziemi. Igła zawahał się chwilę, kilka uderzeń serca minęło, nim wykonał pierwszy krok. Później poszło już lepiej. Drugi. Trzeci. Czwarty... Przystanął obok liliowego bez słowa, mimowolnie spojrzał na pyszczek kocura. Liznął go za prawym uchem, po czym otarł się o jego policzek. Nie oczekiwał potoku uczuć, po prostu... chciał to zrobić, miał wrażenie, że Potrójny Krok tego potrzebuje, choć mógł się mylić.
— Też za nią tęsknię, Trójeczko... — szepnął chrapliwie, siadając obok.
— Zmieniłem imię Fasoli, jakbyś jeszcze nie wiedział — suche, pozbawione jakichkolwiek uczuć miauknięcie obiło się o jego uszy. Pokiwał głową. I od czego miał zacząć? Nie chciał, żeby to brzmiało jak coś, co zrobił, bo musiał. Naprawdę zależało mu na relacji z kocurem, był przecież jego jedynym wnuczkiem, kochał go szczerze, choć wiedział, że Trójka ma cholerne prawo być na niego wściekły. Ba - miał prawo go nienawidzić.
— Ja nie o tym — zaczął ostrożnie, owijając ogon wokół łap — Ja... Chciałem cię przeprosić. Za wszystko, co powiedziałem, co zrobiłem... Nie powinienem na ciebie krzyczeć, Trójeczko... Nie oczekuję, że mi wybaczysz, nie chcę też się tłumaczyć, ale... czuję się po prostu w tym wszystkim zagubiony. Tyle nieszczęść nas ostatnio spotkało a ja... niesłusznie obwiniałem klan gwiazdy za to wszystko. Po prostu... Bardzo mi przykro, że cię zraniłem, że nie okazałem wsparcia również tobie. Chcę, żebyś wiedział, że jesteś moim kochanym wnuczkiem i naprawdę mi na tobie zależy. Przepraszam, Trójko... — zamilkł, wlepiając w kocurka swoje oko, które mu pozostało. Cierpliwie czekał na jego reakcję, mając świadomość, że nie musi być ona pozytywna.
< Trójko? I cyk setne opko >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz