- Czego chcesz? - warknęła Arsi. Wyglądała na zdenerwowaną, ale co się dziwić? Też nie lubiłam się kąpać, ale teraz to sama przyjemność.
- Och, nie bój się tak... Moi właściciele nie zrobią ci nic złego, chcą tylko pomóc. - powiedziałam na uspokojenie. Była dzika, ale jak się uda może się oswoi. Jak nadejdzie czas nowych liści będzie bezpieczniejsza.
- Na pewno! - prychnęła kocica. - Jak niby podtapianie miało mi pomóc?!
- Nie chcieli cię utopić, tylko zmyć z ciebie brud. Teraz jesteś czysta, nie masz już pcheł, ani kleszczy... - powiedziałam cicho i spokojnie. Musiałam jej to wytłumaczyć, a nie krzyczeć.
Kotka nie chowała pazurów, a wręcz przeciwnie! wyszczerzyła swoje żółtawe kły. Ja posiadałam swoją pastę, ale jej nie lubiłam. Jak mi wkładają coś do pyszczka nie jest to najlepsze. Wtedy wstała i ukazała się światłu dziennemu.
- Słyszę las! Gdzie jest wyjście?! - krzyknęła lekko podniecona rozglądając się we wszystkie strony.
Spojrzałam na cosia, który wydawał kojące dźwięki i powiedziałam:
- To tylko taki grający cosiek... Jest tam, na najwyższej półce, to z niego wydobywają się dźwięki.
Wskazałam jej nosem na urządzenie, a ta zrobiła wielkie oczy.
- To z tego wydobywają się te dźwięki?! Cz-czyli dwunożni zamknęli w tym ptaki i drzewa?! - Arsi szybko zniknęła w głębi mini domku z lekkim przerażeniem.
Zaśmiałam się. Było to dość śmieszne, ale postanowiłam jej to wyjaśnić.
- Oj Arsi, Arsi! To tylko nagrane dźwięki! W środku nic nie ma, a to co słyszysz to dźwięki które wydobyły się dawno temu! - Wytłumaczyłam kotce lekko marszcząc nosek, ale nie z gniewu tylko czułam się jakbym rozmawiała z upartym kociakiem.
Aris zamrugała parokrotnie wciąż nic nie rozumiejąc. Po chwili spojrzała na mnie z ogniem w oczach.
- Jestem Szepczący Wiatr! - warknęła.
- Dziwne imię! I jakie długie! Ale spokojnie, przyzwyczaisz się do nowego. - odparłam. Nigdy nie spotkałam się z taką nazwą. - I... może byś coś zjadła? Z pewnością jesteś głodna.
Wyglądała na wychudzoną i słabiutką, a każdy kot musi jeść, żeby żyć!
- Nie! - syknęła na mnie - Nie będę jeść żadnych mysich bobków! - nie wiedziałam o co jej chodzi. Przecież ja nie jem mysich odchodów!
- Ale to tylko ryba. I to najprawdziwsza, surowa ryba! - zachęcałam ją jak matka kocie.
Kotka znowu wysunęła mordkę z ciemności i namierzyła rybę. Widziałam jak z jej pyszczka cieknie mała stróżka śliny, ale niestety cofnęła się i zacisnęła zęby.
- Ja już znam tych dwunożnych! Pewnie jest zatruta!
- Zapewniam cię, że nie. Jak już będziesz czuła głód, ale zdecydowanie mniejszy co sugerują te lekko wystające żebra. - spojrzałam na kotkę i podeszłam do miski. Wyjęłam z niej ostrożnie pyszną rybę i z trudem jej nie zjadłam. Potem odłożyłam ją przed nosem kocicy i wskoczyłam na drapak. Jedna z moich łapek zwisała nad wejściem do domku.
<Szeptoris?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz