BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
30 listopada 2018
Nocna Burza C.D. Leśna Łapa
Naprawdę dużo urosła od ostatniej chwili jeszcze bardziej upodabniając się do swojej mamy. Uśmiechnęłam się na myśl, że może niedługo kotka dołączy do grona wojowników.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię - z zamyślenia wyrwał mnie głos Leśnej.
- Nie przepraszaj, to ja powinnam trzymać się drzew, a nie buszować na parterze - odpowiedziałam z wielkim uśmiechem żartobliwie pacając ją ogonem w nos - Jak tam u ciebie? Działo się coś ciekawego?
Czekając na odpowiedź zaczęłam znowu uważniej przypatrywać. Miała się naprawdę dobrze, a śmierć rodzeństwa nie wpłynęła na nią chyba w żaden sposób. Nie powinnam się tym dziwić, bo od dawna było wiadomo, że nie miała z nimi jakichś szczególnych więzi, ale i tak mnie to dziwiło. Jednak nie chciałam, żeby to się zmieniało. Miło było pogadać z kimś nie-smutnym i nie-zabieganym.
<Leśna Łapo?>
29 listopada 2018
Od Spopielonej Paproci C.D Leśnej Łapy
- Dobrze pójdę z tobą - szłam za Leśną w kierunku siedlisk dwunożnych, była cała podenerwowana. Ja też nie byłam oazą spokoju. Moje długie łapy, lekko się trzęsły. Nagle, gdy byliśmy już krok od jakiegoś z siedlisk, moja siostrzenica gwałtownie się zatrzymała i spojrzała na mnie.
- Nic jej nie zrobisz? - spytała z obawą.
- Nie, spokojnie - powiedziałam, choć nie byłam pewna czy robię dobrze. Wychyliłam się zza drewnianych barykad. Chryzantema była białą, puchatą kotką, a wokół jej szyli, obwiązana była jakaś w miarę przyzwoita szmata w kolorach tęczy.
- Kto to? - pisnęła pieszczoszka i odskoczyła, widząc mnie.
- To moja.... ciocia - powiedziała niepewnie Las - Nie bój się jej, ona już wszystko wie.
Chryzantema nieufnie podeszła bliżej. Mimo uspokojeń niebieskiej nadal trzymała do mnie dystans. Charakter kotki nie był jakiś powalający, ale każdy kocha co innego. Więc nie mogę zabraniać Lasowi spotykania się z nią. Ale jak ją z klanu wyleją, to ja nie będę jej szukać.
- Możemy już wracać? - wypaliłam po godzinie. Ciągle wpatrywałam się w wielkie brązowe coś, bojąc się, że zaraz za tego czegoś wyłoni się Borsucza Gwiazda wraz z Płonącym Grzbietem.
- Nie zostaniemy dłużej - ja nie odpowiadając, szłam w kierunku lasu. Las pożegnawszy się z pieszczoszką, pobiegła za mną.
- I co myślisz o niej? - spytała Las. Dawno nie widziałam jej tak spokojniej, jeszcze niedawno by mi wyrzucała ze swojej jadaczki jakieś przezwiska i zapierała się przed pójściem, gdziekolwiek ja chce.
- Nie jest jakaś wyjątkowa - powiedziałam bez namysłu.
Od Agrestu C.D Leśnej Łapy
- Czego chcesz! - pisnęła ze złością.
Kotka nie widziała żadnego innego kota w swoim życiu, jedyne koty, jakie widziała, to jej matka i brat. Choć udawała odważną, w środku strasznie się bała.
- Spokojnie, co robisz na terenie Klanu Wilka? - spytała.
Kociak spojrzał na nią dziwnie.
Klan? Jakiś teren? Kotka nie rozumiała, o co jej chodzi.
- Klan czego? Co to w ogóle jest? - spytała, nadal dziwnie patrząc na nie znaną jej, na pewno starszą od niej kotkę.
- Klan Wilka... Nie wiesz co to klany? Nie należysz do żadnego? - powiedziała, wciągając powietrze - jesteś samotnikiem?
Agrest zaciągnęła uszy do tyłu
- Nie wiem, o co ci chodzi! Zostaw mnie po prostu!
Niebieska kotka uderzyła zmarnowana ogonem o twardą ziemię
- Poczekaj... Jak się nazywasz? - zadała kolejne pytanie.
Kociak warknął i odwrócił się od niej.
- A co cię to obchodzi? - syknęła.
Ciekawiło ją to, nawet bardzo, matka opowiadała jej o kotach z lasu, ale Agrest myślała, że to tylko historyjka, aby młode kocięta takie jak one, nie chodziły do ogromnego lasu.
Leśna Łapo?
Od Spopielonej Paproci C.D Nocnej Burzy
* * *
Minęła noc tuż po mianowaniu nas na wojowników. Słoneczko powoli unosiło się nad chmurami, podeszła do nas Złocista Rzeka. Ociężale wstałam z ziemi. Byłam bardzo zmęczona, nie spałam całą noc, stojąc na tej tradycyjnej warcie.
- Jak wam mija pierwszy dzień bycia wojownikiem - powiedziała rozpromieniona. Nie odpowiedziałyśmy. Nie byłyśmy pewne czy możemy już mówić, czy musi przyjść po nas lider.
- Nie martwcie się już, nie musicie nadal milczeć - dopowiedziała szybko.
- Trochę (bardzo) jesteśmy zmęczone, jednak brak snu robi swoje - powiedziałam niemrawo - A tak jakoś dziwnie zwyczajnie.
- Na początku też tak miałam - Złocista kotka odeszła, a ja z siostrą udałyśmy się do naszego legowiska. Musiałyśmy jeszcze przenieść futro owieczek do nowego legowiska, na co Leśna łapa zareagowała złością, starała się zabrać nam trochę futerka i zostawić dla siebie. Zostawiliśmy puste legowisko, wyłożone lekko starawym i zużytym mchem. Poszliśmy do legowiska wojowników. Ułożyłyśmy się na białym puchu w nowym większym legowisku.
- Ile tu miejsca - powiedziałam wpatrzona w duży, w porównaniu do legowiska uczniów czy żłobka, obszar, ogrodzony ścianą krzaków.
- O, o ja będę spać tutaj - powiedziała, kładąc się w środkowej części, a ja położyłam się obok niej. Mimo że było południe, zasnęłyśmy.
* * *
Obudziłyśmy się pełne energii około wieczoru. Szybko wstałyśmy. Idąc szybko przez obóz, zatrzymał na Płonący, wysyłając nas na patrol nocny, więc wraz z grupką kotów wyruszałyśmy sprawdzać teren. Wąsaty Pysk miał za zadanie odnowić zapach przy granicach.
Od Leśnej Łapy CD Agrestu
Leśna Łapa szła razem z Borsuczą Gwiazdą na polowanie, spokojnym tempem wyszli z obozu, kierując się w stronę granicy z Klanem Burzy. Dymna kotka była zdziwiona, że dziadek chce spędzić z nią trochę czasu, jednak kocur tłumaczył to faktem, iż chce odwrócić swoją oraz jej uwagę od śmierci Dymka, oraz Tęczy.
Jeśli kotka miała być szczera to... Nie tęskniła za bardzo za rodzeństwem, od dłuższego czasu czuła się tak, jakby miała przy sobie tylko i wyłącznie Ostrokrzewiowego Liścia. Więc rodzeństwo było jej zbyteczne.
- Jak idzie ci trening Leśna Łapo? - zagaił Borsuk, spoglądając ze smutnym wyrazem pyska na najmłodszą wnuczkę. Córka Różanego Pola uśmiechnęła się lekko, jednak w jej serduszku poczuła ukłucie żalu. Tak bardzo chciałaby zostać wojownikiem...
- Masz okazję udowodnić mi swoją lojalność... Odbierz życie Borsuczej Gwieździe - niski pomruk zadudnił jej w głowie.
- Dobrze dziadku, Jaskółczy Śpiew to dobra mentorka - przyznała, zgodnie z prawdą, węsząc dookoła. Spięła się, czując nieprzyjazny zapach.
- Dziadku, lis! - wykrzyknęła, kiedy ruda kita wyskoczyła zza zarośli. Dwa koty popatrzyły przerażone na napastnika, jeżąc się i życząc.
- Na drzewo! - wykrzyknął lider, popychając terminatorkę w stronę najbliższego. Las ruszyła biegiem, szybko wskakując na gałąź, najwyżej jak tylko potrafiła. Czekoladowy był tuż za nią jednak kiedy skoczył... Lis złapał go za ogon i rzucił w powietrze. Dymna kotka zakryła oczy, nie mogąc na to patrzeć...
~*~
Kiedy odgłosy ucichły, a zapach potwora zelżał, młoda zeszła na ziemię, podchodząc do ciała ojca swojej matki. Klatka piersiowa przez chwilę nawet się nie ruszała, zaraz jednak kocur wziął głęboki wdech, zrywając się na łapy.
- Straciłeś życie...
- Wiem, jednak nie mów o tym nikomu - polecił lider, po czym głową skinął w stronę obozu. Oh, czyli wracają...
Z drugiej strony, nie dziwiła się, że nie chciał teraz ryzykować kolejnym spotkaniem z bestią. Jak przypuszczała, zapewne zaraz po powrocie każe patrolom mieć na to szczególną czujność.
~*~
Kilka dni później od tego feralnego zdarzenia napięta atmosfera w obozie jakby wyparowała, a Leśna Łapa mogła nareszcie wyjść na trening wraz z mentorką. Po drodze jednak nie spodziewała się, że spotka kocię śpiące na Wielkiej Polanie. Zamrugały oczami, niedowierzając w to, co widzą.
- Hej... Mały... - Leśna szturchnęła małą kulkę, która obudziła się, prychając z niezadowoleniem.
< Agrest? >
Od Agrest
Ktoś?
28 listopada 2018
Nowa Członkini Klanu Gwiazdy
Od Nocnej Łapy (Burzy) C.D. Lamparta
***
Wybudziłam się gwałtownie. Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła, powoli powracając do rzeczywistości. Był jeszcze środek nocy, a głowa ciążyła mi, jakby była zrobiona z kamienia. Westchnęłam i przewróciłam się na drugi bok, gdzie leżała moja siostra. Nieśmiało podeszłam i wtuliłam się w jej sierść. Rozluźniłam się, czując znajome ciepło i jeszcze raz rozejrzałam się po śpiących klanowiczach. Legowisko wojowników było naprawdę ogromne w porównaniu do dwóch poprzednich, w których spałam. Naprzeciwko mnie leżeli Błotnisty Pysk i Różane Pole wtuleni w siebie. Obydwoje mieli na pysku wyrysowany smutek. Widząc to, powoli zaczynałam sobie przypominać dzisiejszy dzień. Nic dziwnego, że byłam taka zmęczona po całym dniu uspokajania tej dwójki i nic dziwnego, że w śnie pokazało mi się wspomnienie śmierci małej samotniczki. Trochę przytłoczona tymi informacjami skuliłam się i wtuliłam mocniej w futro siostry. Tak to był wykańczający dzień. Dzień śmierci Tęczy i Dymu. Na szczęście Leśna Łapa o wiele lepiej poradziła sobie niż rodzice.
<To jest najgorszy gniot na świecie>
Od Migoczącego Nieba
Tego dnia kotka nie miała zbyt wiele ciekawego do roboty. Nikt nie wysłał jej na patrol ani nie zaprosił na polowanie. Siedziała więc znudzona w obozie przed legowiskiem wojowników. Co mogłaby dzisiaj zrobić...? Rozejrzała się uważnie. Ciernistej Łodygi nie było, zapewne wyszła. Wtedy, dojrzała dobrze jej znaną pręgowaną wojowniczkę. Powinna pogłębić trochę relacje z wspaniałą istotą, która zastąpiła jej rodzicielke. Podeszła, witając się radosnym mruczeniem.
