Wyderka nie wiedziała, czy matka chciała dopiec medykowi lub asystentce medyka (która, nawiasem mówiąc, była przecież jej córką), czy Dąb znowu zachorował. Ważne, że w jej świdrujących ślepiach błyszczałby gniew, gdyby odmówiła. Uznała, że Szelest to słaby materiał na złodzieja, że na pewno da się przyłapać, bo to "lisie łajno". Calico wzdrygnęła się.
Przekroczyła próg lecznicy, lekkim, nieco kulawym krokiem, wtoczyła się do samego środka. Legowiska z mchu świeciły pustkami, natomiast na skale leżała niezgnieciona kupka ziół. Zapewne Miodowa Łapa chciała zrobić z niej jakąś maść. Wyderka odetchnęła głęboko, czując, jak do jej nozdrzy dolatuje słodki i kuszący aromat. Ziele, które chciała Ziewająca Łasica, zwało się kocimiętka i podobno było doskonałe na znieczulenie. Cóż, oczywiście Wyderka nie wiedziała, jak koty po tym reagują, a już sam zapach ją upajał. Bez zastanowienia podążyła za nim i wzięła z malutkiego stosiku jedną z niewielu kocimiętek. Gdy złapała ją w kiełki, aż westchnęła, po czym kichnęła i... miauknęła nieco zdezorientowana. Nagle zauważyła dwójkę wpatrzonych w nią ślepi, wyglądających niczym dwa małe księżyce. Kotka wypuściła z krótkiego pyszczka "zdobycz", po czym, jakby zapeszona, spróbowała wyjść po angielsku.
— Hej! — usłyszała z gardła leżącego kociaka cichy pomruk, który zapewne miał ją zatrzymać — Co robiłaś? Po co ci to?
Następnie z krtani kotki wydobyło się charkanie i krótki, urwany w połowie, kaszel. Następnie z dziwnym błyskiem w niebieskich ślepiach przeszyła Wyderkę na wylot. Calico poczęła ugniatać ziemię pod łapami, czując się przyparta do ściany.
— M-mamusia m-mnie o t-t-to p-p-poprosiła — pisnęła wręcz błagalnie, unikając przenikliwego spojrzenia koteczki, której spojrzenie ją wręcz mroziło.
— Ta, jasne — prychnęła, po czym sturlała się z legowiska i potruchtała do nowoprzybyłej, uważnie się jej przyglądając — Widziałam cię wiele razy w żłobku, wiesz? Okropną masz matkę. Ja z taką bym nie wytrzymała!
Kończąc swój krótki wywód, pociągnęła nosem, który był pokryty zaschniętą wydzieliną. Wyderka, z lekkim obrzydzeniem, wydęła wargi.
— W-w-wyderka j-j-jestem — przedstawiła się młodsza, a jej końcówka ogona niepewnie zadrgała.
Wyderka ponownie schyliła się po kocimiętkę, uważnie obserwując ruchy dymnej kotki. Jednak ona tylko przysiadła, obrzucając calico nonszalanckim spojrzeniem. Poczęła pielęgnować swoją przednią łapkę, czasem kątem oka zerkając na młodszą kotkę.
— Żwirek — miauknęła w końcu ciemniejsza, a jej kąciki pyszczka ukształtowały się na coś na wzór uśmiechu.
<< Żwirku? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz