Śniła mu się mama. Jej ciepły uśmiech oraz miękkie łaciate futerko. Jak tuliła ich wszystkich do snu, okrywając swym puszystym ogonem. Spokojny poranek kiedy wstawali, leniwie się przeciągając i biegli do Oblodzonej Sadzawki, by pobawić się z jej kociętami. Gruszka wygramolił się dumnie, niemal przewracając o ogon skulonego Malinka, a Jesionek już wszędzie skakał przepełniony energią. Mieli się bawić w bitwę. Tępe Klifiaki przeciw wspaniałym Nocniakom. Agrest marudziła, że nie jest w drużynie z Gruszką. Pigwa choć nie przyznawał się, też by wolał być z nim w drużynie. Zabawa się zaczęła, a kocięce piski przepełniły kociarnie. Pigwa przyglądał się bawiącym kolegą z lekkim uśmiechem. Odwrócił się w stronę mamy. Lecz zamiast niej na legowisku leżała kupka zwietrzałych kości. Przerażony odwrócił się w stronę przyjaciół. Splamieni krwią i pełni ran Jesionowy Wicher i Poziomkowy Blask stali w otoczeniu rozkładających się zwłok. Pigwa poczuł jak łapy mu drżą, a serce przyspiesza.
— C-co się stało? — pisnął przerażony.
Kocury spojrzały po sobie z obojętnością.
— Wszyscy umarli Pigwowy Kle. Zostaliśmy tylko my. Niedługo pewnie i któreś z nas zginie. — odrzekł Poziomek, zerkając na poharatane drobne ciałko Agrest.
Przy nich wydała się taka malutka. Taka niewinna. Nie powinna wtedy umierać.
— I to twoja wina — stwierdził Jesionowy Wicher. — Gdybyś tak przed wszystkimi nie uciekał. Gdybyś tylko był dla nich wsparciem, niektórzy mogliby nadal żyć — syknął, wskazując na przemoknięte zwłoki Gruszkowego Upadku.
Serce podeszło Pigwie prawie do gardła. Czuł jak gula powoli uniemożliwia mu oddychanie.
— Prze-przepraszam, j-ja prze-przepraszam! — pisnął żałośnie. — J-ja naprawdę n-nie... n-nie chciał-łem!
Jesionowy Wicher prychnął z obrzydzeniem.
— Za późno na przeprosiny — stwierdził, rzucając się z wyciągniętymi pazurami w stronę Pigwy.
Kocur obudził się z piskiem, zrywając na łapy. Rozejrzał się nerwowo. Emocje ze snu go nie opuściły. Strach i żal przelewały się w drobnym ciałku.
— Już noc. Nie wrzeszcz tak. — syknęła zła Cisowe Moczary. — Jeszcze jedna akcja i śpisz na dworze — ostrzegła, trzepiąc ogonem.
Pigwa spojrzał na starą kocicę. Czasem nie rozumiał jakim cudem bywała taka spokojna. Może starość i demencja tak działały na nią.
— Weź trochę maku i idź spać. Jutro mamy dużo do roboty. — mruknęła Cis z niemal niewyczuwalną troską.
Pigwa skinął łbem i chwycił parę ziarenek. Po czym wrócił na swoje niewielkie legowisko. Ułożył się wygodnie, zerkając ukradkiem na Cis. Po jej lżejszym oddechu mógł stwierdzić, że staruszka już śpi. Spojrzał jeszcze raz na nią niepewnie, po czym chwycił swe legowisko i przysunął bliżej Cis. Kładąc się najdelikatniej jak się dało, położył się na nim, stykając się lekko z umorusaną sierścią staruszki. Miał nadzieję, że tym razem przyśni mu się coś innego.
* * *
Dzień zaczął się tak samo jak zwykle. Wstał. Zaczął układać zioła. Wygrzebał z kryjówki piszczkę dla niego i Cis. Obudził staruszkę. Ta niezadowolona wstała pożarła śniadanie i zaczynała zrzędzić. Pigwa wyglądając z nory, oczekiwał zmierzchu. Wraz z ciemniejącym się niebem podekscytowanie kocura rosło. Tylko o tej porze mógł swobodnie chodzić po dawnych terenach Lisiaków. Czasem z utęsknieniem wpatrywał się w stronę Klanu Nocy, mając nadzieję, że może jakimś cudem spotka Karasiową Łuskę. Widząc już gwiazdy na niebie, wygramolił się z kryjówki. Uważnie się rozglądając, wyszedł z nory Cis. Krzyknął tylko do kotki, że wróci przed świtem, na co ta kazała mu przynieść więcej niż jedną wychudzoną mysz. Pigwa uśmiechnął się lekko i odpowiedział, że się postara. Wraz z polepszeniem się zdrowia staruszki ta coraz więcej od niego żądała. Kocur z natury dość uległy mało kiedy jej się buntował. Chciał, żeby Cis przeżyła ostatnie księżyce swojego życia dobrze. Otoczona troską, mająca z kim porozmawiać. Niegłodująca ze świeżym mchem w legowisku. W końcu każdy wschód słońca mógł teraz być jej ostatnim. Dlatego musiał zadbać o nią najlepiej jak się dało. Skierował łapy w stronę rzeki. Dobrze pamiętał o skrytej sympatii Cisowych Moczar do ryb. Usiadł nad strumieniem, obserwując uważnie kafle wody. Dziwny szelest i smród Nocniaka sprawił, że sierść na karku Pigwy stanęły dęba.
Nie chciał umierać. Nie dziś. Tym bardziej, że dzisiejsza mysz, była ostatnia z ich zapasu. Zebrał się w garść. Musiał wykazać się odwagą. W końcu w swoim klanie uważano go za mordercę Pstrągowej Gwiazdy. Potężnej i straszliwej kocicy, która najechała i zniszczyła Klan Lisa. Przecież nie byle kto mógł ją zabić, a jemu się udało. Poczuł jak łzy, podchodzą mu do ślip. Miał nadzieję, że babcia nie ma mu tego na złe. Liczył, że po śmierci będzie mógł wytłumaczyć jej to wszystko. Zebrał niszowe resztki odwagi, gdy ujrzał niebieskie futro. Imbirowy Korzeń. Z jakiegoś powodu kociak Owczego Futerka kręcił się dziwnie wokół jego ojca. Zachowywali się, jakby znali się od lat.
— Ah, to ty jesteś tym młodym od Owczego Futra? — miauknął, starając się naśladować niewzruszoność Cisowych Moczar.
Modląc się cicho do Gwiezdnych, żeby młodzik się go przestraszył i zostawił w spokoju, obserwował go uważnie. Czuł jak serce biło mu jak szalone, a łapy drżały. Miał wrażenie, że zaraz zwariuje z tego stresu. Coraz bardziej desperacko zerkał na strumień. Może gdyby do niego wskoczył, zdołałby uciec Imbirowi?
— I tym, co ostatnio kręcił się koło mnie. Myślisz, że nie zauważyłem? — ledwo powstrzymał drżenie głosu.
Improwizacja nie była jego mocną stroną. Ani aktorstwo. Czuł jak jego szanse przestraszania Imbiru drastycznie spadają.
— Ja też zauważyłem kilka ciekawych rzeczy. Myślałeś, że o niczym nie wiem? Ja wiem wszystko o tobie — mruknął niebieski wojownik.
Pigwę lekko zatkało. Nie sądził, że niebieski mógłby być aż tak dobry w obserwacji i wywiadzie. Miał nadzieję, że tylko Karasiowej Łusce nic nie groziło.
— Aroniowa Gwiazda mógłby się bardziej wysilić, zamiast wysyłać takiego wyrzyganego kłaka, jak ty. Jesteś świeżo po treningu, więc dlaczego miałbyś mnie dorwać? — ledwo wypuścił z siebie te słowa.
Imbir przyglądał się mu chwilę. Pigwa miał nadzieję, że to ten moment, gdy młodzik idzie po posiłki a on ucieka. Lecz jego pozycja sugerowała coś innego. Był w dupie. Kocur rzucił się na niego. Z początku starał się niego z siebie zrzucić. Uciec do strumienia. Odpłynąć, a potem wrócić do Cis. Przenieść się z nią gdzieś indziej. Lecz z każdym uderzeniem serca walki tracił na to nadzieję. Wojownik był od niego silniejszy. O wiele. Nie miał szans. Nie minęło długo, by Pigwa wycieńczony wpadł na ziemię. Spojrzał jeszcze raz z utęsknieniem w stronę rzeki. Zdawała się znajdować tak daleko. Słyszał jak Imbir prycha i podchodzi do niego. Szczęki niebieskiego zacisnęły się na gardle Pigwy. Ten zamknął ślipia. Już zaraz spotka się ze swoją mamą. Lśniąca Róża utuli go mocno jak za kocięcyh lat, pozwalając całkowicie zatopić w jej miękkim futerku. Agrest pewnie zazdrosna dziabnie go w ogon. Pluskający Ogon zacznie go wypytywać o jego i Karasiową Łuskę. Uśmiechnął się słabo na myśl witająco go Gruszkowego Upadku. Może teraz już w Klanie Gwiazd wyzna mu, że zawsze czuł do niego coś więcej niż przyjaźń? Nagły ból sprawił, że pisnął. Już było po wszystkim. Teraz czekało go najlepsza część życia.
* * *
Otworzył oczy. Zaskoczony zamiast bajecznej krainy ujrzał ponurą puszcze. Rozejrzał się, nie rozumiejąc co się dzieje. Był pewny, że tak nie wygląda Klan Gwiazd. Ujrzawszy ulany pysk prawie krzyknął.
— C-co...? Co się dzie-dzieje? Gdzie... g-gdzie ja jestem? — zapytał Bobrzą Kłodę.
Gruby kocur prychnął ni to z rozbawienia, ni z irytowania.
— Na ciebie też się te dupki wypięły, co? — rzucił, leniwie się przeciągając. — Witaj w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd młody — oznajmił z paskudnym uśmiechem.
Pigwa poczuł jak łzy nalatują mu do ślip.
Pigwa poczuł jak łzy nalatują mu do ślip.
Nie tego się spodziewał.
Pigwa... :(
OdpowiedzUsuń:(
OdpowiedzUsuń