- Witaj, Pręgowane Piórko! Co tam u ciebie? - zapytała przymilnie.
- Witaj Migoczące Niebo. - Kocica odwzajemniła mruczenie. - Wszystko w porządku. W końcu te dwie kulki nie dają mi w kość - zachihotała, wspominając swoje dwie córki, które już jakiś czas temu dostały swoich mentorów i wraz z matką opuściły ściany żłobka.
- Rozumiem - odparła, chociaż sama oczywiście nie miała kociąt. Chodziło jej bardziej o pociechy swej najlepszej przyjaciółki, a w szczególności o Fiołek, która strasznie się jej uczepiła. - Hm... A może pójdziemy na spacer? Jest taka ładna pogoda... - stwierdziła, spoglądając na niebo.
- To dobry pomysł. - Uśmiechnęła się. - A może wzięlibyśmy Świetlisty Potok i Ziołową Łapę, o ile są w obozie.
Ochoczo pokiwała głową i natychmiast ruszyła po wspomnianą dwójkę. Bura szylkretka rozmawiała z niedawno mianowaną wojowniczką, Błękitną Cętką, siostrą Leśnej Łapy.
- Cześć - przywitała się z obydwiema.
- O, hej Migoczące Niebo! - zawołała niebieska z radością na pysku. Ta jednak zignorowała ją.
- Świetlisty Potoku, pójdziesz może ze mną, Pręgowanym Piórkiem i Ziołową Łapą się przejść? - miauknęła.
Przytaknęła, wstając i żegnając rozczarowaną towarzyszkę. Podążyły przed legowisko uczniów, gdzie przesiadywał w samotności terminator o żółtych oczach, który jednak na ich widok od razu się podniósł.
Powtórzyła przed chwilą wypowiadane pytanie, oczekująco spoglądając na niego.
- Mogę pójść - mruknął lekko obojętnie i poszedł za nimi.
Jak się okazało, przyszywana matka trójki czekała już na nich przy wyjściu. Bez słowa ruszyli na otwarty teren, napawając się pięknem i spokojem tej pory roku. Było bardzo przyjemnie i cicho... aż za cicho. Mimo to nikt z nich nie wyczuł tego wydarzenia, które zmieni tą sielankową wycieczkę w istny, paraliżujący, mrożący krew w żyłach koszmar. Ich kroki były powolne i melancholijne. Niebieska szylkretka postanowiła zacząć rozmowę, zwracając się do brata:
- Ziołowa Łapo, jak idzie ci trening?
Bicolor posłał jej zimne spojrzenie i odwrócił łeb, nie odpowiadając. Westchnęła i przeklnęła pod nosem tak, by nikt tego nie zauważył . Relacje z kochanym braciszkiem każdego dnia stawały się coraz chłodniejsze, a każda próba ratowania ich przez wojowniczkę tylko pogarszała sytuację. Może i miał trochę racji - cała trójka przeżyła 21 księżyców, a to zdecydowanie dużo jak na kogoś, kto jeszcze nie ukończył swego treningu. Kocur był, cóż, trochę nieudaczny i mozolny, a znowu mentorka chciała, by opanował wszystko do perfekcji, więc zrozumiałym było, że nie dopuści go do mianowania, zanim porządnie się tego nie nauczy. Ta technika jednak mocno pogrążała Ziółka, który teraz, zdawałoby się, w ogóle przestał mieć chęci do komunikowania się ze światem z zewnętrznym. Stał się zamkniętą z sobie oraz w swoich problemach, nieszczęsną kupką futra. Może powinna pogadać trochę o nim z Ciernistą Łodygą?... Może, gdyby ta dowiedziała się więcej o jego zachowaniu poza nauką, przyśpieszyłaby chociaż trochę jego szkolenie? Przecież ona doskonale zrozumie Migoczące Niebo, prawda?... Jeszcze raz głęboko westchnęła. Pręgowana spokojnie rozmawiała z drugą żywą córką z miotu Rdzawego Ogona. Z tą było znowu na odwrót - nie cofała się, tylko coraz bardziej przełamywała lody na innych, a z niektórymi, według obserwowań długołapej, rozmawiała już zupełnie normalnie. Och, gdyby ich bratu również przychodziło to tak łatwo...
Spacer zaczął się powoli ciągnąć. Kotka miała ochotę zapowiedzieć powrót do obozu, lecz pewien zapach przykuł jej uwagę. Nagle, stanęła jak wryta z otwartym pyskiem, a pazury wysuwała i wsuwała. Żółtooka spojrzała na nią zaniepokojona.
- Tu gdzieś jest pies... - wymamrotała młodsza, zmuszając łapy do ruszenia się z miejsca i ewentualnej ucieczki.
Po wypowiedzeniu ostatniego słowa, zastępczyni rodzicielki zupełnie zmieniła swoje zachowanie w przeciągu kilku sekund. Źrenice powiększyły się jej do granic możliwości, a także zaczęła krążyć w miejscu. I wtedy... i wtedy zza nich wychyliła się potworna kreatura. Migoczące Niebo musiała przyznać, że nigdy nie widziała na oczy psa. Był jednak wielki, przerażający, a z pyska naznaczonego dużymi zębiskami leciała ślina. Jedynym, co zrobiła, był przerażający okrzyk i rzucenie się do szaleńczego biegu o swoje życie. Miała tylko nadzieję, że pozostali ruszyli za nią. Tym razem umiejętności burzowiczy do szybkiego biegu mocno się im przydały. Kreatura raczej nie byłaby w stanie ich dogonić... Jednak dopiero, gdy zatrzymali się, łapiąc oddech, kocica dokonała zatrważającego odkrycia - napastnik wcale ich nie gonił, ale też nie było z nimi pręgowanej. Bez wahania zaczęła biec z powrotem, pozostawiając siedzieć bezczynnie zdezorientowanemu rodzeństwu. W głowie miała już najgorsze scenariusze... i wtedy zdołała usłyszeć coś w stylu wołania o pomoc dwóch młodych kotów pachnących strachem. Gdy po chwili zrozumiała, o co prawdopodobnie chodziło, o mało co nie zsunęła się na ziemię ze łzami. Jeśli to byli pierwszy potomkowie Pręgowanego Piórka? Obydwoje umarli młodo, jako terminatorzy, a obydwóch zabił pies. Ta sama bestia stojąca teraz ze starszą pysk w pysk. Po chwili była już na miejscu, zanosząc się nadzieją, lecz jedynym, co zobaczyła, było zakrwawione ciało i oddalający się odór wroga. Zawyła bardzo rozpaczliwie, co szybko przywołało równie przestraszonych ucznia i wojowniczkę. Podbiegła do poszkodowanej. Ku ogromnej radości ujrzała, że ta, mimo wielu głębokich ran, wciąż żyje.
- Mamo... Słyszysz mnie?! Mamo!
Oddychając bardzo chrapliwie i płytko, otworzyła zmęczone powieki. Jej oczy nadal miały ten ciepły i przyjemny blask. Potomkini Czarnej Gwiazdy bez najmniejszego wahania zabrała ją na swój grzbiet, chociaż o mało co nie upadła pod ciężarem. Szary i szylkretowa jednakże byli już przy niej, z troską podpierając i ruszyli tak powoli, zbyt powolno jak ma kogoś, kto chce uratować mocno rannego, nie byli jednak w stanie przyspieszyć. A mimo, że w głębi serduszka wiedziała, że nie są w stanie uratować kochanej, i jeśli jakimś cudem ta nie wykrwawi się przed dojściem do obozu, usłyszą jedynie smętne "Nie mogę nic zrobić." Nagle, w pewnym momencie podróży, nastąpiło niespodziewanie coś, co już kompletnie wyprowadziło ich z równowagi. Pręgowane Piórko zaczęła dziwnie majaczyć, opowiadając urywane zdania, pojedyncze wyrazy i co jakiś czas rzucając różnymi imionami.
- Tak, chodź tu do mnie... nie... ty... dlaczego mi to robisz... Pliszkowa Łapa... bądź grzeczna... tak... ona... - szeptała chrapliwie, a nikt nie był w stanie jej wybudzić i musieli tego słuchać.
W pewnym momencie padło jednak coś, co sprawiło, że Migoczące Niebo z trudem powstrzymała się od krzyku i rzzucenia z siebie umierającej.
- Płonący Grzbiet, kochanie, dlaczego mnie... co ja... nie chcę... Albert...
A tak właściwie to ostatnie słowo. Sprawa Płonącego Grzbieta też ją zaciekawiła, gdyż miała wrażenie, że zna to imię, lecz nie mogła sobie przypomnieć, skąd. Postanowiła spytać o niego później, gdy szczęśliwie wrócą, a matka będzie zdrowieć.
- Wiesz... kim był Albert? - wyszeptała słabo.
W odpowiedzi dostała jednak tylko niezrozumiałe spojrzenie i zaskoczone pyski rodzeństwa. Westchnęła, mknąc dalej. Byli już niedaleko... lecz... przecież w jej życiu nic nie musiało się kończyć dobrze, prawda? W pewnym momencie poszkodowana sama zsunęła się z jej pleców. Długołapa z cichym piskiem natychmiast usiadła koło niej, wtulając się w piękne szare futro, teraz niemal niewidoczne pod warstwą krwi. Miała cichą nadzieję, że dostanie chociaż ciepły, lekko motywujący uśmiech, lecz żółte oczy nadal były nieobecne. Oddech z każdą sekundą słabł, aż po chwili zniknął kompletnie. Niebieska szylkretka słyszała już tylko płacz rodzeństwa... A sama nieprzytomnie rzuciła się na ziemię.
***
- Migoczące Niebo... Migoczące Niebo... Migotko, obudź się! - Słyszała nad uchem delikatne słowa, które pomogły jej podnieść niemrawo łeb. Nie była już na polanie, a Pręgowane Piórko nie leżała koło niej. Zamiast szarej siedziała Ciernista Łodyga, nieodczytywalnym wzrokiem patrząca na nią.
- Ciernista Łodygo, g-gdzie ja... c-co się stało? - miauknęła niepewnie.
- Do obozu przybiegli Ziołowa Łapa i Świetlisty Potok... opowiedzieli nam, że zaatakował was pies i Pręgowane Piórko... przykro mi - szepnęła, spoglądając błogo na szylkretkę.
W oczach młodszej z wojowniczek natychmiastowo zabłysł niewyobrażalny ból i smutek. Coś jednak ruszyło. Zamiast wtulić się w sierść przyjaciółki, co normalnie by zrobiła, zmrużyła oczy w szparki i odwróciła się.
- Lepiej ją zostaw. Jest teraz w szoku, musi dojść do siebie - odezwał się Burzowe Serce. Długołapą jednak mało to obchodziło. Bo dlaczego miało obchodzić, skoro prawie wszyscy jej bliscy odeszli? Klan Gwiazd się od niej odwrócił, już nic nie miało znaczenia i sensu. Jej życie nie miało sensu.
***
Minęło trochę czasu, może tydzień? Nie orientowała się już. Ciągle leżała u medyka, praktycznie nic nie jedząc. Wiele kotów zmarło w jej krótkim życiu, lecz ta śmierć przybiła i nasiliła wszystkie pozostałe. Ledwie rankiem wróciła do swych obowiązków. Lecz nie chciała wracać na długo. Nie tutaj. Nie było już dla niej miejsca w Klanie Burzy. Odejdzie za wszystkimi swoimi przodkami, których Gwiezdni jej odebrali.
Skoro tak się bawią, to niech zabiorą i ją, po co ma się męczyć na tym niesprawiedliwym świecie?
Wyszła pod pretekstem swobodnego polowania. Przecież nikomu nie przyjdzie do głowy, by pójść na wszelki wypadek za nią, gdy miała taki zły stan psychiczny, prawda? Dreptała przed siebie z oczyma zmrużonymi w szparki. W oddali słyszała ciepłe wołania należące do tych wszystkich, których straciła.
- Już za chwilę mamo... znów będziemy razem - wyszeptała, unosząc kąciki ust, prawdopodobnie by utrzymywać samą siebie w pewności.
Słońce ogrzewało jej krótkie futro, a wiatr delikatnie i spokojnie powiewiał w bark. Odetchnęła, zamykając oczy, my nacieszyć się chwilą. Po chwili jednak wróciła do rzeczywistości i pomknęła przed siebie, czując krew dudniącą w uszach. Do nozdrzy zaczął dolatywać smród Drogi Grzmotu. Zwykle przyprawiający o zawroty, teraz niemiłosiernie kusił, by podejść bliżej. Stanęła przy płaskiej nawierzchni, przełykając i przez chwilę zastanawiając się, co tak właściwie zrobić. Poczuła, jak nogi się pod nią uginają, a ona nie była zdolna wykonać żadnego kroku. Dopiero, gdy warczący potwór przejechał, postawiła przednią łapę, lecz zaraz ją cofnęła, gdy kolejny taki podążył obok niej.
- Teraz - mruknęła i rzuciła się przed siebie, tak intensywnie zamykając powieki, że pojawiły się w nich łzy. Gdy ślepia przed nią rozbłysły, poczuła, że coś ją gwałtownie uderza i odpycha, lecz nie było to bolesne i śmiertelne uderzenie, którego się spodziewała. Było bardziej... miękkie. Wylądowała na trawie pare ogonów dalej oddychając chrapliwie, lecz bardziej z szoku niż wycieńczenia. Podniosła się, by ujrzeć, kto to zrobił. Nad kotką stał nie kto inny jak buraska o swych przenikliwych zielonych ślepiach.
- Wszystko w porządku? Coś ty zrobiła?! - wylało się z jej pyszczka niczym obfity deszcz.
- N-nic m-mi n-nie jest... - wyjąkała, podnosząc się do siadu. - Jednak równie dobrze ja mogę ciebie o to spytać - co ty zrobiłaś? - Jej ton był dziwnie lodowaty, zupełnie niepodobny.
- A co, spodziewałaś się, że w takim stanie wypuszczę cię na samotne polowanie. Jesteś wycieńczona psychicznie, Burzowe Serce powinien cię dłużej przytrzymać, gdy tylko wrócimy porozmawiam z nim - odparła.
- Nic mi nie jest - powtórzyła pewnie, chcąc ponowić próbę rzucenia się pod łapy wroga.
- Musimy pogadać - zaczęła spokojnie, lecz wyraz oczu wskazywał na zupełnie inny stan emocjonalny. - Wiem, że musi ci być z tym ogromnie ciężko. Ja... pożegnałam i siostrę, i brata, i ukochaną mentorkę, a ojca nigdy nie miałam, lecz chyba nigdy nie zrozumiem twojego bólu. Lecz czy to jest powód, by zabijać się? Spójrz, kogo jeszcze masz - mnie, Ziółka, Świetlisty Potok, Leśną Łapę, którego przecież musisz wyszkolić na świetnego wojownika... masz dla kogo żyć, więc po prostu żyj - zakończyła.
W oczach nakrapianej zalśniły łzy. Odetchnęła głęboko i bez słowa wtuliła się w towarzyszkę, pragnąc jej ciepła.
- P-przepraszam, t-tak bardzo przepraszam! - wydukała ledwo słyszalnie, gdy jej pysk był ukryty w pręgowanym futrze.
- Nie masz za co - zamruczała. - Nie martw się. W Klanie Burzy zawsze będzie dla ciebie miejsce.
Również zamruczała, lecz wtedy coś jej się przypomniało.
- A może wiesz... wiesz kim jest Płonący Grzbiet?
- To zastępca przywódcy w Klanie Wilka. A dlaczego pytasz?
- Ach, nie, nic...
***
Ostatnimi czasy atmosfera w klanie była dosyć napięta. Wszystko oczywiście za sprawą Nocnej Gwiazdy i jego częstych kłótni z swoją własną zastępczynią. Lider strasznie opóźniał mianowania. W końcu kociaki Tulipanowego Pąku miały koło 8-9 księżyców, a nadal nudziły się w żłobku! Nie mówiąc już o biednym Ziółku. To przez tego zielonookiego głupca jej braciszek musiał tak długo kisić się jako uczeń, co dalej prowadziło do nikłej i ciężkiej relacji między nimi. Dopiero teraz kocica zaczynała rozumieć nienawiść swojego ucznia do ich przywódcy. No właśnie, Leśna Łapa. Cóż, musiała porządnie się za niego wziąć. Jego rodzeństwo dawno otrzymało tytuł wojownika, Błękitna Cętka i Czapli Potok, a ona miała wrażenie, że cętkowany kocurek nawet w połowie nie dorównuje im swoimi umiejętnościami. Co prawda była to też jej wina, gdyż ostatnimi czasy mocno zaniedbywała jego trening (zwłaszcza po stracie przybranej matki). Czas, by powrócili do intensywnych ćwiczeń. Nagle, nastawiła uszu, gdy długa cętkowana sierść ujawniła się w miejscu, w którym to liderzy klanu zwykli przemawiać. Ocho, ostatnio rzadko go tam widywano. Czyżby jakieś wieści? Podeszła, ocierając się o szare futro bicolora. Obydwoje przysiadli przy Ciernistej Łodydze, Brzoskwiniowej Gałązce i ich dzieciach, które zresztą były już uczniami! Na pysku tej pierwszej widniał triumfalny wyraz.
- Ziołowa Łapo, wystąp - zabrzmiał jakby niechętny i obojętny głos.
Terminator gapił się ze zdziwieniem, lecz mentorka delikatnie popchnęła go, by podszedł. Nocna Gwiazda kontynuował:
– Ja, Nocna Gwiazda, przywódca klanu Burzy wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam, jako kolejnego wojownika. Ziołowa Łapo. Czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój plan, nawet za cenę życia?
- Przysięgam - oznajmił dumnie już nie taki mały i młody żółtooki.
- Mocą klanu gwiazd nadaję ci imię wojownika. Ziołowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Ziołowy Nos. Klan gwiazdy ceni twoją wytrwałość i zawzięcie, oraz wita cię, jako nowego wojownika Klanu Burzy.
Chociaż ostatnio w klanie atmosfera nie była zbyt przyjemna, teraz wszyscy zaczęli zgodnie skandować imię nowego wojownika. Zaczęli do niego podchodzić z gratulacjami. Potomkini Czarnej Gwiazdy poczekała, aż wszyscy odeszli i niespodziewanie rzuciła się na swego brata, przewracając go i mrucząc jak kotka, której ukochany właśnie wyznał miłość.
- Gratulacje! - wręcz wrzasnęła, liżąc go po nosie. - Wreszcie będziemy spać razem... nie będzie między nami różnic. Przecież jesteś moim Ziółkiem - zamruczała.
- Dzięki - odparł tylko nieśmiało, nie wiedząc, co robić w takiej sytuacji.
Długołapa natomiast wróciła myślami do swojego własnego mianowania. Och, to było niemal 20 księżyców temu! Nic dziwnego, że przez to szary często bywał tak zdesperowany, tymbardziej, że ich siostra Świetlisty Potok również otrzymała swoje imię na jakieś 10 księżyców przed nim. Jeszcze raz uśmiechnęła się do niego serdecznie, zostawiając świeżo upieczonego wojownika swoim myślom podczas nocnego czuwania.
***
Te kilka dni przebiegło wyjątkowo spokojnie i radośnie. Za spokojnie jak na atmosferę panującą na co dzień w klanie. Dlatego wręcz oczywistym było, że zaraz wydarzy się coś, co przerwie tą harmonię. Migoczące Niebo nie spodziewała się jednak, że mógłby to być wybuch złości Żmijowej Łuski, największy z tych które stara kocica często miewała. Tak więc po powrocie z polowania z rodzeństwem czekała na nią, cóż, z pewnością niemiła niespodzianka. W obozie panowało duże napięcie, koty szeptały między sobą, a w powietrzu rozchodziła się woń strachu... oraz krwi. Natychmiast ruszyła w stronę legowiska uzdrowiciela, bo właśnie z tamtego miejsca dochodził niepokojący zapach. Zastała tam bezczynnie stojącą Brzoskwiniową Gałązkę z dwójką swych kociąt u boku. Dwójką... Fiołek leżała nieprzytomnie kilka lisich ogonów dalej, gdzie Burzowe Serce wraz z swą uczennicą, Skowronkową Łapą dwoił się i troił, próbując pomóc córce zielonookiej zastępczyni.
- Na Klan Gwiazd! Co tu się stało?! Brzoskwiniowa Gałązko, gdzie jest Ciernista Łodyga? - wykrzyknęła z przerażeniem, szybko jednak uciszyło ją spojrzenie burego.
- Ciernista Łodyga? Jest u Nocnej Gwiazdy, załatwiają... pewne sprawy z Żmijową Łuską... - odpowiedziała smętnie.
Oczy przybyłej rozbłysły gniewem. Czy ta nędzna kupa futra tak urządziła biedną i niewinną terminatorkę? Była niezwykle wybuchowa, to fakt, a szylkretowa będąca zresztą jej uczennicą miała matczyny cięty język, ale to w żaden sposób nie usprawiedliwiało okropnych czynów bengalki! Westchnęła, pocieszając się jedynie faktem, że sprawczynię zajścia z pewnością spotka zasłużona kara. Nie myliła się, gdyż chwilę później po kotlinie przenikło nawoływanie na zebranie. Natychmiastowo wyjrzała z leża, do którego kierowała się właśnie pokrzywdzona matka o nieodgadniętym wyrazie pyska, jak zawsze w takich sytuacjach. Szylkretka przez chwilę miała okazję polizać ją serdecznie i obrzucić słowami pełnymi współczuć, lecz szybko zorientowała się, że nie jest to dobry moment. Jedynie posłała jej smutne spojrzenie i spojrzała ze zmrużonymi oczyma na winowajczynie, ogromnie niechętnie podchodzącą do lidera.
- Żmijowa Łusko, czy chcesz porzucić swoją rolę wojowniczki i dołączyć do grona starszych? - zapytał, zaczynając ceremonię.
— Skoro muszę - warknęła z ogromną ilością jadu, przez który córce Rdzawego Ogona zrobiło się wręcz niedobrze.
- Twój klan dziękuje ci za wierną służbę, jaką mu dałaś. Niech Klan gwiazdy da ci wiele księżyców spokoju! - zawołał, a wręcz kipiąca ze złości węglowa wycofała się w tłum.
- Czapli Potoku - miauknął, zwracając się do młodszego brata Ciernistej Łodygi. - Przejmiesz trening Fiołkowej łapy, jak tylko wróci do sił. Dbaj o nią.
Nowy mentor kotki kiwnął łbem i skierował swe kroki do reszty rodziny siedzącej w legowisku medyka i czekającej na nagłe obudzenie się jednookiej.
***
- Migoczące Niebo - usłyszała nad uchem poważny, lecz wyraźnie zmęczony głos. - Pójdziesz ze mną i Kaczeńcowym Pazurem na polowanie. Zbieraj się. - Po tych słowach właściciel długiego, zdobionego cętkami futra natychmiast się oddalił.
Uniosła się, wyraźnie zdziwiona. Od kiedy to ich lider chodził na polowania? Ostatnimi czasy praktycznie nie wynurzał nosa poza swoje posłanie! Szybko przeprosiła Ziołowego Nosa i podążyła do wyjścia. Dwójka kocurów czekała tam na nią. Bez słowa ruszyli. Długołapa przez większość drogi lustrowała syna nowej członkini starszyzny. Od śmierci Pręgowanego Piórka chodził zamyślony i przygnębiony. Wydawało się, że to zdarzenie przygnębiło go bardziej niż jej przyszywane, jak i
te prawdziwe. Och, dlaczego ostatnio spotykało ich tyle nieszczęść? Najpierw szara, potem wypadek biednej Fiołkowej Łapy, a ledwie kilka wschodów i zachodów księżyca temu Klan Gwiazd zabrał do siebie również Kwiecisty Wiatr, najstarszą członkinię klanu, dawną medyczkę. Westchnęła cicho, próbując skupić się na wytropieniu czegokolwiek. Wyczuła zapach zająca, więc natychmiastowo przybrała pozycję i bezszelestnie podchodziła swą ofiarę. Gdy była już na odpowiedniej odległości, skoczyła, zabijając stworzenie przegryzieniem jego karku.
Po kilku kolejnych złapanych zwierzętach, zielonooki stwierdził, że muszą wracać. Szedł jakoś niemrawo, myślami zdawał się być zupełnie gdzieś indziej, a łupy uciekały mu z przed nosa. Nie był może strasznie stary, lecz wyraźnie zmęczony życiem i nakrapiana pokusiła się o stwierdzenie, że gdyby zmarł, dla wszystkich skończyłoby się to dobrze. Nagle, chwilę później, przodkowie zdali się wysłuchać jej wręcz spiskowych myśli. Zza krzewów wynurzył się wąż pełzający prosto na starego lidera.
- Nocna Gwiazdo, uważaj! - krzyknęła, lecz za późno. Kły wbiły się w bok, a ofiara zawyła, padając na glebę. Bengal rzucił się wściekle, rozrywając atakującą istotę na pół. W ciało poszkodowanego zaraz wdały się drgawki i nie miał siły się podnieść.
- Musimy jak najszybciej zabrać go do Burzowego Serca - stwierdził, lecz okazało się, że trucizna działało wiele szybciej, niż myśleli.
Dalej akcja działa się w szybkim tempie. Ślepia się zamknęły, drgawki i jakikolwiek oddech znikły.
- Traci życie - wyszeptała.
Siedzieli tak jakiś czas nad Nocną Gwiazdą, aż w końcu boki zaczęły się delikatnie unosić i upadać. Kocur chwiejnie i ostrożnie podniósł się. Przebywający z nim wojownicy od razu podparli go z obu stron i tak powolnym krokiem wyruszyli z powrotem do obozu. Na miejscu długowłosy natychmiastowo skierował się do swojego legowiska, nie mówiąc ani słówka o tym, co przed chwilą miało miejsce. Ona wiedziała jednak, kto koniecznie musi się o tym dowiedzieć. Oraz gdzie może tą osobę spotkać. Weszła do leża uzdrowiciela, gdzie przesiadywała w milczeniu pręgowana kotka.
- Ciernista Łodygo... - zaczęła. - Musimy porozmawiać.
- Tak? - Jej przyjaciółka powoli się odwróciła.
- Przed chwilą, na polowaniu, Nocna Gwiazda stracił życie, lecz nie wygląda na chętnego do dzielenia się o tym z kimkolwiek. A wolałabym, żebyś ty wiedziała.
Pręgowana natychmiastowo wydała się być bardziej zainteresowana.
- Ach tak... co mu się stało?
- Zaatakował go wąż - odparła.
- Hm... powiem Burzowemu Sercu, by miał go na oku - stwierdziła, kiwając głową. - Dzięki.
Uśmiechnęła się, ocierając się o nią i liżąc delikatnie. Następnie zostawiła zastępczynie samą z jej ranną, pogrążoną we śnie córką.
Od Oszronionej Łapy
— W-więc...Więc wz-wzięłam was tu-tutaj, by...By po-powiedzieć wam o...Znaczy bo ja...— zaczęła krótkołapka jakoś próbować powiedzieć o co chodzi.
— Wiedziałem, ten idiota coś ci zrobił? — warknął Dzik groźnie patrząc się na Deszczowe Futro gotowy do skoku, pewnie w głowie mając już najgorsze scenariusze, które mówiły mu, że zostanie wujkiem.
— Nie, nie Dz-Dziku De-Deszczyk mi nic ni-nie zrobił. Nie on...
— Nie ja? Znaczy no pewnie, że nie ja. Ale Szron co się stało dokładnie? — spytał cicho syn Żurawinowego Krzewu, patrząc się zmartwiony na kotkę.
— To...To Jagodowa Gwiazda — oznajmiła szeptem kotka patrząc się w ziemię. Dopiero po chwili udało się jej spojrzeć na dwójkę kocurów i pokonując wstyd zaczęła opowiadać im dokładnie od samego początku jej relacje z liderem Klanu Nocy i co dokładnie jej zrobił. Gdy skończyła udało się jej już tylko wydusić ciche przepraszam i uciec do lasu, by się chociaż trochę uspokoić. W końcu powiedzenie tego wszystkiego wiele ją kosztowało, ale czuła lekką ulgę, że udało się jej wreszcie zdradzić sekret i miała nadzieję, że teraz Dzicza Łapa oraz Deszczowe Futro pomogą jej się jakoś wyrwać z tego koszmaru.
Od Pszczelej Łapy CD Lśniącej Łapy
Jednak w duchu czuła się dość niezręcznie. Czemu się tu dziwić? Chodziło o matkę Lśniącego. Chciała się dowiedzieć o niej jak najwięcej, a jednak wciąż musiała zamaskować swoje intencje. Cóż, nie jest to takie proste, jak myślała...
Natomiast liliowy kocur przewrócił oczami i westchnął:
- No, dawaj.
- Czy według Poplamionego Piórka robię postępy? Co ona o mnie myśli?
- Tak... Chyba tak - mruknął Lśniąca Łapa. - Ale nie mam pojęcia, jakie ma o tobie zdanie. Nie umiem czytać w myślach.
- Nic nie wspominała? - warknęła Pszczela Łapa.
- Nic, a co?
- Tak pytam... - Kotka odpuściła. Po raz kolejny, ale tym razem obiecała sobie, że raz na zawsze. Za każdym razem obiecywała, z czego nic nie wychodziło.
- Coś jeszcze? - Liliowy najwidoczniej tracił cierpliwość.
- Nie. Idź zbierać zioła czy co tam robisz. Cokolwiek - prychnęła i zniknęła gdzieś poza obozem.
***
- Cholera, Pszczela Łapo, postawa! - miauknęła ostro Poplamione Piórko.
Ta, jeszcze tego do szczęścia brakowało - wyprowadzić mentorkę z równowagi. Najpierw Lśniący udowodnił jej, że pozostaje dla niej obojętna, a teraz znów ją zawodzi tym, że nie potrafi prawidłowo wykonać skoku. Była na siebie tak wściekła, że nie potrafiła tego znieść. Miała ochotę położyć się na trawie i zacząć wyć. Ba! Przeklinać Klan Gwiazdy, że nie potrafiła odnaleźć się w tej przedziwnej sytuacji. Co ona w ogóle sobie myśli?
Pszczółka spuściła po sobie uszy i wymamrotała ciche "przepraszam". Na szczęście syjamka może uspokoić się tak łatwo, jak się zdenerwowała. Popatrzyła na uczennice swoimi łagodnymi oczętami i westchnęła.
- Zajmiemy się tym później. I nie musisz się załamywać. Nie jesteś jedyną w historii Klanu, która ma problem ze skokiem na odpowiedni dystans. Po prostu musisz poświęcić na to więcej czasu, którego aktualnie nie masz.
Poplamione Piórko zerknęła na pobliski dąb. Po jednej z gałęzi skakał sobie pulchny skowronek, aż ciężko byłoby odpuścić taki przysmaczek. Pszczółka oblizała się odruchowo.
- Postaraj się nie wydać ani jednego dźwięku, złapiesz go bez problemu.
Szylkretka przyjęła wyzwanie. Cofnęła się kilka kroków i spuściła kark, byle wystartować z odpowiednim rozpędem. Ruszyła w kierunku drzewa i tuż przed nim wykonała swój słabiutki skok. Przynajmniej uczepiła się kory drzewa. Ostrożnie zaczęła brnąć ku swojej ofierze, która na widok kota schowała się w dziupli.
Teraz Pszczółka musiała działać szybko. Przeniosła wszelką siłę woli w cztery łapy. Wystrzeliła przed siebie i udało jej się nawet wdrapać na gałąź. Skoczyła w kierunku dziupli i zablokowała wylot przerażonemu skowronkowi. Sięgnęła łapą ku niemu, oczywiście kończąc jego żywot pazurami. Zrzuciła go na ziemię, a sama skończyła z gałęzi, uniosła go pyskiem i wróciła do mentorki.
***
Po powrocie kotki, skowronek skończył na stosie. Sama zaś zabrała mysz polną. Oh, tak bardzo była głodna. Znalazła więc Lśniącą Łapę i ułożyła się obok niego.
- Jak ci minął dzień, Lśniąca Łapo? - Ugryzła kawałek myszy.
<Lśniący? Wiem, że to jest złe ;-;>
Od Leśnej Łapy
Ostrokrzew i Ryk zostali mianowani. Owszem, jeśli chodzi o Krzewika, to wiedziała, że jest to nieuniknione, ale... NA OSTY I CIERNIE! Ryk był w tym zawszonym klanie krótko, a już otrzymał zaszczytne miano wojownika i zadowolony miał teraz wszystkie prawa, jakie przysługiwały zwykłemu klanowiczowi.
- Głupia kupa futra - syknęła Las, kiedy dwójka kocurów wróciła z nocnej warty. Oczywiście, cieszyła się szczęściem burego przyjaciela, jednak z drugiej strony strasznie mu zazdrościła.
- Hej Lasku! - zawołał, podbiegając do niej. Oh, jak on się zmienił. Z wrednego bucowatego kociaka, zrobił się całkiem miły, jednak tylko i wyłącznie do niej. Do reszty nadal był wrednym bucem.
- Hej Krzewiku - miauknęła przyjaźnie, ocierając się o jego policzek, mrucząc przy tym cicho. Szczerze powiawszy, to po bardzo wczesnym treningu z Jaskółczym Śpiewem była potwornie zmęczona, oczy jej się kleiły i dosłownie czuła, jakby zaraz miała zasnąć na stojąco. Burego zaś rozpierała energia. Zauważył jednak stan, w jakim była jego przyjaciółka i osobiście zagonił ją do snu. Oczywiście nie pospała długo, bowiem wygnano ją na patrol, a następnie znowu na trening. Z ogromną radością wróciła wieczorem do swojego legowiska i zasnęła.
~*~*~
Szła po jakimś wyschniętym polu, w powietrzu unosiła się gęsta, potwornie śmierdziało padliną. Leśna Łapa westchnęła cicho, widząc jakiś zniszczony, najpewniej przez ogień, las. Odwróciła się do tyłu, nie widziała nic, prócz bezkresnej pustki. Ruszyła więc przed siebie, wpatrzona w łapy.
- Witaj... - niski pomruk rozległ się echem, młoda terminatorka spięła się z lekka, a kiedy we mgle dostrzegła postać jakiegoś kota, wygięła grzbiet w łuk, sycząc ostrzegawczo - Nie bój się mnie - głos był spokojny i przyjemny, jednak miał w sobie coś przerażającego.
- Czego chcesz? - bruknęła terminatorka, widząc, jak ciemna postać podchodzi bliżej, stając się lepiej widoczną. Wysoka, czarna kotka z licznymi bliznami na ciele.
- Mam coś dla ciebie, coś, czego pragniesz - zamruczała, mrużąc żółte ślepia i świdrując nimi z lekka przestraszoną członkinię klanu wilka.
- Ta? A skąd możesz wiedzieć?
- Ja wiem wszystko, skarbie - przejechała ogonem, po jej gardle, jednocześnie obchodzą kotkę dookoła - Powiedz mi... Czy nie chciałabyś zostać liderem? - zaśmiała się cicho, na co Leśną Łapę przeszedł przyjemny dreszcz
- T-tak... Ale - zaczęła, jednak szybko została uciszona.
- Chciałabyś też żyć szczęśliwie ze swoją partnerką, prawda~? Chociaż dobrze wiesz, że klan tego nigdy nie zaakceptuje... Twój własny dziadek wygna Cię. Oh... Co powie twoja matka i ojciec! - wykrzyknęła, głosem strapionym, zupełnie tak, jakby martwiła się o własne kocię. Leśna Łapa patrzyła się w swoje pazury, które na zmianę chowała i pokazywała - Tylko bycie liderem da ci możliwość zniesienia tego chorego prawa - liznęła ją po karku oraz za uchem, tym samym wywołując mruczenie u młodszej kotki.
- Czyli... Mówisz, że pomożesz zostać mi liderką? Że dzięki tobie będę mogła zabrać Chryzantemę do domu? - szepnęła niedowierzając w słowa, które do niej wypowiadano - Zgoda. Zgadzam się! Zrobię wszystko - wykrzyknęła hardo - Tylko powiedz mi... Jak się zwiesz?
- Jestem Czysta Gwiazda, a to początek twojego nowego życia Leśna Gwiazdo - zaśmiała się gardłowo, odchodząc kilka kroków od dymnej uczennicy.
27 listopada 2018
Od Leśnej Łapy
Nie... To nie mogła być prawda... Zapłakany głos Różanego Pola dotarł do niej jakby z opóźnieniem. Hej, przecież to był żart! Prawda...? Kociczka zadrżała, z całych sił zaciskając szczęki. Czuła się okropnie, Ostrokrzew podszedł do niej, liżąc uspokajająco za uchem.
- Tak mi przykro... - usłyszała czyjś głos. Dymna podniosła głowę i zwróciła się w kierunku mówcy. Oczy zwężyły się w szparki, kotka wysunęła pazury i nastroszyła sierść.
- Zamknij się! Po prostu się zamknij! Te przeprosiny to możesz sobie pod ogon wsadzić! Był twoim terminatorem! Twoim obowiązkiem było go pilnować! - syknęła wściekła, nawet nie patrząc na przypalone ciało brata.
Czarę goryczy przelała jednak kolejna tragiczna wiadomość tego dnia. Odszedł kolejny członek rodziny.
- Borsucza Gwiazdo! - Szepczący Wiatr wpadła niczym burza do obozu, a za nią dwa koty, które... niosły ciało Tęczowej Łapy. Błotnisty Pysk podszedł do swojej partnerki, kładąc jej łeb na głowie i starając się jakoś ją uspokoić. Ta jednak wyrwała się z jego objęć i pobiegła w stronę ciał swoich dzieci.
Las westchnęła cicho. Owszem, odczuła utratę bliskich jej kotów, które nota bene były jej rodzeństwem, jednak... Miała wrażenie, że gdyby to Krzewik odszedł, przeżyłaby to o wiele bardziej... Przyszła wojowniczka po prostu odwróciła się i wróciła do leża uczniów, musiała po prostu pobyć sama.
~*~*~
Obudziła się tak, jak zwykle - wtulona w Ostrokrzewa. Wstała, przyciągnęła się i ruszyła na trening. Nie rozpaczała po utracie rodzeństwa, nawet idąc obok mentorki zachowała zimną krew, nie poruszając nawet tego tematu. Zupełnie inaczej zareagowało na to jej starsze rodzeństwo - Borsuczy Kieł i Nocny Kwiat. Podobnie jak matka i ojciec załamali się.
A Las?
Ona zupełnie to zignorowała, jakby była zrobiona z kamienia.
- Szykuj się! - zawołała Jaskółczy Śpiew, po czym ruszyła na kotkę, która szybko przyjęła pozycje do walki.
Rozpoczęły trening.
Nowi członkowie Klanu Gwiazdy!
26 listopada 2018
Od Księżycowej Łapy C.D Fiołkowej Łapy
— Chodźmy stąd — oznajmiła spokojnie koteczka — po bluzgasz na nią w naszym leżu, co? — zaproponowała.
Fiołek kiwnęła smętnie głową, oglądając się jeszcze na mentorkę.
— Zasmarkana dziadówa — burknęła pod nosem i ruszyła w kierunku obozu, a Księżycka pobiegła za nią.
~*~
— Jeszcze raz — stwierdził ze znudzeniem Kaczeńcowy Pazur. Księżycowa Łapa wymownie przewróciła oczami. Nie była terminatorką od długiego czasu, ale już zdążyła tego całym sercem znienawidzić. To było zupełnie tak, jakby ktoś wrzucił ją w worku na środek jeziora i kazał wypłynąć, a ona tylko tonęła i tonęła, z każdym dniem coraz bardziej. Jedyne, co jej wychodziło, to teoria. Odziedziczyła po matce świetną pamięć i chłonęła wiedzę wszelaką, niczym mech wodę, jednak w żaden sposób nie potrafiła wykorzystać tej zdolności do walki, chociażby się nie wiadomo jak starała.
— To bez sensu — burknęła, siadając — a ja się do tego w ogóle nie nadaję.
Jej mentor spojrzał na nią surowo. Znowu marudziła, a niby była tym bezproblemowym dzieckiem pomylonej zastępczyni i jej bardziej pomylonej partnerki. Co prawda, nie darła się przy każdej okazji, ani nie była zbyt dobroduszna, aby zabić mysz, aczkolwiek jej podejście okropnie go frasowało. Po treningu z Ćmim Trzepotem, który przeciągnął się znacznie bardziej, niż powinien, Kaczeniec miał ambicje, aby swojego następnego ucznia wytrenować szybko i sprawnie, ale Księżycowa Łapa widocznie nie wspierała jego pozycji
— Przestań — warknął — po prostu się przyłóż.
Zazwyczaj taki nie był i doskonale o tym wiedział. To wpływ jego matki sprawiał, że tak bardzo nie znosił tej części klanu, przecież tak blisko spokrewnionej z liderem! A jakby nie patrzeć, jego świętej pamięci uczennica, Ćma, również należała do ich rodziny. Czy nią również by wzgardził, gdyby żyła?
Nie.
Nie potrafił jednak pohamować swego potępienia do dzieci Ciernistej Łodygi, czy drugiego miotu Białej Sadzawki. Po prostu nie był w stanie.
— Co to da? — mruknęła szylkretka — Nigdy nie będę dobrą wojowniczką. Nie nadaję się do walki, czy polowań.
Kocur westchnął. Miał już tego dosyć.
— Więc może przynajmniej nadajesz się do biegu? Okrążysz nasz teren dwa razy i przypomnisz sobie, dlaczego musisz być wojowniczką. Masz utrzymać dobre tempo. Będę cię sprawdzał — postanowił. Oczy uczennicy otworzyły się szerzej, ale jedynie pokiwała smętnie głową. Ten bieg jednak nie miał większego sensu. Ona doskonale pamiętała, c z e m u musi zostać wojowniczką. To wszystko wina Skowronkowej Łapy.
— Możesz to jeszcze zmienić — głos w jej głowie ponownie ją nawiedził, gdy zmęczona rozpoczynała drugie koło, ku przerażeniu koteczki — na co czekasz?
Nie odpowiedziała.
~*~
Jednak pomimo tego, gdy wyczerpana opadła na ziemię, nie mogąc się nawet poruszyć z przemęczenia, wiedziała już, że nie ma wyboru. Jeśli nie chce żyć w ten sposób, musi przystać na propozycję Czystej Gwiazdy. Jak najszybciej.
Proszę... — pomyślała, tracąc przytomność — proszę, pojaw się znowu.
Świat zawirował, a przez jej ciało przeszedł dziwny drzeszcz. Zamknęła oczy dosłownie na chwile, a gdy je otworzyła, znowu była na tej dziwnej polanie, gdzie w s z y s t k o pachniało rozkładem. Przez krótką chwilę przestraszyła się okropnie tego, co zrobiła. Przecież nie ufała tej kocicy. Nie. Chciała się od niej odciąć, a teraz tak po prostu, jakby nigdy nic oddaje się w jej ramiona? A gdzie odpowiedzialność? Gdzie Kodeks Wojownika? Gdzie Klan Burzy?
— Dlaczego ma cię obchodzić jakiś kodeks wojownika? — usłyszała nad swoich uchem przeszywający głos kocicy — Nigdy nie chciałaś być nikim takim.
Księżyc odwróciła powoli łeb i przez krótką chwilę stała nieruchomo, gdy żółte oczy przeszywały ją wzrokiem.
Nie wykazuj strachu, nie wykazuj strachu — powtarzała sobie w myślach, gdy nagle kocica roześmiała się.
— No proszę. Księżyce mijają, a ty nadal jesteś tak cholernie urocza — oznajmiła rozbawiona liderka Klanu Prawdy. Księżycowa Łapa wyprostowała się, czując, że powinna zachowywać zimną krew, tak, jak to w kryzysowych sytuacjach zawsze działała jej matka. Spokojnie, jakby to wszystko miało miejsce gdzieś obok, a ona tylko obserwowała zdarzenia.
— Co mi oferujesz? — zapytała wprost, patrząc w oblicze rozmówczyni. Ta pokiwała głową z uznaniem, zauważając nagłą zmianę w jej zachowaniu. Po chwili przemówiła, o wiele poważniej i mniej prześmiewczo, niż dotychczas, jakby z chwilą, gdy Księżyc okazała swoje zainteresowanie ona dopiero zaczęła myśleć o niej poważnie.
— Rozpoczniesz indywidualny proces nauki. Przekażę cię pod opiekę Klonowego Futra, dawnego medyka Klanu Nocy, który nauczy cię wszystkiego, co sam wie. Oczywiście, będziesz się uczyć, jak leczyć koty, ale to nie będzie główny punkt twojej edukacji. Nim staną się trucizny.
— Trucizny? — pytanie padło z ust Księżycowej Łapy szybciej, niż ta w ogóle zdążyła nad nim pomyśleć, za co zganiła się w myślach. Brzmiało ono o wiele mniej pewnie, niż poprzednie, ale z perspektywy czasu wcale się sobie nie dziwiła. Jej dusza miała zostać oddana pod opiekę jakiegoś degeneranta z Klanu Nocy, który w dodatku miał ją uczyć trucizn! Jak kocię, które niedawno co zaczęło swój trening, miało się czuć pewnie w takiej sytuacji? A jednak, pomimo wszystko, nie potrafiła sobie wyobrazić, że opuści to miejsce bez czegoś konkretnego. Że wyjdzie i na zawsze zamknie swój kontakt z Czystą. Było w tym wszystkim coś ogromnie kuszącego, co wołało Księżycową Łapę do siebie, jakby to tutaj, na tej szarej, smutnej polanie od zawsze było jej miejsce.
— Owszem. Wszelkiego rodzaju, jakich tylko zapragniesz. Potrafią być o wiele ciekawsze, niż zwykłe zioła. A już zdecydowanie o wiele słodsze, chociaż ty, moja droga, nie będziesz ich próbować. Co ty na to?
Księżycowa Łapa zaczerpnęła powietrza do płuc tak głęboko, jak jeszcze nigdy w życiu. Musiała podjąć decyzję, teraz i mimo iż miły rozsądek kazał jej odejść, nie potrafiła dopuścić do siebie takowego zakończenia. Czy to możliwe, że naprawdę pragnęła edukować się w temacie trucizn? Tego, jak zabijać inne koty?
Zioła, to zioła — przeszło jej nagle przez myśl — będę wiedziała, czego unikać.
W końcu, uśmiechnęła się nieśmiało.
— Zgoda — mruknęła — zaprowadź mnie do niego.
Nim ktokolwiek, czy to jej mentor, rodzina, czy losowy przedstawiciel jej Klanu zdążył ją odnaleźć podniosła się i o własnych siłach podreptała dalej. Ze zdziwieniem zauważyła, że nie odczuwała zmęczenia po poprzednim biegu, a jej łapy nie pulsowały ognistym bólem. W sumie, to nie czuła zupełnie nic. Dokończyła swoje zadanie i wróciła do obozu.
~*~
A jak niby ma mu patrzeć? — upomniała samą siebie — Jestem przecież w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd.
Z czasem koteczka przyzwyczaiła się do nazwy, odoru, czy otoczenia, w jakim musiała przebywać. Stało się ono dla niej zupełnie zwyczajne, a może nawet przyjazne? To dość dziwne, ale tak. Było jej ono zupełnie przyjazne. Na swój sposób swojskie. Kończyła właśnie czternasty księżyc swojego życia i musiała przyznać, że w jej sposobie bycia zaszła dość duża zmiana. Kwestionowała wszystko, co tylko mogła. Więzy rodzinne, kodeks wojownika, czy nawet zalecenia jej matek. Teraz najświętsze były słowa Czystej Gwiazdy. To ona była tą Mądrą. Księżyc stała się o wiele pewniejsza siebie, a przy tym jeszcze bardziej oschła, niż dotychczas. I mało co obchodziło ją zdanie innych. Nie. Teraz liczyła się tylko ona, oraz jej edukacja.
I rodzeństwo, oczywiście.
Mimo przejścia na "złą stronę mocy", nadal pragnęła chronić Fiołkowej i Orlej Łapy ponad wszystko. To był ostatek kociaka, jaki w niej został.
Dzisiaj Klonowe Futro był jakiś inny, a kocica od razu to dostrzegła. Zdawał się być o wiele bardziej podekscytowany, niż dotychczas, a gdy spojrzał na Księżycke, w jego oczach zatlił się płomień złowieszczej dumy. Kotka z pochlebstwem przyjęła owe spojrzenie.
— Czeka... Cię... Próbaaa— oznajmił śpiewnie kocur.
— Na litość upadłych, mów normalnie — sarknęła w jego kierunku tortie. Zawsze stawiał trzykropki przed kolejnym słowem i do tego już przywykła, chociaż bywało to uciążliwe, jednak nie potrafiła zdzierżyć, kiedy dodatkowo modulował swój głos w jakikolwiek sposób.Ten nie przejął się tym za bardzo, uśmiechając się tylko szerzej. Na swój sposób było to pocieszne.
— Szefowa... powiedziała, że... skończyło... się... babci... sranie... Mam... dla... ciebie... misję..., Księżycu... — kontynuował. Kotka uśmiechnęła się z satysfakcją. Szefowa, co? Czyli Czysta, bez wątpienia. A skoro Czysta czegoś od niej chciała, oznaczało to, że dostąpiła wielkiego zaszczytu! Była na coś gotowa. No właśnie. Ale na co?
— Konkrety. Proszę. — Propozycja otrucia kogoś w ogóle jej nie ruszyła. Po części, tylko na to czekała. Potrzebowała potwierdzenia swoich umiejętności. Klonowe futro ponownie otworzył pysk i swoim ślimaczym tempem wytłumaczył jej, że ową kotką jest Kwiecisty Wiatr, z jej klanu. Miała już ponad sto dwadzieścia księżyców i jeśli umrze, nikt nie powiąże tego z zatruciem, a przecież Księżyc musiała mieć jakieś praktyki. Kotka skrzywiła się.
— No, ale wiesz... To mimo wszystko mój klan — zauważyła, a kocur westchnął.
— Odciążysz... go... Przecież... ta kocica.... tylko... zabiera... wam... jedzenie.
Może parę księżyców temu ukłułoby ją gdzieś w sercu poczucie, że ten kocur ma rację. Teraz jednak, nic jej to nie ruszyło. Przyjęła jego słuszność, jako suchy fakt. Kwiecisty Wiatr musiała umrzeć. I tyle.
— Nie zawiodę was — oznajmiła, a następnie liznęła syna Kryształowej Łzy w policzek — do zobaczenia.
Po czym, z zawadiackim uśmieszkiem wróciła do swojego realnego ciała, spoczywającego na mięciutkim leżu, w sercu Klanu Burzy.
~*~
Otrucie Kwiecistego Wiatru było proste, jak połknięcie płotki. Jako uczennica, Księżycowa Łapa miała obowiązek zanosić starszym jedzenie. Nie wzbudziło więc żadnych podejrzeń, kiedy zaniosła do leża starszyzny królika, w którego przegryzionym zębami kocicy, w czasie chwytania grzbiecie, w pyszczku, a także za uszami znajdowały się niewielkie ilości nasion naparstnicy. Właściwie, najtrudniejszym elementem tego planu było schwytanie tegóż królika. Nad tym koteczka głowiła się najdłużej. Podanie pokarmu Kwiatkowi było czystą formalnością. Kocica słabo widziała, a w tym wieku, węchu także nie miała najlepszego. Podziękowała Księżycowi, która obdarowała (zwykłym) pokarmem resztę starszyzny, a następnie odeszła. Nie spodziewała się, że trutka zadziała od razu, ani tym bardziej, że królik będzie natychmiast skonsumowany, więc zwyczajnie udała się w odwiedziny do swojej siostrzyczki. Wchodząc do leża medyka pożałowała, że to nie Żmijowej Łusce podała trutkę. Miała cichą nadzieję, że ta przypadkiem poczęstuje się smakołykiem koleżanki. Jej siostra, mimo iż przytomna, nadal była w kiepskim stanie. Pysk miała poharatany pazurami tej łajdaczki. Och, jak bardzo Księżyc żałowała, że nie mogły po prostu odwdzięczyć jej się tym samym? Oszpecić ją? Sprawić, aby cierpiała?
Bardzo możliwe, że przebywając wśród sadystów stała się jedną z nich. I niewiele jej to obchodziło.
Właściwie, teraz, kiedy była u Fiołkowej Łapy, liczyła się tylko ona.
— Jak się czujesz? — zapytała potulnie, patrząc na szylkretkę. Ktoś zawołał Burzowe Serce, a ona, niby ze zdziwieniem obróciła się na wychodzącego kocura. No, proszę. Jednak stało się to szybko.
Od Lśniącej Łapy CD Księżyca
Lśniący usiadł. Dosłownie. Posadził swoją puchatą dupę z wrażenia, a zbierane zioła uleciały mu z pyska wprost na ziemię. Przyszły medyk klanu Klifu zamrugał oczami z niedowierzaniem. Przecież... To była kotka, prawda? W dodatku ładna... Ugh... A jednak w swoim marnym życiu nie popełnił jeszcze tak wielkiego błędu.
- Cóż... - zaczął cicho, przełykając zaległą gulę w gardle - Wyglądasz jak... Dziewczynka - skwitował na sam koniec, nieświadomie przybierając najdurniejszy wyraz pyska, na jaki w tej chwili było go stać.
- Coś ty powiedział ty... Ty... - kociak jakby szukał konkretnej obelgi, która trafiła by ucznia prosto w serce - Ty medyku zapchlony ty, o! - wytknął język w stronę Lśniącej Łapy, pokazując mu szybko język, i zapewne gdyby mógł, pokazałby mu też środkowy palec. Liliowy westchnął cierpiętniczo. Dlaczego te namolne bachory zawsze dowalają się do niego?! Co on takiego zrobił!? Klanie Gwiazdy... Dopomórz...
- Uh... Nie mogę cię tak zostawić, jeszcze coś cię tu zeżre i gwiezdni ześlą mi koszmary w ramach kary - westchnął cierpiętniczo, zupełnie tak, jakby działa mu się największa krzywda na świecie. Maluch tylko syknął, po czym rzucił w jego kierunku kolejną obelgę.
Mała parszywa pchła.
- Spadaj gburze! - kocię parsknęło z drwiną, ale jednak posłusznie ruszyło za starszym kocurem. Oh, czyżby to był ciężki przypadek wilka o zajęczym sercu? Syn Poplamionego Piórka zaśmiał się w duchu na tą myśl, jednak nic nie powiedział, jeszcze uraziłby jego ego, czy coś.
- Więęęęc... Skąd się tu wziąłeś? - zagaił, nie mając jakoś zbytnio ochoty iść w ciszy. Miał głupie wrażenie, że coś z tym dzieciakiem jest nie tak.
< Księżyc? Daruj, że krótkie D': >
Od Leśnej Łapy CD Nocnej Łapy (Nocnej Burzy)
Dymna kotka z początku chciała polować głową na "tak" jednak ostatecznie grzecznie odmówiła Nocnej Łapie, twierdząc, że musi mieć chwilkę dla siebie i odpocząć. Prawda jednak była zupełnie inna - miała ona zamiar dowiedzieć Chryzantemę, z którą od jakiegoś czasu była. Uśmiechnęła się w duchu na samą myśl o śnieżnobiałej kotce.
- Do zobaczenia później Nocna Łapo! - zawołała, po czym zniknęła w krzakach. I tyle ją widziano...
~*~*~
Minęło trochę czasu od tamtych wydarzeń a związek Chryzi oraz Lasu trwał najlepsze. Zaś w Klanie Wilka Popiół, Noc, Wąs oraz Gardenia zostali mianowani. Szczerze powiedziawszy to młoda dosyć im zazdrościła, przecież nie są już traktowani jak dzieci! Krzewik też z lekka kipiał z zazdrości, co skutecznie poprawiło młodej humor.
- Zbieraj się, idziemy na trening - głos burej kupy futra skutecznie wyrwał ją z rozmyślań. Uczennica zmarszczyła brwi, przybierając na pozór groźną minę. Wstała jednak z ziemi i z uśmiechem na pyszczku ruszyła w stronę wyjścia z przyjacielem u boku. Gdy dotarli w omówione miejsce dostali proste zadanie od Błotnistego oraz Jaskółki - upolować tyle, ile się da.
Tak więc czym prędzej rozdzielili się i ruszyli na łowy. Las pognała w stronę Białych Pni, zaś Krzewik udał się wprost na Wielką Polanę.
Dymna kotka dostrzegła mysz buszującą w zaroślach. Przyczaiła się. Skoczyła. I... Wpadła wprost na Nocną Burze... Kotku przeturlały się kawałek po ziemi zszokowane całym zajściem.
<Nocna Brzo?>
Od Żwirowej Ścieżki C.D Srebrnego Poroża
Gdy serce kocura wydało ostatnie bicie, kotka oderwała od niego język patrząc zaszklonymi oczami w te, pozbawione blasku wojownika. Zacisnęła szczękę nie chcąc wydać z siebie żałosnego, głośnego łkania, choć po jej pstrokatych polikach zaczęły spływać słone krople. Zacisneła ślepia, po czym przełożyła jedną łapę nad jego szyją i wcisnęła w jego futro nos. Podciągnęła jeszcze tylne łapy do siebie, przez co wyglądała jak zgarbiona istotka. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na zgłuszony krzyk, wprost w szyje (wciąż) ciepłego ciała.
Krzyczała do Gwiezdnych, by zwrócili jej Srebrnego.
Było wiele kotów zasługujących na taki los. Na przykład Jagodowa Gwiazda. Jego czyny były odczuwalne zwłaszcza dla terminatorów. Koty, które już dawno powinny dostać miana wojowników, kisiły się w legowisku uczniów mimo dorosłego wieku
Jastrzębia Szpon, mimo bycia zastępcą nic z tym nie robił.
Dryfujący Obłok, wciąż samolubnie zapatrzony w przeszłość i swoją, dawno nie żyjącą, uczennice - Miodowe Serce. On miał moc od Gwiezdnych, by przeprowadzić ceremonie i pchać klan na przód.
Więc dlaczego zabrali akurat tego wojownika? Czym im zawinił? Tym że był narcyzem? Że wolał kocury od kotek, tym samym czyniąc z zakochanej w nim współklanowiczki, tylko przyjaciółke? Nie wiedziała.
A kim ona dla niego była? Od momentu gdy znalazła go razem z Żarem, czuła wewnętrzną potrzebe opieki nad nim. Jak nad młodszym bratem, którego nigdy nie dane jej było posiadać. W Klanie Nocy znalazł drugi dom, wręcz całkowicie różny od tego w którym żył wcześniej.
- Żw... Ja jestem z ciebie dumna, Srebrny. Wszyscy jesteśmy - Mruknęła, jakby ten wciąż mógł jej wysłuchać. A możne słuchał, stojąc obok żałując że nie dostał tych paru dni więcej by podziękować wszystkim.
Leżała długo wtulona w poplamioną krwią sierść. Przez myśl jej przeszło by go zakopać gdzieś na terenach klanu, mówiąc reszcie że ten jest w lepszym miejscu, ale od razu zganiła się na tę myśl. Chciałby się pożegnać. Z pewnością.
Z trudem oderwała się od ciała Srebrnego Poroża, powoli skanując jego ciało. Było całe umorusane krwią, w niektórych miejscach już zastygła, tworząc kołtuny w biało-niebieskiej sierści.
Lizneła go po pysku, zamykając tym samym jego ślepia. Oglądanie ich bez tego zaczepnego blasku, było wręcz torturą... a tak? Wyglądał jakby spał.
Lizneła go po białym poliku, wylizując go z krwi. Nie chciałby żeby ktoś go widział z takim futrem. Znała go wystarczająco, żeby wiedzieć jak ten się przejmował wyglądem. Przeszła potem na pierś, szyje i resztę ciała, pozbywając się szkarłatnej cieczy, która zostawiała na jej języku gorzki, metaliczny posmak.
Miała go zamiar zabrać do Klanu.
Do domu. Do rodziny, która miała prawo się z nim pożegnać.
--------
Było ciemno gdy z trudem udało się jej wczołgać pod, coraz bardziej zimne, ciało Srebnego tylko po to by z równym wysiłkiem wstać na łapy. Kocur ją dawno przerósł, więc z boku, dla niewiadomego kota mogło wyglądać to co najmniej komicznie.
Ale jej nie było do śmiechu. Nawet jeśli próbowała siłą wepchnąć na pysk uśmiech. Powoli, nie chcąc strącić ze swojego grzbietu ciała, poruszała się na przód.
Do domu.
Gdy dotarła do obozu, przywitała ją właściwie przerażająca cisza. Kto by się spodziewał że gdy wszyscy śpią, panuje ty taka... pustka. Na spokojnie ułożyła ciało, w środku obozu, w taki sposób by zmarły wyglądał jakby spał. Jakby odszedł we śnie.
Nikt nie musiał wiedzieć co się wydarzyło, oraz z jakiego powody kocur zawędrował w szeregi Gwiezdnego Klanu. W sumie.. sama nie wiedziała co było dokładną przyczyną.
Długo nie musiała czekać aż pierwsi klanowicze zaczęli się wybudzać ze snu. Nie czekając, wspięła się na miejsce skąd zazwyczaj przemawiał przywódca tylko po to by zerwać resztki snu z powiek członków Klanu Nocy.
- Klanie Nocy! Zbierzcie się! - Ryknęła drżącym od emocji głosem. Już nie płakała, nie miała w końcu czym, ale mimo to na jej futrze było jawnie widać że to robiła. W oka mgnieniu głowy zaczęły wyglądać z legowisk. W końcu to nie Jagodowa Gwiazda, nie Dryfujący Obłok a ona, zwykła wojowniczka zwołuje klan.
W tym samym momencie do obozu wszedł nocny patrol na czele z przywódcą, Jagodową Skórką oraz paroma innymi osobnikami. Smolisty kocur marszczył czolo w gniewie pomieszanym ze zdziwieniem, w końcu nie planował na dzisiaj żadnego trupa, po czym posłał Żwirowej spojrzenie mówiące jasno "Nie pozwalasz sobie na za dużo?", w odpowiedzi dostając tylko twarde spojrzenie kotki, która paroma sztywnymi susami znalazła się na ziemi.
Może jeszcze miała poczekać i spytać czy łaskwie zwoła klan na pożegnanie Srebrnego? Jeszcze czego. Nigdy więcej nie pozwoli na skrzywdzenie jej rodziny. Nie przez głupotę innych. A jak on nie ruszy klanu na przód, to osobiście to zrobi.
<Łeeezku :3 >
Od Leśnej Łapy CD Spopielonej Paproci
Leśna Łapa zwinnie odbierała taki swojej mentorki, zgrabnie na nie odpowiadając. Jaskółczy Śpiew uśmiechał się raz po raz. W końcu wykonała zły ruch a dymna kotka odrzuciła ją od siebie tylnymi łapami, wstała szybko na stery równe nogi, dysząc ze zmęczenia. Szylkretowa kotka skinęła głową z nawet nie skrywaną radością.
- Koniec treningu moja droga, jesteś teraz wolna. Proszę jednak, abyś trochę zapolowała, tak w ramach treningu - odparła, oddalając się w stronę obozu. Las zastrzygła uszami oraz wąsami. Ha! Czyli teraz ma trochę czasu dla siebie! Wnuczka samego lidera wydarła jak z procy, po drodze na szczęście udało się jej złapać drozda. Zakopała go i ruszyła prosto w stronę siedliska dwunogów. Niespodziewanie coś, a raczej ktoś dosłownie wyrósł przez nią z ziemi. Kotka odskoczyła przestraszona, strosząc przy okazji sierść na grzbiecie i wyginając się w łuk.
- Wreszcie cię ktoś przyłapie! Chcesz, żeby wywalili cię z klanu? Gdzie wtedy pójdziesz? - zawołała postać, która okazała się Spopieloną Paprocią. Terminatorka westchnęła ciężko. Czy tak naprawdę ciężko było zrozumieć, że ona jest szczęśliwa? Co prawda zabiegana, ma mało czasu dla samej siebie, ale jest szczęśliwa. Czy nie to powinno być ważne?
- Nie wiem, coś wymyślę - odparła ze skwaszoną miną. Wyraz pyska niebieskiej zdradzał jednak, że to nie to, czego oczekiwała w odpowiedzi - Wiem. Jesteś zła. Wiem, że robię źle! Ale proszę... Zrozum, że jestem szczęśliwa... Błagam, nie mów nikomu... - popatrzyła na nią ze szklącymi się oczami. Wyglądało to tak prawdziwie, że nikt by nie pomyślał, iż jest to kłamstwo. Las bolało jednak to, że mówi prawdę. Zdecydowanie byłoby jej prościej kłamać. Nie czułaby się tak okropnie.
W tym momencie miała ochotę wtulić się w miękkie futro Chryzantemy, by zapomnieć o całym świecie.
- Jeśli chcesz, możesz iść ze mną - dodała zaraz, patrząc niecierpliwie na ciotkę.
< Popiół? >
25 listopada 2018
Od Lśniącej Łapy CD Pszczółki (Pszczelej Łapy)
Liliowy kocur wszedł do środka, wzdychając cicho, po czym walnął się jak długi, wywalając przy okazji język z paszczy. Różany Kwiat zaśmiała się ciepło, widząc, co odwala jej uczeń, po czym, usiadła naprzeciwko niego.
- Wyglądasz jakby wiewiórki przetrzepały ci skórę - miauknęła ciepło, owijając ogonem łapy - No, powiedz co się stało - dodała zaraz, niecierpliwie przebierając łapami.
Lśniąca Łapa zmarszczył nos, prychając na słowa mentorki. Machnął zdenerwowany ogonem, jednak ani myślał zwinąć się w kłębek. Po prostu leżał rozwalony na płasko niczym naleśnik.
Oh Klanie Gwiazdy! Czym on zawinił, skoro musi zajmować się dzieciakiem? Zapewne niczym, och biedny jego los...
~*~*~
Minęło trochę czasu od tej nieszczęsnej zabawy i tak jak myślał Lśniący, jego mentorka łatwo wręczyła go od męczenie się z dzieckiem lidera. Był jej ogromnie wdzięczny i miał świadomość, że ma wobec niej dług do spłacenia. Nie wiedział jednak, że będzie musiał zrobić to tak szybko. W dość deszczowy dzień został najzwyczajniej w świecie kopnięty w dupsko, by poszedł pozbierać zioła. Pręgowany mruknął coś cicho, marszcząc brwi, jednak posłusznie poszedł. Przy okazji pobiera trochę patyków, może się przydadzą.
Nie zważywszy więc na krople, które niespełna chwilę po jego wyjściu zmoczyły mu futro doszczętnie, ruszył przed siebie w stronę lasu. Po drodze minął swojego ojca, który wracał właśnie z treningu Cichej Łapy. Siostry zaś nigdzie nie widział. Zamienił kilka słów ze starszym kocurem, po czym poszedł przed siebie. Mimo bycia mokrym cieszył się chwilą spokoju, uwielbiał zrywać zioła - relaksowało go to i uspokajało. Dodatkowo dawało chwilę do refleksji.
- Hej Lśniący! - jakąś puchata kulka zgrabnie go przeskoczyła, ładując przed samym kocurem pyskiem w pysk. Liliowy odskoczył w tył, zszokowany tym nagłym "atakiem".
Ah tak, Pszczela Łapa...
Doskonale pamiętał tego irytującego kociaka, sęk w tym, że nie była ona już dłużej małym smrodem, którego poród odbierał. Była uczennicą, która wzrostem dorównywała powoli jego siostrze. Swoją drogą, ciekawe, kiedy on zostanie medykiem?
- Witaj Pszczela Łapo - westchnął cicho, marszcząc brwi. Oh, to będzie dłuuuugi dzień...
< Pszczółka? >:] >
Nowi członkowie Klanu Gwiazdy i Pustki!
Od Srebrnego Poroża
Może gdyby nie był tak upartym kociakiem, zamkniętym w ciele dorosłego wojownika, nic by się nie stało?
Oczywiście, jak na dorosłe kocię przystało, spuszczony ze smyczy zapominał o wszystkim. A już tym bardziej nie patrzył pod łapy.
Rześki wiaterek owiewał jego futerko, ptaszki śpiewały, a zapachy rozmaitych kwiatów unosiły się w powietrzu. To by piękny dzień, aby wpaść do nory.
Całość trwała tylko chwilę. Srebrne Poroże nie zdawał sobie nawet sprawy, gdy wleciał przednią częścią ciała do otworu w ziemi. Nagle stracił grunt pod łapami, ot co. Przez moment widział tylko ciemność, a nim jego wzrok zdążył przyzwyczaić się do mroku, usłyszał przeraźliwy wrzask. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że krzyczy wraz z poprzednikiem, chociaż sam nie wiedział, dlaczego. Po prostu oboje wydawali z siebie przerażony okrzyk, aż do momentu, gdy Srebrny poczuł, jak niewielkie pazury zaczynają bombardować jego pysk. Ból pojawiał się w kilku miejscach jednocześnie, a on na oślep kłapał zębami, próbując cokolwiek z tym zrobić, odgonić to Coś, co chciało go skrzywdzić. Zaczął gwałtownie przebierać łapami po podłożu, marząc o tym, aby opuścić norę. Czuł, że zaraz będzie po nim i nikt mu nie pomoże. I mimo iż po chwili udało mu się wydostać, a krew, zasłoniła mu pole widzenia, wiele się nie pomylił. Pół księżyca później miał dokonać żywota. Teraz jednak, jedynie zemdlał, wycieńczony i przerażony. Usłyszał tylko trzepot skrzydeł i przez myśl przeszło mu, że mógł to być jakiś nietoperz.
~*~
Wszystko na pysku piekło go i bolało, jak jeszcze nigdy w życiu, kiedy otworzył oczy. Zdał sobie sprawę, że znajduje się w zupełnie innym miejscu i że stoją nad nim znajome sylwetki. Słyszał, że coś mówią, aczkolwiek był zbyt skupiony na tym, jak bardzo obolałe jest jego przystojne oblicze.
Zaraz.
Czekaj.
— Cz-czy ja przestałem być piękny?! — wykrzyczał nagle, zrywając się. Część istot w jego otoczeniu odskoczyła, usłyszał jednak także perlisty śmiech Żwirowej Ścieżki. Łapy Dryfującego Obłoka kazały mu na powrót się położyć, co kocur zrobił.
— Czy ja wiem — zaśmiał się Rozżarzony Popiół — może jakieś mało wybredne kocury nadal na ciebie polecą...
— Masz szczęście — mruknął medyk — gdyby pazur uderzył odrobinkę dalej, straciłbyś oko.
Srebrny pokiwał głową, ale mimo wszystko mało go to obchodziło. Chciał wiedzieć, jak wygląda jego pysk. Powoli zaczynał widzieć dokładniej. Rozpoznał Żwirową Ścieżkę, Żara, oraz Jagódkę. Gdzieś z tyłu znajdowała się także oblodzona. Kocur westchnął głęboko.
— Chcę siebie zobaczyć — oznajmił poważnie, na co Żwira przewróciła oczami.
— Siedź na tyłku, Dryf jeszcze nie skończył — warknęła — zostawić cię na chwilę i już się w coś wpakujesz.
Srebrne Poroże prychnął cicho, słysząc ją. Chciał tylko wiedzieć, czy nie stał się brzydki.
Nic więcej.
~*~
Od dłuższego czasu wpatrywał się we własne odbicie w tafli wodnej, czując się zdegustowany. A mimo tej degustacji, nadal nie mógł oderwać wzroku. Jego pysk pokrywały głębsze i płytsze zadrapania. Znajdowały się one wszędzie, na uszach, przy oczach, na nosie. Wyglądał, jakby przejechał się pyskiem po kupce żwiru. I nie potrafił przestać na siebie patrzeć, mimo bólu egzystencjonalnego, w jaki go to wprawiało.
— Przestań — usłyszał nad uchem — co to zmienia?
Odwrócił się i spojrzał w oblicze Jagodowej Skórki. Była tak samo urocza, jak zawsze, a na tę myśl poczuł w sercu ogromny ucisk.
— To zmienia wszystko, Jagódko — szepnął — wyglądam okropnie.
Jagodowa Skórka roześmiała się, słysząc wypowiedź jej przyjaciela.
— Nieprawda, Srebrne Poroże. Jesteś śliczny, nawet, jeśli twój pysk aktualnie na to nie wskazuje. Masz piękne wnętrze, a tego nie mogą zniszczyć żadne zęby, czy pazury. Jedyną osobą, która może to naruszyć, jesteś ty.
Srebrne Poroże uśmiechnął się blado, słysząc te słowa. Czasami żałował, że nie mógł jej dać tego, czego chciała. Że nie mógł pokochać jej tak, jak sobie tego życzyła. Był jednak pełen podziwu, że mimo wszystko nadal tutaj była i chciała się z nim użerać, chociaż wiedziała, że nic z tego nie będzie. A może, po prostu sobie odpuściła? Miał nadzieję, że tak. Delikatnie otarł się policzkiem, o jej policzek.
— Dziękuję — szepnął cicho — naprawdę.
Kocica lekko polizała go za uchem.
— No już, bo jeszcze mi się rozkleisz, a wtedy powiem temu twojemu kochasiowi z Klanu Klifu, że jesteś beksa! — zagroziła, na co Srebrne Poroże roześmiał się.
— Myślę, że się mnie wystraszy — mruknął. Córka Rybiego Ogona pokręciła głową.
— Jeśli tak, to jest frajer i tyle. Nie myśl na zapas — Kocur pokiwał głową, jednak po chwili zdał sobie z czegoś sprawę. Spojrzał poważnie na liliową kotkę.
— Jagodowa Skórko... czy ty właśnie namawiasz mnie do... no, wiesz. Gdybym był ze Skoczkiem, to byłaby zdrada Klanu.
Jagoda westchnęła cicho.
— Tylko, gdyby się o tym dowiedzieli — stwierdziła — nie namawiam cię do tego, ale... Chcę, abyś był szczęśliwy, głupku. Z osobą, która może ci to dać.
Srebrne Poroże spojrzał nań, ze zdziwieniem, po czym oznajmił.
— Jestem z wami bardzo szczęśliwy, kochana. Nigdzie nie byłbym tak szczęśliwy, jak w Klanie Nocy.
Wojowniczka uśmiechnęła się szeroko, słysząc te słowa. Tak bardzo się cieszyła, że pomimo iż gwiezdni zabierali do siebie tyle niewinnych duszyczek, oni mogli mieć siebie. Może i nigdy nie będą razem, ale zawsze będą przyjaciółmi. O tym byli oboje przekonani.
~*~
Czuł się źle. Od dłuższego czasu wszystko go bolało. W dodatku jego rany nie chciały się goić. Przestały krwawić i na tym się skończyło. Okropne ślady pazurów nadal pozostawały widoczne. Srebrny cały czas czuł się zagrożony. Jakby ktoś patrzył na niego, czyhał za rogiem. Coraz mniej żartował, rzadziej się śmiał, zdawał się żyć gdzieś indziej, mimo że bardzo się starał pozostać na miejscu. Były też takie chwile, gdy obserwował spokojny oddech współklanowiczów. Patrzył na gardła swoich najbliższych i myślał, jakby to było się w nie wgryźć. Przerażało go to, ale nikomu nie pisnął słowem. Nie chciał ich martwić.
Nie chciał też jednak przebywać blisko nich i coraz częściej opuszczał obóz z byle okazji, ot co. Żeby tylko nie być blisko i nie stwarzać zagrożenia.
Dzisiejszego dnia, zaszło to jednak zbyt daleko.
Kocur nawet nie wiedział, kiedy to się stało. Zobaczył tę wiewiórkę, jak czmycha po ziemi i nagle ogarnęła go okropna złość. Rzucił się na nią o wiele szybciej, niż robił to zazwyczaj i rozerwał na strzępy, a kiedy już się z nią rozprawił, począł ciężko dyszeć. Jego jasne futro pokrywał szkarłat, a łapy trzęsły się niesłychanie.
Nie mógł tam wrócić. Nie chciał nikogo skrzywdzić. Więc pobiegł. Po prostu pobiegł przed siebie.
Można powiedzieć, że w całym tym pechowym zdarzeniu miał szczęście, albowiem przecinając na oślep drogę grzmotu, nic go nie uderzyło. Przedostał się na bagna i zasnął tam, za bardzo wyczerpany bólem i strachem.
~*~
Kiedy wstał później, w nocy, był głodny. Ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to, co zobaczył. A może raczej, kogo zobaczył? O to bowiem, nieopodal niego, stała jego siostra, Miętus, która przecież jak twierdził Mały zmarła przed księżycami. W jednej chwili poczuł ogromną złość. Nie. To nie była złość. To była chęć mordu. Łapy bolały go okropnie, czuł, jakby wręcz zaczynały drętwieć, ale na tę chwilę, nic go to nie obchodziło. Skoro Miętus nie żyła, to powinna umrzeć spowrotem. Trupy nie powinny chodzić po bagnach! Rzucił się przed siebie, na zaskoczoną kotkę, która z przerażeniem próbowała się bronić. Na marne. W dzikim szale, pokonał ją w krótką chwilę, nawet dużo nad tym nie myśląc. Jedynie jego klatka piersiowa została podrapana, ale nic go to nie obchodziło.
Nie wiedział także, że kotka, którą zabił, to nie Miętus, a Kora, z Klanu Lisa.
Jego wzrok zaczął go okłamywać, chociaż on nie zdawał sobie z tego wrażenia. Od dłuższego czasu, gdzieś kątem oka widywał rzeczy, których nie ma. Dodatkowe ptaki na drzewach, czy kwiaty, których wcale nie było. Odszedł od bezwładnego ciała na kilka kroków, chwiejąc się przy tym, nim zupełnie się przewrócił. Rozpaczliwie próbował się podnieść, ale nie mógł. Jego kończyny pozbawione były jakiejkolwiek możliwości ruchu. Czuł tylko okropny ból. Nie wiedział, jak długo leżał, ale słońce zdążyło już powoli się pokazywać. Srebrny pisnął coś, niezrozumiałym dla nikogo głosem, kiedy nagle usłyszał swoje imię. Ostatkiem sił obrócił się, aby zobaczyć... Swoją matkę. Sarna z przerażeniem biegła w kierunku konającego syna.
— Mamo! — krzyknął, a w jego oczach zebrały się łzy, które powoli wypłynęły z jego policzków. Kocica podeszła bliżej do kocura. — Prze-przepraszam, mamo — wyszeptał — wiem, że was zdradziłem, ale ja... ja chciałem tylko, aby ktoś mnie kochał! Nie miałaś racji, mamo. Ko-koty z Klanu nocy są w porządku. Ma-mam tam wielu przyjaciół. W-wiem, że mnie teraz nienawidzisz, ja... Ja tak bardzo prze-przepraszam.
Z dwukolorowych oczu popłynęły łzy. Kocica zaczęła lizać swoje najmłodsze dziecko.
— Już dobrze, już wszystko w porządku, ciicho...
Srebrny otworzył szeroko oczy, słysząc charakterystyczny głos.
— Brzmisz jak Żwirka, mamo. T-tak bardzo chciałbym ją teraz zobaczyć. Po-podziękować, za wszystko. Jej i Żarowi. Przepraszam, mamo. Na-naprawdę...
— Już, kochanie. Nic nie mów. Żwirowa Ścieżka na pewno wie, że jesteś wdzięczny. Rozżarzony Popiół też. Zawsze będą cię kochać. Już wszystko jest dobrze, jestem tutaj.
Nie miał pojęcia. Nie wiedział, że jego wzrok znowu go oszukuje. Że jego przybrana siostrzyczka stoi teraz nad nim i obserwuje, jak dogorywuje. Skąd mógł wiedzieć, że to Żwirowa Ścieżka stoi tuż nad nim.
— Przepra-szam. Ta-ta-tak bardzo prze-- — urwał, i już nigdy więcej nie powiedział ani słowa. Srebrne Poroże odszedł.
<Żwiru? </3 >