Jęknęłam w duchu.
Nie chciałam go narażać - był jeszcze młody, pewnie głupi i pochopny. Wystarczy śmierć Wolfstara, które znacznie osłabiło naszą siłę przywódczą i militarną. W końcu nadal nie mamy zastępcy przywódcy.
- Masz rację, on zabił Wolfstara. A Wolfstar znacznie przewyższał i Ciebie, a może i nawet mnie swoimi umiejętnościami. Więc daję Ci ostatnią szansę...
- Nie. Nie ucieknę. Nie będę tchórzem - przerwał mi, na co westchnęłam.
- Skoro tak stawiasz sprawę... walczmy - rzekłam zachrypniętym głosem.
Wiedziałam doskonale, że przeciwnika lekceważyć nie można za nic. Jest silny, przynajmniej jest sam...
Westchnęłam.
Stoneclaw tymczasem patrzył na nas pytającym wzrokiem, marszcząc brwi, jakby chciał zapytać, dlaczego wybudziliśmy go z popołudniowej drzemki. Wyglądał... niewinnie. Nie, on nie jest niewinny.
Spojrzałam na Mistyshade'a. Szykował się do ataku, patrząc na mój ruch. Nieznacznie zaprzeczyłam - musiałam coś wymyślić, jakiś plan. Bez planu nie mamy szans. Nie pokonamy go skacząc na niego z wojowniczym wrzaskiem.
Wtedy wpadłam na pomysł... może głupi, ryzykowny i bezmyślny. Jednak doszłam do wniosku, że lepiej to, niż nic.
Kiwnęłam na mojego towarzysza, aby się przygotował. Zrozumiał polecenie i uważnie obserwował sytuację, wyostrzył zmysły.
Dobrze.
Będzie dobrze.
Zaczęłam się poruszać. Stoneclaw wbił we mnie swoje spojrzenie, uśmiechając się szeroko.
- Dobrze wiecie, że mnie nie pokonacie.
- Możliwe - odparłam z dziwnym jadem i spokojem w głosie.
- Więc po co to robisz?
- Dla... zemsty.
Wlepił we mnie swoje spojrzenie jeszcze intensywniej.
- Zemsta? - zmarszczył brwi, po czym się zaśmiał.
- Nie, miłosierdzie, wiesz? - pomyślałam.
- W sensie za mojego braciszka? - uśmiechnął się perfidnie - Chyba sobie żartujecie! Takich jak on jest tysiące. On na nic nie zasługiwał... był tylko... śmieciem - dokończył, po czym napluł przed siebie.
Mistyshade wtedy nie wytrzymał - w sumie, nie dziwiłam się. Miałam ochotę zrobić to samo.
Skoczył na niego bez namysłu.
- Co za idiota... - pomyślałam.
- Nie tak pochopnie! - krzyknęłam, po czym podbiegłam w stronę walczących kotów.
<Mistyshade? Opisałabym walkę, ale nie mam weny. ;cc>
Nie chciałam go narażać - był jeszcze młody, pewnie głupi i pochopny. Wystarczy śmierć Wolfstara, które znacznie osłabiło naszą siłę przywódczą i militarną. W końcu nadal nie mamy zastępcy przywódcy.
- Masz rację, on zabił Wolfstara. A Wolfstar znacznie przewyższał i Ciebie, a może i nawet mnie swoimi umiejętnościami. Więc daję Ci ostatnią szansę...
- Nie. Nie ucieknę. Nie będę tchórzem - przerwał mi, na co westchnęłam.
- Skoro tak stawiasz sprawę... walczmy - rzekłam zachrypniętym głosem.
Wiedziałam doskonale, że przeciwnika lekceważyć nie można za nic. Jest silny, przynajmniej jest sam...
Westchnęłam.
Stoneclaw tymczasem patrzył na nas pytającym wzrokiem, marszcząc brwi, jakby chciał zapytać, dlaczego wybudziliśmy go z popołudniowej drzemki. Wyglądał... niewinnie. Nie, on nie jest niewinny.
Spojrzałam na Mistyshade'a. Szykował się do ataku, patrząc na mój ruch. Nieznacznie zaprzeczyłam - musiałam coś wymyślić, jakiś plan. Bez planu nie mamy szans. Nie pokonamy go skacząc na niego z wojowniczym wrzaskiem.
Wtedy wpadłam na pomysł... może głupi, ryzykowny i bezmyślny. Jednak doszłam do wniosku, że lepiej to, niż nic.
Kiwnęłam na mojego towarzysza, aby się przygotował. Zrozumiał polecenie i uważnie obserwował sytuację, wyostrzył zmysły.
Dobrze.
Będzie dobrze.
Zaczęłam się poruszać. Stoneclaw wbił we mnie swoje spojrzenie, uśmiechając się szeroko.
- Dobrze wiecie, że mnie nie pokonacie.
- Możliwe - odparłam z dziwnym jadem i spokojem w głosie.
- Więc po co to robisz?
- Dla... zemsty.
Wlepił we mnie swoje spojrzenie jeszcze intensywniej.
- Zemsta? - zmarszczył brwi, po czym się zaśmiał.
- Nie, miłosierdzie, wiesz? - pomyślałam.
- W sensie za mojego braciszka? - uśmiechnął się perfidnie - Chyba sobie żartujecie! Takich jak on jest tysiące. On na nic nie zasługiwał... był tylko... śmieciem - dokończył, po czym napluł przed siebie.
Mistyshade wtedy nie wytrzymał - w sumie, nie dziwiłam się. Miałam ochotę zrobić to samo.
Skoczył na niego bez namysłu.
- Co za idiota... - pomyślałam.
- Nie tak pochopnie! - krzyknęłam, po czym podbiegłam w stronę walczących kotów.
<Mistyshade? Opisałabym walkę, ale nie mam weny. ;cc>
Misty, jak zdechniesz to cię zabije
OdpowiedzUsuń~Spottedtail
"Stoneclaw tymczasem patrzył na nas pytającym wzrokiem" przecież Stone nie ma oczu
OdpowiedzUsuńXDDDDDDDDDDD
UsuńMoże jego brwi mówiły same za siebie :V
Ma, gdzieś tam gniją zjadane przez robaczki.
UsuńA tak serio, to je ma, tylko, że zamknięte na stałe.