Jednak w duchu czuła się dość niezręcznie. Czemu się tu dziwić? Chodziło o matkę Lśniącego. Chciała się dowiedzieć o niej jak najwięcej, a jednak wciąż musiała zamaskować swoje intencje. Cóż, nie jest to takie proste, jak myślała...
Natomiast liliowy kocur przewrócił oczami i westchnął:
- No, dawaj.
- Czy według Poplamionego Piórka robię postępy? Co ona o mnie myśli?
- Tak... Chyba tak - mruknął Lśniąca Łapa. - Ale nie mam pojęcia, jakie ma o tobie zdanie. Nie umiem czytać w myślach.
- Nic nie wspominała? - warknęła Pszczela Łapa.
- Nic, a co?
- Tak pytam... - Kotka odpuściła. Po raz kolejny, ale tym razem obiecała sobie, że raz na zawsze. Za każdym razem obiecywała, z czego nic nie wychodziło.
- Coś jeszcze? - Liliowy najwidoczniej tracił cierpliwość.
- Nie. Idź zbierać zioła czy co tam robisz. Cokolwiek - prychnęła i zniknęła gdzieś poza obozem.
***
- Cholera, Pszczela Łapo, postawa! - miauknęła ostro Poplamione Piórko.
Ta, jeszcze tego do szczęścia brakowało - wyprowadzić mentorkę z równowagi. Najpierw Lśniący udowodnił jej, że pozostaje dla niej obojętna, a teraz znów ją zawodzi tym, że nie potrafi prawidłowo wykonać skoku. Była na siebie tak wściekła, że nie potrafiła tego znieść. Miała ochotę położyć się na trawie i zacząć wyć. Ba! Przeklinać Klan Gwiazdy, że nie potrafiła odnaleźć się w tej przedziwnej sytuacji. Co ona w ogóle sobie myśli?
Pszczółka spuściła po sobie uszy i wymamrotała ciche "przepraszam". Na szczęście syjamka może uspokoić się tak łatwo, jak się zdenerwowała. Popatrzyła na uczennice swoimi łagodnymi oczętami i westchnęła.
- Zajmiemy się tym później. I nie musisz się załamywać. Nie jesteś jedyną w historii Klanu, która ma problem ze skokiem na odpowiedni dystans. Po prostu musisz poświęcić na to więcej czasu, którego aktualnie nie masz.
Poplamione Piórko zerknęła na pobliski dąb. Po jednej z gałęzi skakał sobie pulchny skowronek, aż ciężko byłoby odpuścić taki przysmaczek. Pszczółka oblizała się odruchowo.
- Postaraj się nie wydać ani jednego dźwięku, złapiesz go bez problemu.
Szylkretka przyjęła wyzwanie. Cofnęła się kilka kroków i spuściła kark, byle wystartować z odpowiednim rozpędem. Ruszyła w kierunku drzewa i tuż przed nim wykonała swój słabiutki skok. Przynajmniej uczepiła się kory drzewa. Ostrożnie zaczęła brnąć ku swojej ofierze, która na widok kota schowała się w dziupli.
Teraz Pszczółka musiała działać szybko. Przeniosła wszelką siłę woli w cztery łapy. Wystrzeliła przed siebie i udało jej się nawet wdrapać na gałąź. Skoczyła w kierunku dziupli i zablokowała wylot przerażonemu skowronkowi. Sięgnęła łapą ku niemu, oczywiście kończąc jego żywot pazurami. Zrzuciła go na ziemię, a sama skończyła z gałęzi, uniosła go pyskiem i wróciła do mentorki.
***
Po powrocie kotki, skowronek skończył na stosie. Sama zaś zabrała mysz polną. Oh, tak bardzo była głodna. Znalazła więc Lśniącą Łapę i ułożyła się obok niego.
- Jak ci minął dzień, Lśniąca Łapo? - Ugryzła kawałek myszy.
<Lśniący? Wiem, że to jest złe ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz