Aronia westchnął cicho. Jego też to przerażało. Czas biegł tak nie ubłaganie. Bycie uczniami? Kiedy to było. Tyle księżyców temu. Zdawało się, że jeszcze tak niedawno zaczepiał Łabędzią Łapę na zgromadzeniu, a nim się obejrzał byli już partnerami, a on został zastępcą.
— Mnie też.
Zerknął na pointa i uśmiechnął się lekko.
— Bez przesady, że lada dzień. Spójrz na Pstrągową Gwiazdę, szybko, niestety, nic jej nie sprzątnie z tego świata. — widząc niepewną minę kocura, dodał. — Nie ma co się martwić na zapas. A przed nami jeszcze wiele księżyców.
— Ra-racja. — miauknął cicho Łabędzi Plusk.
Aroniowy Podmuch zbliżył się niepewnie do kocura. Point obserwował go uważnie niebieskimi ślipiami. Obydwoje byli skrępowani. Nie wiedzieli na co sobie pozwolić.
— B-będziemy mu-musieli się ze-zebrać p-przed świt-tem.
— Chyba jeszcze nie nastał. — stwierdził Aronia.
Dla upewnienia wstał i podążył do wyjścia z borsuczej nory. Łabędzi Plusk także się podniósł i ruszył za nim. Zaskoczeni ujrzeli powoli jaśniejące niebo. Do wschodu słońca jeszcze trochę było, ale musieli jeszcze wrócić.
— To chyba musimy się pospieszyć ze znalezieniem tego drugiego wyjścia.
— R-racja.
Podeszli ponownie do rozwidlenia dróg. Tym razem skręcili w drugie. Z każdym krokiem nora stawała się ciaśniejsza. Łabędzi Plusk musiał się zgarbić. Aronia także to uczynił, czując jak ziemia nieprzyjemnie ociera go po łbie i grzbiecie. Wkrótce poczuł świeże powietrze. Point pierwszy wygramolił się z nory. Jego tyłek nieco utknął, więc Aroniowy Podmuch musiał go popchnąć. On sam zaczął się przeciskać przez wyjście. Okazało się to do nie najłatwiejszych zadań. Łabądek, który już znajdował się na zewnątrz, spojrzał na niego pytająco. Kocur wiedząc, że go nikt od tyłu nie popchnie, wbił mocno pazury w ziemię. Po paru uderzeniach serca niezgrabnego wiercenia się i cichego przeklinania udało mu się wydostać. Cały zakurzony ziemią otrzepał się pospiesznie.
— Brr... — mruknął, widząc jak uwalone jest jego futro.
Ujrzawszy lekki uśmiech na pysku Łabędziego Plusku, położył nastroszoną sierść.
— Nie wyglądasz lepiej. — miauknął z przekąsem, podchodząc do partnera. — Czekaj.
Strzepnął z grzbietu pointa kawałki korzeni.
— T-ty też t-tu ma-masz j-jeden. — oznajmił cicho, by następnie zdjąć z jego łba coś.
Łabędzi Plusk znalazł się obok niego na tyle blisko, że Aronia wstrzymał oddech. Jego futro nawet zakurzone wyglądało ładnie. Pomimo że kocur świetnie znał jego strukturę miał ochotę dotknął go. Wtulić się w pointa i zostać tak, nie przejmując się klanem oraz patrolami do wyznaczenia.
— D-dzięki. — miauknął lekko speszony, odsuwając się. — Do... do zobaczenia?
Łabędzi Plusk kiwnął łbem.
— D-do zo-zobaczenia.
* * *
Świt nastał szybciej niż się spodziewał. Zdążył się położyć na trochę w legowisku nim musiał wstać. Na dodatek jego futro mokre od wody, przez którą się przeprawił, by zmyć z siebie zapach Klifiaka i borsuczej nory, jak na złość nie chciało wyschnąć. Nieprzyjemnie dreszcze przechodziły po jego ciele. Zmarzł, a oczy lepiły mu się do snu.
— Aroniowy Podmuchu...? — miauknęła Biegnący Potok.
Kocur otworzył gwałtownie ślipia. Wojowniczka przyglądała mu się niepewnie.
— Tak?
— To z kim mam iść?
— Aroniowy Podmuchu...? — miauknęła Biegnący Potok.
Kocur otworzył gwałtownie ślipia. Wojowniczka przyglądała mu się niepewnie.
— Tak?
— To z kim mam iść?
— Ee... Weź ze sobą Biały Kieł, Iskrzący Krok. — mruknął pierwsze koty, które przyszły mu do łba.
Kotka zmarszczyła brwi.
— Ale oni już poszli na patrol łowiecki. Z Karasiową Łuską.
Aroniowy Podmuch westchnął.
— To Jesionowy Wicher i Poziomkowy Blask.
Kotka skinęła łbem i odeszła. Aroniowy Podmuch zmrużył ślipia. Miał nadzieję, że to na dzisiaj koniec jego zaangażowania w cokolwiek. Otworzył niechętnie oczy i ruszył w stronę swojego legowiska. Tam ułożył się wygodnie z nadzieją na dłuższą drzemkę.
— Aroniowy Podmuchu!
Kotka zmarszczyła brwi.
— Ale oni już poszli na patrol łowiecki. Z Karasiową Łuską.
Aroniowy Podmuch westchnął.
— To Jesionowy Wicher i Poziomkowy Blask.
Kotka skinęła łbem i odeszła. Aroniowy Podmuch zmrużył ślipia. Miał nadzieję, że to na dzisiaj koniec jego zaangażowania w cokolwiek. Otworzył niechętnie oczy i ruszył w stronę swojego legowiska. Tam ułożył się wygodnie z nadzieją na dłuższą drzemkę.
— Aroniowy Podmuchu!
Zdawało mu się, że dopiero zamknął oczy, ale po słońcu widział, że minęło więcej czasu. Słońce już niemal szczytowało. Zdyszany pysk Iskrzącego Kroku to drugie co ujrzał.
— Czego.
— Czego.
Kocur trochę się speszył.
— Na patrolu łowieckim z Białym Kłem i Karasiową Łuską znaleźliśmy borsuczą norę.
Serce Aroniowego Podmuchu zabiło szybciej. Ślipia od razu otworzyły mu się szybciej.
— I? — z trudem powiedział to opanowanym głosem. — Wszędzie są jakieś nory. To nic nowego.
— Był tam też zwietrzały zapach Klifiaka...
Aroniowy Podmuch zerwał się na łapy. Ogon mimowolnie zaczął się nerwowo kiwać.
— Zaprowadź mnie tam.
— Ale... ale nie powinniśmy poinformować pierw Pstrągowej Gwiazdy? — zapytał niepewnie wojownik.
— To idź do niej, jak tak strasznie tęsknisz za jej pyskiem. — syknął, wychodząc z legowiska wojowników.
Karasiowa Łuska podniosła się, widząc wychodzącego zastępcę. Szturchnęła lekko przysypiającego Białego Kła.
— Na patrolu łowieckim z Białym Kłem i Karasiową Łuską znaleźliśmy borsuczą norę.
Serce Aroniowego Podmuchu zabiło szybciej. Ślipia od razu otworzyły mu się szybciej.
— I? — z trudem powiedział to opanowanym głosem. — Wszędzie są jakieś nory. To nic nowego.
— Był tam też zwietrzały zapach Klifiaka...
Aroniowy Podmuch zerwał się na łapy. Ogon mimowolnie zaczął się nerwowo kiwać.
— Zaprowadź mnie tam.
— Ale... ale nie powinniśmy poinformować pierw Pstrągowej Gwiazdy? — zapytał niepewnie wojownik.
— To idź do niej, jak tak strasznie tęsknisz za jej pyskiem. — syknął, wychodząc z legowiska wojowników.
Karasiowa Łuska podniosła się, widząc wychodzącego zastępcę. Szturchnęła lekko przysypiającego Białego Kła.
— Zaprowadźcie mnie tam.
Ruszyli. Aroniowy Podmuch na początku liczył, że dotrą może do innej borsuczej nory. Lecz z każdym krokiem orientował się, że raczej nie ma na co liczyć. Dotarli do nory, w którą wczoraj wpadł. Poczuł nieprzyjemny skręt w żołądku.
— Myślicie, że Klifiaki urządzają tu sobie bazę? Taką super tajną i obserwują nas z ukrycia. Może właśnie teraz tłoczy się tam pięciu wojowników tylko czekających na to by nas zaatakować. — zaczęła paplać Karasiowa Łuska.
Biały Kieł wybałuszył ślipia.
— Folalbym nie — wyseplenił cicho.
Ruszyli. Aroniowy Podmuch na początku liczył, że dotrą może do innej borsuczej nory. Lecz z każdym krokiem orientował się, że raczej nie ma na co liczyć. Dotarli do nory, w którą wczoraj wpadł. Poczuł nieprzyjemny skręt w żołądku.
— Myślicie, że Klifiaki urządzają tu sobie bazę? Taką super tajną i obserwują nas z ukrycia. Może właśnie teraz tłoczy się tam pięciu wojowników tylko czekających na to by nas zaatakować. — zaczęła paplać Karasiowa Łuska.
Biały Kieł wybałuszył ślipia.
— Folalbym nie — wyseplenił cicho.
— Wyczulibyśmy ich. — stwierdził Aroniowy Podmuch. — Pewnie jakaś pierdoła zabłądziła i wpadła do dziury.
Wzrok miał wbity w łapy. Nie mógł zdradzić tego, że właśnie on był tą pierdołą.
— Może. — miauknął Iskrzący Krok. — Ale już samo zbłądzenie jest podejrzane. Nasze granice są dobrze oznakowane.
Aronia przewrócił ślipiami.
— Jak się tak boicie tej niby tajnej bazy to ją zasypmy. Najwyżej Klifiaki się uduszą. — mruknął w stronę Karasiowej Łuski.
Trójka wojowników spojrzała po sobie, a potem na niego niepewnie.
— Że my mamy zasypać? — zapytał niepewnie Iskrzący Krok.
Aronia prychnął.
— A co łap nie macie? No już razem szybciej nam pójdzie. — mruknął, biorąc się do roboty.
Wzrok miał wbity w łapy. Nie mógł zdradzić tego, że właśnie on był tą pierdołą.
— Może. — miauknął Iskrzący Krok. — Ale już samo zbłądzenie jest podejrzane. Nasze granice są dobrze oznakowane.
Aronia przewrócił ślipiami.
— Jak się tak boicie tej niby tajnej bazy to ją zasypmy. Najwyżej Klifiaki się uduszą. — mruknął w stronę Karasiowej Łuski.
Trójka wojowników spojrzała po sobie, a potem na niego niepewnie.
— Że my mamy zasypać? — zapytał niepewnie Iskrzący Krok.
Aronia prychnął.
— A co łap nie macie? No już razem szybciej nam pójdzie. — mruknął, biorąc się do roboty.
Zignorował ciche kłucie żalu. To było jego wina, że teraz musiał zasypać jego i Łabądka wspólne miejsce. Zamiast pójść do obozu powinien zająć się lepiej zamaskowaniem zapachu Łabędziego Plusku. Wojownicy dołączyli do niego i po parunastu uderzaniach serca wejście główne do borsuczej nory było zasypane. Zmęczony usiadł.
— Wracajmy. — mruknął. — Macie wolne popołudnie.
— Wracajmy. — mruknął. — Macie wolne popołudnie.
* * *
*przed byciem panem liderem *
— A ty gdzie?
Pysk Borsuczego Warkotu skrzywiony był w grymas. Jak w sumie zwykle. Aroniowy Podmuch trzepnął ogonem.
— Przejść się. Jak ci nie pasuje leć naskarżyć Pstrągowej Gwieździe. — syknął.
Wojownik położył uszy. Mierzył jeszcze uderzenie serca wzrokiem.
— Żebyś się nie zdziwił. — burknął Borsuczy Warkot.
Aronia wskoczył na kłodę. Ruszył w głąb terenów. Dziwne uczucie, jakby ktoś podążał jego tropem siedziało mu na ogonie. Lecz co się odwrócił, nikogo za sobą nie zastał. Westchnął nerwowo, skręcając nagle. Wszedł w wyższą trawę. Jej kosmyki nieprzyjemnie ocierały się o pysk zastępcy, lecz wolał się upewnić, że nikt go nie śledzi. Kładąc powoli łapy, nasłuchiwał. Był już blisko farmy. Czuł zapach zwierząt Dwunożnych. Łabędzi Plusk pewnie czekał gdzieś przy granicy. Z utęsknieniem spojrzał w stronę modrzewiu rosnącego koło granicy. Chciał móc się już zobaczyć z pointem. Porzucić dziwne uczucie bycia śledzonym i wybiec partnerowi na spotkanie. Móc już wtulić się w jego sierść. Nie widzieli się pół księżyca, a czas dłużył się czarno-białemu w nieskończoność. Położył uszy, docierając do płotu. Wskoczył na niego i spojrzał na rozciągającą się polanę. Szybko zauważył czyjś ogon wystający z traw. Cynamonowy czubek szybko zawęził krąg podejrzanych. Aroniowy Podmuch westchnął.
— Widzę cię Iskrzący Kroku. — warknął.
Młody wojownik pokrzyżował mu wieczorne plany. Nie krył się ze złością.
— W-witaj... — miauknął cicho cynamonowy.
— Czemu za mną łazisz? Śledzisz mnie? Pstrągowa Gwiazda ci kazała?
— Przejść się. Jak ci nie pasuje leć naskarżyć Pstrągowej Gwieździe. — syknął.
Wojownik położył uszy. Mierzył jeszcze uderzenie serca wzrokiem.
— Żebyś się nie zdziwił. — burknął Borsuczy Warkot.
Aronia wskoczył na kłodę. Ruszył w głąb terenów. Dziwne uczucie, jakby ktoś podążał jego tropem siedziało mu na ogonie. Lecz co się odwrócił, nikogo za sobą nie zastał. Westchnął nerwowo, skręcając nagle. Wszedł w wyższą trawę. Jej kosmyki nieprzyjemnie ocierały się o pysk zastępcy, lecz wolał się upewnić, że nikt go nie śledzi. Kładąc powoli łapy, nasłuchiwał. Był już blisko farmy. Czuł zapach zwierząt Dwunożnych. Łabędzi Plusk pewnie czekał gdzieś przy granicy. Z utęsknieniem spojrzał w stronę modrzewiu rosnącego koło granicy. Chciał móc się już zobaczyć z pointem. Porzucić dziwne uczucie bycia śledzonym i wybiec partnerowi na spotkanie. Móc już wtulić się w jego sierść. Nie widzieli się pół księżyca, a czas dłużył się czarno-białemu w nieskończoność. Położył uszy, docierając do płotu. Wskoczył na niego i spojrzał na rozciągającą się polanę. Szybko zauważył czyjś ogon wystający z traw. Cynamonowy czubek szybko zawęził krąg podejrzanych. Aroniowy Podmuch westchnął.
— Widzę cię Iskrzący Kroku. — warknął.
Młody wojownik pokrzyżował mu wieczorne plany. Nie krył się ze złością.
— W-witaj... — miauknął cicho cynamonowy.
— Czemu za mną łazisz? Śledzisz mnie? Pstrągowa Gwiazda ci kazała?
Kocur szybko pokręcił łbem.
— Ja... ja chciałem zapytać, czy mogę nie iść jutro na... na poranny patrol...? — mruknął niepewnie wojownik.
Aroniowy Podmuch uniósł brwi.
— Możesz. A teraz spadaj.
Iskrzący Krok zamiast ruszyć kuper w stronę obozu, spojrzał niepewnie na zastępcę.
— Bo... bo ja chciałem się o coś jeszcze spytać... — przeciągał każde słowo w nieskończoność.
Coraz bardziej irytował Aronię. Mógł go nie przynosić do obozu. Zaoszczędziłby dużo czasu. Swojego i innych.
— No?
— Bo... bo ja słyszałem...
— Ja... ja chciałem zapytać, czy mogę nie iść jutro na... na poranny patrol...? — mruknął niepewnie wojownik.
Aroniowy Podmuch uniósł brwi.
— Możesz. A teraz spadaj.
Iskrzący Krok zamiast ruszyć kuper w stronę obozu, spojrzał niepewnie na zastępcę.
— Bo... bo ja chciałem się o coś jeszcze spytać... — przeciągał każde słowo w nieskończoność.
Coraz bardziej irytował Aronię. Mógł go nie przynosić do obozu. Zaoszczędziłby dużo czasu. Swojego i innych.
— No?
— Bo... bo ja słyszałem...
— Co słyszałeś?
— Ja słyszałem, że ty... że ty wolisz kocury... — miauknął speszony.
Aroniowy Podmuch poczuł jak cała sierść staje mu dęba.
— Co. Kto ci to powiedział? — syknął.
Aroniowy Podmuch poczuł jak cała sierść staje mu dęba.
— Co. Kto ci to powiedział? — syknął.
— T-to nieważne. Ale wolisz? — zapytał z dziwną iskrą w ślepiu.
Zastępcy nie spodobało się to.
— Nie twój interes. Czemu to cię w ogóle interesuje? Nie masz lepszych rzeczy do robienia? Może za bardzo się nudzisz pomiędzy patrolami?
— Nie twój interes. Czemu to cię w ogóle interesuje? Nie masz lepszych rzeczy do robienia? Może za bardzo się nudzisz pomiędzy patrolami?
Wojownik pospiesznie pokręcił łebkiem.
— Więc? — burknął Aroniowy Podmuch, chcąc już tylko zagrzebać się głęboko pod legowiskiem.
Ostatni kot, którego za bardzo obchodziła jego orientacja był... upierdliwy. Ćmia Łapa była karą od Klanu Gwiazd za błędy, które popełnił dopiero w przyszłości.
— B-bo ja lubię... kogoś. — wyznał cicho Iskrzący Krok. — Ale nie wiem, czy t-to tak po przyjacielsku, czy c-coś więcej...
— Więc? — burknął Aroniowy Podmuch, chcąc już tylko zagrzebać się głęboko pod legowiskiem.
Ostatni kot, którego za bardzo obchodziła jego orientacja był... upierdliwy. Ćmia Łapa była karą od Klanu Gwiazd za błędy, które popełnił dopiero w przyszłości.
— B-bo ja lubię... kogoś. — wyznał cicho Iskrzący Krok. — Ale nie wiem, czy t-to tak po przyjacielsku, czy c-coś więcej...
Aronia przewrócił oczami. Kim on był, że kocur postanowił akurat go pytać o takie rzeczy. Trzepnął mimowolnie ogonem i zeskoczył z płotu.
— Chodź. — mruknął cicho z żalem spoglądając w miejsce spotkania z Łabędzim Pluskiem. — Postaram się... spróbuję ci to jakoś wytłumaczyć. Ale spróbuj komuś wygadać coś, a sam ci odgryzę język. — burknął.
Iskrzący Krok kiwnął łbem i podążył za nim.
— Chodź. — mruknął cicho z żalem spoglądając w miejsce spotkania z Łabędzim Pluskiem. — Postaram się... spróbuję ci to jakoś wytłumaczyć. Ale spróbuj komuś wygadać coś, a sam ci odgryzę język. — burknął.
Iskrzący Krok kiwnął łbem i podążył za nim.
* * *
Zwinięty w kłębek rozmyślał. Upał zdawał się nie przechodzić, a wody nawet w ich jeziorze było coraz mniej. Co zrobią jak się skończy? Czy Gwiezdni jakoś im pomogą? Czy wyżyją z samej zwierzyny z lasu? A może powinni pogonić lisy z bagien i przejąć i te tereny?
Tyle pytań bez odpowiedzi kłębiło się w jego łbie.
Przeciągnął się leniwie. Coś strzeliło mu w kręgosłupie. Poranny Zorza stękał mu, że za mało się rusza. Aroniowa Gwiazda przywykł już do płowego. Ten mimo bycia Klifiakiem był dość porządnym kotem jak na Klifiaka. Choć jego dziwne przednie łapy budziły w Aronii jakiś niepokój. Wolał nie wiedzieć czym tak podpadł Klanowi Gwiazd, że tak go pokarali. Wstał i wyszedł ze swojego legowiska z nadzieją, że jak wróci nie zastanie na nim kału. Współklanowicze skryci w cieniu wierzby wylegiwali się spokojnie. Aronia skierował się do wyjścia z obozu. Coś jeszcze go niepokoiło. Skoro ich jezioro wysychało to jak Klifiaki radziły sobie z upałem. Z tego co wiedział przez ich teren biegł wąski strumyk. Wizja spragnionego i przegrzanego Łabędziego Pluska śniła mu się po nocach. Nie ufał tej całej Berberysowej Gwieździe. Pewnie była córką Lisiej Gwiazdy i miała tak samo snuty przez pająki mózg jak rudy szaleniec. Ruszył w stronę niewielkiego modrzewia rosnącego pomiędzy granicami Klanu Klifu i Klan Nocy. Głupio liczył, że spotka tam kocura. Że Klan Gwiazd pozwoli im na spotkanie tylu księżycach rozłąki. Łabędziego Plusku nie było na zgromadzeniu. Nie było go ani widać, ani czuć przy granicy. Zupełnie jakby zniknął. Aroniowa Gwiazda szybko odrzucił tą myśl. Musiał wierzyć, że Łabędzi Plusk jest cały i zdrowy. Usiadł i czekał. Bacznie pilnując linii granicznej, położył się w cieniu drzewa. Ten sprawiał, że upał stawał się nieco bardziej znośny.
— A-aronia? — usłyszał pełen niepokoju głos nad sobą.
<Łabąd?>
Tyle pytań bez odpowiedzi kłębiło się w jego łbie.
Przeciągnął się leniwie. Coś strzeliło mu w kręgosłupie. Poranny Zorza stękał mu, że za mało się rusza. Aroniowa Gwiazda przywykł już do płowego. Ten mimo bycia Klifiakiem był dość porządnym kotem jak na Klifiaka. Choć jego dziwne przednie łapy budziły w Aronii jakiś niepokój. Wolał nie wiedzieć czym tak podpadł Klanowi Gwiazd, że tak go pokarali. Wstał i wyszedł ze swojego legowiska z nadzieją, że jak wróci nie zastanie na nim kału. Współklanowicze skryci w cieniu wierzby wylegiwali się spokojnie. Aronia skierował się do wyjścia z obozu. Coś jeszcze go niepokoiło. Skoro ich jezioro wysychało to jak Klifiaki radziły sobie z upałem. Z tego co wiedział przez ich teren biegł wąski strumyk. Wizja spragnionego i przegrzanego Łabędziego Pluska śniła mu się po nocach. Nie ufał tej całej Berberysowej Gwieździe. Pewnie była córką Lisiej Gwiazdy i miała tak samo snuty przez pająki mózg jak rudy szaleniec. Ruszył w stronę niewielkiego modrzewia rosnącego pomiędzy granicami Klanu Klifu i Klan Nocy. Głupio liczył, że spotka tam kocura. Że Klan Gwiazd pozwoli im na spotkanie tylu księżycach rozłąki. Łabędziego Plusku nie było na zgromadzeniu. Nie było go ani widać, ani czuć przy granicy. Zupełnie jakby zniknął. Aroniowa Gwiazda szybko odrzucił tą myśl. Musiał wierzyć, że Łabędzi Plusk jest cały i zdrowy. Usiadł i czekał. Bacznie pilnując linii granicznej, położył się w cieniu drzewa. Ten sprawiał, że upał stawał się nieco bardziej znośny.
— A-aronia? — usłyszał pełen niepokoju głos nad sobą.
<Łabąd?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz