Przełknąłem do końca zimny posiłek i spojrzałem na zakłopotaną Białą Mgłę. Byłem wojownikiem od dość dawna, a ona była wcześniej moją mentorką. Nigdy nie dzieliliśmy ze sobą czule języków; nie było to konieczne. Nasza relacja miała opierać się na treningu. Doskonale wiem, że nie jej zawdzięczam koniec moich treningów. Chciała szkolić mnie dalej, dłużej. Pragnęła, bym był jeszcze silniejszym wojownikiem, niż wojownicy innych klanów. Tymczasem kiedy Rozmyty Pył polecił Srebrnej Gwieździe moją siostrę i ja zostałem awansowany.
Teraz moja surowa mentorka, z którą nie łączyło mnie dotychczas nic poza klanem przyszła porozmawiać... Tak zwyczajnie! Jej białe futerko i błękitne oczy... Oczy których lodowaty wyraz przerażał mnie przez cały okres treningu. Teraz miałem jednak wrażenie, że to ja ją przerażam.
- Ja... Dobrze - mruknąłem. Idiotycznie to zabrzmiało. Byłem chyba bardziej zakłopotany niż ona.
- Tto świetnie! - zawołała. Widziałem jak iskra śmiałości w jej oku powoli wygasa. No nie...
- A tobie? - spytałem próbując odratować ten nieszczęsny dialog.
- Yyy... Nic wielkiego... Byłam na patrolu... - mruknęła.
- Jak sobie radzisz z obowiązkami lidera? - podjąłem w końcu jakiś konkretny temat. Biała Mgła spojrzała na mnie z lekkim lękiem.
- Nie jestem przecież liderem! Nie mów tak! - zawołała drżącym głosem. - To naprawdę ciężka sytuacja... W moim klanie zastępcą nigdy nie zostawał kot tak młody, jak ja! Miałam ledwie dwadzieścia parę księżyców, kiedy Srebrna Gwiazda mnie mianowała... Teraz mam ponad trzydzieści.
Czasami nawet zapominam, jak młoda jest ta kotka. Dziesięć księżyców różnicy... No, dla niektórych może to dużo, ale komuś tak samotnemu może się to wydawać chwilą.
<Biała Mgło?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz