Uciekł jak tchórz, ale nie mógł tego wytrzymać. Ten kot... To był on. Zajęcza Gwiazda! Nie powiedzą mu, że zwariował! Doskonale widział jego biel sierści i zieleń oczu! To był on! On!
Tak... Zostawił na pastwę losu swoją córkę. Miał nadzieję, że wściekły umarlak ją zamorduje i pozbędzie się przez to dwóch problemów za jednym razem.
Schował się pomiędzy drzewami, uspokajając rozszalałe serce. Nie pobiegł za nim. Jak dobrze. Drżał jeszcze od nagromadzonych emocji, ale również przez zimno, które zewsząd go otaczało. Nie miał pojęcia czy już po wszystkim, czy Zające się wymordowały. Bał się sprawdzić z obawy, że go dorwą. Dlatego też siedział w miejscu, nasłuchując czy wróg się nie zbliża.
Słysząc skrzypnięcie śniegu i psioczenie pod nosem, nadstawił uszu. Bażancie Futro. Zbliżał się tu. Nie wiedział, czy powinien mu ufać. Mógł być w zmowie ze swoim demonicznym pracodawcą. Nie wyściubił nosa ze swojej kryjówki, obserwując go z oddali.
— Do cholery jasnej, Zdradziecka Rybko, wyłaź! — wydarł się, a on już wiedział, że miał przesrane.
— Do cholery jasnej, Zdradziecka Rybko, wyłaź! — wydarł się, a on już wiedział, że miał przesrane.
Nie wyszedł. Nie mógł. On go zabiję. Na pewno to knuł przez ten cały czas. Był szalony. Nienormalny. Współpracował z jego córką i jeszcze jej bronił. Ktoś taki jak on nie miał dobrych intencji.
— Wyłaź, bo powiem Rudzikowemu Śpiewowi, co zrobiłeś, zasrany tchórzu! Wtedy na pewno zamknie cię w jakimś dole i tam zdechniesz, słyszysz?!
To... Nie brzmiało zachęcająco. Powoli wyszedł z kryjówki, obawiając się, że to co mówił mogło się spełnić. Widział w końcu jaki był rudy. Był po stronie jego córki. Nie chciał go słuchać. Uważał, że ześwirował, ale... to nie tak! To było nie tak! Czemu nie chciał mu uwierzyć?!
Bury widząc go, zwrócił w jego kierunku łeb, strosząc sierść.
— Co ty sobie myślałeś?! Doszczętnie zwariowałeś?! Zostawiłeś swoją córkę samą na pastwę losu! Nie wstyd ci?! — wydarł się na niego.
Nie rozumiał o co mu się rozchodziło. Przecież to był dobry plan! Zajęcza Gwiazda przez to straci swoją marionetkę, a on uwolni się od tej kreatury raz na zawsze! Czemu jej bronił? Bo co? Bo był jej mentorem i zaczął się troszczyć o tego potwora?!
— Nie — rzekł spokojnie, kładąc po sobie uszy. — Nie jest moją córką, to potwór. Chcę mnie zabić. Knuje to z Zajęczą Gwiazdą. Jest nienormalna. Była szpiegiem Kruczej Gwiazdy. To jej wina, że moja rodzina zginęła z jej łap!
Wojownik skrócił pomiędzy nimi dystans, a on się cofnął, uderzając placami o drzewo. Widać było po jego oczach, że był zirytowany całą tą sytuacją.
— To są twoje urojenia! Nie wierzę... Sądziłem, że już ci się poprawiło, ale byłem w błędzie. Najpierw woda, potem Bezchmurne Niebo, Niezapominajkowa Gwiazda, Zajęcza Łapa, a teraz co? Ja? Ja szpieg wedle twojego chorego umysłu? — parsknął, kręcąc głową. — Posłuchaj jak to brzmi! To co zrobiłeś jest niewybaczalne! Nawet nie czujesz skruchy!
Gapił się na niego tępo, chcąc nawiać, ale ten nawet nie zamierzał mu na to pozwolić. Gdy dojrzał co robił, popchnął go z powrotem na drzewo, wciągając ze wściekłością mroźne powietrze.
— Nie zasługujesz na nią — warknął, a on nie za bardzo zrozumiał o co mu się rozchodziło. Mówił o jego córce? Jeżeli chciał ją mu odebrać, bo nie nadawał się na rodzica, to proszę bardzo. Ucieszyłby się, gdyby ta zniknęła z jego życia. Byle tylko nie pilnowała go, byle nie zostać z nią sam na sam.
— Dałeś się jej omotać — zaśmiał się jak szaleniec. — Omotała cię. Nakarmiła kłamstwami. Nie znasz jej prawdziwego oblicza. To. Potwór. — warknął.
— Jedynym potworem jesteś ty — Wojownik wyprostował się, górując na jego przygarbioną sylwetką.
Przełknął ślinę, gapiąc się na niego w ciszy. Ten jego zdegustowany wyraz pyska, który tak często widział u Kruczej Gwiazdy... Czy to możliwe, że się mylił? Może Bażancie Futro działał na jej zlecenie? Dreszcz przebiegł mu po grzbiecie. Nie odpowiedział mu, wlepiając wzrok we własne łapy.
— Wracamy. — w końcu zarządził, łapiąc go za kark i szarpiąc do przodu, by ruszył przodem.
Potknął się i upadł w śnieg, wstając zaraz na drżące łapy. Rzucił mu pełne niepokoju spojrzenie, rozglądając się jeszcze raz po otoczeniu. Nie dojrzał nic jednak niepokojącego, więc zmuszony, przez kolejne popchnięcie, ruszył ku obozowi.
***
Bażancie Futro powiadomił lidera o jego tchórzliwym wyczynie. Nie podobało mu się to. Bał się, co sobie pomyśli Rudzik. Co z nim teraz zrobi. Gdy bury wyszedł, wepchał go do środka, ponieważ rudy chciał z nim pomówić. Przełknął ślinę, wlepiając ślepia w kocura, który miał bardzo zmęczony wyraz pyska.
— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytał. Czuł w jego głosie zwód. Nie chciał tego, ale... On nie rozumiał! Nigdy go nie potrafił zrozumieć.
— To były dwa Zające. Musiałem ich tam zostawić. Wtedy na zawsze bym się od niego uwolnił. Jeżeli bym został... umarłbym. — wyjaśnił. — Czemu miałem pomagać potworowi, skoro dopadła go zasłużona karma?
— Po raz ostatni powtórzę. Zajęcza Gwiazda nie żyje i nie miałby powodu, aby tu przyjść. A twoja córka nie jest z nim w żaden sposób powiązana, a zostawienie jej było bardzo niehonorowe i mogło się skończyć tragedią — westchnął, zakrywając pysk łapą. — Co ja mam z tobą zrobić, Zdradziecka Rybko?
Pociągnął nosem, słysząc jego słowa. Nie chciał tam się rozryczeć, ale coraz bardziej nie potrafił powstrzymać łez, które gromadziły mu się w oczach. Zwiesił łeb, wbijając pazury w ziemię. Nie wierzył mu, nigdy nie uwierzy. Nie zmieni mu nawet tego okropnego imienia. Czemu? Bo za bardzo przejmuje się opinią innych, którzy go nienawidzili? Sądził, że jak zostanie liderem, to raz na zawsze pozbędzie się swoich problemów. Że Tulipan, Orzech oraz Wzburzona zapłacą za swoje zbrodnię. Tak się nie stało. Nadal byli bezkarni. Nadal cieszyli się swoim zwycięstwem.
— Nie zamykaj mnie w dziurze, proszę — załkał. — Nie chcę tak umrzeć. Nie zrobiłem nic złego. Gdybyś ty miał szansę pozbyć się Kruczej Gwiazdy... Zostawiłbyś ją tam też. Zabiłeś ją w końcu. Rozumiesz jaka była. Co robiła. Czemu nie dostrzegasz, że po tamtej nocy... Po tamtej nocy, gdy zjawił się on... — Wziął głębszy oddech. — Wszystko się zmieniło? A czemu? Dlaczego? Czemu do tego doszło, Rudzik? Wiesz czemu? Bo Zając mnie topiła w wodzie! Chciała mnie zamordować. A potem pojawił się on. Jej wspólnik. To nie są moje urojenia! Bażancie Futro z nią współpracuje. Został przekupiony. Musisz mi uwierzyć, Rudzik. Błagam. Oni są szaleni, nie ja!
— Twoja córka nie mogła topić cię w wodzie. Proszę cię, Zdradziecka Rybko, przestań stwarzać problemy tam, gdzie i tak ich za dużo — charknął z lekka zirytowany. — Idź już. I nie chce więcej słyszeć o Zajęczej Gwieździe. Choćby jeszcze jeden raz o nim powiesz, a ten dół nie będzie złą opcją — odparł delikatnie. — Nie bierz tego do siebie. Po prostu mnie to męczy.
Zacisnął pysk. Nie mógł mówić. Nie mógł. Miał milczeć, chociaż działo się wokół to zło? Musiał najwyraźniej tak zrobić. Skoro i tak mu nie wierzył, a skończyć w dole nie chciał. Trzeba było zaakceptować swój los, co było dla niego strasznie trudne.
Skinął na to tylko łbem, po czym wyszedł, zostawiając go samego. Czuł się tak, jakby życie na powrót mu się zawaliło.
***
Po rozmowie z Rudzikiem starał się wszystko ignorować. Chodził z tą dwójką na treningi, lecz nie wtrącał się, nie mówił, tylko szedł za nimi jak kaczuszka za swoją matką. Stawał kiedy oni zatrzymywali się, szedł gdy szli. Nie odpowiadał na zaczepki, po prostu nie istniał. Był głuchy i ślepy na otaczającą go rzeczywistość. Stracił chęci do życia. Jeszcze Zanikające Echo została zamknięta w starszyźnie, przez co obawiał się ją odwiedzać. Nie miał pojęcia co zrobiła, ale nie zamierzał bardziej podpaść Rudzikowi.
Przewrócił się na drugi bok na swoim posłaniu, widząc w wejściu Zajęczą Łapę. Jego sierść się najeżyła, chociaż wzrok skrył przed tym potworem. Słyszał jak podchodzi. Zareagował dopiero, gdy zawisła nad nim niczym sęp.
— Zostaw mnie. — miauknął, zamykając oczy.
Byle nie widzieć tej bieli, tego zadowolonego wzroku. Nie chciał mieć z tym potworem nic wspólnego. Nadal ciężko mu było znieść fakt, że nikt mu nie wierzył, a uważali za wariata. Nie był szalony! Nie wyobraził sobie tego, że chciała go zabić! To, że wtedy się jej odwdzięczył, zostawiając na pastwę losu, było sprawiedliwe.
<Zając?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz